Upały będą wracać

Zamiast czterech pór roku czekają nas dwie. A kolejne takie gorące lata mogą nam ugotować gospodarkę.

17.08.2015

Czyta się kilka minut

Rogalin k. Poznania, noc z 12 na 13 sierpnia 2015 r. / Fot. Łukasz Ogrodowczyk / PAP
Rogalin k. Poznania, noc z 12 na 13 sierpnia 2015 r. / Fot. Łukasz Ogrodowczyk / PAP

Hasło o „pladze upałów” może brzmieć jak przebój dla wczasowiczów odtwarzany co sezon przez stacje radiowe, jednak w tym roku, za sprawą utrzymujących się temperatur na poziomie 35 stopni Celsjusza i niedostatku opadów, zrobiło się poważnie. Niski poziom wód. Zniszczone uprawy – prawie milion hektarów. Najwyższy stopień zagrożenia pożarami w lasach. Ograniczenia w dostawach prądu – jak za czasów gospodarki centralnie sterowanej. Ile w tym wszystkim przesady, a ile realnego zagrożenia? Czy jesienią pogoda wystawi nam rachunek i jak wysoki?

– To pierwsze od kilku lat lato, w którym występuje tak dokuczliwa susza. Wcześniej mieliśmy wyjątkowo ciepłą zimę, która z kolei sprzyjała wegetacji roślin, więc ten rok, o ile ostatnie miesiące nie będą wyraźnie zimniejsze niż przeciętnie, będzie cieplejszy niż poprzednie – mówi Michał Koleśnikow, ekonomista Banku BGŻ BNP Paribas.

Rzeczywiście: ostatnia ciężka susza, która spowodowała znaczne obniżenie poziomu wód w rzekach oraz poziomu wód gruntowych, dotknęła Polskę w 2003 r. Poprzednie odnotowywano w latach 1969-70, 1983-84 oraz 1990-93. Poza tym upał nas omijał – 2010 r. uznano nawet za najbardziej mokry w historii polskiej meteorologii.

Lżejszy portfel uboższego

Oprócz oczywistych wniosków dotyczących wpływu upałów na polską gospodarkę (zyskać mogą producenci napojów chłodzących, parawanów i klimatyzatorów, stracić – firmy obsługujące śródlądową żeglugę) najczarniejszy scenariusz rysuje się w rolnictwie. Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach oszacował już, że w wyniku suszy, która dotknęła jedną trzecią gmin w Polsce, tegoroczne zbiory mogą być mniejsze o 10 proc. Resort rolnictwa ocenia ich ubytek bardziej wstrzemięźliwie – na 5 proc. Liczenie strat trwa, lecz właściciele upraw z Mazowsza twierdzą już, że potrzebują co najmniej kilkudziesięciu milionów złotych rekompensaty za zniszczone plony.

Michał Koleśnikow zaznacza, że skutki upałów nie rozkładają się równomiernie. – Rolnicy uprawiający zboże w województwach, gdzie susza jest najdotkliwsza, np. kujawsko-pomorskim, łódzkim, wielkopolskim czy mazowieckim, zainwestowali w produkcję tyle samo co przed rokiem, a teraz zbiorą o 30–40 proc. plonów mniej. Niższe plony traw czy innych roślin pastewnych przełożą się na ceny pasz, a to znajdzie z kolei odzwierciedlenie w wyższych kosztach produkcji mleka i jego produktów – mówi ekonomista. Dodaje, że gdyby do tych czynników doszły ograniczenia energii, w przypadku branży spożywczej może wystarczyć jeden dzień przestoju, by straty były naprawdę duże – dla zakładów mięsnych czy przetwórstwa owocowo-warzywnego wyłączenia prądu grożą zmarnowaniem zapasów.

W efekcie przeciętny konsument powinien się liczyć z lekkim wzrostem cen – na poziomie 1–2 proc., który najbardziej odczują w portfelach ludzie ubożsi, wydający na żywność proporcjonalnie znacznie większą część dochodów niż lepiej sytuowani. – Wzrosną przede wszystkim ceny owoców i warzyw, zaś w dłuższej perspektywie – w zależności od tego, jak będzie wyglądać sytuacja w innych krajach europejskich – mogą również wzrosnąć ceny mięsa i mleka – mówi Koleśnikow. – Nie jest to jednak wzrost na tyle znaczny, by spowodował perturbacje w gospodarce – podkreśla. – Podobną skalę zmian cen w latach bez suszy mogą wywołać inne czynniki, np. osłabienie złotego.

