To nie są ulizani goście

Bp Grzegorz Ryś: Formacja, także w seminarium, kończy się tam, gdzie się kończy szczerość.

04.05.2013

Czyta się kilka minut

ARTUR SPORNIAK: Czy można być indywidualistą w seminarium?

BP GRZEGORZ RYŚ: Podejście indywidualne jest warunkiem sine qua non formacji. Czasem trzeba nawet prowokować, żeby człowiek chciał być sobą. Co nie jest łatwe, bo jeśli w roczniku jest np. 20 osób, to szybko się zżyją i będą chcieli iść razem.

Czemu służy ujednolicenie zachowania i stroju? Kleryka można poznać wśród innych studentów nawet bez sutanny...

Mam nadzieję, że ta różnica bierze się raczej z wyciszenia, bo seminarium to przecież czas skupienia i modlitwy.

Dlaczego wnętrze seminarium nie przypomina domu rodzinnego?

Kiedy byłem rektorem, robiłem wszystko, by to jednak był dom i by nikt nie czuł się w nim obco. Celibat jest także pewną bezdomnością, a księża dość często zmieniają miejsca pobytu. Klerycy powinni być na to gotowi. Znów – potrzeba właściwego balansu. Seminarium ma być domem, ale to nie znaczy – ciepłym gniazdkiem. Klerycy mogą przecież urządzać pokoje po swojemu.

Np. wieszać zdjęcia swoich ulubionych muzyków?

Nie chodziłem po pokojach i tego nie kontrolowałem. Przecież to są dorośli ludzie!

Skąd się biorą opinie, że kleryk to zniewieściały facet?

Chyba z niewiedzy. Jednak seminarium jest czasem pewnego odizolowania. Ale najlepiej o opinię na temat kleryków pytać młodych ludzi na Przystanku Jezus, albo tych, dla których klerycy prowadzą wakacyjne rekolekcje. A zwłaszcza chorych, których odwiedzają. Kto ich bliżej pozna, przestaje traktować ich jak „ulizanych gości”.

Jak się dba o to, by klerycy mieli własne zdanie?

W seminarium, oprócz formacji ogólnej, jest też pion formacji ściśle wewnętrznej, którą prowadzą ojcowie duchowni i która jest objęta całkowitą tajemnicą. Kleryk nie ma obaw, że jeśli rozmawia z ojcem duchownym o swoich najważniejszych problemach, to one potem stają się tematem debaty przełożonych. Powiedziałbym, że tu nie chodzi o własne zdanie, tylko o absolutną szczerość. Formacja kończy się tam, gdzie się kończy szczerość.

Czy nie powinny nas niepokoić zbyt gładkie słowa o Panu Jezusie płynące z ust kleryckich?

Oni mają dopiero 19-22 lata. Mówią w sposób idealistyczny, i chwała Bogu! Dlaczego mają mówić jak zgorzkniali ludzie, którzy już doświadczyli wszystkich odmian zła w Kościele?

Każdy ma pomysły, jak prowadzić seminarium, tylko że każdy ma inne. Ja np. chciałbym, żeby kleryk był człowiekiem modlitwy, gdyż uważam, że jeśli nim nie będzie, to się jego kapłaństwo rozsypie. Inni uważają, że potrzebuje przede wszystkim kontaktu z ludźmi. Na tym etapie formacji jedno z drugim nie do końca idzie w parze. Próbuje się to godzić: praktyki w szpitalu dziecięcym, i to zaraz po pierwszym roku, nie są dla ulizanych facetów. Pamiętajmy, że wbrew pozorom nie ma jednego modelu seminarium.

Gdyby Ksiądz Biskup mógł spełnić jedno marzenie związane z formacją seminaryjną, co zostałoby zmienione?

Trochę zmian się jednak dokonuje. Od kilku lat obowiązuje w polskich seminariach okres propedeutyczny, który skupia się na ożywieniu wiary. Chodzi o to, żeby kleryk miał doświadczenie spotkania z żywym Chrystusem i na nim przede wszystkim budował. Pewien pomysł na przyszłość podpowiedział nam kard. Jean-Marie Lustiger. Seminaria realizujące jego model mają kleryków i dają księży, którzy się w kapłaństwie sprawdzają. Nieżyjący już metropolita Paryża zaproponował dwie rzeczy: rok wstępny, skoncentrowany na modlitwie myślnej w prawie całkowitej izolacji, z wyjątkiem pracy charytatywnej we wspólnotach Arki lub w ośrodkach prowadzonych przez misjonarki miłosierdzia Matki Teresy. A druga reforma polegała na podzieleniu wielkiego seminarium na kilka domów, w których klerycy mogą tworzyć rzeczywiste kilkunastoosobowe wspólnoty. To przygotowuje ich do pracy duszpasterskiej w oparciu o rzeczywistą wspólnotę z innymi księżmi.

Klerycy powinni mieć możliwość doświadczenia różnych charyzmatów w Kościele, bo – wracając do tematu indywidualności – nie polega ona na tym, że ktoś jest sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem, tylko na odkryciu własnego charyzmatu. Choroba Kościoła polega głównie na tym, że każdy od siebie zaczyna; np. przychodzi na parafię ksiądz indywidualista i burzy wszystko, co stworzył poprzednik. Tymczasem indywidualny charyzmat nie tyle burzy, co służy Kościołowi, czyli całej wspólnocie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013