Szyszko odszedł, oni zostali

Ostatnie miesiące przyniosły wielkie szkody nie tylko polskim lasom, ale też polskiemu leśnictwu. Po co nam takie?

12.02.2018

Czyta się kilka minut

W Puszczy Białowieskiej k. Teremisek,  29 sierpnia 2017 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM
W Puszczy Białowieskiej k. Teremisek, 29 sierpnia 2017 r. / KRYSTIAN MAJ / FORUM

Leśnictwo nie należy do kanonu nauk podstawowych. Względem biologii jest dziedziną podrzędną – czerpie z jej różnych działów tyle, ile potrzeba, by prowadzić produkcję surowca drzewnego, czasem dopuszczając się herezji. Kiedy? Choćby wówczas, gdy słyszymy, że bez leśnika las nie urośnie. Jak gdyby obecność leśniczego była warunkiem koniecznym procesu fotosyntezy.

Zamiast brnąć w herezje, leśnictwo powinno więc uznać wyższość biologii i nie zaprzeczać rozumowi. Wycinanie Puszczy Białowieskiej, a do tego w okresie lęgowym ptaków, było gestem pogardy dla wiedzy i lekceważeniem jej osiągnięć. A także lekceważeniem tej części społeczeństwa, która wycince się sprzeciwia.

I choć jesienią wycinka Puszczy Białowieskiej została wstrzymana, a nowy minister środowiska Henryk Kowalczyk zapowiada dziś, że Polska będzie „realnie respektować” postanowienia Trybunału Sprawiedliwości UE w tej sprawie – szkody, oprócz lasu, wyrządzono też polskiemu leśnictwu. Czym bowiem okazało się ono być pod rządami ministra Jana Szyszki? Mieszanką botaniki, gleboznawstwa i arogancji. Rzemiosłem agresywnym.

Więcej niż drewno

Główne działy leśnictwa: hodowla lasu czy urządzanie lasu (te nazwy!) odbierają człowiekowi radość obcowania z dziką przyrodą. Chcemy widzieć, co przyniesie nieograniczony wiekiem rębności wzrost drzew. Jak rozwinie się kształt korony starej sosny i dębu. Chcemy widzieć w naszych lasach drzewa w swobodnym rozwoju, w ekspresji ich cech genetycznych. Jednak nie mamy tej możliwości. Nie tylko dlatego, że są ścinane, selekcjonowane już na poziomie siewek, a nawet nasiennictwa. Te krzywe, zwichrowane, bez wyraźnego pędu głównego – czyli cenne dla ptaków, owadów i poetów – nie mają szans na życie i powielanie swoich cech. Jeśli jakieś się prześlizgnie, zostanie ścięte w tzw. czyszczeniach na poziomie „uprawy” albo w „trzebieżach” na poziomie „tyczkowiny”.

Właściwie w Polsce skrajnie rzadko jesteśmy w puszczy, czyli prawdziwym lesie, który nigdy nie był wycięty i sam się odnawiał. Zawsze jesteśmy w jakimś „drzewostanie”, „młodniku”, „tyczkowinie” albo „drągowinie”. W „drzewostanie” III klasy wieku (40-60 lat) bądź IV klasy wieku (60-80 lat), który niebawem będzie wycięty. Dlaczego więc nie odebrać leśnikom chociaż Puszczy Białowieskiej, ostatniego lasu o cechach naturalnych, by nie zamienili jej w drzewostan IV klasy wieku? Puszcza stanowi zaledwie pół procent lasów Polski.

Mamy prawo podziwiać czysty czas w pniu powstańczego świerka w lasach pod Białowieżą. Nawet kiedy drzewo umrze z braku wody, z powodu sędziwego wieku czy obecności owadów. Jego surowcowa funkcja skończyła się – nie będzie z niego desek. Ale pełni wciąż funkcje pomnikową, krajobrazową i przyrodniczą. Nie można pozbawiać go ochrony i ścinać tylko dlatego, że usycha. Jeśli pozostawić je tam, gdzie stoi od 180 lat, zamieni się w kolumnę pełną dziupli, dziupelek, kieszeni i nisz, zamieszkanych przez różne gatunki ptaków, motyli, trzmieli i nietoperzy. Pozwoli też pojąć turystom, że częścią prawdziwego lasu (puszczy) od zawsze była śmierć, także drzew. Świadczą o tym opisy polowań i podróży, od pierwszych kronikarzy, przez Sienkiewicza po Wajraka. Polski las historyczny zawsze był pełen powalonych drzew, kłód, pni, dlatego właśnie nieprzebyty. Słowo „knieja”, czyli nieprzebyty las, pochodzi od starosłowiańskiego słowa „pień”.

