Prosionki i skulice. Cały wszechświat tuż obok nas

MICHAŁ KSIĄŻEK, reporter: Lupa nie służy do powiększania tego, co oglądamy, tylko do pomniejszania oglądającego. Piętnaście minut obserwacji kory sędziwego drzewa potrafi zmienić perspektywę, z jaką patrzy się na świat.

02.07.2023

Czyta się kilka minut

Krakowski park i zalew Zakrzówek. 28 maja 2023 r.  / JAN GRACZYŃSKI / EAST NEWS
Krakowski park i zalew Zakrzówek. 28 maja 2023 r. / JAN GRACZYŃSKI / EAST NEWS

JOANNA WIŚNIOWSKA: ­­Przeczytałam „Atlas dziur i szczelin” i teraz nie wiem, czy lepiej będzie, jak zabiorę na wakacje lornetkę, czy lupkę?

MICHAŁ KSIĄŻEK: Lupę łatwiej kupić i jest tańsza. Ale obydwie są bardzo przydatne w oglądaniu przyrody, umożliwiają nam nadrobienie przyrodzonego dystansu, jaki oddala nas od świata ptaków czy owadów. Nie potrafimy latać ani dobrze się kryć i być tak cicho jak one.

A jeśli nie mamy specjalistycznego sprzętu?

Możemy skupiać się na przeżywaniu bodźców dochodzących z ekosystemu. Kąpiele leśne są dobrym przykładem takiego masażu zmysłów. Fokusujemy się wtedy na jednym bodźcu, na przykład świetle.

Ale w takich sytuacjach warto pamiętać, że jesteśmy bardziej na widoku całej biocenozy, co zresztą też jest przyjemne. Choć wydaje nam się, że dookoła nic się nie dzieje, to w rzeczywistości jesteśmy cały czas oglądani, wąchani i dotykani przez tych wszystkich innych, mniejszych, którzy wokół nas się snują, krążą i pną. Taki pływak żółtobrzeżek w locie, chrząszcz wielkości broszki, może nie tyle dotknąć, co nawet mocno uderzyć nas w czoło lub w pierś. Jest jak pocisk. Obecność biedronki odnotowujemy znacznie delikatniej, albo ukłucie komara. Choć niektórzy tego nie lubią.

Większość.

Wielu ludzi, wbrew pozorom, nie ma z tym problemu. Dokuczliwość naszych komarów jest wyolbrzymiona przez biofobów. Widzę to na biodróżach, czyli wycieczkach, które organizuję. Kiedy ludzie chodzą zaaferowani, kiedy kucają, żeby czemuś się przyjrzeć, nie zwracają uwagi na komary.


BUG WIE. ROZMOWA Z MALARZEM STANISŁAWEM BAJEM

Zawsze jeżdżę w to samo miejsce. Ale ono za każdym razem wygląda inaczej. Rzeka zwalnia lub przyspiesza, chmury inaczej się układają. Bogactwo możliwości jest niewyczerpane >>>>


Promuję lupki i lornetki, a nawet lunety, bo te sprzęty umożliwiają oglądanie zwierząt z bezpiecznej dla nich odległości. Ale w przyrodoznawstwie są dwie szkoły, jedni mówią, że trzeba siedzieć i czekać, aż zwierzęta i bodźce przyjdą, inni uważają, że trzeba iść i szukać.

Co Ty uważasz?

Łączę te metody. Czasem, żeby nie podchodzić blisko, używamy różnych optykaliów, umożliwiają one pozorną, ale jakże miłą bliskość. Dzięki nim widzimy na przykład, jak kochają się dzięcioły, czy jak samiec sikory karmi samiczkę. Widać też z kilkuset metrów sarnę z koźlakiem na łące. Dzięki temu nie wchodzimy zwierzętom z butami w życie.

W mieście nie znajdę saren.

