Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Właściwie na tym można by zakończyć tę notkę, gdyby nie fakt, że dotyczący tego rekordu komunikat Międzynarodowej Organizacji Meteorologicznej nieoczekiwanie znalazł ciąg dalszy… pod postacią wymiany not dyplomatycznych. Indie, które do tej pory mogły poszczycić się pierwszym miejscem na liście najwilgotniejszych miejsc globu, odmawiają uznania nowego rekordu. Miasteczko Czerapuńdżi – w indyjskim stanie Meghalaja – królowało na niej niepodzielnie od 1976 r., kiedy zanotowano w nim ponad 11 metrów rocznych opadów. Ponadto Indusi wskazują na wzmianki historyczne, z których ma wynikać, że między sierpniem 1860 r. a lipcem 1861 r. w Czerapuńdżi zanotowano aż 26,4 metra opadów.
Woda jest w indyjskiej polityce tematem strategicznym. W 2018 i 2019 r. kilka stanów dotknęła katastrofalna susza. Ministerstwo Rolnictwa szacuje, że kraj zużywa rocznie tyle wód gruntowych, ile USA i Chiny razem wzięte (oba te kraje mają większe zasoby wód powierzchniowych). Hydrolodzy przewidują, że do 2030 r. zapotrzebowanie Indii na wodę będzie już dwukrotnie większe od dostępnych zasobów naturalnych.
Tamtejsze Narodowe Biuro Rejestrów Przestępczości (NCRB) podało niedawno, że w 2018 r. doszło w Indiach do 838 przestępstw związanych z dostępem do wody. W ciągu zaledwie roku ich liczba wzrosła o 93 proc. ©℗