Zawód: prorok. Skąd się wziął Juwal Noach Harari?

Na scenie Światowego Forum Ekonomicznego występuje obok Angeli Merkel, a teraz kawkę z nim popija Mateusz Morawiecki. Jest intelektualną supergwiazdą. Odkąd się nią stał, właściwie nie pada pytanie: dlaczego on?

04.07.2022

Czyta się kilka minut

W Paryżu, 2017 r. / JULIEN DE FONTENAY / JDD / SIPA
W Paryżu, 2017 r. / JULIEN DE FONTENAY / JDD / SIPA

Oglądany na scenie, Harari na pierwszy rzut oka nie robi wielkiego wrażenia. Chudy, przeciętnie ubrany, łysiejący okularnik, wygląda jak historyk średniowiecza. Którym zresztą jest. Jest też intelektualną supergwiazdą. Odkąd się nią stał, właściwie nie pada pytanie: dlaczego on?

Bywalec

Juwal Noach Harari to izraelski historyk z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie. Jego kariera naukowa jest przeciętna – na przełomie lat 90. zaczął publikować drobne artykuły na temat średniowiecznej i renesansowej historii militarnej, jednak szybko jego ambicje urosły. W 2004 r. wydał pierwszą książkę akademicką ze swojej wąskiej działki, a w 2008 r. postanowił dokonać pierwszej większej syntezy, opisując ewolucję sztuki wojennej aż do początku XXI wieku w książce „The Ultimate Experience”. Już wtedy wytykano mu, że porywa się na tematy, do których nie jest przygotowany. Historyk Mark Geldof oskarżał go wtedy o brak kwalifikacji do wypowiadania się o wojnach dwudziestowiecznych i wytykał anachronizmy wynikające z przykładania pradawnych miar do współczesnych konfliktów.

Wszystko się odmieniło, gdy Harari natrafił na „Strzelby, zarazki, maszyny” Jareda Diamonda z 1997 r. – wielką, odważną opowieść o historii ludzkości. Jak sam wspomina, zakochał się w rozmachu Diamonda, po czym stwierdził: „Ej, ja też bym tak umiał!”. W latach 2014- -2018 wydał trzy własne Wielkie Syntezy (zob. ramka), które do dziś sprzedały się w oszałamiającej liczbie 40 mln egzemplarzy i zostały przetłumaczone na 65 języków. Sporą zasługę w budowaniu jego popularności mają rekomendacje Billa Gatesa, Marka Zuckerberga czy Baracka Obamy.

Dziś Harari jest wysoce pożądanym mówcą na coraz szerszy zakres tematów i gościem coraz bardziej ekskluzywnych salonów. Na jego stronie internetowej można przeczytać o najbliższych wystąpieniach: od Nordyckiego Forum Biznesowego w Helsinkach po konferencję „Love Tomorrow” w Belgii, od tematu przyszłości gatunku, przez zmiany klimatu, aż po wojnę w Ukrainie. Jako „ekspert od wszystkiego” komentuje też bieżące wydarzenia dla największych światowych mediów, zasiada na jednej scenie obok przywódców państw i spotyka się z Angelą Merkel, Zuckerbergiem, Danielem Kahnemanem i Emmanuelem Macronem. Dwukrotnie przemawiał na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. W Polsce wystąpił w tym roku po raz pierwszy na konferencji Impact2022 w Poznaniu, odwiedził też grób swojego dziadka w Łodzi. Jest obecny na naszych listach bestsellerów, fotografie ze spotkania z nim zamieszcza kancelaria premiera Morawieckiego, a Iga Świątek oświadcza, że jego książka jest na jej liście planowanych lektur.

