W każdym głosie odrębne ziarenko

Cóż to jest „ziarno głosu”? Według Rolanda Barthes’a to muzyka obleczona w ciało, dźwięk naznaczony odrębnością, „pojedynczością” wykonawcy, który nadaje mu wszelkie cechy osobistego „podpisu”.

29.11.2015

Czyta się kilka minut

Zespół graindelavoix (pierwszy od prawej Björn Schmelzer) / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Zespół graindelavoix (pierwszy od prawej Björn Schmelzer) / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Taki dźwięk służy przede wszystkim ekspresji, porozumieniu między śpiewakiem a odbiorcą, wykreowaniu przestrzeni zarówno fizycznej, jak symbolicznej, która wprowadzi słuchacza w świat całkiem nowych doznań.

Björn Schmelzer, szef założonego w 1999 r. zespołu graindelavoix (pisanego właśnie w taki sposób), jest przede wszystkim antropologiem i etnomuzykologiem. Jego ansambl jest w zasadzie grupą eksperymentalną, nie tyle grupą wykonawców powiązanych z ideą wykonawstwa historycznego, ile kolektywem performerów, ludzi poszukujących sedna, którego nie sposób odnaleźć w zapisie nutowym, które wykracza daleko poza obecną estetykę głosu i współczesne wyobrażenia o pięknie melodii i finezji ornamentów wokalnych. Wyobrażam sobie, jakim szokiem – bądź objawieniem – może być pierwsze zetknięcie ze sztuką graindelavoix dla słuchaczy, którzy prześnili rewolucję zapoczątkowaną w połowie lat 80. ubiegłego wieku przez Marcela Pérèsa: badacza, który postawił na głowie całe nasze rozumienie średniowiecznej monodii, powiązał ją z na poły martwymi tradycjami śródziemnomorskimi i nieznanymi Europie rytami z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.



Wchodziłam w ten świat na bieżąco, w czasach, kiedy przesiąknięty estetyką włoskiego bel canto chorał z Solesmes uchodził za niewzruszony wzorzec wokalnej muzyki średniowiecza. Pérès uświadomił Francuzom i całemu światu, że tajemnicę zapisaną między liniami śpiewu chorałowego odczytujemy całkiem fałszywie. Że obowiązujący „wzorzec” muzyki dawnej jest mocno zakorzeniony w świecie XIX-wiecznej opery, w przebrzmiałej „ładności” twórczości pieśniowej i całkiem współczesnych, anachronicznych modeli wykonawstwa z pogranicza folku i muzyki popowej.

Wykształcona na rewolucji Pérèsa, nauczona, że minionego piękna należy doszukiwać się w systemach zapoznanych bądź w rekonstrukcjach z pogranicza tych systemów i estetyki wykonań współczesnych, do działań Schmelzera i jego zespołu odnosiłam się zrazu bardzo sceptycznie. Nie chciałam się poddać złudzeniu, że oczywiste fałsze są po prostu wyznacznikiem innego modelu słyszenia, że niespójność brzmienia zespołu znajduje jakiekolwiek usprawiedliwienie poza dyletanctwem muzycznym jego szefa. Wdawałam się w zapalczywe dyskusje z entuzjastami, przekonywałam, że nie tędy droga do prawdy – aż usłyszałam (i zobaczyłam) graindelavoix w sytuacji całkiem niecodziennej: w przywiezionym na jeden z berlińskich festiwali teatralnych przedstawieniu „En attendant”.

