W imię Allaha i Republiki

We Francji odżywa spór o miejsce islamu w świeckim państwie. Jak zatrzymać wpływy dżihadystów? Okazuje się, że sojusznikiem władz mogą być ci muzułmanie, którzy mają dość ekstremizmu współwyznawców.

15.02.2015

Czyta się kilka minut

Przed paryskim Wielkim Meczetem, 9 stycznia 2015 r. / Fot. Fredrik Von Erichsen / AFP / EAST NEWS
Przed paryskim Wielkim Meczetem, 9 stycznia 2015 r. / Fot. Fredrik Von Erichsen / AFP / EAST NEWS

Piątkowe popołudnie, Wielki Meczet w paryskiej Dzielnicy Łacińskiej. Od zamachów terrorystycznych na redakcję „Charlie Hebdo” i żydowski sklep mija prawie miesiąc.
Piątek to dzień święty muzułmanów i zwiedzanie zabytkowego meczetu jest zakazane. Uliczki wokół zabytkowej świątyni z wysokim minaretem są więc prawie puste. Rojno i gwarno jest tylko w kafejce znajdującej się w jednym ze skrzydeł meczetu. Słodka arabska herbata z miętą i łakocie z Maghrebu przyciągają tu różnorodną klientelę – także turystów i miejscowych niemuzułmanów.

Z atmosferą kontrastuje obecność przy wejściu do meczetu uzbrojonych po zęby żandarmów; obok stoi wojskowa furgonetka. Po zamachach terrorystycznych, zgodnie z zarządzeniem władz, wszystkie miejsca kultu islamskiego – podobnie jak synagogi, szkoły i obiekty turystyczne – objęto wzmocnioną obstawą policyjno-wojskową. Nie bez powodu. Organizacje muzułmańskie alarmują, że w styczniu w całej Francji zwiększyła się gwałtownie liczba aktów, jak to nazywają, „islamofobii”, do których zalicza się nie tylko antyislamskie lub antyarabskie napisy na murach, ale też niedawne próby podpalenia meczetów.

Choć nad Sekwaną przeciwnicy islamu nie wychodzą masowo na ulice – inaczej niż w przypadku niemieckiego antyislamskiego ruchu Pegida – to wśród Francuzów niechęć wobec tej religii jest dość powszechna. Tymczasem tutaj właśnie mieszka najliczniejsza w Europie wspólnota muzułmańska [patrz ramka poniżej – red.]. Nastroje antyislamskie wykorzystuje nacjonalistyczny Front Narodowy – dziś czołowa siła polityczna Francji.
Stąd może się wydawać, że Francuzi siedzą na beczce z prochem.
 

Mahomet, kapusta i kuskus
Doktor Djelloul Seddiki ma drobną sylwetkę, małą szpakowatą bródkę i okulary. Jest dyrektorem mieszczącego się w Wielkim Meczecie Instytutu Al-Ghazali, który kształci przyszłych francuskich imamów oraz muzułmańskich kapelanów szpitalnych i więziennych.
Gdy rozmawiamy na temat sprawców zamachów na redakcję „Charlie Hebdo” i żydowski hipermarket, teolog odpowiada krótko: – To są kryminaliści, a nie muzułmanie.
I dodaje: – Oni przecież urodzili się we Francji, a nie za granicą. Musieliśmy coś przegapić w edukacji młodych ludzi. Nie nauczyliśmy ich szanować Republiki, wolności i laickości państwa.
Gruntownie wykształcony, z doktoratem nauk humanistycznych na Uniwersytecie Paris X, Seddiki z równą swobodą cytuje Koran co francuskich intelektualistów (Foucaulta, Claude’a Levi-Straussa) lub katolickich hierarchów – od Soboru Watykańskiego II po papieża Franciszka.