Zachwytowi elit i milionów czytelników od ośmiu lat towarzyszą zarzuty ekspertów, które można podsumować tak: za monstrualnymi ambicjami i bombastycznymi tezami kryją się błędy, nieporozumienia i niegodna naukowca wybiórczość, zaś sama wizja jest nieoryginalna i mdła. Opinie naukowców dobrze podsumowuje cytat z recenzji „Sapiens” autorstwa antropologa Christophera Hallpike’a: „gdy tylko jego [Harariego] fakty są z grubsza poprawne, to nie są przy tym nowe, a gdy tylko próbuje wykrzesać z siebie coś własnego, to zwykle się myli, czasem poważnie”. Jeśli już recenzenci coś chwalą, to głównie sam „pobudzający intelektualnie” fakt objęcia w jednej książce tak szerokiej gamy tematów i ogólną sprawność warsztatową. Jeśli przymknąć oko na detale, to jego książki faktycznie nieźle się czyta i osoba, która nie słyszała jeszcze za wiele o rewolucji neolitycznej, automatyzacji pracy przez sztuczną inteligencję albo zawłaszczaniu naszych danych przez Wielkie Korporacje, otrzyma treściwą pigułkę wiedzy na te tematy, sprzedaną z energią odkrywcy nowych kontynentów. Jak stwierdził inny recenzent, „nad książkami [Harariego] unosi się atmosfera nocnej dyskusji w akademiku”.

Biorąc pod uwagę bezprecedensową wręcz popularność Harariego, tym ­bardziej zaskakujące jest to, co wychodzi na jaw po uważnej lekturze jego trzech książek.

Specjalista

Harari jest mediewistą, więc szczególnie trudno wytrzymać fragmenty jego książek mówiące o średniowieczu, bo opisuje je na poziomie uproszczenia, które powinno było z niego wygnać przyzwoite liceum.

Ot, kiedy w „Homo Deus” zestawia ze sobą opowieści nowożytne i przednowożytne, jako reprezentatywne przykłady tych drugich wymienia opowieści o rycerzach ratujących księżniczki przed smokami. Cała literatura antyczna i średniowieczna zostaje sprowadzona do drugorzędnego tropu baśniowego. Dalej: pada teza, że w epoce przednowożytnej interesowały nas wyłącznie wydarzenia i akcja (stąd ów przykład z rycerzem i księżniczką), a dopiero renesansowy humanizm przyniósł zainteresowanie emocjami i światem przeżyć ludzkich. Przed epoką humanizmu, twierdzi Harari, nikt nie wytrzymałby opowieści o emocjach, a ówczesny widz, oglądając introspektywny monolog we współczesnym programie telewizyjnym, rozrąbałby z nudów ekran toporem (to cytat). Dalej: w narracji pojawia się średniowieczna angielska chłopka zdradzająca swojego męża. Gdy przez jej głowę przelatują rozmaite teatralne rozterki, jedynym możliwym źródłem odpowiedzi na nie jest oczywiście ksiądz, Pismo Święte i Bóg. No bo wiecie, to średniowiecze było – więc wszyscy w kółko o Bogu myśleli. Dalej: „równanie” opisujące sposób zdobywania wiedzy w średniowieczu miałoby mieć wedle Harariego postać „Wiedza = Pismo x Logika”, a ktokolwiek chciał się czegokolwiek dowiedzieć, sięgał do Biblii. Dopiero w epoce renesansu, pisze autor, odkryto badania empiryczne.

Taki obraz średniowiecza, owszem, przetrwał w czczej retoryce („to istne średniowiecze!”), ale dzięki nauce od dawna wiemy o bogactwie literatury średniowiecznej i starożytnej, niestroniącej oczywiście od „nudnej introspekcji”, którą można znaleźć w średniowiecznych balladach czy greckim dramacie, ale też w Biblii i Wedach. Wiemy też, że wiele dziedzin nauki pięknie się w średniowieczu rozwijało, a wiele nowinek z zakresu chirurgii, optyki czy geologii przybywało do nas ze świata muzułmańskiego, bez trudu łączącego wiarę w Boga z empirycznym badaniem przyrody.

Co charakterystyczne, ów karykaturalny obraz „wieków ciemnych” narodził się w epoce Oświecenia z tych samych pobudek intelektualnych, dla których teraz promuje go Harari: aby przekonać czytelników, że wiara prowadzi do niewiedzy, a do wiedzy prowadzi tylko niewiara. Harari, jako „niewierzący Żyd” medytujący z buddystami – o czym uwielbia opowiadać dziennikarzom, a swojej przygodzie z medytacją Vipassana poświęca cały rozdział „21 lekcji” – flirtuje z „nowym ateizmem”, dla którego ów tandetny obraz średniowiecza jest ulubionym tropem. No ale jego reprezentanci to nie mediewiści…

Nie musimy się jednak doszukiwać złej woli tam, gdzie satysfakcjonującym wytłumaczeniem jest kiepskość. Harari ma zaś potężne zamiłowanie do tyleż szybkich, co stereotypowych przykładów. Gdy opowiada o współczesnej psychologii, na półce psychoterapeuty umieszcza „książki Freuda i Junga”. Gdy w „Sapiens” opisuje ewolucję cywilizacji, przechodzi przez te wszystkie kroki, które znamy z podstawówki: Żyzny Półksiężyc, piramidy, Hammurabi i tak dalej. Nie są to przykłady złe, ale po prostu nudne jak z wypracowania – a nie da się zaś zrobić ekscytującego dania z nieświeżych składników.

