Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A i menu zapewne też to samo, okraszane do tego pytaniem: "i jak, smakuje ci?". Wtedy ma się poczucie, że życie jest gdzie indziej. Znajomi właśnie wybrali się w góry... A jednak u cioci trzeba się pojawić.
Podobnie bywa z międzynarodowymi konferencjami, na które zapraszani są politycy. Konferencyjne wystąpienia co roku bywają podobne, z pewnością nie odkrywają Ameryki i generalnie nic konkretnego się nie dzieje. W tym sensie zapewne rację miał prezydencki minister Sławomir Nowak, że Davos to nuda. Bo podczas takich konferencji nie załatwia się twardych interesów - raczej rozmawia się, tworzy klimat, nawiązuje kontakty. Świetnie umiał to robić Aleksander Kwaśniewski i on zapewne w Davos nigdy się nie nudził. Miejmy nadzieję, mimo wszystko, że obecny prezydent też nie.
Nowak, jeśli miał rację, powinien ją zachować dla siebie. Jego wypowiedź niepotrzebnie dostarczyła amunicji krytykom rządzącej partii. Wpisała się też w szerszy kontekst. Oto dwa tygodnie temu w Anglii odbył się szczyt, na który premier David Cameron zaprosił przywódców krajów północnej Europy, by porozmawiać o gospodarce. Byli Bałtowie, ale Polski zabrakło. Rząd brakiem zaproszenia się nie przejął - bo przecież nic konkretnego na takim szczycie się nie załatwi. Ot, takie tam rozmowy przy herbatce. "Jesteśmy na to zbyt ambitni" - powiedział "GW" ktoś z ekipy Donalda Tuska. Tyle że właśnie podczas takich szczytów pracuje się nad wizerunkiem kraju, pozyskuje sympatię, która może przydać się w zupełnie innych okolicznościach. Niektórzy politycy PO najwyraźniej uważają, że na to wszystko szkoda ich czasu. PO, która w kraju ponoć nie ma z kim przegrywać, zaczyna grzeszyć zadufaniem.