Wielka księga głodu

Martín Caparrós daje głos miliardowi umierających. Opisuje, jak z bogactwa rodzi się najbardziej zbyteczne cierpienie naszych czasów.

20.03.2016

Czyta się kilka minut

Projekt fotograficzny, z którego pochodzi zdjęcie, był realizowany w Uttar Pradesh i Madhya Pradesh, najbiedniejszych stanach Indii. Pokazuje skalę głodu w tym kraju w kontekście marnotrawienia żywności przez bogaty Zachód. / Fot. Alessio Mamo / REDUX / EAST NEWS
Projekt fotograficzny, z którego pochodzi zdjęcie, był realizowany w Uttar Pradesh i Madhya Pradesh, najbiedniejszych stanach Indii. Pokazuje skalę głodu w tym kraju w kontekście marnotrawienia żywności przez bogaty Zachód. / Fot. Alessio Mamo / REDUX / EAST NEWS

Jest wysoki, szczupły i łysy. Tuż po sześćdziesiątce. Minimalista. Z małą reporterską torbą, cały na czarno. Może dlatego tak mu się podoba okładka polskiego wydania jego książki. Wypełnia ją czerń przypominająca plaster marmuru albo kałużę ropy. Na środku jedno słowo – „Głód”.

– Nie napisałem tej książki, żeby coś zmienić. Napisałem, bo gdybym tego nie zrobił, czułbym się potwornie – uśmiecha się, gładzi obfite wąsy. Patrzę na niego, a potem na ciężki, blisko tysiącstronicowy tom na stoliku między nami. Chyba czuje, że mu nie dowierzam, bo dodaje: – Jestem przeciwnikiem etyki rezultatów. Nie warto robić czegoś, by osiągnąć wynik X albo Y. Warto robić to, czego potrzebujemy, co uważamy za słuszne. To jest etyka działania. Oczywiście docierają do mnie różne echa, „Głód” ukazał się już w kilkunastu krajach, wywołał dyskusję w Parlamencie Europejskim. Ale to tylko książka.

Kalorie i medytacje

Niezupełnie. „Głód” Martína Caparrósa to jedyny istniejący reportaż, który zawiera wyczerpującą odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, że w XXI wieku blisko miliard ludzi głoduje? Argentyński dziennikarz i pisarz jest pierwszym, który zbadał wszystkie kluczowe aspekty głodu, a następnie złożył je w opowieść dla każdego, napisaną prostym, skutecznym językiem. Wybrał niewdzięcznego bohatera. „Kogo obchodzi, że dzieci w Afryce głodują?” – powtarzamy, jakby śmierć z głodu była tylko stereotypem, wytartym banałem przywoływanym przez idealistów spod znaku księżnej Diany, Boba Geldofa i Angeliny Jolie.

Argentyńczyk stanął naprzeciw banalizacji głodu i odruchowej akceptacji zła. Wziął na warsztat najbardziej niewdzięczny temat współczesnego świata, ale też napisał najważniejszą jak dotąd książkę w tym stuleciu. „Głód” jest także wciągający, pełen chwytających za gardło ludzkich historii, prawd i analiz, które pozwalają zrozumieć, jak działa globalizacja. I jak dalece zostaliśmy – każdy z nas – w nią uwikłani.

W 2009 r. Martín Caparrós, doświadczony pisarz i reporter, porzucił pracę dla ONZ i przez pięć lat podróżował. Był w Nigrze, Indiach, Bangladeszu, na Madagaskarze, w Sudanie Południowym, Argentynie i Stanach Zjednoczonych. Do tekstu włączył raporty i badania wielu organizacji, przeprowadził studia historyczne nad tym, jaki wpływ miało poszukiwanie jedzenia na rozwój naszej cywilizacji, odnalazł pierwsze w dziejach wzmianki o głodzie. Rozmawiał z dotkniętymi nim ludźmi na kilku kontynentach. Połączył tysiące punktów, by stworzyć klarowny wzór.

Jego książka, nie bez racji nazywana reportażem totalnym, jest czymś ponad precyzyjne studium choroby. Równolegle do opisanych faktów i zdarzeń autor toczy przejmujące medytacje nad moralnym wymiarem głodu, nad ludzkim losem, wspólnotą odpowiedzialności nas, najedzonych, za cierpienie ich – głodnych.