Różnicować, inwestować

Innym wyjątkowo wrażliwym na upały, a przy tym niezmiernie znaczącym sektorem jest energetyka. – Za 1 MWh energii w Polsce w tzw. szczycie zapotrzebowania na Towarowej Giełdzie Energii płaci się zwyczajowo ok. 180 zł. Tymczasem we wtorek 11 sierpnia indeks ten wyniósł 840 zł, a w niektórych godzinach poniedziałku 10 sierpnia – nawet 1040 zł – mówi Jan Dziekoński, menedżer z firmy Roland Berger, zajmujący się tą branżą. Uspokaja jednak, że nadzwyczajne koszty nie znajdą odzwierciedlenia w rachunkach za energię konsumentów, a przynajmniej nie w tym roku, bo klienci nie płacą na bieżąco za wahania cen.

– Odbiją się na wyniku firm sprzedających energię, ale w nieznacznym stopniu, bo mówimy raptem o kilku dniach. Być może będą jakoś uwzględnione w taryfach proponowanych na 2016 r., ale tego nie odczują ani konsumenci, ani małe i średnie przedsiębiorstwa czy duże firmy z sektora usług, lekkiego przemysłu i transportu – mówi Dziekoński. – Utrzymująca się fala wysokich temperatur będzie miała większy wpływ na firmy z ciężkiego przemysłu (hutnictwo, górnictwo, chemia), które zostały dotknięte ograniczeniami w poborze energii. Kosztem dla nich jest wartość niezrealizowanej produkcji w okresie 20 stopnia zasilania, która dla niektórych mogła stanowić 1–2 proc. rocznej produkcji. Dodatkowo obniżenie zasilania i wstrzymanie niektórych procesów produkcyjnych może mieć wpływ na większe koszty ich remontów. Ale również nie dotknie wszystkich przedsiębiorstw – np. KGHM był w stanie zbilansować niższe dostawy reorganizacją związanych z tym procesów i uruchomieniem własnych źródeł.

Jest też druga strona medalu: takie firmy zużywają duże ilości energii elektrycznej, więc dążąc do minimalizacji kosztów, często samodzielnie kupują ją na giełdzie. – Jeżeli stosowały zachowawcze strategie zakupu, to miały w tym okresie nadwyżki zamówionej energii i przy odpowiedniej dozie szczęścia z nawiązką byłyby w stanie ją odsprzedać po bardzo wysokich cenach – zauważa ekspert.

Dziekoński podkreśla, że w przyszłości wszyscy możemy zapłacić za tegoroczne problemy, jeżeli politycy, reagując nerwowo na sytuację, podejmą błędne decyzje dotyczące inwestycji w energetykę. – Istnieje szereg rozwiązań, które pozwoliłyby bez problemu uniknąć ograniczeń w dostawach, zarówno przez kontrolowaną i dobrowolną redukcję popytu, jak zwiększenie możliwości produkcyjnych. Ale każda z nich ma różne koszty i wpływ na branżę energetyczną. Obawiam się, że decyzje pójdą raczej w stronę elektrowni węglowych, które nie mają dobrych perspektyw z punktu widzenia polityki klimatycznej; nie zaś innych rozwiązań – mówi ekonomista.

Te inne rozwiązania – w połączeniu z większym zróżnicowaniem źródeł energii, lepszym dostępem do importowanego prądu i większą liczbą elektrowni – pozwalają uniknąć przestojów w dostawie prądu takim krajom jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Francuzi, zmuszeni obniżać wytwarzanie prądu w elektrowniach jądrowych, rekompensują sobie ubytki mocy energią z importu. – W Niemczech, też dotkniętych upałami, w tym samym co u nas czasie za 1 MWh energii płaciło się 140–160 zł, bo kraj posiada potężny potencjał fotowoltaiki: w lipcu niemieckie panele słoneczne wyprodukowały więcej energii niż elektrownie jądrowe – mówi Dziekoński. I szacuje: gdyby co dziesiąty dom w Polsce miał na dachu panel fotowoltaiczny, to dostępna moc (ok. 2–2,5 GW) wystarczyłaby do zaspokojenia szczytów energetycznych, z którymi mieliśmy ostatnio do czynienia. Panele produkowałyby też energię za darmo w innych dniach roku, bez przeinwestowania w moce, które czekają cały rok, żeby pracować 50 godzin.

