Sutanna nie czyni z kleryka księdza

Ks. Jacek Prusak, psycholog i psychoterapeuta: Seminarzysta wie, że musi dopasować się do pewnej etykiety. Wchodzi w tę rolę z bagażem psychicznych deficytów, których nie jest świadomy. To może rodzić napięcia.

02.02.2015

Czyta się kilka minut

 / infografika: Lech Mazurczyk
/ infografika: Lech Mazurczyk

ARTUR SPORNIAK: Po maturze, pełen ideałów, chłopak wybiera się do seminarium. Czego się może spodziewać?
KS. JACEK PRUSAK: Że prawie wszystko będzie miał ustalone od A do Z. Że będzie prawie cały czas obserwowany. I że prawie wszystko będzie robił w grupie. Życie tu jest bardzo sformalizowane – o tym kandydaci dowiadują się z wcześniejszych rozmów. Nie wiedzą, jak sobie z tym poradzą, bo sami siebie dostatecznie nie znają.
 

Kandydaci powinni przedłożyć rektorowi świadectwo o stanie zdrowia fizycznego i psychicznego. Tego wymaga np. statut najliczniejszego polskiego seminarium – w Tarnowie.
Zdrowie psychiczne określa psycholog. W ramach takich badań przeprowadza się testy osobowości, pozwalające zidentyfikować potencjalnego schizofrenika, psychopatę czy osobę z ciężką depresją. Przy odpowiednim staraniu można określić inne problemy, wchodzące w zakres deficytów lub niedojrzałości, np. czy ktoś ma większe lub mniejsze predyspozycje do radzenia sobie z sytuacjami stresowymi albo na ile jest dojrzały psychoseksualnie. To wymaga jednak pogłębionych wywiadów i powtórzenia testów, czego się zwykle nie robi.
 

Badani wiedzą, że od wyniku testu zależy ich przyszłość – czy to nie osłabia ich wiarygodności?
Testy są tak skonstruowane, żeby wyeliminować kłamstwo. Co nie znaczy, że osoby, które wiedzą, iż wynik zaważy na przyjęciu do seminarium, nie będą próbowały siebie upiększyć. Minimum jest takie: jeżeli test nie wykaże silnych zaburzeń, psycholog wystawia opinię pozytywną. Resztą ma się zająć seminarium.
 

Z jakimi problemami przychodzą?
Z badań, prowadzonych systematycznie na seminarzystach, wynika, że istnieją trzy główne źródła ich problemów, które ujawniają się czasem dopiero po święceniach. Po pierwsze, nieuświadomiony gniew i brak relacji rówieśniczych. Po drugie, niewyleczone zranienia i urazy z dzieciństwa. Po trzecie – co jest skorelowane z drugim – negatywny obraz samego siebie. Niektórzy pochodzą z rodzin z problemem alkoholowym, gdzie spotykali się z przemocą fizyczną lub psychiczną. Inni wzrastali w poczuciu odrzucenia. Są też tacy, którzy pochodzą z rozbitych rodzin i byli odpowiedzialni za młodsze rodzeństwo lub rozwiedzione matki. Niektórzy nie dorośli do swojej seksualności i noszą w sobie poczucie winy i wstydu.
Zatem do seminarium trafiają osoby mniej lub bardziej dojrzałe, z mniej lub bardziej uświadomionymi konfliktami i deficytami oraz z mniejszą bądź większą zdolnością radzenia sobie ze stresem. Ci chłopcy poddani są formacji duchowej i intelektualnej. Formacji ludzkiej, dbającej o osobowy rozwój, poświęca się dużo mniej uwagi, zakładając, że bazuje ona na rozwoju duchowym i intelektualnym.
Może się jednak okazać, że to nie wystarczy, gdyż od seminarzysty oczekuje się więcej niż od jego rówieśnika studenta – oczekuje się, że wejdzie w pewną rolę. Zdatność do jej pełnienia jest nieustannie oceniana.
 

Charakterystyczny dla kleryków – zwłaszcza starszych roczników – sposób gestykulacji czy ubierania się?
Socjologia mówi wręcz o konwersji. Seminarzysta wie, że musi się odróżniać od innych ze względu na powołanie, a z drugiej strony, żeby powołanie poddać weryfikacji, dopasowuje się do etykiety.
 

Czy to nie jest trening udawania?
W pewnej mierze tak – klerycy sami mówią, że czasem zachowują się nienaturalnie, bo inaczej nie wypada. Oczywiście ma to pozytywne i negatywne konotacje. Seminarzysta przygotowuje się „na księdza”, a więc do wejścia w określoną społeczną rolę, tak samo jak np. policjant czy lekarz. Chodzi jednak o to, na ile wchodząc w tę rolę staje się pasywny i lękowy, tracąc autonomię i indywidualność. Problemem nie jest rola księdza, tylko mylenie jej z konformizmem.
 