Po każdym z rozdziałów powraca pytanie: „Jak, do diabła, dajemy radę żyć, wiedząc, że dzieją się takie rzeczy?”. Caparrós zabiera na dno ludzkiego istnienia, do miejsc, w których człowieczeństwo jest już tylko chęcią przetrwania, powtarzaniem tych samych czynności, myśleniem skurczonym do jednego: żeby zjeść. Niedożywiony organizm sam siebie zjada, wyniszcza. Zaczyna się umieranie.

Argentyńczyk dochodzi do bolesnej konstatacji. Nic, żadna przesłanka, żaden zespół przyczyn nie uzasadnia istnienia głodu. To całkowicie zbędna, możliwa do usunięcia forma cierpienia.

Głód ma wiek i płeć

Jako reporter jest precyzyjny. A więc najpierw definicja głodu. Człowiek głodujący to ktoś, kto nie trawi codziennie dość białka i kalorii, by zabezpieczyć energetyczne potrzeby organizmu. Co piąty jest dzieckiem poniżej piątego roku życia, którego ciało i umysł nigdy nie rozwiną się prawidłowo i nie osiągną pełni możliwości. Co roku trzy miliony dzieci umierają wskutek głodu i związanych z nim chorób. Pięcioro w ciągu każdej minuty. I dorosłych ofiar jest dużo, głód zabija skuteczniej niż trzy wielkie choroby – AIDS, malaria i gruźlica łącznie. W sposób szczególny narażone są kobiety – jedzą rzadziej i mniej niż mężczyźni, a karmią kilkoro, kilkanaścioro dzieci. Głód ma wiek i płeć.

To dotyczy „tylko” ofiar głodu w czystej postaci. Ale są jeszcze dwa miliardy ludzi niedożywionych, czyli osób z niedoborem żelaza, witamin, cynku, jodu... Ciągle źle się odżywiających, narażonych na choroby i wykluczenie, które łatwo spycha do kategorii głodnych. Głód, wbrew powszechnym skojarzeniom, nie pojawia się jako efekt katastrof naturalnych, susz, konfliktów zbrojnych. Nie jest nagły ani niespodziewany. On jest zawsze, do znudzenia. Raporty organizacji międzynarodowych nazywają go „niedożywieniem strukturalnym”. Caparrós – stanem chronicznym, przez wielu uznanym za normalny. Tak uporczywie obecnym, że właściwie niezauważalnym. No i wprost: produktem ubocznym niesprawiedliwego podziału dóbr i zasobów. Skutkiem grabieży, której systematycznie dokonują zamożniejsi i silniejsi, zatrzymując dla siebie zbyt dużą porcję tego, co rodzi ziemia. Głód to skutek bogactwa, a nie biedy. Został wszyty w materię „rozwoju”, powiązany z mechanizmami politycznymi i rynkowymi, a także z religią i kulturą. Żeby się z nim uporać, trzeba będzie ruszyć świat z posad.

Martín Caparrós trzyma się liczb, choć sam im nie dowierza i kwestionuje też istotność takiego mierzenia skali problemu. Głód jest skoncentrowany tak samo jak zamożność. Skupia się w 50 najuboższych krajach (34 z nich leżą w Afryce), posiadających łącznie ledwie 0,5 proc. światowych bogactw. Ale liczbowo najwięcej głodnych żyje w Indiach i Chinach, a więc gospodarkach rosnących, które Argentyńczyk nazywa „krajami wielkiego pomieszania”.

Jakie to ma znaczenie – głoduje miliard czy sto milionów? Ważne – dlaczego? I czemu nic się nie zmienia? A właściwie – im bardziej się zmienia, tym bardziej pozostaje takie samo. Choćby w Chinach, które w ciągu kilku dekad wyprowadziły z ubóstwa nawet 400 mln obywateli, a mimo to kraj pozostaje głównym ośrodkiem głodu. Lub w Indiach, które rozwijają się gospodarczo, ale marnują połowę żywności i pozwalają, by co piąty obywatel chodził głodny.

Łączna liczba osób dotkniętych głodem, mimo rozbieżnych szacunków (przyjmuje się liczbę pomiędzy 800 a 900 mln), pozostaje niezmieniona od kilkudziesięciu lat. Co prawda w 2014 r., gdy minął czas realizacji tzw. milenijnych celów rozwoju wyznaczonych przez ONZ, mówiono o znacznym zmniejszeniu populacji „pozbawionej bezpieczeństwa żywnościowego”. To zabieg retoryczny – ludzi na Ziemi przybywa, więc faktycznie spadł odsetek tych dręczonych głodem, ale liczby bezwzględne ani drgnęły.