Wydaje się nam, że dzika przyroda jest gdzieś dalej – nad morzem, w ­górach, w parku narodowym. Tymczasem ona jest tuż obok. Pod parapetem, w dziupli drzewa za oknem, w poszyciu dachu, pod kamieniem, który leży przy wejściu do bloku. Wystarczy spojrzeć przez okno, by zobaczyć którąś z pszczół samotnic, budujących gniazdo. Niektóre robią to w dziurce po gwoździu albo śrubce. A my przywykliśmy, że jak pszczoły, to w ulu.

I, jak pszczoły, to dużo pszczół.

A tak naprawdę dzikie pszczoły, które żyją samotnie, potrzebują wszelkiego rodzaju dziur, szczelin, szpar, które znajdują w miastach. Podobnie ptaki, płazy i wiele stawonogów. Część zwierząt wręcz ucieka z terenów wiejskich, gdzie gospodarka jest bardzo intensywna, a miedze znikają na rzecz obszernych monokultur. Zadrzewienia śródpolne padają pod siekierą, podobnie jak aleje drzew. Dla części zwierząt miasto okazuje się dzisiaj schronieniem.

Ale pamiętajmy, że zwierzęta są tu również dlatego, że miasta się tak rozrastają.    Spójrzmy na nowe osiedla deweloperskie. U was w Trójmieście to np. Kosakowo pod Gdynią.

Albo Banino pod Gdańskiem, wieś pełna „ludzkich kurników”.

No właśnie, to drogie w obsłudze makiety Lego, wchłaniające czyjeś terytoria lęgowe albo łowieckie. Nam się wydaje, że zbłąkany lis przebiegł naszą drogę na osiedlu, tymczasem sami wybudowaliśmy drogę, która przebiega przez stary lisi szlak.

Potrzebujemy domków jednorodzinnych, ogródków. Najlepiej w terenie niezabudowanym, daleko od ­wszystkich. Przecież to powrót do natury!

Nie ma już czegoś takiego jak „łono natury”. Myśmy tam już wszystko wielo­krotnie przeorali, wycięli, posadzili, zmienili i zniszczyli. Ten stary podział na kulturę i naturę jest już niebezpieczny, ponieważ zakłada istnienie jakiejś nieskażonej natury, gdzieś tam daleko, daleko. To tylko mit. Natura (i przyroda) są tuż obok nas. Dopiero zdając sobie z tego sprawę, możemy pojąć, czym ona jest, i żyć tak, żeby jej nie szkodzić, tylko sprzyjać i jeszcze mieć z tego osobiste korzyści, nie tylko materialne.

Skąd myślenie, że natura jest gdzieś tam, daleko?

Bo jesteśmy mieszczuchami. Antynomią miasta zawsze była wieś, las, bagno, widoczek, krajobraz-sielanka. Trzeba zasypywać te podziały, temu służą moje książki i biodróże, gdzie niezwykle istotnym narzędziem jest... lupa. Ona nie służy do powiększania tego, co oglądamy, tylko do pomniejszania oglądającego. Piętnaście minut obserwacji przez lupę kory sędziwego drzewa potrafi zmienić perspektywę, z jaką patrzy się na świat. Zdajesz sobie sprawę z sąsiedztwa, z tego, że pustka jest złudzeniem, a bezruch pozorem, bo wokół nas jest bardzo dużo stworzeń o różnych formach i kolorach, osobistych – godnych uwagi – interesach, podążających swoimi szlakami, zbierających pokarm. Trudno to zauważyć gołym okiem.

Liczne to sąsiedztwo.

Nieświadomość tego sprawia, że bardzo łatwo urzędnicy wydają decyzje, które pozwalają ściąć aleję drzew, skosić trawę albo prowadzić remont w sezonie lęgowym. Nie zdajemy sobie sprawy, że dla wielu ptaków i owadów bloki, w których mieszkamy, są substytutem skały, pełnym dziur, szczelin, otworów i szpar. Tylko z pozoru są puste. Zamurowujemy pisklęta, jaja, larwy czy poczwarki, zamieniamy nasze bloki mieszkalne w grobowce. Dorosłe jerzyki nawet po roku doskonale lokalizują miejsca, w których udało im się wychować młode, i kiedy po powrocie napotykają zaklajstrowaną dziurę, z rozpędu uderzają w nią. Słychać to nawet w naszych mieszkaniach.

