Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ojcze Święty, Franciszku, ponad pięćdziesiąt lat spowiadam. Mój konfesjonał chyba nikomu się nie kojarzy z izbą tortur. Wszystko, co przeczytałem w tym wywiadzie, jest mi bliskie, a powiedziane przez papieża napełnia radością i budzi nadzieję.
Jednak rozmowa to nie wiążący dokument. Spowiadając, działam w imieniu Kościoła, niekiedy – przyznaję – wbrew temu, co czuję. Teraz, jako spowiednik, zadaję sobie kilka pytań. Zwłaszcza o „rozwiązania dyscyplinarne”. Przecież obowiązująca mnie dyscyplina sakramentu nie pozwala udzielić rozgrzeszenia ludziom żyjącym w sytuacji, w rozumieniu Kościoła, nieregularnej – np. rozwiedzionym i żyjącym w nowym związku. Mogę ich zapewnić, że nie są wykluczeni z Kościoła, że mogą się duchowo łączyć z Jezusem, że On nie jest ograniczony sakramentami – ale nie mam władzy udzielić im rozgrzeszenia. To w Kościele prawosławnym rozpatruje się każdy przypadek osobno i strona, która nie ponosi winy, może godziwie zawrzeć nowy związek. W naszym Kościele nie.
Wspomniany przykład kobiety, która po nieudanym, sakramentalnym małżeństwie żyje w nowym, szczęśliwym związku, ale cierpi z powodu dawnej aborcji, kończy się pytaniem: „co robi spowiednik?”. Właśnie, co? Rozgrzesza z aborcji i z konkubinatu? Tylko z aborcji? Można udzielać fragmentarycznego rozgrzeszenia?
Albo: „Nie do pomyślenia jest ingerowanie w życie osobiste”. A kiedy ktoś wyznaje, że żyje w związku homoseksualnym? Owszem, mówię mu, że Bóg go nie odpycha, że z miłością aprobuje jego istnienie, ale – według obowiązującej dyscypliny sakramentu, ingeruję: żeby otrzymać rozgrzeszenie, musi postanowić zmianę swojej osobistej sytuacji.
Zawsze jest w człowieku „jakaś przestrzeń, gdzie dobre ziarno może wzrosnąć. Trzeba zaufać Bogu”. A co robić, gdy młoda osoba, żyjąca w związku niesakramentalnym, chcąc przyjąć Komunię św. na pogrzebie matki, przychodzi po rozgrzeszenie na tę okoliczność? Wie, czego wymaga Kościół, ale w swoim związku nie widzi niczego grzesznego i niczego nie zamierza zmieniać... Czy mam zaufać Bogu i udzielić rozgrzeszenia?
Ojcze Święty, staram się koncentrować na tym, co istotne, wiem, że decyzje moralne powinny wynikać z zachwytu Dobrą Nowiną, ale co robić z obowiązującą mnie dyscypliną? Czy ta rozmowa jest zapowiedzią znalezienia „nowej równowagi” („bez której gmach kościelnej moralności rozleci się jak domek z kart”)?
Ks. ADAM BONIECKI jest redaktorem-seniorem „TP”.