Wypruwanie żył

Nie oczekujmy w szpitalach standardów europejskich – pielęgniarek jest u nas prawie dwa razy za mało.

11.10.2021

Czyta się kilka minut

Protest pielęgniarek i położnych.  Warszawa, 12 maja 2021 r. / JACEK SZYDŁOWSKI / FORUM
Protest pielęgniarek i położnych. Warszawa, 12 maja 2021 r. / JACEK SZYDŁOWSKI / FORUM

Weronika pracuje od czterech lat: – Pamiętam mój pierwszy dyżur: ja i dziewczyna, która miała trzymiesięczny staż pracy. Byłyśmy same na oddziale z 36 pacjentami, bo nie było nikogo, kto mógłby wziąć z nami ten dyżur. Tak przerażona jak wtedy nie byłam chyba nigdy.

Dziś nie pracuje w publicznej ochronie zdrowia, jest zadowolona z zarobków. – Większość postulatów strajkujących medyków nie dotyczy mnie teraz bezpośrednio, ale nie wiadomo, kiedy znów będę pracować w publicznej placówce albo sama będę musiała korzystać z usług medycznych – mówi. – W państwowej ochronie zdrowia nie byłam w stanie dłużej wytrzymać. To, co tam się działo, było dla mnie wykańczające psychicznie. Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, które były ze szkodą dla zdrowia i życia pacjentów, bo na oddziale brakowało rąk do pracy. Dziękuję losowi za miejsce, w którym teraz jestem, to placówka prywatnej sieci, ale realizuje też świadczenia na NFZ.

Weronika pracuje z pacjentami onkologicznymi na małym, czterołóżkowym oddziale. – Mam tu czas: moi pacjenci nie mają odleżyn, są wypielęgnowani, dostają leki na czas, nie boli ich, bo mogę dokładnie zadbać o kontrolę bólu. Mam czas z nimi porozmawiać – mówi. – I bardzo bym chciała, żeby wszystkie moje koleżanki miały takie warunki pracy.

Po 16 prosimy nie umierać

To pierwszy taki protest: nie dość, że trwa już miesiąc – zaczął się 11 września, 30-tysięcznym przemarszem przez Warszawę i założeniem Białego Miasteczka 2.0 – to zgromadził niemal wszystkie zawody związane z ochroną zdrowia. W manifestacji szli lekarze (miasteczko jest pomysłem rezydentów), pielęgniarki, położne, fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni, ratownicy, a także pracownicy niemedyczni (rejestratorki, salowe, księgowe itd.).

Powołano wspólny Ogólnopolski Komitet Protestacyjno-Strajkowy Pracowników Ochrony Zdrowia i przedstawiono osiem postulatów. To m.in. zmiany w ustawie o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, wzrost wyceny świadczeń medycznych (mają one decydujący wpływ na wysokość kontraktów podpisywanych przez NFZ ze szpitalami), wprowadzenie urlopu zdrowotnego czy uchwalenie ustaw o medycynie laboratoryjnej i zawodzie ratownika medycznego. Krótko mówiąc: chodzi o radykalną przebudowę systemu ochrony zdrowia.

Obecność pielęgniarek wśród protestujących jest oczywista. – Wraz z położnymi stanowią 60 proc. personelu większości szpitali – wskazuje Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych, samorządu zawodowego. – Mamy również najszerszy zakres zadań. Ustawa o naszych zawodach precyzyjnie wskazuje, jakich świadczeń zdrowotnych możemy udzielać: to m.in. planowanie i sprawowanie opieki pielęgnacyjnej nad pacjentem, orzekanie o rodzaju i zakresie świadczeń opiekuńczo-pielęgnacyjnych, ale także takie zadania, jak profilaktyka, promocja zdrowia czy edukacja zdrowotna.

Natalia jest w zawodzie od 15 lat, pracuje na oddziale chirurgii, uczy podstaw pielęgniarstwa na uniwersytecie: – Czujemy się oszukane. I nie chodzi tylko o finanse, ale też o przepracowanie i o to, że nie jesteśmy doceniane w pracy. Na naszych barkach jest ogrom pracy papierkowej: w regulaminie mojego szpitala stoi, że pielęgniarka podczas 12-godzinnego dyżuru ma przeznaczyć na ­uzupełnienie dokumentacji trzy godziny. A tych godzin nie ma. Powinnam powiedzieć pacjentom: moi drodzy, od godziny 16 do 19 proszę nie dzwonić dzwonkami, nie chorować, nie umierać. Nie podam basenu, nie podłączę kroplówek, bo muszę wypełnić dokumentację. Jesteśmy zarzucone pracą i myślę, że to jest powód do zniechęcenia: chcemy coś robić, ale jesteśmy przemęczone, dochodzą nowe obowiązki.