To kiedy mamy remontować bloki?

Róbmy to po wizycie ornitologa albo nawet po sezonie lęgowym, bez zabijania, łamania prawa. Gdy minie czas lęgu, dziurę można zaklajstrować i powiesić budki kompensacyjne. Odpowiednie dla wróbli, inne dla nietoperzy, są też takie dla jerzyków. Można je zamontować z dala od parapetów czy szyb.

Natura jest dla nas fajniejsza, jak jest gdzieś dalej?

Najlepiej egzotyczna i kolorowa, tęgo opłacona, bo wtedy jej wartość rośnie. Staje się elitarna. I bez ryzyka, że nam narobi na samochód.

Jerzyk za oknem nie jest tak atrakcyjny.

Moje biodróże zaczynam często w miejscu, gdzie mieszkają ich uczestnicy. Znaczna część tych ludzi po spotkaniu zupełnie inaczej patrzy na trawniki i parki, które przecież już znali od tylu lat. Ale czują się, jakby dopiero co tu przyjechali. Okazuje się, że drzewo ma historię, którą da się prześledzić w jego budowie, a dziupla gości dziesiątki mieszkańców. Można podnieść kamień, bo to ważna przestrzeń w krajobrazie miasta, jest tam dużo wilgoci, ziemia tak szybko nie paruje, jest więc życie. Można zobaczyć gniazdo nornika, są pierścienice, wije, skorupiaki, czyli stonogi i prosionki, kulanki i skulice.

To nie jest ingerencja w ich życie?

Moim zdaniem mamy prawo uchylić ten kamień, podnieść fragment starej kłody, żeby pokazać ludziom, że nie są tu sami. Pozornie ciekawskie podglądanie ma często wymiar istotnego spotkania. Ludzie w takich momentach przeklinają ze zdziwienia albo z zachwytu, inni wzywają Jezusa czy Matkę Boską. Spotkanie z ciężarną jaszczurką urasta czasem do jakiegoś osobistego kontaktu, który zmienia postawę człowieka, dzieje się z nimi coś dobrego. Skoro widzieli, jak muchołówka szara karmi młode, a wcześniej pół dnia haruje zbierając pokarm, to nie pozwolą ściąć drzewa, na którym gniazduje. Wydaje mi się, że przechodzi na nich odpowiedzialność za jej bezpieczeństwo.

To jak poznawanie ludzi z innych kultur.

Zawsze dziwiłem się, jak można olewać to, dokąd idzie chrząszcz. Gdy widzę dzięcioła z pokarmem, idę za nim, bo on gdzieś ten pokarm niesie. W książce podążam też za sikorą, która ma swoją dziuplę w betonowym słupie. Idę za nimi, żeby zobaczyć, gdzie jest ich dom, jak wykombinowany, czy jest bezpieczny. Bywa, że jest w skrzynce na listy albo w starej kratce pod parapetem.


SYCYLIJSKIE POMARAŃCZE Z KOLYMBETRY

Ta niewielka sycylijska dolina jest jak ogród ziemskich rozkoszy. Choć wszystko zaczęło się od ciężkiej pracy kartagińskich niewolników >>>>


Jakim środowiskiem dla zwierząt jest miasto?

Można by długo dywagować, sięgając do fizyki i biologii, jak widzą je owady, ptaki albo ssaki. Ale na pewno, oprócz źródeł pokarmu, dostrzegają szpary, dziury i szczeliny. Miasto jest dla nich rodzajem rafy koralowej czy skał. Wielką spółdzielnią mieszkaniową.

Korzystają z sąsiedztwa człowieka?

„Atlas dziur i szczelin” często dzieje się w parku Świętokrzyskim położonym za Pałacem Kultury. Regularnie odbywają się tam głośne imprezy, a tuż nad głowami rozkrzyczanych pijanych ludzi sikora karmi młode. Ptaki te korzystają na tłumnej obecności ludzi. Nie muszą obawiać się krogulca czy kuny.