Wraca temat karykatur Mahometa, publikowanych w „Charlie Hebdo”: – Tak, mogę podpisać się pod hasłem „Jestem Charlie”, jeśli mówimy o obronie wolności wypowiedzi. Sam byłem z wieloma innymi muzułmanami na wielkiej manifestacji 11 stycznia w hołdzie ofiarom zamachów. Ale nie jestem Charlie, jeśli ktoś ma na myśli tylko prowokowanie ludzi wierzących. Miłość do Proroka stanowi część mojej wiary. Czy jeśli ktoś obraża moją matkę, mam być zadowolony? – pyta. I dorzuca: – W tej sprawie zgadzam się zupełnie z papieżem Franciszkiem.
Jak przystało na doświadczonego kaznodzieję, doktor Seddiki używa z upodobaniem metafor: – Trzeba uważać na to, żeby nie ranić uczuć innych ludzi, zwłaszcza że niektórzy są mniej inteligentni czy przewrażliwieni. Jeśli pan nie lubi kiszonej kapusty, to co mogę poradzić? Może zaproponuję panu kuskus albo frytki, a do tego białe lub czerwone wino – uśmiecha się islamski teolog.
 

„Jesteśmy ofiarą”
W bardziej wojowniczym tonie wypowiada się inny uczony z Wielkiego Meczetu – Abderrahmane Belmadi, wykładowca prawa islamskiego.
– My, muzułmanie, jesteśmy pierwszymi ofiarami tych zamachów! Dlaczego musimy się tłumaczyć? Nie mamy nic wspólnego z tymi przestępcami! – mówi podniesionym głosem Belmadi, ubrany w długą arabską szatę, dżelabę. I wyjaśnia: – Jest zupełnym fałszem, że islam wzywa do zabijania za bluźnierstwo. Islam głosi: odpowiadajcie słowem na słowo.
Belmadi uważa, że francuskie media rozpowszechniają czarne stereotypy o islamie: – Dlaczego w telewizji czy radiu daje się głos tylko tym muzułmanom, którzy nie mówią po francusku, są źle uczesani i niewykształceni? Kiedy jeden imam powie coś głupiego, to wszyscy to powtarzają, a kiedy stu innych mówi coś mądrego, nikogo to nie obchodzi – denerwuje się Belmadi.

Ostatnie badanie opinii publicznej ośrodka Ipsos (z końca stycznia, opublikowane w dzienniku „Le Monde”) mówi, że dla blisko połowy Francuzów islam „nie jest możliwy do pogodzenia z wartościami francuskiego społeczeństwa”. Wskaźnik to wysoki, choć – dodają komentatorzy ośrodka Ipsos – rok temu był nawet o 10 proc. wyższy. Jednocześnie, według tego samego sondażu, jedna trzecia badanych uważa, że religia mahometan „niesie w sobie zarodki przemocy i nietolerancji”.
Tymczasem, jak twierdzi w rozmowie z „Tygodnikiem” znawca islamu i filozof Youssef Seddik (Tunezyjczyk osiadły w Paryżu), opinia o tym, że „islam nie jest kompatybilny z wartościami francuskimi, jest ogromnie niebezpieczna”.
– Podobnie jak niebezpieczny jest stereotyp, że wszyscy muzułmanie nienawidzą innych i pragną tylko zagłady swoich sąsiadów czy gospodarzy należących do innych religii. Tego typu klisze myślowe były już kiedyś kierowane przeciw protestantom w nowożytnej Europie. Spowodowało to śmierć lub wygnanie wielu tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci – mówi Seddik.
 

Każdy może być imamem
W słowach tego tunezyjsko-francuskiego intelektualisty odbija się niepokój, jaki odczuwa wielu wyznawców islamu, od dawna zintegrowanych we francuskim społeczeństwie. Niepokój, że skutkiem ataków terrorystycznych będzie napiętnowanie wszystkich bez wyjątku muzułmanów. Nawet tych zlaicyzowanych – bardzo przecież licznych – którzy choć kultywują niektóre tradycje religijne (jak ramadan), to prawie nigdy nie przekraczają progu meczetów czy sal modlitw [patrz ramka poniżej – red.].
Islam we Francji nie ma jednej centralnej i powszechnie akceptowanej instancji. Istniejąca od ponad dekady Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) – powołana z inicjatywy ówczesnego szefa MSW (i później prezydenta) Nicolasa Sarkozy’ego – nie spełnia takiej roli. W założeniu miała być dla francuskich władz partnerem, reprezentującym wszystkich francuskich wyznawców islamu, a także nadzorować kształcenie rodzimych (w podtekście: lojalnych wobec państwa) imamów.

