Szpitale nadal w zapaści

Ze smutkiem przyglądam się dogasającemu strajkowi lekarzy. Przebieg protestu jest porażką nie tylko tego środowiska, ale również rządzących i nas wszystkich - pacjentów.

09.10.2007

Czyta się kilka minut

Tegoroczna fala strajków była wyniszczająca jak żadna poprzednia. Tego jednak nie widać z perspektywy newsa telewizyjnego. Czasami trzeba zatrzymać dysk z nagraniem, dłużej popatrzeć rozmówcom w oczy, a potem jeszcze raz wsłuchać się w ich głos bez gorączkowego formułowania w myślach kolejnych pytań. Oglądaliśmy strajk totalny. Porozumienia, które ostatecznie zawarli dyrektorzy szpitali z lekarzami, nie satysfakcjonują nikogo i bardziej przypominają zawieszenie broni niż pokój.

Niewyspani desperaci

Po całonocnym dyżurze, we środę 3 października o ósmej rano, wicedyrektor ds. medycznych Radomskiego Szpitala Specjalistycznego Tadeusz Kalbarczyk z niepewnością oczekiwał na przyjście zmiany. W nocy był jedynym lekarzem na całym oddziale kardiologicznym. Wszyscy zwolnili się z pracy. Dzięki temu, że dyżurował, nie doszło do ewakuacji chorych.

Poprzedniego wieczoru za pośrednictwem ministra zdrowia Zbigniewa Religi udało się w Radomiu doprowadzić do płacowego porozumienia. Cena jest jednak wysoka: - Podnosimy się z gruzów - mówi dr Kalbarczyk. - Są szkody nie tylko materialne. Są szkody w psychice całych zespołów szpitalnych. Konflikty między lekarzami i pielęgniarkami. Miejmy nadzieję, że to tylko powierzchowne obrażenia, że ulegną zagojeniu, że będzie można w takim zespole pracować.

Strajk zakończył się także w Mielcu. Najpierw jednak doszło do rozłamu wśród lekarzy, którzy odeszli z pracy. Wielu nie wytrzymało presji i postanowiło w pierwszych dniach października wrócić do szpitala. Dostali podwyżki znacznie mniej­sze od oczekiwanych - kilkusetzłotowe. W ostatniej chwili starosta mielecki, widząc brak jedności wśród protestujących, postanowił je jeszcze zmniejszyć. Lekarze poczuli się upokorzeni. Dr Stanisław Skowron, szef komitetu strajkowego: - Wydaje mi się, że przegraliśmy coś więcej niż pieniądze, bez nich można żyć. W życiu człowieka najważniejszy jest honor. Niestety - ten honor został w Mielcu zbrukany.

Tegoroczny protest uderzył mocno - jak nigdy dotąd - w pacjentów. Szpital przestał być bezpiecznym miejscem. Z placówek w Częstochowie i Mielcu trzeba było ewakuować w sumie ponad stu chorych, często w poważnym stanie. W obydwu miastach rozgrywały się dramatyczne sceny. Rodziny nie zgadzały się na wywożenie bliskich. Był płacz bezsilności i łzy nienawiści. W Częstochowie babcia nie pozwoliła na ewakuację pogrążonej w śpiączce 19-letniej wnuczki. W Mielcu wywożony ze szpitala na wózku inwalidzkim mężczyzna w uniesieniu proponował rozstrzelać wszystkich strajkujących.

Strajkowanie się opłaca

Każdy strajk, który uderza w pacjentów, jest nieetyczny i obciąża obie strony konfliktu. Bezpośrednio lekarzy - bo świadomie doprowadzili do grupowych, zorganizowanych zwolnień, co spowodowało zagrożenie zdrowia i życia pacjentów. Pośrednio - polityków, którzy w ciagu ostatniego dziesięciolecia doprowadzili środowisko medyczne do takiego poziomu desperacji. Ich wina nie polega na tym, że nie wypłacili lekarzom na czas odpowiednio wysokich pensji, tylko że nie stworzyli warunków, w których pracownicy ochrony zdrowia mogliby godnie i z pożytkiem dla wszystkich rozwijać się. Lekarz musi być partnerem w reformowaniu ochrony zdrowia. To przecież właśnie on, poprzez organizację pracy, kierowanie na badania, wypisywanie recept, ordynowanie leków w skali gabinetu, oddziału i szpitala, decyduje ostatecznie o tym, w jaki sposób wydawane są publiczne pieniądze. I czy wydawane są w sposób efektywny. Jeżeli gdzieś system jest nieszczelny - to m.in. w tym miejscu.