Kiedy tak opowiadasz, w mojej głowie aż bucha przyroda, tymczasem za oknem wszystko jest pod linijkę.

Kiedy dzieci w szkole mają narysować rzekę, rysują ją prosto, a to przecież kanał melioracyjny, nie rzeka. Linia prosta wydaje się znakiem pożytecznej zmiany, remontu, naprawy, przebudowy, porządku. Podoba nam się, jak coś jest takie ułożone, uporządkowane,  mówimy wtedy, że jest ładnie, że otacza nas ład. Z tym jest utożsamiane piękno w języku polskim, z porządkiem. Polszczyzna ma też dobre łacińskie słowo „kurwa”, czyli krzywa. Ja wolę krzywą, czyli kurwę, niż prostą.

Gdyby wszyscy je tak rozumieli! Cały czas dostaję złośliwe komentarze i ponaglenia, bo moja działka w Borach Tucholskich nie jest koszona, więc nie jest ładna. Skąd pomysł, że ładnie znaczy uporządkowanie?

Jestem ze wsi, więc rozpoznaję w tym m.in. dziedzictwo kultury chłopskiej, ludowej, z postacią dobrego pracowitego gospodarza w centrum, ale ono jest niebezpieczne w czasie, kiedy trzeba podjąć działania wobec zmian klimatu. Chcemy być dobrymi gospodarzami, za tym stoją pewnie dobre intencje. Bardzo trudno powstrzymać się nam od działań. Człowiekowi w ogóle trudno jest nic nie robić, bo często konstruuje z tego sens bycia tutaj. Bardzo ciężko nam coś zostawić samemu sobie, mimo że umiar jest zakodowany w kulturze chrześcijańskiej – siódmy dzień tygodnia, post. Katolicy mają św. Franciszka, jest więc pewne dziedzictwo, z którego można by uczyć się wstrzemięźliwości. Nikt po nie jednak nie sięga. Katastrofa klimatyczna jest kryzysem wyobraźni, ale jest też kryzysem chrześcijaństwa.

Nie ma więc w mieście miejsca na samosiejkę lub grzyby?

Boimy się grzybów, ale to grzyby robią dziuple w drzewach. Drzewa doskonale z nimi żyją, to miliony lat bycia razem. Grzyby sprawiają, że ­bioróżnorodność może funkcjonować. Czy to ma wartość dla urzędników? Nie wiem, dla mnie ma wartość autoteliczną, samą w sobie. W czasie różnych interwencji zazwyczaj opowiadam o korzyściach materialnych dla Homo sapiens, bo to naprawdę ­ przemawia. Na przykład: z badań wiemy, że tam, gdzie bioróżnorodność jest duża, trudniej o alergię. Jeśli chcemy być zdrowi, mieć estetyczną satysfakcję z fenomenów przyrodniczych, musimy mieć dużo organicznej przestrzeni wokół nas. Nie możemy na przykład wszędzie kompulsywnie zakrywać gleby betonem. Pytałaś o grzyby, a kolejnym strachem człowieka jest odkryta gleba. Kojarzy się z brudem, utożsamia z niegospodarnością.

Aż się prosi o położenie kostki w takim miejscu.

Chcemy zasady panujące w naszych domach przenieść na zewnątrz. Podłoga ma lśnić. Pomyliło nam się wewnętrzne z zewnętrznym. Gdy idzie się Piotrkowską w Łodzi czy placem Pięciu Rogów w Warszawie albo placem Litewskim w Lublinie, można mieć wrażenie, jakby się szło po zamkniętym pomieszczeniu. Nie ma drzew, są lampy, z których zwisają pelargonie. Mamy już nawet meble uliczne, czuć zapach płynu do mycia podłóg, obok pracuje wielki mechaniczny mop. To droga donikąd.

Nie da się wymyć miasta?