To opowieść o masakrze 1377 roku, o czasach tak zwanej wojny ośmiu świętych, kierowanej przez florencką radę Otto di Guerra, która próbowała zapobiec przeniesieniu Stolicy Apostolskiej z Awinionu do Rzymu. Żołnierze pod wodzą kardynała Genewy, legata papieża Grzegorza XI, wymordowali wówczas około pięciu tysięcy cywilów. Spektakl był także próbą ekstrapolacji dawno minionych wydarzeń na tragedię Srebrenicy w roku 1995, kiedy to Serbowie – tuż przed upadkiem miasta – przeprowadzili masową egzekucję ośmiu tysięcy Muzułmanów bośniackich. Układ na kilkanaścioro tancerzy z belgijskiego zespołu Anne Teresy de Keersmaeker i śpiewaków pod dyrekcją Schmelzera zaczął się w ciszy i ciemnościach, które stopniowo, przez niemal dwie godziny, przechodziły w pierwszy blask świtu, zwiastujący przemianę, odrodzenie, początek nowej epoki. Wreszcie pełnym głosem wybuchł kanon „Le ray au soleyl” Johannesa Ciconii – śpiewany przez tancerzy, tańczony przez śpiewaków, zupełnie jak w dawnych, najlepszych sztukach Piny Bausch. Wielki teatr, wielka muzyka. Wreszcie się dałam przekonać.

Potem coraz dobitniej zdawałam sobie sprawę, że nie mam prawa szufladkować tych muzyków jako bezpośrednich kontynuatorów dziedzictwa Marcela Pérèsa i jego Ensemble Organum. Zespół Björna Schmelzera poszedł jednak inną drogą. Głosy w tym ansamblu są jeszcze bardziej zróżnicowane, charakter partii tym dobitniejszy – Schmelzer dąży nie tyle do zdywersyfikowania poszczególnych głosów, ile do nadania całkiem nowego kolorytu pionom harmonicznym.

Po niedawnym wykonaniu „Messe de Notre Dame” Machauta w Polsce narzekano, że wspomniane piony się rozmywały, że hoketusy ginęły przytłoczone masą brzmieniową. Tymczasem najistotniejszą wartością interpretacji Schmelzera i graindelavoix okazało się bezlitosne oderwanie współczesnego słuchacza od współczesnej, XXI-wiecznej estetyki wykonania. Owszem, nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, jak naprawdę brzmieli śpiewacy wieków minionych – ale nie mamy też bladego pojęcia, co uchodziło wtedy za piękne i jak to piękno się wówczas manifestowało. Skoro estetyka głosu potrafiła się tak diametralnie odmienić przez ostatnie pół wieku, cóż dopiero mówić o stuleciach?

Björn Schmelzer i jego zespół uświadamiają nam tylko pozornie oczywistą prawdę, że piękny głos mógł oznaczać coś zupełnie innego w epoce późnego średniowiecza i renesansu niż dziś. Ćwierć wieku po rewolucji Pérèsowskiej jesteśmy już bardziej świadomi, o co w niej chodziło. Interpretacje graindelavoix nie prowokują aż takich skandali, jakie wywoływały niegdyś wykonania Ensemble Organum, ale pod pewnymi względami ich propozycje są równie przełomowe.

Paradoksalnie choćby dlatego, że belgijscy muzycy kontynuują stylistykę wykonań Pérèsa, a zarazem się od niej odcinają. Tylko patrzeć, aż nadejdzie czas kryzysu. Albo się okaże, że ta obrazoburcza stylistyka się wyczerpała, że brniemy w ślepą uliczkę – lub wręcz przeciwnie, wyjdzie na jaw, że już nie da się inaczej śpiewać dorobku średniowiecza i epok późniejszych. Działalność graindelavoix może zaowocować równie spektakularnym przełomem, jak w muzyce klasycystycznej powrót do gry na pianoforte, jak wykonawstwo historyczne muzyki barokowej. Z tej ścieżki nie ma już odwrotu. Może trzeba będzie przetrzeć całkiem nowy szlak, ale z pewnością nie wrócimy już do głównego nurtu. ©

Koncert graindelavoix odbędzie się 10 grudnia o godz. 20.00 w kościele św. Jakuba, ul. Łagiewniki 63. W programie rekonstrukcja nieszporów bożonarodzeniowych, które mogły rozbrzmiewać na Cyprze w XV w., w czasie panowania Normanów. Polifoniczne motety przypisywane Jeanowi Hanelle’owi łączą się z wyrastającą z Bizancjum muzyką śródziemnomorskiego Wschodu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Actus Humanus 2015