– Wspólnie z całym środowiskiem medycznym walczymy o gruntowne zmiany, ponieważ system jest niewydolny – tłumaczy Zofia Małas. – Skutkiem niedofinansowania jest m.in. długi czas oczekiwania na konsultację specjalisty, zabieg czy rehabilitację. Nawet jeśli w końcu osiągniemy deklarowane przez rząd 7 proc. PKB na ochronę zdrowia, nadal będziemy odstawali od standardów europejskich.

Według OECD w 2019 r. Polska przeznaczyła na zdrowie 4,3 proc. PKB (biorąc pod uwagę tylko środki publiczne). Dla porównania ten wskaźnik dla Niemiec wynosił 9,9 proc., dla Belgii 7,9 proc., dla Czech 6,5 proc. – Oczekujemy realnego wzrostu wyceny świadczeń medycznych oraz ryczałtów o 30 proc. – tłumaczy Małas. – Niestety, rozsądna propozycja zmian w ustawie o wynagrodzeniach minimalnych w ochronie zdrowia, opracowana przez medyków, niedawno przepadła dwoma głosami w Sejmie. To stało się zarzewiem protestu, ale chciałabym podkreślić, że nie chodzi w nim głównie o podwyżki. To ważna sprawa, ale my walczymy o naprawę całego systemu.

Są trzy stare, poradzą sobie

Bo czynnikiem sprawiającym, że systemowi grozi zapaść, są przede wszystkim braki kadrowe: dotyczy to zarówno lekarzy specjalistów, jak i pielęgniarek. Tych ostatnich pracuje w państwowym systemie 232 387 (do tego dochodzi 28 444 położnych). Może się wydawać, że to dużo, ale to pozory. Według danych samorządu w Polsce przypada 5,2 pielęgniarki na tysiąc mieszkańców. Średni wskaźnik dla krajów OECD to 9,4. Krótko mówiąc, nie oczekujmy w szpitalach standardów europejskich – pielęgniarek jest u nas prawie dwa razy za mało.

Grażyna jest w pielęgniarstwie od 25 lat, pracuje w szpitalu w dużym mieście wojewódzkim: – Możemy to powtarzać do znudzenia: jest nas za mało. Częsty scenariusz: gdy jedna z nas się rozchoruje, oddziałowa patrzy na obsadę i mówi: „Są trzy stare, poradzą sobie”. „Stare”, czyli z dużym stażem pracy. Jak ja. Często po takim dyżurze nie mogę zasnąć, przewracam się z boku na bok, myślę, czy na pewno wszystko zdążyłam zrobić. Bo było nas mało. Powinnam umieć to rozdzielić: praca – życie prywatne, ale w praktyce to bardzo ciężkie. Muszę się wywiązać ze swoich obowiązków, a jak czegoś nie zdążę zrobić, to pacjent będzie pokrzywdzony – a to nie on jest winny. A że nas było za mało na dyżurze? To ostatecznie nikogo nie obchodzi, jeśli coś źle pójdzie.

– To jest bardzo trudny zawód, obciążający fizycznie i psychicznie – mówi prezes samorządu Zofia Małas. – Wtedy, gdy na dyżurze powinno być nas pięć albo sześć, są dwie, a zdarza się, że i jedna. Najgorzej jest na oddziałach psychiatrycznych. Według standardów europejskich na jedną pielęgniarkę powinno przypadać kilkoro pacjentów. W warunkach polskich jest ich kilkanaścioro albo i kilkudziesięcioro. O jakim standardzie pracy możemy zatem mówić w takich warunkach? Nie dość, że pacjenci są niezadowoleni, i trudno im się dziwić, to wśród personelu narasta frustracja, bo po prostu nie jest w stanie dobrze wywiązać się ze wszystkich obowiązków. Rośnie też ryzyko popełnienia błędu. A przecież podlegamy odpowiedzialności zawodowej, karnej i cywilnej. Medyk powinien wykonywać obowiązki zgodnie z aktualną wiedzą medyczną, kompetencjami oraz obowiązującymi przepisami prawa. Pytanie o to, czy jest to możliwe w polskich warunkach, pozostawię bez odpowiedzi.

Z badań Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych wynika, że średnia wieku umieralności pielęgniarek jest niepokojąco niska: to ok. 62 lat. Tymczasem statystyczna Polka żyje 20 lat dłużej. – Nadmiar obowiązków, trudne warunki pracy sprzyjają chorobom przewlekłym – podkreśla prezes Małas. – Wiele pielęgniarek choruje onkologicznie, zapada na choroby układu krążenia, narządu ruchu, cukrzycę.