Co na to formatorzy?
W dużej mierze od nich zależy, żeby chłopak nie stał się marionetką – „dobrym klerykiem”, ale żeby pozostał sobą, z intencją przekraczania siebie i dojrzewania w powołaniu. Że nie jest to proste, świadczy powiedzenie „bierny, mierny, ale wierny”.
 

Wychowawczy minimalizm cechuje nie tylko seminaria – wielu nauczycieli woli uczniów niesprawiających kłopotów. W szkole jednak jest psycholog i pedagog. A tu?
Odpowiednikiem jest ojciec duchowny, który ma pomagać w formacji duchowej i towarzyszyć w ludzkiej. W kontakcie z klerykiem zobowiązany jest do zachowania tajemnicy i nie ma wpływu na decyzje o jego przyszłości w seminarium.
W Polsce zakłada się, że kto przeszedł formację seminaryjną, nie powinien mieć problemów. Tymczasem specyfika seminarium może uaktywniać przyniesione tu deficyty czy konflikty. Badania amerykańskie pokazały, że prawie połowa księży (49,1 proc.) korzystała z pomocy psychologicznej po święceniach; przy czym tylko 9,1 proc. na terapię zostało skierowanych przez przełożonych. Nie wszystko może być widoczne na początku. W bardziej systematycznych badaniach nie chodziłoby o to, czy kleryk nie ma problemów psychologicznych, ale o to, by otrzymał narzędzie do oceny tempa i zakresu własnego rozwoju. Pamiętajmy, że seminarium to tylko etap przygotowujący do życia w kapłaństwie, które będzie kompletnie inne. Wiele kryzysów zdarza się dopiero w pierwszych pięciu latach kapłaństwa – właśnie dlatego, że w seminarium jakieś problemy dawały o sobie znać, ale były ignorowane.
Gdy ktoś ma zaburzenia osobowości, to z reguły nie wie, że je ma, gdyż nawet jeśli jest świadomy problemów, ich źródło przypisuje innym: to inni są niesprawiedliwi, podkopują jego wartość albo go „nie kochają”. W życiu księży sprawdza się zasada: jeśli ksiądz w środowisku, do którego trafia, wprowadza podziały, najprawdopodobniej ma zaburzenia osobowości. Gdy ktoś taki otrzyma funkcje kierownicze, albo będzie rozbijał wspólnoty, albo będzie konformistą bojącym się podjąć jakąkolwiek decyzję. Zaburzenia osobowości niekoniecznie wykluczają z kapłaństwa, ale utrudniają lub uniemożliwiają bycie dobrym przełożonym.
 

Czyli badania psychologiczne powinny być przeprowadzane także w pierwszych latach kapłaństwa?
Jeśli w Kościele używamy badań psychologicznych, to głównie jako sita do wykluczenia psychopatologii. A przecież takie badanie jest też pozytywnym narzędziem, np. pokazującym, który z talentów pomoże księdzu radzić sobie ze stresem. Nie chodzi o psychologizowanie formacji. Ale też nie wystarczy powiedzieć: idź do kaplicy i pomódl się albo wyjedź gdzieś z kolegami.
 

W seminaryjnych statutach jako elementy formacji wymienia się codzienną Mszę, wspólną i prywatną adorację, sakrament pokuty co dwa tygodnie. Czy częsta spowiedź jest potrzebna?
Nie chodzi o to, żeby kleryk wymyślał sobie grzechy, chodzi o kierownictwo duchowe i o świadomość, że ma się nawracać z egoizmu, przekraczać samego siebie.
 

Czym się zatem różni rola spowiednika od roli ojca duchownego?
Spowiednik jest wybierany przez kleryka i zwykle jest kimś spoza seminarium. Poza tym tajemnica spowiedzi gwarantuje klerykowi, że nic, co powie, nie może zostać ujawnione. Ojciec duchowny także zobowiązany jest do tajemnicy, ale postrzega się go jako jednego z formatorów. Stąd zdarza się, że sami klerycy rozmowę z ojcem duchownym sprowadzają do banałów, bojąc się, że ujawnienie problemów zostanie wykorzystane przeciwko nim.
 

Czy takie praktyki jak wychodzenie poza seminarium zawsze we dwóch albo zakaz posiadania telefonów służą dojrzewaniu osobowości?
Reguła wychodzenia na tzw. przechadzki, czyli albo całodniowe wycieczki, albo popołudniowe spacery, wypracowana została dawno temu. Można powiedzieć, że wygląda to niedojrzale, i że jeden pilnuje drugiego, ale to nie oznacza, że kleryk nie może wyjść z seminarium, kiedy ma coś do załatwienia. Oczywiście za zgodą rektora czy prefekta.
Natomiast komórka mogłaby utrudnić stworzenie odosobnienia – kleryk mógłby siedzieć w seminarium i jednocześnie przebywać ciągle poza nim dzięki wydzwanianiu po ludziach. Decydując się na takie życie, zrezygnował z pewnych atrakcji: nie może wyjść do kina czy na imprezę, kiedy chce. Mając komórkę, trudniej byłoby mu się odseparować od rodziny i znajomych.
 