Listki figowe

Właśnie takich widoków, a zatem i dziejowej refleksji, pozbawiają nas leśnicy na białowieskich szlakach, goląc ścieżki po sto metrów z każdej strony. Wywożą całe tiry staropolskich matuzalemów. Niby dbają o bezpieczeństwo publiczne, ale ścinają także wtedy, kiedy świerki stoją daleko od drogi. Głusi na argument, że żadnego turysty nigdy nie przywaliło tu drzewo, pytają cynicznie: „Ale kto zagwarantuje, że tak się nie stanie?”. I tną dalej.

Owszem, w lesie pełnym powalonych drzew trzeba być ostrożnym. Ale gajowi nie nauczą nas, jak unikać zagrożenia. Raczej straszą przyrodą: zakaz wstępu. Las może cię zabić. Trzeba go wyciąć. Choćby miał służyć ginącym gatunkom. Choćby był ostoją procesów, za które zyskał rangę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa w lesie jest jego usunięcie.

Czyżby? Przecież nie pompujemy wody z Bałtyku, by zapobiec utonięciu wczasowicza. Przecież nie niwelujemy Tatr, by uniknąć upadku w przepaść. Leśnik jednak woli straszyć. Dlatego chętnie też sięga po kleszcze. Oto w wielu „wydzieleniach pokornikowych” (ach ten język!) pojawią się trawy, a wraz z nimi kleszcze, tysiące kleszczy z boreliozą. Otóż kleszczy można z powodzeniem unikać, wystarczy poznać ich zwyczaje. Ale nie nauczą nas tego leśnicy z Nadleśnictwa Hajnówka – kilka tygodni temu znów zamknęli hajnowską część Puszczy. Oficjalny powód? Bezpieczeństwo publiczne.


Czytaj także: Jerzy Szwagrzyk: W lasach rządzi korporacja


Wiele faktów zataili przed nami leśnicy o naszej ostatniej Puszczy. Jeden z ważniejszych to pewnik, że według entomologii leśnej kornik drukarz jest szkodnikiem wtórnym, czyli tym, który przychodzi po przyczynie pierwotnej. Ba, nie może wręcz bez niej zaistnieć. W przypadku świerków przyczyną pierwotną był wzrost średniej temperatury rocznej i spadek wód gruntowych. Osłabione w ten sposób świerki uległy – choć nie wszędzie – drukarzowi. Zdrowe zalewają chrząszcza żywicą, powstrzymują go. Walka z przyczyną wtórną nie ma sensu, jeśli mamy do czynienia z globalną przyczyną pierwotną. Czy leśnicy wycinając Puszczę zatrzymają zmianę klimatu i naprawią stosunki wodne? Wrócą lasom długie śnieżne zimy i mrozy, których potrzebuje świerk? Nie. Jego obszar występowania kurczy się w całym zasięgu, świerk po prostu wycofuje się z naszego krajobrazu.

Cała Polska i Europa widziały, jak harwestery cięły świerki suche, z których kornik już dawno wyleciał. Albo też zielone drzewa liściaste, w których nigdy kornika nie było. Na głos iluż to uczonych leśnicy zamknęli uszy, choć przekaz był jasny: walka przez wycinkę jest nieskuteczna. Iluż ludziom zniszczyli życiorysy, zasypując fałszywymi oskarżeniami o naruszenie nietykalności i stawiając przed sądem za protesty przeciw niszczeniu staro- drzewów. A kiedy Trybunał Sprawiedliwości UE wydał postanowienie o wstrzymaniu prac, leśnicy znaleźli drugi, po kornikach, listek figowy: bezpieczeństwo publiczne. Ponieważ nigdy nie określono jasnych zasad owego terminu, harwestery cięły daleko od dróg, zostawiając za sobą gołe zręby. Drogami publicznymi okazały się także leśne ścieżki, wzdłuż których pojawiły się pasy wycinek. Szerokość wyrębu rosła przed ambonami myśliwskimi – las białowieski wycinano, by zapewnić myśliwym pole strzału.