Zieleń na dachu

Klimatolodzy zauważają, że pierwsze symptomy tegorocznych upałów pojawiły się przed rokiem w północnych województwach Polski, gdzie aż przez osiem miesięcy z rzędu sumy upałów były znacznie niższe, niż powinny. W efekcie 2014 r. zapisał się w tym rejonie jako drugi najbardziej suchy, począwszy od lat 80. XX w. Można więc było w jakimś stopniu przewidzieć to, czego doświadczyliśmy w sierpniu 2015 r.

– Fale ciepła pojawiają się coraz częściej, ale jesteśmy dalecy od zrozumienia, skąd i w jaki sposób powstają. Za część pewnie odpowiada ocieplenie klimatu, ale sprawa nie jest tak prosta, żeby przełożyć ją na konkretny schemat – mówi prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, ekspert Instytutu Sobieskiego w zakresie ochrony środowiska. – Modele dla klimatu w okresie letnim wcale nie przewidują długotrwałych fal upałów, a obecne trwają już dwa tygodnie, choć dotychczas wspominano o jedno-, dwudniowych atakach wysokich temperatur. Co więcej: dla klimatu umiarkowanego spodziewano się zmian temperatur zimowych, podczas gdy lato miało być raczej stabilne, z tendencją do lekkiego oziębiania. Stąd coraz częstsze opinie o zastąpieniu tradycyjnego podziału na cztery pory roku przez dwie: mokrą (zima) i suchą (lato).

Jak zauważa Tryjanowski, fale gorąca będą się pojawiały coraz częściej w związku z intensyfikacją produkcji rolnej (pozostawianiem gołej warstwy niezaoranych i nieobsiewanych pól), wycinką lasów i wzrastającym procesem urbanizacji.

Nawet w Hiszpanii, której mieszkańcy teoretycznie powinni być przyzwyczajeni do wysokich temperatur, w tym roku mówi się o rekordach. – Pierwsza fala upałów nadciągnęła nad Półwysep Iberyjski pod koniec czerwca i trwa do dzisiaj – mówi Ewa Wysocka, korespondentka Polskiego Radia w Barcelonie. – Jedni mówią, że jest to najgorętsze lato od 30 lat. Inni, że odkąd w Hiszpanii rejestruje się temperaturę. Wiadomo, że w lipcu kilkakrotnie przekroczyła 45 stopni Celsjusza. Po raz pierwszy w historii Hiszpanii w wielu sklepach zabrakło kostek lodu. W samym tylko lipcu zużyto ich miliard. Od połowy czerwca fabryki pracują na cztery zmiany, a ich zarządzający twierdzą, że chcąc zrealizować wszystkie zamówienia, musieliby pracować dwa razy dłużej.

Kraj trawią też pożary pól i lasów. Jak podaje Wysocka, od stycznia zniszczona przez ogień powierzchnia przekracza 60 tysięcy hektarów – dwa razy więcej niż przed rokiem. Przybywa też zgonów (departament zdrowia Katalonii ujawnił, że w lipcu umieralność wzrosła o prawie 20 proc.).

Czy można się zabezpieczyć na wypadek nadejścia ekstremalnych upałów? Wnioski z dramatycznego lata 1995 r., kiedy z powodu gorąca w mieście zmarło ponad 700 osób, wyciągnęło Chicago, wdrażając system szybkiego reagowania. A także Nowy Jork, tworząc sieć, za pośrednictwem której urzędnicy mogli reagować na specjalne potrzeby starszych lub szczególnie wrażliwych na wysokie temperatury mieszkańców. Szybko przyszło ją przetestować, lecz przy zgoła innej okazji – ataku na World Trade Center. W ciągu dwóch godzin od zamachów uruchomiono call center, któremu zajęło dobę nawiązanie kontaktu z niemal wszystkimi spośród 3,5 tys. osób znajdujących się w bazie danych. Eksperci prześcigają się we wskazówkach, jak rozplanowywać przestrzeń wielkich miast, by łatwiej było znosić ekstremalne temperatury. Pomóc może w tym przyroda, zwłaszcza zielone tarasy na dachach – co jest dobrą wiadomością dla zwolenników miejskiego ogrodnictwa.