Tak się jednak nie stało. Główną przyczyną jest wzajemna rywalizacja tworzących ją organizacji – m.in. władz paryskiego Wielkiego Meczetu i Francuskiej Unii Organizacji Islamskich (UOIF). W rezultacie CFCM ma dziś ograniczony wpływ na rekrutację i kształcenie imamów.
Zdecydowaną większość imamów we Francji stanowią obcokrajowcy – często nieznający francuskiego i słabo wykształceni. Opłacają ich na ogół obce państwa, przede wszystkim Turcja, Maroko i Algieria. Według szacunków francuskiego MSW tylko 10 proc. imamów pochodzi z Francji. A dodatkowym problemem jest zjawisko samozwańczych imamów – czyli osób, które ogłosiły się duchowymi przewodnikami współwyznawców i działają m.in. w więzieniach.
Jak przyznał w ubiegłym roku były przewodniczący CFCM Mohamed Moussaoui, w praktyce „każdy we Francji może być imamem i głosić, co mu się podoba”.
Problem ten zajmuje od lat także francuskie służby specjalne, które monitorują poczynania imamów podejrzanych o ekstremistyczne poglądy. Od 2001 r. – według danych MSW – wydalono z Francji ponad 30 duchownych muzułmańskich, którym zarzucano głoszenie nienawiści do „republikańskich wartości”.
 

Koran obok Hegla
Także doktor Seddiki ubolewa, że imamowie pracujący nad Sekwaną zwykle słabo znają i rozumieją ten kraj: – Mamy tylko pojedyncze muzułmańskie szkoły teologiczne, jak Instytut Al-Ghazali czy szkoła w departamencie Seine-Saint-Denis. A trzeba wielu lat, by wykształcić kler, który mówi po francusku i akceptuje racjonalistyczny sposób myślenia. Nasi absolwenci mają być łącznikiem między naszymi wiernymi a społeczeństwem.
Zgodnie z zasadami paryskiej szkoły, student – zanim zostanie imamem – powinien uczyć się cztery lata, a potem przez rok odbyć staż w którymś z meczetów.
W Instytucie Al-Ghazali przyszli imamowie (od których wymaga się matury) zdobywają wiedzę nie tylko o teologii islamu, ale też o innych religiach monoteistycznych, chrześcijaństwie i judaizmie, a także o filozofii zachodniej i prawie francuskim.
– Nie chcę wykształcić duchownych czy kapelanów, którzy nie będą znali nic poza Koranem i swoją tradycją religijną. Powinni znać Woltera czy Hegla, a także inne religie, żeby porozumieć się z pastorem czy biskupem – tłumaczy Seddiki.
Jego kolega z Instytutu, teolog Belmadi, dodaje: – Uczymy studentów: „Jesteście tu, w tym kraju, gdzie są określone prawa, i musicie ich przestrzegać”.
We wspólnym interesie władz Francji i skupionych w CFCM organizacji muzułmańskich leży to, aby wykształcić więcej imamów akceptujących republikańskie wartości. Ale żeby tak się stało, konieczna będzie modyfikacja rodzimego prawa, a dokładniej – filaru francuskiej „laickości”: słynnej ustawy o ścisłym rozdziale Kościołów od państwa z 1905 r. Zakazuje ona subwencjonowania religii i stowarzyszeń religijnych z budżetu państwa. Dlatego szkoły dla imamów i kapelanów muzułmańskich – podobnie jak instytucje katolickie – nie mogą dziś liczyć na publiczne wsparcie. Tymczasem bez niego trudno będzie znaleźć środki na nowe instytuty teologii islamskiej, dbające o staranną edukację imamów.
 

Kapelani przeciw terrorystom
Gdy chodzi o walkę z islamskimi terrorystami, dużo mówi się we Francji także o misji muzułmańskich kapelanów więziennych.
Według specjalistów to właśnie w więzieniach – oraz poprzez internet – dochodzi najczęściej do werbowania nowych dżihadystów. Główną rolę odgrywają często kryminaliści z długim „stażem”, którzy jako samozwańczy imamowie „nawracają” na islamistyczną ideologię młodych współwięźniów.
Rząd francuski ogłosił, że w ramach walki z terroryzmem poleci wyszkolić i wysłać do więzień 60 islamskich kapelanów. Dołączą do pracujących już tam 180 swoich kolegów (działających obok kapelanów katolickich, protestanckich i żydowskich).
Specjaliści są przekonani, że odpowiednio przeszkoleni islamscy duchowni mogą zapobiegać propagandzie dżihadystów w więzieniach. Kłopot w tym, że kapelani więzienni nie otrzymują od państwa pensji, lecz rodzaj drobnej rekompensaty pieniężnej i nie mają prawa do ubezpieczeń społecznych. Część z nich to po prostu wolontariusze. To jeszcze jeden skutek sławetnej francuskiej „laickości”.
W efekcie często brakuje więc kandydatów do wykonywania tej ciężkiej pracy.
– Jak 180 kapelanów może pomóc tylu tysiącom więźniów? Jeśli państwo chce naprawdę wykorzenić ekstremizm w więzieniach, powinno dać pieniądze na kapelanów i zatrudnić ich na etacie – uważa teolog Belmadi.
Tylko czy rząd zdecyduje się na taki krok? Wywołałby zapewne krytykę ze strony zwolenników obecnej formy ścisłej świeckości państwa.
 