U początków cywilizacji ze starym dobrym Bliskim Wschodem współwystępowało wiele wspaniałych kultur: tzw. stara Europa na Bałkanach i w łuku Karpat, cywilizacja Oxus za Morzem Kaspijskim, kultura Mehrgarh w dzisiejszym Pakistanie... Gdy w szkołach wciąż wałkuje się ten sam Sumer i Egipt, historycy dają nam do dyspozycji nowe fascynujące przykłady na wykluwanie się cywilizacji miejskiej, pisma czy handlu. Smutno więc patrzeć na historyka, który miał szansę opisać świt cywilizacji w bogaty sposób, a oglądamy te same obrazki, którym domalowywaliśmy wąsy w szóstej klasie. Wystarczy kilka poważniejszych lektur, żeby się zorientować, że Harari wciąż tupta głównym szlakiem na Giewont.

Supermoce

No dobrze, skoro w detalach książki i wykłady Harariego nie porywają, to może zachwyci nas jego Wielka Wizja?

Nic z tego. Nawet w najodważniejszych sekcjach „Homo Deus” i najbardziej odlotowych momentach swoich wykładów Harari nie wykracza poza to, co już tyle razy słyszeliśmy. Sztuczna inteligencja, która wydaje się myśleć jak człowiek, a niedługo będzie myśleć lepiej niż my? Było. Roboty, które zabiorą nam pracę, co wywoła masowe bezrobocie? Było. Ujednolicanie się kultur pod wpływem internetu? Mieszanie się światów online z offline? Giganci technologiczni zbierający informacje o każdej sekundzie naszego życia? Byy-łooo… Co więcej, osobista perspektywa Harariego na te tematy jest równie sztampowa, co przytaczane przez niego przykłady. Nic dziwnego, nie da się z nudnych detali ulepić oryginalnej całości, a na perełki natrafiamy zwykle wtedy, gdy ciężko ryjemy w tabelkach. Harari tej pracy domowej nie odrobił.

Przykład? W „21 lekcjach” Harari straszy nas „technologicznym bezrobociem”, stawiając tezę, że do roku 2050 „uczenie maszynowe i robotyka odmienią niemal każdy rodzaj pracy – od produkowania jogurtu po uczenie jogi”. To ten rodzaj uogólnienia, które można usłyszeć nad pietruszką w warzywniaku, a Harari wydaje się kompletnie niezainteresowany pogłębieniem go, nie cytując zresztą żadnego źródła na poparcie swojego uogólnienia. Na czym właściwie polega „odmienienie” jakiejś pracy przez AI? Czy naprawdę dojdzie do tego we wszystkich zakątkach świata (a nie tylko w Izraelu, Brukseli i Kalifornii, między którymi krąży Harari)? I czy naprawdę „niemal każdy rodzaj pracy” może zostać odmieniony przez roboty i AI?

Co na to eksperci? W 2017 r. ukazała się praca C. Freya i M. Osborne’a, w której oszacowano prawdopodobieństwo, że na zatrudnienie w 702 różnych zawodach znacząco wpłynie uczenie maszynowe i robotyka. Artykuł jakby idealnie stworzony dla Harariego, który w 2017 r. pracował właśnie nad „21 lekcjami”. Wyniki? Aż dla 168 zawodów prawdopodobieństwo to oszacowano na mniej niż 10 proc., a dla 298 (czyli prawie połowy wszystkich zawodów!) jako mniej niż 50 proc. (dla zainteresowanych: na szczycie „listy bezpiecznych” znaleźli się m.in. fizjoterapeuci, choreografowie i nauczyciele w szkołach podstawowych). Czy obaliliśmy tezę Harariego? Nie, ponieważ jest ona zbyt mętna i niedomyślana, aby się w ogóle nadawała do obalenia. To samo dotyczy nawet tych najbardziej śmiałych tez.

