Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
28 grudnia cała polska reprezentacja została bowiem wykluczona z pierwszego konkursu w Oberstdorfie – a zatem pozbawiona szans w TCS – po niejednoznacznym wyniku testu na koronawirusa u Klemensa Murańki. Wiarę w pomyślny obrót sprawy stracili eksperci i dziennikarze. Ale nie utracił jej Stoch. Gdy rano w dniu rozpoczęcia turnieju kolejne testy przyniosły negatywne wyniki u wszystkich skoczków, a wraz z nimi zmianę decyzji niemieckiego sanepidu, zamieścił na swoim Instagramie grafikę z trzema królami i gwiazdą betlejemską, podpisując ją: „Przecież to czas cudów. Wszystko się może zdarzyć”.
I się zdarzyło: polscy skoczkowie dostali skrzydeł. Ubiegłoroczny triumfator Dawid Kubacki wygrał jeden z czterech składających się na cały turniej konkursów, bijąc rekord skoczni w Garmisch-Partenkirchen. Aż czterech Polaków znalazło się w pierwszej szóstce klasyfikacji generalnej. Ale to Stoch rósł z konkursu na konkurs, wygrywając z rywalami spokojem głowy i lekkością ciała.
6 stycznia w Bischofshofen odebrał statuetkę złotego orła, dokładnie 20 lat po tym, jak Adam Małysz wygrał TCS jako pierwszy Polak. Od tamtego czasu nasze emocje wokół dosyć niszowej dyscypliny sportowej nieco okrzepły, ale Trzech Króli to w Polsce nadal święto religijne i świeckie, bo złoto przynoszą także Adam, Dawid i Kamil. Ten ostatni w sobotę zrównał się z Małyszem w liczbie 39 zwycięstw w Pucharze Świata. I leci dalej. Wirtualną linią, do której może doskoczyć, jest miano narciarskiego skoczka wszech czasów.
Krystyna i Bronisław Stochowie: Gdy Kamil zaczynał wygrywać, ogłoszono go Małyszem. A on powtarzał: „Ja jestem Kamil Stoch. Tworzę własną historię”.