Lasy również dla poetów

Dlaczego leśnicy tak bardzo nie rozumieją potrzeb estetycznych swoich gości? Ludzi, którzy jadą z odległych stron świata, by oglądać ostatni nizinny las Europy, nie zrąb z amboną myśliwską? Może dlatego, że nie uczy się ich wpływu lasu na kulturę i niematerialną działalność człowieka. Na jego psychikę. Jakiej niewiedzy trzeba, by wyciąć starodrzew tuż przy szlaku turystycznym, jak to się stało w Nadleśnictwie Browsk czy w Białowieży? Użytkowanie lasu mówi głównie o ­pozyskaniu drewna i użytkach ubocznych, o tzw. funkcjach rekreacyjnych zaledwie wspomina. Może leśnicy w czasie studiów potrzebują wykładów, na których dowiedzą się, że pod wpływem przyrody powstaje literatura, muzyka i fotografia? Że istnieje taka dziedzina wiedzy jak geopoetyka, zajmująca się związkami kultury i środowiska, że w literaturze istnieje osobny nurt poświęcony przyrodzie? Leśniczy musi zrozumieć, że stare drzewo daje ludziom radość, a kiedy je wyciąć, sprawia to ból. Tak mocny, że człowiek stanie przed harwesterem, by drzewa bronić.

Cała ta jeremiada nie oznacza, że leśnictwo nie ma wybitnych naukowców – ależ ma. Wielu z nich było przeciwnych cięciu Puszczy. Ale leśnictwo nie uchroniło jej przed wycinką. I właściwie nie mówi o lesie niczego, czego nie mogłyby powiedzieć biologia czy zoologia. Nie wniosło nic poza coraz częstszymi konfliktami: leśników nie chcemy już w Bieszczadach, w Puszczy Bukowej i wielu innych miejscach. Jeśli obrać leśnictwo z nauk podstawowych, jest nagie. Okazuje się czystym pozyskaniem, rodzajem produkcji, do której wystarczy kilka prostych podręczników. A, zapomniałbym: jeszcze uczonym, który zaświadczy, że gospodarka leśna służy ochronie jednego-dwóch gatunków, więc trzeba ją prowadzić kosztem dziesiątków innych.


Czytaj także: Michał Książek: Bitwa o Wilczy Tryb


Takiemu leśnictwu sprzeciwia się wielu leśników. Chcą oni leśnictwa kulturalnego, humanistycznego i humanitarnego. Wyrazicielem tej idei był śp. profesor entomologii leśnej Andrzej Szujecki, naukowiec-wizjoner, który stworzył leśne kompleksy promocyjne i mówił dużo o pozaprodukcyjnych funkcjach lasów. Zmarł rok temu. Lasy Państwowe pod kierownictwem Konrada Tomaszewskiego, zaufanego ministra Szyszki, właściwie przemilczały śmierć jednego z wybitniejszych teoretyków leśnictwa.

Drzewostan, czyli co?

Nic bardziej nie świadczy o błędzie leśników niż ukute przez nich określenie „chora puszcza”. Oto puszcza choruje, musimy ją ratować, jesteśmy lekarzami. „Chora puszcza” to oksymoron równie śmieszny jak „sucha woda” bądź „czarny śnieg”. Przecież w lasach naturalnych część drzew od zawsze była martwa, jakaś część zamierała. Gnicie i rozkład były i są tutaj procesami podstawowymi, dzięki nim powstaje gleba. W Puszczy Białowieskiej występuje blisko 6 tys. gatunków grzybów, co jest powodem do dumy, ale nagle słyszymy, że świadczą o chorobie. Słyszymy, że puszcza śmierdzi. Jakby zapomnieli, że dzięki pleśni mamy penicylinę i nie wiemy, jakie jeszcze lekarstwa dają nam grzyby. Inżynierowie twierdzą, że trzeba „zrobić z tym porządek”. I uparcie wartościom uniwersalnym przeciwstawiają materialne. Dziedzictwu ludzkości – plan urządzania lasu. Wieczności – wiek rębności. Estetycznemu prawzorowi drzewa – instrukcję BHP.

Przychodzi im to z łatwością, bo narzucili nam język, którym mówimy o przyrodzie: „uprawa”, „drągowina”, „drzewostan”, „szkodnik”. Szkodnik to owad, który niszczy drewno. Z ptaków wybrali sobie kilka pożytecznych. A co z resztą? Nie wiadomo. Dzięcioł awansował do roli lekarza – choć nigdy nie powiedzieli który. Pstry duży? Dzięciołek? Średni? Zielonosiwy? Trójpalczasty chyba nie, skoro wycinają mu dziuple i terytoria lęgowe, mimo że jest w Czerwonej Księdze. O lesie mówią „drzewostan”. Las w gruncie rzeczy jest dla leśnika „drzewo-stanem”, czyli magazynem drzew. Na mapie zaś tylko wydzieleniem, czyli powierzchnią w pododdziale, z określonym numerem i literką: 338Ab. Dla przyrodnika to często staro- drzew o polodowcowej proweniencji z wieloma ginącymi gatunkami, jakiego nie ma już w Europie.

