Te straszne dziewczynki

Wykorzystując szacowne łamy, chciałabym dziś bardzo serdecznie podziękować panu Andrzejowi Dudzie za to, że wreszcie (napisałoby się: „po męsku”, ale się nie napisze) ustalił, jak jest, i swoim szczerym wyznaniem nakreślił wyraźne granice.

07.05.2017

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Nie jest moim prezydentem – czułam to od pierwszych chwil jego urzędowania, ale nie byłam pewna, czy on to wie i jak się z tym ma. A tymczasem – jak wynika z udzielonego wywiadu – pan Andrzej nie tylko o tym wie, ale również się tym szczyci, uśmiechając się do swoich Polaków pod nieistniejącym wąsem. Mamy zatem wreszcie jasny układ – swój do swego po swoje.

Pan Andrzej prezydentuje w jakiejś innej czasoprzestrzeni, w mojej pozostając jedynie niezbyt przyjemną i przypadkową postacią, której nie sposób odmówić jednego tylko talentu – wyjątkowego daru łapania upadających świętych przedmiotów (hostie i obrazy podczas uroczystości państwowych). Od teraz każdy idzie w swoją stronę. On niech mnie wypisze ze swej trzódki i nie domaga się ode mnie szacunku ni uwagi, ja zaś postaram się nie nazywać go prezydentem i poczekam na jakiegoś nowego na tym stanowisku.

Ale zostawmy nieważne osoby i nieciekawe tematy, i przejdźmy do spraw znacznie bardziej interesujących. Na przykład do kwestii małych dzielnych dziewczynek stawiających się większym od siebie, czyli robiących dokładnie to, czego pan Andrzej Duda nie potrafi (być może powód tej indolencji tkwi w tym, że niestety nigdy nie był małą dziewczynką, za to niewątpliwie wciąż pozostaje naprawdę małym chłopcem).

Otóż w Nowym Jorku na Wall Street pod siedzibą giełdy stoi sobie byk z mosiądzu, ustawiony tam w 1987 r. przez rzeźbiarza Artura Di Modicę, który chciał, by byk ów symbolizował niezłomną amerykańską siłę, pozwalającą podnosić się gospodarce po kolejnych kryzysach i krachach na giełdzie.

Szarżujący byk, będący samowolą budowlaną i usunięty przez policję, powrócił na miejsce po protestach mieszkańców i dziś jest jednym z najbardziej wyrazistych symboli nie tylko Nowego Jorku, ale i Ameryki, pojawiającym się w filmach, serialach, książkach, a nawet (z baleriną na grzbiecie) jako jeden z ważniejszych elementów ruchu Occupy Wall Street. Przetrwał wszystko, nawet kastrację w drugim sezonie serialu „Mr. Robot”. Okazało się jednak, że dla byka mogą być rzeczy gorsze niż kastracja.

Oto bowiem, na dzień przed 8 marca, czyli Międzynarodowym Dniem Kobiet, kilka metrów od byka stanęła nagle nowa budowlana samowola – mosiężna mała dziewczynka. Metrowa figurka dziecka trzymającego się pod boki, ze śmieszną kitką, rzucająca zaczepne spojrzenie w stronę rozjuszonego zwierzęcia. Niby nic, a kolejki ludzi, którzy do tej pory czekali, by zrobić sobie zdjęcie z ogromnymi byczymi jajami, wytartymi milionami rąk turystów z całego świata, nagle zaczęły się ustawiać do zdjęć z figurką dziewczynki, w mediach zaś rozgorzała debata na temat tego, czy dziewczynka w ogóle może tam stać i dlaczego – oczywiście: nie może. Głos zabrał przede wszystkim twórca posągu byka, Arturo Di Modica, który naprawdę wściekły jak byk powiedział, że dziewczątko z mosiądzu wypacza sens jego dzieła, i że to jest skandal, bo przecież on nie stawiał tam byka w opozycji do małych dziewczynek, że przez dziewczynkę jego byk staje się szwarccharakterem, którym wcale nie miał być.

Artystę wsparli publicyści, którzy uznali, że to typowa lewacka demagogia, stawiać przed bykiem dziewczynkę, a nie np. dojrzałą kobietę (szantaż dzieckiem!), poza tym dziewczynka wygląda beznadziejnie, jak nie przymierzając kandydatka do talent show, i że za wszystkim stoi kampania reklamowa funduszu inwestycyjnego State Street Global Advisors, który zasponsorował pomnik. Ha! Mamy was, wstrętne feministki!

Nie inaczej było i nikt tego nie ukrywał – artystka Kristen Visby kasę na dzieło otrzymała od funduszu, który chciał zwrócić uwagę na kwestie nierównego statusu kobiet w świecie wielkich pieniędzy, szklanych sufitów, dysproporcji w płacach i innych takich tam spraw. Niezależnie od intencji przyświecających artystce i jej mecenasom, a także od tego, co sądzi autor zaatakowanego przez dziewczynkę byka, publiczność postanowiła zinterpretować dzieło po swojemu. I sprzeciwiła się usuwaniu dziewczynki. Na razie jest zgoda na to, by została tam przez rok. Czy zostanie na zawsze, jak wielki byk?

Po emocjonalnym wystąpieniu Artura Di Modiki, który tłumaczył, dlaczego żąda usunięcia profanacji, na Twitterze odpowiedział mu burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio, pisząc, że mężczyźni, którzy nie chcą podzielić się przestrzenią z kobietami, są najlepszym dowodem na to, jak bardzo potrzebujemy pomnika małej dziewczynki na Wall Street.

A jakiego pomnika potrzebujemy w Polsce? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017