Jestem przekonany, że dobrze zmotywowani, czyli godnie zarabiający lekarz i pielęgniarka są dla systemu tańsi niż niewyspani desperaci, traktujący pacjenta jak intruza, myślący tylko o jak najszybszym odbębnieniu pracy i wyjściu ze szpitala lub przychodni, aby naprawdę gdzieś zarobić na życie.

Sedno problemu można znaleźć w wypowiedzi Zdzisława Szramika, przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy na Podkarpaciu: - Zawsze, nie wiem dlaczego, etyka zawodowa wiązała nam ręce i usta. Teraz jest trochę inaczej. To nie my odpowiadamy za kształt i funkcjonowanie systemu. Dlatego także nie my odpowiadamy za brak lekarzy.

Szokujące jest nie tylko to, że współorganizator strajku nie czuje się odpowiedzialny za kryzys wywołany odejściem lekarzy z pracy, tylko to, że nie czuje się odpowiedzialny za kształt i funkcjonowanie systemu. To prawdziwa klęska twórców reformy ochrony zdrowia. Lekarze nie identyfikują się z tym systemem - wręcz przeciwnie: od dawna robią wszystko, aby wysadzić go w powietrze. Nauczyli się, że tylko strajkiem można w Polsce wywalczyć jakiekolwiek zmiany. Wokół tej, nienowej przecież myśli, powstała cała filozofia: strajk wynika z troski o dobro publiczne i jest zaproszeniem do poważnych rozmów. "Ci, którzy nie prostetują zdecydowanie przeciwko obecnemu, nieuczciwemu systemowi opieki zdrowotnej w Polsce, działają nieetycznie - przekonywał w zeszłym roku Krajowy Komitet Lekarzy. I wzywał: - Na co czekacie? Wierzycie w słowa rządzących, którzy codziennie zmieniają swoje obietnice? Bez niepokoju społecznego, bez strajków i naszego zdecydowania nie zrobią nic".

Wciąż nie ma rozwiązań, które pozwoliłyby na systemowy wzrost wynagrodzeń. W zeszłym roku nie byłoby podwyżek, gdyby nie strajki. Porozumienie Zielonogórskie, skupiające lekarzy rodzinnych, także nie wywalczyłoby dodatkowych 240 milionów zł na podstawową opiekę zdrowotną, gdyby nie zagroziło zamknięciem gabinetów. W grudniu 2000 r. pielęgniarki protestami wywalczyły tzw. ustawę 203, która miała im gwarantować wzrost wynagrodzeń. Potem jednak przez kolejnych kilka lat musiały jeszcze wystrajkowywać te niby zagwarantowane pieniądze. Dwa lata temu właśnie strajkami kilka szpitali ze Skarżyska, Lublina i Starachowic doprowadziło w Sejmie do upadku projektu ustawy, która miała przyspieszyć proces restrukturyzacji zakładów opieki zdrowotnej.

Strajki pozostają więc jedynym skutecznym narzędziem negocjacji. Ci lekarze, którzy w tym roku nie protestowali, gorzko tego żałują: gdyby złożyli trzy miesiące temu wymówienia, już cieszyliby się z podwyżek. Z poślizgiem po rozum do głowy poszli pracownicy szpitala w Chojnicach. Z końcem września grupowo złożyli trzymiesięczne wymówienia. W Sylwestra dyrektor, a może nawet sam minister o nich nie zapomną.