Ma to sens w okresie propedeutycznym, czyli w czasie zwykle półrocznego odizolowania przed seminarium – taki okres funkcjonuje już w kilku diecezjach. Ale potem? To zamykanie dorosłych mężczyzn pod kloszem.
Klerycy nie mieszkają w akademiku. Seminarium jest czymś pośrednim między klasztorem a bursą – jest miejscem formacji do życia innego, niż będą prowadzili ich rówieśnicy. Odpowiedzialność budują na tym, czy są w stanie podjąć rygory takiego życia. Na Zachodzie nie sprawdziły się pomysły na otwarte seminaria w formie akademików.
 

Jakie elementy obecnego systemu utrudniają dojrzewanie?
Jego pasywność. Formacja intelektualna zbyt przypomina teologiczną „zawodówkę”, która nie uczy samodzielnego myślenia. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich seminariów i kleryków. Ale zasada niestety jest taka: masz zdobyć rzemiosło i być dobrym rzemieślnikiem – artyści są problematyczni. Za tym kryje się fakt, że kleryków nie uczy się dyskutować, tymczasem jako księża idą do świata wysoce pluralistycznego.
Po takich seminariach księża potrafią nauczać, ale nie potrafią rozmawiać. Unikają pytań, bo albo nie wiedzą, jak odpowiedzieć, albo boją się odpowiedzi. Formacja zatem, która funkcjonuje na zasadzie: otrzymujesz bezdyskusyjną prawdę i wkuj ją od A do Z, nie przygotowuje na obecne czasy. Dziś świeccy nie dadzą się zbyć mówieniem: „Jestem księdzem, więc mnie słuchaj”.
Są też problemy emocjonalne. Pojawiły się dwa kompleksy. Pierwszy jest opisany jako kompleks Piotrusia Pana: kleryk pozostaje niedojrzały, ponieważ we wszystko się wpasowuje, z niczym się nie konfrontując – ostatecznie udaje, że jest kimś, kim nie jest.
Drugi kompleks nazywam kompleksem mężczyzny-anioła. W badaniach przeprowadzonych w USA i Kanadzie pytano ludzi, czego oczekują od księdza. Ponad 80 proc. odpowiedziało, że oczekuje, iż ksiądz będzie lepszy niż ktokolwiek inny. Ci sami ludzie mówili, że wiedzą, iż ksiądz jest człowiekiem, więc może mieć takie same problemy jak inni, ale jednocześnie znacznie trudniej im zaakceptować ten fakt w praktyce. Ksiądz jest w naszych oczach tym, kto wyznacza ideały, którymi sam żyje. Jeśli świecki z reguły wstydzi się iść do psychologa i idzie dopiero, kiedy ma poważne problemy, to ksiądz wstydzi się podwójnie: przed wspólnotą, przed psychologiem, a na dodatek sądzi, że rozczarował Boga.
Chłopcy, którzy idą do seminarium, nie bardzo wiedzą, kim są jako mężczyźni. Oczekuje się od nich, że będą w większym stopniu niż inni mężczyźni posiadali cechy, które się stereotypowo przypisuje kobietom: współczucie, troskę, opiekuńczość. W amerykańskich badaniach wyszło, że pierwsze dziewięć cech, jakie uważa się za najważniejsze dla księdza, pochodzi z „kobiecej typologii” charakteru. W tym nie ma nic złego, ale od tych samych księży oczekuje się też, że będą mieli rozwinięte stereotypowe męskie cechy, np. zdecydowanie, stanowczość, nakierowanie na cel.
Klerycy mają zatem zintegrować w sobie ten zbiór cech. To nie jest proste. Jeśli są zbyt „męscy”, mówi się im, że nie mają powołania – są za bardzo „zadaniowi”, a za mało „relacyjni”. Jeśli są zbyt „kobiecy”, podejrzewa się ich o homoseksualizm.
 

W życiu świeckim dzieci wymuszają wrażliwość i „relacyjność” u „zadaniowych” ojców – zatem rodzicielstwo integruje oba zbiory cech. U księdza...
...integrację wymusza wspólnota parafialna. Kto najczęściej przychodzi do kościoła?
 

Kobiety.
Jakie zatem cechy ksiądz ma rozwijać? Relacyjne – bo kobiety chcą w kościele takich mężczyzn, jakich nie mają w domu. I mamy problem z męską tożsamością wśród młodych księży, bo chcąc być „prawdziwymi mężczyznami”, albo muszą z kobietami walczyć, albo im „ulegać”, i zaczynają męskość, a potem kapłaństwo utożsamiać z władzą.
 