Kamila, pielęgniarka z czteroletnim stażem pracy, w tracie specjalizacji operacyjnej: – Słyszymy, że jak się nie podoba, to możemy odejść, bo zawsze się znajdzie ktoś na nasze miejsce. Gdzie oni są w takim razie? Gdybyśmy wszyscy pracowali tylko w jednym miejscu, na jednym etacie, to połowa szpitali czy przychodni musiałaby się zamknąć. Nie zliczę, ile razy zostawałam po godzinach, żeby być przy operacji, bo wiedziałam, że inaczej ona się nie odbędzie. Było mi żal pacjenta, który np. cały dzień był na czczo, czekał. Zostawałam, i nikt mi za to nie płacił. Mówimy wtedy między sobą: trzeba pomóc, jak nie my, to kto? Choć wiemy, że nie na tym powinna polegać nasza praca, bo właśnie: to jest praca. Ale z drugiej strony, gdy już zostaję, to myślę, że ta duża doza empatii jest w jakiś sposób wpisana w pielęgniarstwo.

Być grzecznymi dziewczętami

„Ostatni gasi światło”. Takim hasłem opatrzyli rezydenci tweet opisujący wykresy rozkładu wieku w zawodach medycznych. „Sytuacja wśród lekarzy jest zła, ale wśród pielęgniarek jest tragiczna. Jeśli chcemy mieć jakikolwiek system ochrony zdrowia za 10 lat, to reform potrzeba teraz” – napisali.

Wystarczy rzut oka na infografikę, by się przekonać, skąd ten alarmistyczny ton: brakuje młodych roczników, nie ma zastępowalności pokoleń. „Największy liczbowo przedział wiekowy wśród pielęgniarek to 51-60 lat, który obejmuje 83 129 – czytamy w raporcie Izby. – Mimo nabycia uprawnień emerytalnych ciągle pracuje w zawodzie aż 63 120 pielęgniarek (przedziały 61–70 i przedział pow. 70 lat). Stanowi to 27,2 proc. ogółu zatrudnionych”.

– W roku 2015 średnia wieku pielęgniarki wynosiła 48 lat. Dzisiaj to 53 lata, a jeśli nic się nie zmieni, w 2030 r. będzie to 60 lat – mówi prezes Małas. – Rokrocznie uprawnienia emerytalne nabywa ok. 9-10 tys. pielęgniarek. W 2020 r. prawo wykonywania zawodu uzyskało tylko 5,6 tys. absolwentów na kierunkach pielęgniarstwo i położnictwo, ale pracę w publicznym systemie ochrony zdrowia podjęło 2,5 tys. Do 30 września tego roku prawo wykonywania zawodu odebrało 4,6 tys. absolwentów, ale tylko 1,6 tys. podjęło pracę. Tymczasem, jeżeli chcielibyśmy utrzymać aktualny wskaźnik 5,2 pielęgniarki na 1 tys. mieszkańców, pracę w systemie powinno co roku podejmować ok. 10 tys. osób. Z kolei osiągnięcie standardów OECD wymagałoby kształcenia 20 tys. pielęgniarek i położnych rocznie.

Samorząd wyliczył, że gdyby wszystkie uprawnione do tego osoby przeszły dziś na emeryturę, trzeba by z miejsca zamknąć 272 szpitale (na ok. 950 funkcjonujących w Polsce) – bo nie zostałaby w nich ani jedna pielęgniarka (zob. infografika). A ponieważ kryzys postępuje, do końca dekady liczba ta wzrośnie do 415. Zofia Małas: – Mamy nadzieję, że takie argumenty przemówią do decydentów. Tym bardziej że społeczeństwo się starzeje, a tym samym rośnie zapotrzebowanie na opiekę pielęgniarską.

– Dyrektorzy szpitali na ogół utrzymują, że chętnie zatrudnią wymaganą liczbę pielęgniarek – mówi Zofia Małas. – Ale potrzebują środków na nowe etaty. Braki kadrowe dotyczą zatem całej Polski, tak w szpitalach powiatowych, jak i w wojewódzkich. Dlatego priorytetem państwa powinno stać się uatrakcyjnienie warunków wykonywania zawodów medycznych. Młodzi chcą pracować na jednym etacie i na tyle godnie zarabiać, by z pielęgniarskiej pensji móc utrzymać rodzinę.