Nie da się go zdezynfekować. Nie należy zakrywać gleby jak brudu. Ale urzędnicy jeszcze bardziej od gleby boją się wody, bo nie daj Boże spenetruje im jakiś trawnik. Ten błyskawiczny spływ liniowy – pozbywanie się wody na coraz większej powierzchni nieprzepuszczalnej miast – powoduje, że rośliny i drzewa wysychają. W niektórych miastach dotyka to nawet 80 proc. rocznych nasadzeń. Ludzie wierzą, że drzewa sięgają wód głębinowych albo gruntowych. Tymczasem najwięcej dzieje się tu na głębokości zaledwie 30 centymetrów. Dzięki wodzie śniegowej i deszczowej drzewa budowały swoje wysokie architektury. Robiły to w czasach, gdy było dużo śniegu, kiedy ta 30-centymetrowa warstwa była powoli nawadniana i długo pozostawała nawodniona. Teraz śniegu jest niewiele, deszcze padają punktowo i nawalnie. Drzewa muszą sobie z tym radzić. Niektóre obniżają koronę, usycha im wierzchołek, a liście przenoszą się niżej. Dla niektórych decydentów to już jest powód do wycinki, a przecież wystarczy skrócić wierzchołek.


MIĘDZY ODRAMI. OTO KRAINA SPUSZCZONA Z ŁAŃCUCHA

Bywa, że wiatr oderwie od lądu trawiastą kępę, a potem taka pływająca wyspa zaczopuje śluzę >>>>


Mówiłeś o czystych „podłogach” w miastach, co często wiąże się z rewitalizacją, ale w Polsce oznacza to coś innego, rzadko kiedy to „ożywienie”.

Rewitalizacja jest zgrabnym narzędziem, które pozwala urzędnikom realizować absurdalne pomysły i niszczyć przyrodę – wycinać drzewa, zabijać zwierzęta, w zamian za to kłaść asfalt i kostkę, stawiać kolejne meble uliczne. Rewitalizacja często występuje wraz z remontem, chodzi o to, żeby Homo sapiens mógł dalej dojść, żeby było go więcej, żeby zmieściły się samochody i grille. Ale to powoduje dyskomfort wielu z nas, bo człowiek nie lubi nagłych zmian w krajobrazie, i to takich, które potęgują odczuwanie wichury, nawalnych deszczy i upałów.

I co robić wtedy?

Ja działam społecznie, piszę, zabieram głos, protestuję przeciw głupim pomysłom urzędników. Ale tym, którzy nie chcą bądź nie mogą, polecam... kupić sobie lupkę i udać się do pobliskiego parku. Najlepiej dzień po tym, jak padało. Wystarczy zabrać ze sobą karimatę, usiąść, wybrać sędziwe drzewo, które ma dużo porostów, i spokojnie, długo je obserwować. Widać tam drugie miastożycie, a to uspokaja, koi, zmienia...

Zamilkłeś na chwilę.

Powstrzymuję się przed patetycznymi wyznaniami. Ale jeśli pojawia się więź pomiędzy przyrodą a człowiekiem, pojawi się jakaś „filia”, to... Boję się słowa „miłość”, ale to rzeczywiście jest jak kochanie. No więc jeśli się pojawia, jeśli dostrzegasz kogoś z nich, zaczynasz się o kogoś z nich martwić, jeśli ci zaczyna zależeć, to wciąż jest nadzieja. Wolę to pokazywać ludziom, niż biczować ich śladem węglowym. ©

MICHAŁ KSIĄŻEK jest inżynierem leśnikiem i ornitologiem, reporterem i poetą. Laureat Nagrody Literackiej Gdynia (2016), Nagrody Magellana (2016) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2015). Autor reportaży „Jakuck. Słownik miejsca” (2013), „Droga 816” (2015) oraz tomików poetyckich „Nauka o ptakach” (2014) i „Północny wschód” (2017). Wiele razy sądzony za obronę Puszczy Białowieskiej. Właśnie ukazała się jego książka „Atlas dziur i szczelin” (Znak).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Prosionki, kulanki i skulice