– Do zmian klimatu, a nawet pogody, przygotowujemy się niechętnie, bo to wymaga pomysłów i środków. Raczej reagujemy post factum – mówi Tryjanowski. – Oczywiście, w jakimś stopniu na postrzeganie obecnej fali wysokich temperatur wpływa histeria medialna i łatwość pozyskiwania informacji. Jeszcze 25 lat temu o wielu lokalnych burzach mało kto słyszał, teraz trafiają do głównych wydań wiadomości, ludzie nagrywają je na komórki, wrzucają do portali społecznościowych i nakręca się psychoza. Jednak część zmian jest naprawdę znacząca i w połączeniu ze zrujnowaną strukturą transportu publicznego, a przede wszystkim infrastrukturą energetyczną, nie wróży dobrze. Coraz częściej latem zdarzają się wyłączenia prądu, efekt braku chłodzenia zbiorników (za ciepła woda, szybkie parowanie), i zniszczenia linii energetycznych, bo falom gorąca często towarzyszą burze z porywistymi wiatrami.

Ciemność w sierpniu

Wpływ temperatury na rozwój gospodarczy frapował ludzkość mniej więcej od czasów Monteskiusza, który zauważał, że „gorąco klimatu może być tak nadmierne, iż ciało będzie zupełnie bez siły – wówczas omdlałość przyjdzie i na ducha” („O duchu praw”). Dziś przyjmuje się dwa podejścia: jedno polega na analizowaniu średnich temperatur w danym regionie i odnoszeniu ich do zbiorczych danych ekonomicznych; drugie – na ilościowym określaniu efektów klimatycznych i ich wpływu na dochód narodowy. Efekty tych studiów nie pozostawiają wątpliwości, że upały lub mrozy dalekie od normy oddziałują nawet na gospodarki najbogatszych krajów, nie tylko bezpośrednio (jak w przypadku poziomu upraw), ale też na zdolności do rozwoju, poprzez wpływ na inwestycje lub działalność określonych instytucji. Oszacowanie dalekosiężnych skutków zmian klimatycznych jest jednak trudniejsze niż wyciąganie wniosków z krótkoterminowych anomalii.

Niepodważalny wydaje się tylko związek między stałymi wysokimi temperaturami a niższym wzrostem gospodarczym, ale z pewnym zastrzeżeniem. Badacze: Melissa Dell z Harvard University, Benjamin Jones z Northwestern University oraz Benjamin Olken z Massachusetts Institute of Technology, obliczyli, że w krajach o tropikalnym klimacie wzrost temperatury o jeden stopień Celsjusza powyżej przeciętnej powoduje obniżenie produktu krajowego brutto na mieszkańca o 8,5 proc. (wedle innego badania – dochód na osobę spada o 1,4 proc.). Nie oznacza to jednak, że jeśli średnia temperatura na świecie wzrośnie o jeden stopień, globalna gospodarka musi wyhamować o 8,5 procent. Prawdopodobnie za związek między upałami a biedą odpowiada inny, dodatkowy czynnik – jak choroby tropikalne. Gdy go wyeliminować, skala temperatur traci na znaczeniu, czego przykładem może być dynamiczny rozwój Rwandy czy południowych prowincji Chin.

Dane z USA, gdzie przeanalizowano korelację między temperaturą a wykorzystaniem czasu pracy, pokazują natomiast, że nawet najbogatsze kraje nie są wolne od wpływu ekstremalnych upałów. Gdy temperatury sięgały 38 stopni Celsjusza, wydajność robotników w takich branżach jak rolnictwo, leśnictwo czy budownictwo spadała o godzinę dziennie w porównaniu z produktywnością mierzoną przy 10 stopniach mniej.