Zasadnicza idea „Homo Deus” jest taka, że po względnym opanowaniu trzech wielkich zmor ludzkości – plagi, wojny i głodu – w XXI wieku nasz gatunek zajmie się dążeniem do ambitniejszych celów niż przetrwanie: osiągnięcia nieśmiertelności, szczęścia i wszechmocy, co ostatecznie upodobni nas do bogów. Każda z tych tez cierpi jednak wskutek niedomyślenia. Przykładowo, szczęście zdaniem Harariego naukowcy definiują bardzo prosto: „ludzi uszczęśliwia jedna i tylko jedna rzecz – przyjemne odczucia w ciele”. Stąd następny krok: „jeśli naukowcy mają rację, (…) to aby podnieść globalny poziom szczęśliwości, konieczna jest manipulacja ludzką biochemią”. Naprawdę? Którzy konkretnie naukowcy są na tyle nieuważni, aby nie rozróżniać między przyjemnością i szczęściem albo całkowicie zaniedbać poznawczy wymiar szczęścia? Wystarczy zajrzeć choćby do popularnego World Happiness Report, aby się zorientować, że badacze szczęścia definiują je znacznie mądrzej, pytając globalną próbę respondentów, czy np. poprzedniego dnia robili coś interesującego lub dowiedzieli się czegoś nowego albo czy mają przyjaciół, na których mogą liczyć. Te zupełnie elementarne wymiary szczęścia przelatują przez biochemiczne sito Harariego, który po tak niechlujnym sformułowaniu problemu może się tylko zastanawiać nad nowymi substancjami psychoaktywnymi, stymulacją mózgu i genetyczną manipulacją szlakami biochemicznymi – co pospiesznie robi – ostatecznie bardzo skutecznie omijając zasadnicze i jakże interesujące pytanie o globalny poziom szczęścia w XXI wieku.

Idąc jeszcze dalej, można by się zastanawiać, czy osiągnięcie długowieczności, „biochemicznego szczęścia” i „technologicznej wszechmocy” naprawdę uczyni z nas bogów. Harari rozumie jednak słowo „bóg” tak samo ubogo, jak pojęcie szczęścia. „Boskość nie jest jakąś mętną jakością metafizyczną”, zapewnia nas, lecz sumą rozmaitych robiących wrażenie superzdolności: umiejętności kontrolowania organizmów żywych i pogody albo podróżowania z wielką szybkością. Gdy je osiągniemy, pisze, staniemy się bogami. Równie upośledzona jest w jego książkach idea religii.

W „Homo Deus” opisane jest wyłanianie się „dataizmu” – nowej wielkiej religii skoncentrowanej wokół gromadzenia i przetwarzania Wielkich Danych. Choć sam pomysł mógłby być interesujący, w całym rozdziale pt. „Religia danych” ze świecą szukać jakiegokolwiek poważnego zmierzenia się z pytaniem, czym jest religia, na jakie ludzkie potrzeby odpowiada, i czym właściwie miałby być dataizm jako religia. Czy wyznawcy dataizmu mogą spodziewać się metafizycznego pocieszenia albo wiary w życie po śmierci? Czy dataizm będzie miał swoje kościoły, w których odnajdą się osoby ceniące sobie rytualną stronę religii?

W „21 lekcjach” Harari zbywa wszelkie rytuały religijne jako „hokus ­pokus” i proponuje rezygnację z wszystkich wielkich historii i mitów na rzecz medytacji nad własnym ciałem. Czy jest to jednak naprawdę przemyślana odpowiedź, biorąca pod uwagę realne psychologiczne potrzeby miliardów ludzi? Przepraszam, głupie pytanie.

Jeden na milion

Wróćmy więc do pytania, skąd „fenomen Harariego”? Komentatorzy prześcigają się w wyjaśnieniach.

Urażeni akademicy ubolewają nad tym, że świat podbija intelektualna tandeta, a każde uproszczenie Harariego sprzedało mu kolejną partię książek. W głosach tych wyczuwam jednak sporą dozę zawodowej zawiści, a samego wyjaśnienia nie kupuję. Książki i wykłady Harariego, przy całej przytoczonej tu krytyce, reprezentują jednak przyzwoitą intelektualną robotę, a tu i ówdzie widać stojący za nimi solidny research. Harari nie rokuje na intelektualnego klasyka na miarę stulecia, ale też nie uprawia disco polo.

