Do szkoły!

Minister „pragnie”, aby dzieci wróciły do szkół we wrześniu. Czy to jednak wystarczająco dużo, byśmy jako rodzice dzieci szkolnych czuli się uspokojeni?

27.07.2020

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP /
Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP /

Koniec lipca, czereśnie coraz mniej smaczne, bób też się już trochę przejadł, sezon na jeżyny i grzyby leśne powoli zaczyna wjeżdżać do menu, a w sklepach wielkopowierzchniowych, papierniczych i księgarniach pojawiają się pierwsze, nieśmiałe jeszcze zwiastuny nieuniknionego: przybory szkolne w nierozsądnych, jak zawsze, cenach, te oszukańcze przedmioty, mające w sierpniu fałszywy urok nowości, dające ułudę, że od września może dziać się coś w sumie fajnego, skoro tyle kolorów mazaków jest w nowym piórniku.

Tak bywało do tej pory, że myśl o jesiennym kieracie odganiało się na początku sierpnia lekką ręką. Bo przecież jeszcze wczasy, jeszcze długi weekend, kilka co najmniej grilli, woda w jeziorze ciepła, osy zlatują się do piwa, chwilo, trwaj.

W tym roku jednak koniec lipca nastroił nas zupełnie inaczej: nie jesteśmy pewni, czy „chwilo, trwaj” to dobre zaklęcie na ten czas. Krótko mówiąc: pod koniec lipca zaczęliśmy rozprawiać o tym, czy otworzą we wrześniu szkoły.


Dziecko izolowane od nauki przez rodziców. Mama bez maila. Wiejski nauczyciel wieszający zadania na furtkach. Epidemia wzmocniła podział na szkołę lepszą i gorszą >>>


Zauważyłam kilka frakcji, pomiędzy którymi miotam się sama, jak dzika kura w agreście. Po pierwsze, rodzice mający przekonanie graniczące z pewnością, że 1 września odwiozą swe najdroższe pociechy do placówek, odstawią je pod drzwi lub zamkną drzwi za nimi wychodzącymi z domów, by chwilę potem odetchnąć głęboko, spokojnie, na myśl o tym, że oto nie ma żadnych lekcji online i że kosinus, tangens ani kotangens, ani układ rozrodczy żaby, ani tabliczka mnożenia, ani nic z tych wszystkich cholerstw już im nie zagraża. Twierdzą oni, że ponowne zamknięcie szkół jest po prostu niemożliwe, nie przyjmują do wiadomości żadnej oboczności w tym zakresie i w związku z tym z dużą nadzieją wypatrują września.

Chciałabym do nich przystąpić, lecz inna grupa mnie – pesymistkę z natury – bardziej intryguje. To ci, którzy wieszczą, że owszem, wypchniemy we wrześniu nasze dzieci w ramiona z pewnością ogromnie stęsknionych nauczycieli, ale już w październiku, najdalej w listopadzie, ponowny lockdown dojedzie nas na grubo. Lepiej więc zawczasu się psychicznie do tego szykować, planować remonty w mieszkaniach tak, by wydzielać z nich skromne, lecz osobne strefy, zabiegać o kredyty na konieczny sprzęt elektroniczny itd., itp.

No i jest grupa trzecia pośród moich przyjaciół: to ci, co mówią, że jak nie otworzą lub ponownie zamkną szkoły, oni wyjdą na ulice. „To się skończy rewolucją” – powiadają, a ja, widząc obłęd w ich spojrzeniach, nie mam powodu, by im nie wierzyć. Też nieraz podczas lekcji zdalnych widziałam w sobie wielki potencjał do mordowania i czynienia zniszczeń.

Oczywiście, zdaję sobie sprawę z faktu, że dziś nawet tak wszechwładne i w swoim przekonaniu nieomylne postacie jak premier Polski nie wiedzą wszystkiego. Ten wirus to naprawdę straszna menda i nawet osoby tak wprawne w zaklinaniu rzeczywistości nie są go w stanie zignorować. Wirus to w końcu nie konstytucja Rzeczypospolitej ani nawet karty wyborcze wydrukowane przez Sasina.


Czytaj także: Tęsknota za ludźmi. Wycieńczenie światem online. Nowe narzędzia, stare metody. Oto wnioski z najświeższych badań sumujących tegoroczną przymiarkę polskiej szkoły do zdalnego nauczania.


Czytam dziś w gazetach, że minister Piontkowski „pragnie”, aby dzieci wróciły do szkół we wrześniu. Czy to jednak wystarczająco dużo, byśmy jako rodzice dzieci szkolnych czuli się uspokojeni?

Podobno w ministerstwie trwają prace nad przygotowaniem awaryjnego planu wsparcia dla szkół i nauczycieli, na wypadek kolejnego zamknięcia. Ja nieśmiało chciałabym zatem wspomnieć, że takiego planu wymagać mogą również rodzice, którzy z dnia na dzień stali się relewantną częścią polskiego systemu edukacji, i gdyby nie ich codzienne, wielomiesięczne zaangażowanie, szkoła zdalna byłaby jeszcze większą fikcją, niż była. Wsparcia potrzebują rodzice, którzy – jak mój mąż, mający małe jeszcze dzieci – znów będą musieli zostawać z nimi w domu. Wsparcia potrzebują ci, którzy – jak wielu – nie są w stanie zapewnić dzieciom dostępu do koniecznego sprzętu, oprogramowania czy internetu. Wsparcia będą potrzebowali wszyscy, którzy przejmą z rąk szkoły prawie całkowitą odpowiedzialność za to, czego dzieci się faktycznie nauczą. I nie chodzi mi wyłącznie o wsparcie finansowe – jeśli mamy tak intensywnie wspierać szkołę w realizacji jej zadań, to może powinniśmy być do tego jakkolwiek przygotowani? Wszyscy. Jeśli szkoła ma być w domu, to dom będący szkołą staje się częścią systemu i nie może być naszej zgody na to, że znów zostanie to na nas po prostu zrzucone w duchu „radź sobie sam”.

Nie jestem nauczycielką. Jestem mamą i chcę być mamą, nie nauczycielką. I uprzejmie proszę, by Ministerstwo Edukacji Narodowej czuło na swoich plecach nasz coraz bardziej nerwowy oddech. Wrzesień u bram. ©

CZYTAJ TAKŻE: Szkoła wobec epidemii >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020