Zupa z kamyków

– Nie znam odpowiedzi na pytanie: jak to zmienić? Szuka jej teraz wielu ludzi. A zresztą nawet gdybym miał odpowiedź, nie zawarłbym jej w książce. Nie cierpię, gdy jedni dyktują drugim, co mają robić – mówi Caparrós.

W swym reportażu rozważa wszystkie ważne teorie dotyczące możliwych rozwiązań problemu. Po czym każdą dekonstruuje, pokazuje jej nieskuteczność. Albo gorzej – udział w podtrzymywaniu niesprawiedliwości. Ale zawarł też przekonanie, że żyjemy w epoce tymczasowej bezideowości, nieustannie powielamy teraźniejszość. Jego zdaniem to minie: – Nie wieszczę pesymistycznej przyszłości. Historia uczy nas, że wszystko się zmienia, a jeśli odwrócimy się wstecz, zobaczymy wyraźnie, że ludzkie życie staje się coraz lepsze. A więc nie – nie znam odpowiedzi, ale uważam, że się pojawi.

Dzięki rozwojowi technologii i techniki od ponad 40 lat ludzkość produkuje wystarczająco dużo pożywienia dla wszystkich. A nawet dysponuje coraz większymi nadwyżkami. Jedzenia wystarczyłoby dla 12-13 mld ludzi. Kłopot w tym, że ono trafia do bogatych w nadmiarze. Caparrós ukazuje globalny rynek jako przekrzywioną wagę – na szali zamożnych leży niemal wszystko. Lubi przytaczać przykład krów i biopaliw. Bydło i samochody dosłownie „pożerają” zboże, którego dramatycznie potrzeba ludziom. Status zamożnych konsumentów manifestuje się w jedzeniu mięsa, jeżdżeniu samochodem, a także posiadaniu wszystkiego w nadmiarze i marnotrawieniu. Europejczyk wyrzuca przeciętnie 40 kg jedzenia rocznie. Tymczasem Caparrós rozmawia z kobietami w Nigrze, Bangladeszu, na Madagaskarze. Gotują dzieciom zupę z kamyków, trawy i liści, by oszukać ich niespokojne, niepozwalające zasnąć brzuchy.

Jedną z najbardziej uderzających, a prozaicznych prawd o życiu ludzi głodnych jest monotonia. Połowę żywności całego świata stanowi ryż. Głód i niedożywienie znaczą też, że w misce znajduje się wciąż to samo: polenta, kulka prosa, pszenny placek, kuskus z mlekiem. A i to nie każdego dnia. Zrozpaczeni rodzice dzieci, które umarły im na rękach albo na łóżkach w lecznicach Lekarzy Bez Granic, powtarzają: „Przecież codziennie dostawał jeść”. Odejmowali sobie od ust, żeby dziecko jadło pożywienie, które nie zaspokajało potrzeb jego organizmu. Nie rozumieją, ale winią siebie. Nie udaje im się wyżywić dzieci, więc rodzą się kolejne, które wyżywić jeszcze trudniej.

– My tu, na Zachodzie, myślimy o zbilansowanej diecie. Komponujemy posiłki tak, żeby było białko, węglowodany, witaminy. A tam się je zawsze to samo, o ile w ogóle – mówi Caparrós. Pytam, jak wobec tego rozumieć europejskie szaleństwo na punkcie kulinariów, programów kucharskich, diet i zdrowej żywności?

Długo milczy, jest zakłopotany: – To tylko pokazuje, jak dalece jesteśmy przejęci samymi sobą i tym, jak nasze jedzenie wpływa na nasz los. Znacznie mniej obchodzi nas, jak brak jedzenia zmienia życie innych, tam daleko. Społeczeństwo, które nie przejmuje się faktem, że jedna ósma mieszkańców globu głoduje, jest spieprzone u podstaw. I żadne tony jedzenia bezglutenowego czy organicznego tego nie zmienią.