Dobiegający z zupełnie innej strony „głos ludu” jest taki, że Harari to pupilek wysoko postawionych. Od kiedy tylko w 2018 r. wystąpił na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, nie milkną opinie, że stał się głosem światowej siatki globalistów, próbującej pod płaszczykiem zmian klimatu i walki z pandemią ograniczyć nasze wolności osobiste. Nie pomaga mu fakt, że z jego wypowiedzi można bez trudu zmontować wizję przyszłości, w której wszyscy jesteśmy zachipowani, omotani przez wielkie korporacje i ubezwłasnowolnieni przez potężnego Technologicznego Innego. W teorii tej kryje się oczywiście ziarnko prawdy – Klaus Schwab, założyciel i intelektualny lider forum w Davos, od lat fascynuje się relacjami człowiek-technologia, a jego książki „The Fourth Industrial Revolution” (2016) i „COVID-19: The Great Reset” (2020) przecinają się w wielu miejscach z tym, o czym pisze Harari. Nic więc dziwnego, że panowie przypadli sobie do gustu, a sympatia ze strony Davos to otwarte zaproszenie na dowolne salony.

Ja mam jednak inną hipotezę, zupełnie banalną: w Hararim naprawdę nie ma nic wyjątkowego. Dlaczego więc bestsellerem stały się „Sapiens” i „Homo Deus”, a nie każda z tuzinów innych prób napisania Wielkiej Książki o Technologii i Przyszłości Naszego Gatunku, jak, powiedzmy, „The Fourth Age” Byrona Reese’a czy „The Future is Faster Than You Think” Petera Diamandisa? (lub wiele innych – patrz lista na końcu artykułu)? To pytanie równie dobre, jak to, dlaczego twarzą heavy metalu stała się Metallica, a nie którykolwiek z setek zespołów założonych w tym samym czasie, w tym samym miejscu, grających z grubsza podobną muzykę, z grubsza równie dobrze. Bo tak się stało. A bo się któryś koncert świetnie udał, a bo pogoda była dobra, a bo właściwy człowiek był na widowni, a bo Jonny Zazula, który zakochał się w pierwszym demo Metalliki, jakimś cudem pożyczył pieniądze na pierwszy album.

Ciasteczka

Jak to więc możliwe, że najzupełniej nieszczególny Harari teraz występuje w Davos po Angeli Merkel i naradza się z premierami krajów europejskich? I czy powinno nas to interesować albo niepokoić?

Po pierwsze, jestem przekonany, że na scenach forów ekonomicznych i na herbatkach u premierów spokojnie poradziliby sobie Reese, Diamandis czy kilkudziesięciu innych podobnych im autorów. Przejrzałem parę książek z zamieszczonej obok listy i wszyscy piszą z grubsza to samo, cytując zresztą te same przykłady. W rozdziale dziewiątym „Homo Deus” Harari opisuje słynną realizację AI, program Watson od ­IBM-a. Cóż, Chace robi to w rozdziale 1. swojej „­Surviving AI”, Dormehl w rozdziale 5. swoich „Thinking Machines”, a Reece w rozdziale 8. „The Fourth Age”. Jeżeli coś odróżnia Harariego od wyżej wymienionych, to raczej bezwstydna maniera, aby używać samych wielkich słów, z banalnych przykładów i szybkich uogólnień lepiąc opowieść o Prawdzie, Śmierci, Bogu i Świadomości.

Po drugie, jakich to właściwie cudów elokwencji i erudycji dokonała na tej samej scenie Merkel i wszyscy inni przywódcy czy prezesi firm technologicznych? A próbowaliście kiedyś posłuchać któregoś z wystąpień z Davos? Stawiam dukaty przeciw miedziakom, że po godzinie ich wysłuchiwania powiecie to samo, co ja: albo ci ludzie mają mniej więcej tak szerokie horyzonty, jak każdy inny pięćdziesięciolatek w garniturze, a tylko awansowali o dwa szczeble wyżej, albo świetnie się ze swoim wizjonerstwem kryją.