Idzie prywatyzacja

Zgodnie z założeniami rządu w przyszłym roku wydatki na ochronę zdrowia, m.in. dzięki przesunięciu środków z Funduszu Pracy, mają wzrosnąć do poziomu 54,5 miliarda zł (4,5 proc. PKB). W tej chwili wynoszą 49,1 mld (3,95 proc. PKB). Dyrektorzy szpitali tym zapewnieniom nie dowierzają, tym bardziej że trwa kampania wyborcza. Wielu z niepokojem przygląda się nowym zasadom kontraktowania, zaproponowanym przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Obliczają, że najprawdopodobniej dostaną do dyspozycji taki sam budżet jak w tym roku. Przy większych zobowiązaniach płacowych oznaczałoby to wzrost zadłużenia szpitala i dalsze obniżanie standardów leczenia.

Największym fiaskiem tegorocznego strajku jest to, że po niepowodzeniu negocjacji w Warszawie jego szczytne założenia, czyli dążenie do reformy systemu, spełzły na niczym i w końcowej fazie ograniczono się tylko do postulatów płacowych.

Krzysztof Bukiel, szef OZZL, nie składa jednak broni: - Będziemy dalej protestować. Mimo że wystawiamy się na krytykę i narażamy na obelgi, nie zrezygnujemy z protestu. Nawet jeśli wielu ludzi nie będzie chciało nam wierzyć, powtórzymy to samo, co mówiliśmy zawsze: naszym celem jest doprowadzenie do naprawy systemu opieki zdrowotnej w Polsce, dla dobra pacjentów, podatników, państwa i personelu medycznego.

Strajki prędzej czy później doprowadzą do prywatyzacji w służbie zdrowia. Nie jest bowiem możliwe, aby w gospodarce rynkowej nadal utrzymywać niewydolną finansowo strukturę, która uniemożliwia swobodne przemieszczanie się w sektorze ludziom wolnego zawodu. Chodzi o to, żeby lekarze, którzy nie życzą sobie dalej pracować w publicznej służbie zdrowia, mogli przyjąć równie atrakcyjną posadę poza nią i nie byli za to skazywani na zawodowy i finansowy ostracyzm.

Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, który od lat domaga sie uwolnienia rynku usług medycznych, już zapowiedział, że jeżeli nie dojdzie do znaczących zmian systemowych w ochronie zdrowia, to rok 2008 ponownie będzie rokiem protestów. Andrzej Sokołowski, szef OZZL w Pomorskiem: - Lekarze są zrezygnowani, zmęczeni, ale zhardzieli i przestali się bać. Wiemy, że pieniądze trzeba wyrywać z gardła dyrektorom. Doprowadzić do sytuacji ostatecznej, wtedy się znajdą. Dziś szpitale, które nie przystąpiły do strajku, żałują, bo lekarze tam pracujący nic nie dostali. To będzie nauczka, że trzeba walczyć razem.

***

Firma Health Consumer Powerhouse ogłosiła przed tygodniem coroczny ranking najbardziej przyjaznych dla klientów systemów opieki zdrowotnej. Polska znalazła się w nim na 27 miejscu, z 29 możliwych (gorsi od nas są tylko Bułgarzy i Łotysze). Według twórców rankingu, aby zapewnić Polakom właściwy poziom usług, rząd musi zahamować drenaż mózgów w środowiskach medycznych. Odpowiednio wdrażany system finansowania podstawowej opieki medycznej i szpitali - uzależniony od wyników - powinien sprawić, że lekarze i pozostały personel medyczny będzie wynagradzany w godziwy sposób.

Tegoroczny strajk, będący efektem wieloletnich zaniedbań w służbie zdrowia, na nowo zdefiniował przysięgę Hipokratesa, przesunął granice tego, co jest dopuszczalne w słusznym proteście płacowym. Mam jednak wątpliwości, czy wystarczająco mocno uzmysłowił politykom, że opieka zdrowotna nie może dobrze działać, kiedy tworzący ją pracownicy są źle wynagradzani. Należy zmotywować lekarzy do współparcy - to jedno z najważniejszych wyzwań, przed jakimi po wyborach stanie nowy rząd.

Marek Nowicki jest dziennikarzem "Faktów" TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007