Uległość albo zmiana

W różnych częściach świata zadaje pytania: „Co lubisz jeść?”, „Jak sądzisz, dlaczego jedni mają dużo, a inni głodują?”. I przez te fragmenty lektury przejść najtrudniej. Nie wszyscy głodujący w ogóle rozumieją pytania. A odpowiedzi zaczynają się od: „Nie wiem, skąd mógłbym wiedzieć” albo „Bóg to wie. Bóg tak chciał”. Głodni nie mają ani wiedzy, ani możliwości wyobrażenia sobie innego losu. Nie wiedzą też tego, co Caparrós opisał w książce – nie mają świadomości wyraźnych, choć ułożonych w skomplikowane zależności nitek prowadzących od nas do nich. I, co autor czyni jednym z obiektów krytyki, nie postrzegają religii jako tej siły, która trzyma ich w uległości. Caparrós ukazuje Kościoły jako dostarczycieli uniwersalnego pocieszenia. Najjaskrawszym przykładem religii usypiającej odruch niezgody jest hinduizm, który nie tylko pomaga utwierdzać miliony ubogich w poczuciu, że zasłużyli na ciężki los, ale też podtrzymuje nawyki żywieniowe. Przytłaczająca większość Hindusów to wegetarianie, nie tyle z wyboru, co z konieczności – mało kogo stać na mięso.

Również Kościoł katolicki autor pokazuje jako akuszera niesprawiedliwości. Dyskutuje z postacią Matki Teresy z Kalkuty, uosabiającej szkodliwy jego zdaniem model dobroczynności poprzez „uciszanie biednych”. Zamiast zapewniania im godnej śmierci, pisarz domaga się umożliwienia im godnego życia.

Sojusznikami Kościołów w kontrolowaniu globalnej nierównowagi są rządy narodowe. Caparrós ukazuje rządy jako te, które od epoki kolonialnej siłą przejmują tereny uprawne, surowce, i tłumią przejawy sprzeciwu czy desperacji.

Obszernie opisuje trzeci, najnowszy ośrodek władzy globalnej, a więc korporacje, którym przypisał funkcję podtrzymywania nierównej dystrybucji na rynku spożywczym. Za ich sprawą, zamiast uprawiać żywność dla siebie i rodziny, miliony rolników produkują niezbędne przemysłom soję, trzcinę cukrową czy olej palmowy – i wpadają w spiralę długów, która prowadzi do monopolizacji nasion i ziemi przez koncerny.

Gdy czytającemu te procesy wydadzą się zbyt abstrakcyjne i odległe, Caparrós boleśnie sprowadzi go na ziemię. W rozdziale poświęconym giełdzie w Chicago opisał, jak powiązaliśmy ceny żywności z cenami ropy, i jak spekulacja ceną tony pszenicy pompuje portfele akcjonariuszy, ale też zabiera posiłek milionom ludzi w Afryce i Ameryce Łacińskiej. A kim są akcjonariusze, ostateczni właściciele funduszy inwestycyjnych zarabiających na skokach cen jedzenia? To my, mieszkańcy zamożniejszej części świata, oszczędzający na emerytury m.in. poprzez takie fundusze.

Głód to również nasza sprawa – dobitnie pisze Argentyńczyk, którego kraj karmi mięsem nową klasę średnią w Chinach, ale pozwala, by cztery miliony własnych obywateli chodziły niedożywione. Albo otyłe.

Zaciekawiła go lustrzana prawidłowość: na świecie jest tyle samo ludzi głodnych, co cierpiących na otyłość. I jedni, i drudzy pochodzą z tych samych warstw społecznych – ubogich, pozbawionych świadomości, że są elementem wielkiej gry. Caparrós odwiedza stołówki i fast foody, w których żywią się Amerykanie. Oni także jedzą w kółko to samo. Mają problemy z krążeniem, cukrzycę, choroby serca. Im również grozi śmierć, nie tyle z braku, co z powodu złego jedzenia.

Caparrós nakłania do odwagi i rozmyślania właśnie nad tym, co dziś nie do pomyślenia. Pisze cierpliwie, rozkłada zdania jak maratończyk siły, krok po kroku tłumaczy i wrzyna się w sumienie. A kiedy się już z nim zmówiło tę długą, świecką modlitwę za cierpiący świat, można znów zacząć wierzyć w przyszłość. ©

Martín Caparrós, „Głód”, przeł. Marta Szafrańska-Brandt, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016