To samo dotyczy oficjalnych herbatek. Tak szczerze: jak głęboko wystarczy rozumieć zmiany klimatu, robotykę i sieci neuronowe, żeby przez kwadrans zabawiać rozmową Macrona, Obamę albo Mateusza Morawieckiego? I o czym właściwie Harari z tym ostatnim rozmawiał przy, jeśli dobrze widzę na zdjęciach z Kancelarii Premiera, ciastkach półfrancuskich z budyniem? Herbatki autorów z Ważnymi Ludźmi są zwykle nudne jak diabli, co potwierdza zresztą sam Harari, w „21 lekcjach” opowiadając o swoim rozczarowującym obiedzie z Beniaminem Netanjahu, gdy wszyscy przejęci goście, nie chcąc źle wypaść, wypowiadali tylko słuszne, okrągłe banały. Prawdę mówiąc, nie muszę nadwyrężać wyobraźni, żeby się domyślić, jakie słuszne, okrągłe banały padały wówczas z ust Harariego.

Dzisiaj maszynka napędza się już sama. Te wszystkie fora ekonomiczne w Brukseli i Helsinkach organizuje się tak samo. Nieszczęśnik z rady programowej dostaje dwa tygodnie na załatwienie sławnego keynote speakera, który za kilkadziesiąt tysięcy dolarów uświetni wydarzenie. ­Harari uświetnia wręcz znakomicie. Podobnie Harari pisze teraz komentarze na temat wojny w Ukrainie dla „Guardiana” – nie dlatego, że jest genialnym geopolitykiem, tylko dlatego, że jest „uogólnionym sławnym intelektualistą”, którego nazwisko wśród autorów dobrze sprzeda gazetę. Fenomen Harariego to również najzupełniej zwyczajne zjawisko medialne.

Spokojna praca

Rzeczy nowe i inspirujące dzieją się gdzie indziej. Jeżeli szukacie świeżego powiewu intelektualnego, sięgnijcie do science ­fiction, do wystąpień z serii TED wygłaszanych przez mało znanych naukowców tuż po doktoracie, do raportów z konferencji Instytutu Inżynierów Elektryków i Elektroników (IEEE) albo nawet do starego dobrego czasopisma „Wired”. Jeśli następca Merkel, kanclerz Olaf Scholz ma rzeczywiście na tyle szerokie perspektywy, aby na poważnie zainteresować się skutkami rozwoju nowych technologii, to nie pójdzie do Harariego, tylko wprost do OpenAI w sprawie sztucznej inteligencji, do BASF w sprawie chemii i nowych materiałów i do SpaceX w sprawie podboju kosmosu. Na telefon ma ludzi z Max-Planck-Gesellschaft, którzy są na froncie badań dronów autonomicznych, nanorobotów i głębokich sieci neuronowych, nie mówiąc już o tym, co ciekawego mogą mu powiedzieć dobrzy ludzie z niemieckiego wywiadu gospodarczego i wojskowego albo z Instytutu Mikrobiologii Bundeswehry w Monachium.

Harari bywa czasem przedstawiany jako ktoś, kto umie tego typu rozrzucone fakty zebrać i poddać oryginalnej syntezie – nic z tych rzeczy. W jego książkach nie ma nawet śladu po bobrowaniu w raportach z badań, artykułach technicznych i wystąpieniach konferencyjnych, a bibliografia jego książek w sekcji technologicznej to praktycznie wyłącznie źródła prasowe i książki popularnonaukowe. Te naprawdę ciekawe i niebezpieczne rozmowy, które ostatecznie ukształtują przyszłość relacji człowiek-technologia, toczą się między ludźmi wiedzącymi więcej, a nie na scenie konferencji ekonomicznej zorganizowanej przez bladych eurokratów.

Średniość Harariego mnie jednak uspokaja. On w tych książkach i wykładach naprawdę nie sprzedaje żadnej dziwnej, niebezpiecznej, ekstrawaganckiej wizji człowieka, tylko uśredniony stan niepokojów ludzkości w drugiej dekadzie XXI wieku. Jeżeli więc za zamkniętymi drzwiami powtarza to samo, możemy być spokojni. To po prostu historyk z lekkim piórem i sporą dawką intelektualnej nieprzyzwoitości, który ma swoje pięć minut i w imieniu zbiorowej świadomości opowiada, za niezłe pieniądze i w świetle jupiterów, to, co z grubsza wiadomo, ubrane w wielkie słowa. Dobra fucha, przejmować się nie ma czym. ©℗