Seminarium do tego nie przygotowuje?
Formacja, która wymusza większy kontakt ze zróżnicowanym środowiskiem rówieśniczym – np. jak u jezuitów studiowanie na uczelni ze świeckimi – uczy kleryków przebywania wśród mężczyzn i kobiet na bardziej dojrzałych zasadach niż formacja, podczas której kontaktują się tylko z mężczyznami. Jest wiele seminariów, w których zajęcia są zamknięte dla innych.


Jak powinno wyglądać wsparcie, by klerycy dojrzale wybierali celibat?Po pierwsze, powinni otrzymać solidną wiedzę na temat seksualności. Po drugie, wiedzę o tym, jakim wyzwaniem będzie życie w celibacie. W tej chwili ta tematyka jest przerabiana albo na duchowości, albo na teologii moralnej – nie dotyka ich emocji, potrzeb i konfliktów. Oczywiście oczekuje się, że te tematy będą omawiane z ojcem duchownym.

A ma on do tego przygotowanie?
Powinien mieć. Ojciec duchowny powinien pomóc, żeby klerycy pewnych rzeczy się nie bali i nie wstydzili, np. fantazji erotycznych. Żeby umieli reagować na niezaspokojone potrzeby seksualne.

Czy masturbacja wyklucza powołanie?
Jeśli jest jedyną formą radzenia sobie z frustracją. Większość kleryków ma doświadczenia z masturbacją: to pierwsza forma seksualności, jakiej doświadcza większość mężczyzn.
 

Od 2005 r. obowiązuje instrukcja, która zabrania przyjmowania do seminariów mężczyzn, którzy „praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tzw. kulturę gejowską”. Jak to jest weryfikowane?
Kandydat jest o to pytany. Zakłada się szczerość odpowiedzi, choć znam przypadki księży o homoseksualnej orientacji, którzy nie odpowiedzieli wprost. To nie znaczy, że kłamali – przyjęli po prostu definicję, że homoseksualista musi być aktywny. Oni nie byli, więc odpowiedzieli negatywnie. To głębszy problem, gdyż powoduje pytanie o ważność ich święceń. Z drugiej strony, intencją Benedykta XVI wprowadzającego tę instrukcję było wyeliminowanie z kapłaństwa osób, które w przyszłości mogłyby molestować nieletnich chłopców, a to nie jest przypadek księży, o których mówię. Nie jest tak, że homoseksualizm z natury prowadzi do takich czynów. Co prawda instrukcja stwierdza, że już same głęboko zakorzenione skłonności homoseksualne wykluczają z kapłaństwa, ale takiego zapisu nie ma w prawie kanonicznym, ważniejszym przecież niż instrukcja Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego. Istnieje w tych zapisach luka, wynikająca z braku adekwatnego rozumienia genezy homoseksualizmu.
 

Statuty seminaryjne przewidują możliwość rocznego urlopu dziekańskiego, podczas którego kleryk za wiedzą przełożonych ma podjąć normalną pracę. To dobry pomysł?
Chodzi o to, by taki kleryk skonfrontował się z życiem, z którego chciał zrezygnować, i zobaczył, po której stronie się odnajduje. Zdarza się, że na takim urlopie wysyłany jest na terapię. Pamiętajmy jednak, że pomoc psychologiczna nie powinna stygmatyzować: jeśli kleryk jest wysyłany na urlop po to, by przed innymi ukryć fakt, iż korzysta z pomocy – nie jest to dojrzałe podejście ze strony formatorów. To fałszywy sylogizm: potrzebujesz terapii, gdyż masz problemy, a skoro masz problemy, nie masz powołania. Każdego mogą dotknąć problemy – utożsamianie powołania z „bezproblemowością” prowadzi na manowce.
 

W jaką stronę powinny iść reformy formacji seminaryjnej?
Nie zmienia się teologia sakramentu kapłaństwa, ale zmienia się doświadczenie bycia księdzem. W formacji intelektualnej chciałbym, żeby seminarzyści byli lepiej przygotowywani do myślenia krytycznego i do tego, że nie tylko mają bronić wiary, ale też uczyć się rozumieć pytania wiernych. W formacji ludzkiej dowartościowałbym pomoc psychologiczną jako narzędzie poznawania mocnych i słabych stron charakteru oraz dojrzałego radzenia sobie z potrzebami seksualnymi. O formacji duchowej się nie wypowiadam, bo jej konieczność jest oczywista.
Księża mają problemy nie dlatego, że są księżmi, ale dlatego, że są ludźmi. To nie sutanna czyni z kleryka księdza. Łaska buduje na naturze, a nie na uzurpacji dojrzałości. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2015