Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tymczasem inny autor biblijny, psalmista, mówi: „Przeniosłeś winną latorośl z Egiptu i zasadziłeś ją wygnawszy pogan”. Oczywiście tym, który przesadzał winnicę, jest Bóg, winnicą – naród izraelski. Dla psalmisty sprawa jest jasna, Bóg przepędza rdzennych mieszkańców, a na ich miejsce wprowadza lud, który sobie upodobał, i nie powinno to nikogo dziwić. Król świata może z tym światem robić, co zechce. Poza tym przepędzeni, widać, na to zasłużyli, choćby przez to, że źle potraktowali pretendentów do ich własności. Przybysze zjawili się przecież nie przez przypadek czy z własnej woli, ale na polecenie Boga.
Jak pogodzić psalmistę z apostołem? W świetle nauczania Pawła postępowanie ludu Bożego powinno charakteryzować się sprawiedliwością, powinno być przyjazne, godne zalecenia, pochwały. Przepędzanie jednych narodów i darowanie ich ziemi innym stoi w sprzeczności z takimi zaleceniami. Jeśli nazywanie Boga ojcem wszystkich narodów ma być wiarygodne, nie może się On dopuszczać takiego bezprawia. Takich sprzeczności w Biblii jest wiele i nie powinno nas to martwić, przeciwnie, są one przydatne zwłaszcza wtedy, gdy przychodzi nam myśleć o odpowiedzialności za ojczyznę. Wówczas nieodparcie nasuwa się myśl o Bogu jako wszechmocnym gwarancie naszego prawa do ziemi, do posiadania własnego państwa, kultury, wreszcie wiary. Te wartości uważamy za najwyższe, warte każdej ceny, łącznie z życiem. Tyle tylko, że inne narody podobnie o sobie myślą i w chwilach zagrożeń przyzywają Boga na pomoc.
Czasami jednak, gdy znajdziemy się na cmentarzu wojennym, dopada nas myśl: „Przecież jesteśmy dziećmi jednego Boga!”. A jeśli tak, to każda wojna jest w ostatecznym rozrachunku bratobójcza. Jest wciąż sprawą pomiędzy Kainem i Ablem, sprawą pomiędzy Jedynym Gospodarzem Świata i nami, dzierżawcami, którym wciąż nieobca jest pokusa przywłaszczania sobie wszechmocy Boga i wszystkiego, co się znajdzie w zasięgu naszych rąk, ale przed wszystkim rozumu i serca.
Papież Franciszek, przemawiając do biskupów kolumbijskich, zachęcał ich, by mieli odwagę wyjść z „pozornych pewności w poszukiwaniu prawdziwej chwały Boga, którą jest żyjący człowiek”. Prosił ich, by nie służyli jakiejś wyimaginowanej koncepcji człowieka, ale zawsze starali się widzieć konkretnego człowieka „z krwi i kości, historii, wiary, nadziei, uczuć, rozczarowań, frustracji, cierpień, ran”. Papież pytał też, czy potrafimy jeszcze dostrzec „tajemną mądrość rdzennej ludności Amazonii” i nauczyć się właśnie od nich poszanowania świętości życia, przyrody, świadomości, że logika egoistycznego podejścia do rzeczywistości, do życia, do „żywego człowieka”, a nie wymyślonego, jest zgubna. ©