Niech Allah błogosławi Francję
Nad Sekwaną rygorystycznie pojmowana laïcité (laickość), wpisana do konstytucji, jest fundamentem państwa. Jakiekolwiek próby jej naruszania traktuje się jak szarganie narodowej świętości. Obecność symboli religijnych i duchownych w sferze publicznej nie jest zwykle dobrze przyjmowana.
Wystarczy przypomnieć spór o muzułmańskie chusty, już sprzed ponad dekady, który zakończył się wprowadzeniem w 2004 r. zakazu ich noszenia w szkołach. Z kolei kilka lat temu nad Sekwaną zabroniono muzułmankom chodzenia po ulicach w nikabach [całkowitych nakryciach twarzy – red.], a duże emocje wywołały prośby niektórych rodziców-mahometan, aby w szkolnych stołówkach znalazła się żywność halal.
Gorąca atmosfera tych sporów przyczyniła się do zaognienia relacji na styku Piątej Republiki z islamem.
Jednak dziś, w chwili walki z terroryzmem, państwo potrzebuje jak nigdy współpracy z tymi reprezentantami islamu, którzy akceptują republikańskie zasady: wolność, równość i laickość. Mogłaby się pod nimi podpisać większość francuskich muzułmanów. Tyle że na co dzień jest to społeczność słabo słyszalna, gdyż zagłuszają ją wypowiedzi religijnych fanatyków, którzy atakują Francję i cały „zgniły Zachód”.
O tym, że wizja islamu pogodzonego z Republiką nie jest utopią, przekonuje przykład idola młodych Francuzów z przedmieść: Abd al Malika, rapera i muzułmanina. Jego wznowiona właśnie autobiografia sprzedaje się znakomicie. Nosi tytuł: „Niech Allah błogosławi Francję”.
©

ISLAM WE FRANCJI
5-6 mln: to liczba muzułmanów (szacunki MSW; brak dokładnych danych, gdyż zasada ścisłej laickości we Francji obejmuje też zakaz prowadzenia statystyk religijnych).
Główne kraje pochodzenia francuskich muzułmanów: Algieria, Maroko, Tunezja, Afryka Subsaharyjska (Mali, Senegal), Turcja.
Około dwóch tysięcy: to łączna liczba islamskich miejsc kultu (w tym głównie małe sale modlitw i kilkadziesiąt meczetów).
Największe meczety: Évry-Courcouronnes (pod Paryżem), paryski Grand Mosquee (Wielki Meczet), meczet w Marsylii (w budowie; planowane ukończenie w 2016 r.).
80 procent: taki odsetek muzułmanów we Francji deklaruje przestrzeganie postu w ramadanie. 43 proc. modli się codziennie, ale tylko 5-10 proc. bierze udział w piątkowej zbiorowej modlitwie w meczecie.

KIM JEST IMAM?
Rolą współczesnego imama, czyli muzułmańskiego duchownego, jest prowadzenie codziennej modlitwy w meczecie, a w piątek także wygłaszanie tam kazań. Różni się on znacząco od kapłanów w chrześcijaństwie czy judaizmie. Jak tłumaczy „Tygodnikowi” Youssef Seddik: „Imam nie ma nad sobą centralnej władzy w rodzaju papieża czy wielkiego rabina. Imam – z punktu widzenia ściśle religijnego – jest więc jakby wolnym elektronem. Oczywiście powinien mieć pewną wiedzę akademicką, ale nikt nie sprawuje nadzoru nad treścią jego nauczania”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2015