WSZYSTKIE BESTSELLERY HARARIEGO

SAPIENS: OD ZWIERZĄT DO BOGÓW (2014)
Harari opowiada swoją wersję historii ludzkości w czterech aktach: rewolucja kognitywna, rewolucja rolna, zjednoczenie ludzkości i rewolucja naukowa. Nie jest to ostrożny przegląd obecnego stanu wiedzy, a raczej osobisty wybór tych hipotez, które autor uznał za najbardziej przekonujące – zwykle bez wyjaśnienia, że istnieją konkurencyjne. W rezultacie powstał błyskawiczny przelot przez wszystkie najważniejsze etapy od kamienia łupanego do smartfona: język, rolnictwo, religia, pieniądz, kuchnia, wymieranie gatunków, astronomia, buddyzm, upadek rodziny, kapitalizm, mapowanie mózgu… W posłowiu pada teza, że dziś człowiek jest już o krok od stania się bogiem.

HOMO DEUS: KRÓTKA HISTORIA JUTRA (2016)
„Homo Deus” rozpoczyna się tam, gdzie skończył się „Sapiens”. Składa się z trzech głównych sekcji: „Homo sapiens podbija świat”, „Homo sapiens nadaje światu znaczenie” i „Homo sapiens traci kontrolę”. Pierwsza opowiada o tym, jak staliśmy się najpotężniejszym gatunkiem na planecie. Druga o ideologicznych przemianach, które to spowodowały, jak humanizm („wiara w człowieka”) i kapitalizm („wiara we wzrost”). W trzeciej mowa o przemianach, które zachodzą teraz. W ostatnich słowach książki autor przekonuje, że w XXI wieku trzy wielkie procesy zdominują wszelkie inne: 1) Nauka prowadzi do dogmatu, że organizmy to algorytmy, a życie to przetwarzanie danych. 2) Inteligencja oddziela się od świadomości. 3) Inteligentne algorytmy niedługo zrozumieją nas lepiej, niż rozumiemy się my sami.

21 LEKCJI NA XXI WIEK (2018)
To 21 krótkich esejów (każdy mniej więcej długości niniejszego tekstu), wyłącznie na Wielkie Tematy: praca, wolność, równość, cywilizacja, nacjonalizm, religia, imigracja, terroryzm, wojna, Bóg, sprawiedliwość, edukacja, znaczenie… Trudno podsumować nastawienie ideologiczne autora wyłaniające się z tego zbioru, ponieważ rozdziały są samodzielne, krótkie i mają przy tym ambicję szerokiego podsumowania wszystkich istotnych wątków dla danego hasła-tematu. To po prostu za mało przestrzeni, aby z tekstu wyłonił się jakiś spójny zestaw poglądów lub choćby mocna teza. Oto niektóre „zasadnicze tezy” poszczególnych rozdziałów: terroryzmu nie musimy się bać; ludzie nie myślą samodzielnie; może istnieć etyka bez wiary w Boga; medytacja zapewnia nam bezpośredni kontakt z własnym ciałem i umysłem. ©(P)

NIE TYLKO HARARI

Oto przykłady innych prób napisania Wielkiej Książki o Technologii i Przyszłości Naszego Gatunku, które jednak nie zdobyły aż takiej popularności:

* Calum Chace „Surviving AI”

* Peter Diamandis „The Future is Faster Than You Think”

* Luke Dormehl „Thinking Machines”

* Charles Eisenstein „The Ascent of Humanity”

* Mauro Guillen „2030. Jak ścieranie się najwyraźniejszych dzisiejszych trendów przekształci przyszłość wszystkiego” (wyd. polskie Studio EMKA, 2021)

* Jeff Hawkins „A Thousand Brains”

* Kevin Kelly „Nieuniknione” (wyd. polskie Poltext, 2017)

* John Lennox „2084: Artificial Intelligence and the Future of Humanity”

* David Marshall „Evolution 2.0”

* Byron Reese „The Fourth Age”

* Terrence Sejnowski „Deep Learning. Głęboka rewolucja” (wyd. polskie Poltext, 2019)

* Thomas Siebel „Digital Transformation”

* Daniel Susskind „A World Without Work”

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof przyrody i dziennikarz naukowy, specjalizuje się w kosmologii, astrofizyce oraz zagadnieniach filozoficznych związanych z tymi naukami. Pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2022