„Drzewostany giną” – płaczą drwale, mając na myśli, że w danym lesie zamarło wiele drzew. Te posadzone ludzką ręką rzeczywiście mogą przygnębić. Te odnawiające się same od tysięcy lat zniosły obecność kornika dużo lepiej. Ale leśniczy nie przyjmują tego do wiadomości. Jak i faktu, że dla rzadkich owadów, ptaków i grzybów to dobra sytuacja. Ponieważ słowo „drzewostan” jej nie opisuje, nie oddaje tego, czym jest złożony ekosystem lasu. Drzewostan to słowo wiodące dyskusję na niewłaściwe tory, wygodne tylko dla leśników.

Odznaka dla Rambo

Po czasach Konrada Tomaszewskiego, odwołanego niedawno b. dyrektora Lasów Państwowych, leśnik nie odzyska prestiżu społecznego, jakim cieszył się przed wycinką Puszczy. Tomaszewski zostanie zapamiętany jako ten, który na stulecie niepodległości Polski wycinał ostatnie stuletnie lasy naturalne, w jakich Polska się zaczynała. I który społeczny zryw w obronie tych lasów porównał do seksu z kozą. Ten język świadczy o głębokim kryzysie wizerunkowym, w który wprowadził leśników. Był jednym z oficjeli, którzy poprzez wulgaryzację języka dali straży leśnej i zwolennikom wycinki zielone światło do poniżania obrońców Puszczy. Strażnicy nazywali ich „śmierdzielami” i „śmieciami”. Nie wahali się szturchać, rzucać na ziemię. We wrześniu dwóch mężczyzn napadło na dom, w którym nocował jeden z ekologów. Kosą wybili szyby, nasikali do studni, grozili śmiercią. Upojeni władzą gajowi przeciągnęli wahadło na swoją stronę, zapominając, że kiedyś wróci i ze zdwojoną siłą uderzy w ich środowisko.

Oglądam relację z krajowej narady Służby Leśnej. Odbyła się kilka tygodni temu. Honorową Odznaką minister Szyszko wyróżnił strażnika-osiłka. Osiłek wyrwał kiedyś dłoń dziewczynie z łańcuszka, którym przypięta do barykady blokowała wycinkę starodrzewu z gatunkami Czerwonej Księgi. Poszkodowana krzyczała z bólu, płakała, ze zmiażdżonego paznokcia ciekła krew. Minister nie zapomniał też o nerwusie, który samochodem wjechał w manifestujących na leśnej drodze. Ukraińska dziennikarka musiała uciekać przed jego terenówką, potem nieco zwolnił i taranował człowieka z transparentem. Honorową Odznaką nagrodzono też „Rambo”. Ten uderzył jednego z obrońców wytrącając mu kamerę, co w telewizji mogła poźniej zobaczyć cała Polska. Minister nie zapomniał o dzielnym „Scyzoryku” – to po interwencji oddziału, którym dowodził, obdukcja jednego z aktywistów wykazała 25 siniaków i zadrapań (największy krwiak miał 14 cm średnicy). Niedawno o przyrodniku, który nie ma jednej dłoni, strażnik ów powiedział: „O, jest i ten, co sobie d... łokciem podciera”. Oto elita polskich leśników, utrzymująca się z naszych drzew, z naszych lasów. Szyszko odszedł, oni zostali.

Strażnik-scyzoryk nie przyjechał do Warszawy na uroczystość wręczenia Odznaki Honorowej. Może dlatego, że czeka na wynik śledztwa prokuratorskiego w sprawie przekroczenia uprawnień, które dotyczy też jego. A szkoda, odebrałby Złoty Kordelas, wspaniały symbol harakiri, którego dokonali polscy leśnicy na swoim wizerunku. Jeszcze nie zdają sobie sprawy, jak brzemienną w skutkach dyskusję wywołali. Po co nam takie leśnictwo?©

Autor (ur. 1978) jest pisarzem i przyrodnikiem. Za debiutancki „Jakuck” był nominowany do Literackiej Nagrody Gdynia, za wiersze „Nauka o ptakach” nagrodzony Silesiusem oraz nominacją do Nike. Za „Drogę 816” otrzymał białostocką Nagrodę Literacką im. Kazaneckiego, nominacje do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy oraz Travelera „National Geographic Polska”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018