Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Są tacy ludzie: wcześniej wiedzą, co myśleć, gdzie być, co robić, a także - co jeszcze ważniejsze - czego robić nie należy.
Nie mam pojęcia, skąd im się to bierze. Z organizmu? Z genów? Z ziemi? Z nieba?
Niewykluczone, że Kapuścińskiemu bierze się to z Pińska.
Wielu mędrców pochodziło z niewielkich, prowincjonalnych miast - z jakiegoś Królewca albo Bracławia. Podróżowali rzadko i niechętnie. Żyli w czasie bardziej niż w przestrzeni, a jeżeli w przestrzeni, to pionowej, między otchłaniami i niebem.
Kapuściński żyje w poziomej przestrzeni, bo kiedy opuścił Pińsk, jego życie stało się wędrowaniem.
Opuścił Pińsk wyposażony w pożyteczną wiedzę o tym, czym jest strach, bieda i głód. Dlatego - gdy przywędrował do głodnych i biednych, był u siebie, był w domu.
W świecie, w którym Kapuściński przebywa najchętniej i w którym najlepiej się czuje - człowiek walczy o przetrwanie. Nie udaje wtedy nikogo, jest prawdziwy, jest odsłonięty. Znam takich ludzi z moich własnych książek. I jak zagłada Żydów nie jest wewnątrzżydowską sprawą, tak Trzeci Świat nie jest sprawą wewnątrzafrykańską. To są wewnątrzludzkie sprawy. Opisując je - z ciekawością, zdziwieniem, czasami ze zgrozą, a czasami z zachwytem - Kapuściński dociera do spraw globalnych. Z przyganą mówi o dziennikarzach szukających "story", pasjonujących fabuł. U niego nie ma story. Jest pojedynczość, która nie musi być pasjonująca. Ktoś urodził się, żył i umarł. Może go zabili. Może on zabił. Na szczęście zdążył przed śmiercią wyjawić Kapuścińskiemu, jakie plagi sprowadza na człowieka zły czarownik albo jak umierają stare słonie. Następnie Kapuściński siada przed pojedynczą afrykańską chatą, z ogromnym skupieniem wpatruje się w ciemność nocy i widzi cały globalny, syntetyczny świat.
PS. Rysiek mówił mi, że ten tekst go wzruszył. Nie było to zdawkowe, myślę, że naprawdę polubił tych kilkanaście zdań o sobie. Napisałam je w 2000 roku dla "Rzeczpospolitej". Nie jestem w stanie niczego innego o nim napisać.