Kraje południowej Europy miały na to do niedawna odpowiedź w postaci sjesty. Jednak w ramach szukania oszczędności dwa lata temu parlamentarna komisja zaapelowała do hiszpańskiego rządu o powrót do czasu z Greenwich i wprowadzenie regularnych godzin pracy od 9. rano do 5. po południu, bez przerw – co pomogłoby zwiększyć produktywność. Prace nad tym rozwiązaniem na razie dziwnie się przeciągają.

Sjesta by się nam przydała, choć – jak podkreśla Piotr Tryjanowski – wymagałaby zmian kulturowych. Rozwiązań, którymi bez konieczności przeprowadzania rewolucji możemy inspirować się od mieszkańców krajów, w których temperatury odczuwane przez nas jako ekstremalne trafiają się często, jest na szczęście więcej. – Hiszpanie latem żyją w ciemnościach. Zwłaszcza ci, którzy nie mają klimatyzacji. W upalne dni zaciągają żaluzje albo chociaż przewieszają przez balkony maty lub płótna, zwykle zielone. Zacieniają ulice gęstymi siatkami, wieszając je na wysokości pierwszego piętra. Pomaga – mówi Ewa Wysocka. – Nie wychodzą też z domu bez wody, zawsze, kiedy mogą, chowają się do morza, rzeki, basenu. Po mieście poruszają się z miniaturowymi wentylatorami, śpią przy wentylatorach, nie rozstają się też z wachlarzami. Nawet mężczyźni. Nikogo nie dziwi starszy pan z kwiecistym wachlarzem. Temu wszystkiemu towarzyszy odpowiednia dieta: zimne zupy, sałatki, zimne wino wymieszane z wodą gazowaną.
I już da się żyć. ©

JAK BYĆ EKO

„Oszczędna gospodarka zasobami” to w sierpniu najpopularniejsze hasło – mówi Magdalena Skłodowska, dziennikarka i ekolożka, autorka bloga kozmana.pl. – Warto brać przykład z Czech – tamtejsze Ministerstwo Środowiska postanowiło ostatnio przeznaczyć na projekty związane z poprawą gospodarki wodnej 8 mld koron (1,2 mld zł) z funduszy unijnych. Wnioski mogą składać także prywatni przedsiębiorcy, którzy zaproponują lepsze wykorzystanie wód opadowych – np. dzięki zbiornikom z deszczówką. Już teraz w Czechach z powodu suszy obowiązują zakazy korzystania z wody do uzupełniania basenów czy podlewania ogródków. Do walki z globalnym ociepleniem przyczynia się oszczędne gospodarowanie nie tylko wodą, ale i energią – choćby poprzez gaszenie światła w pomieszczeniach, w których nie przebywamy, oraz wyłączanie urządzeń z kontaktów, co pozwala też zaoszczędzić na rachunkach za prąd. Dobrze również nie podkręcać klimatyzacji latem, a ogrzewania zimą (optymalna zimowa temperatura to 19 stopni Celsjusza).

Zwykle mówi się też przy takiej okazji o segregowaniu śmieci, choć jeszcze lepiej dbać o to, by jak najmniej ich produkować, ograniczając konsumpcję, a jeśli już coś kupujemy: wybierając w sklepie produkty pozbawione dodatkowych opakowań. Tak samo jak nie wymieniać często sprzętu AGD czy RTV, jeśli ten używany, odpowiednio konserwowany, działa bez zastrzeżeń. Podczas zakupów warto sięgać po produkty lokalne, które nie są transportowane z daleka i nie przyczyniają się do zwiększenia emisji, a tym samym efektu cieplarnianego. A także szukać restauracji, które bazują na takich produktach. Zamiast wody butelkowanej, której zakupy przyczyniają się do produkcji plastikowych odpadów – pić oligoceńską albo równie zdrową kranówkę.

W Polsce można już używać energii odnawialnej – wystarczy kawałek dachu, a inwestycja w kolektory słoneczne zwraca się po 10 latach. Od tego roku można uzyskać na ich zakup i montaż kredyt z dopłatą od Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W przypadku zakupu kolektorów słonecznych do ogrzewania wody użytkowej można uzyskać nawet 45-procentową dotację do kredytu. Nie ma jeszcze, niestety, dopłat do samochodów elektrycznych, które są dwukrotnie droższe od tradycyjnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2015