Krystyna, pielęgniarka od prawie 40 lat, obecnie pracuje jako położna i wykłada na studiach pielęgniarskich: – Dlaczego nasz zawód nie jest atrakcyjny dla młodych osób? Jestem jedną z najstarszych w naszej części uczelni i ciągle widzę, że nasze kształcenie nie jest do końca nowoczesne. Czasem nieświadomie przekazujemy kolejnym pokoleniom stereotypy i stare wzorce. Z pozoru błaha rzecz: wiele osób razi, kiedy studenci na zajęciach praktycznych mają kolorowe stroje. Z czego to wynika? Pewnie z tego, że my, moje pokolenie, byłyśmy kształcone, by być uśmiechniętymi, schludnymi i grzecznymi dziewczętami, które stoją równo w rządku w jednakowych mundurkach i białych rajstopach.

Drogie panie, szanowne koleżanki

Jak podaje Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych, na koniec 2020 r. z wszystkich osób zarejestrowanych w zawodzie mężczyźni stanowili 2,5 proc. To mało, ale liczba ta powoli rośnie – na koniec 2008 r. mężczyźni w pielęgniarstwie stanowili niespełna 1,8 proc.

Mateusz Sieradzan, specjalista w dziedzinie pielęgniarstwa ratunkowego i ratownik medyczny, prowadzi w mediach społecznościowych profil „Pan Pielęgniarka”, w zawodzie od 10 lat: – Dlaczego mężczyźni nie wybierają tego zawodu? Bo pielęgniarka to według stereotypów kobieta, która biega po oddziale z basenem i w czepku na głowie roznosi leki. Nie jest to wizerunek zachęcający. A to przekonania bardzo krzywdzące, bo pielęgniarstwo się rozwija, jeszcze kilka lat temu nie było tak samodzielnym zawodem z wieloma perspektywami. Dziś jako pielęgniarki i pielęgniarze możemy wypisywać recepty, udzielać porad medycznych, po określonych specjalizacjach możemy wykonywać czynności, które jeszcze kilka lat temu były zarezerwowane dla lekarzy. A społeczeństwo i również wiele pielęgniarek ma bardzo przestarzałe patrzenie na ten zawód.

– Jest dużo do zrobienia, także w kwestii płciowej – podkreśla Sieradzan. – Podejście, że to zawód przeznaczony tylko dla kobiet, jest bardzo szkodliwe i przede wszystkim nieprawdziwe. Jako pielęgniarz, będący w mniejszości, muszę mieć sporo dystansu, choćby do tego, że ciągle słyszymy, jak ktoś zwraca się do nas wyłącznie „drogie panie” czy „szanowne koleżanki”.

Nie jesteśmy darmozjadami

O wynagrodzeniach pielęgniarek mówi się od lat. Dzisiaj w świetle ustawy pielęgniarka podejmująca zaraz po studiach pracę w systemie państwowym ma 3,7 tys. zł podstawy brutto (czyli na rękę ok. 2,5 tys.). – Na Węgrzech lekarze zarabiają trzy średnie krajowe, pielęgniarki dwie. My zgłaszamy taki postulat od roku 1997 – mówi Zofia Małas. – U nas nie jest to nawet jedna średnia krajowa. Z czasem, w zależności od stażu pracy, zdobywania kwalifikacji, ukończenia studiów drugiego stopnia i specjalizacji, których jest 23, wynagrodzenia powinny rosnąć.

Magda, studentka II roku pielęgniarstwa, ratowniczka po kursie kwalifikowanej pierwszej pomocy: – Uważam, że pieniądze dla młodych pielęgniarek wchodzących do systemu nie są dziś tragiczne, zwłaszcza w porównaniu do tego, co było kilkanaście lat temu. Przeraża mnie bardziej to, że zaraz po studiach będę dostawała wypłatę porównywalną do pielęgniarki, która ma 30 lat doświadczenia w zawodzie, a jej jedyną „winą” jest to, że skończyła liceum lub studium medyczne, a nie studia wyższe. Taki system wynagradzania tylko pogłębia różnice pokoleniowe i potęguje podziały w naszym środowisku.

Obecnie trwające negocjacje z rządem dotyczą m.in. właśnie siatki płac pielęgniarek. – To efekt odrzucenia przez parlament naszych propozycji – tłumaczy Zofia Małas.

Problem dotyczy grupy 130 tys. starszych pielęgniarek, które rozpoczynały pracę przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Pielęgniarki uczyły się wtedy zawodu w liceach medycznych, dopiero dyrektywa unijna nałożyła na Polskę obowiązek kształcenia w systemie studiów wyższych (licencjackich lub magisterskich). – Według obecnych rozwiązań są one dyskryminowane: absolwentka uczelni, rozpoczynająca pracę w szpitalu zarabia więcej niż taka, która przepracowała 30-40 lat i zyskała ogromne doświadczenie – mówi Zofia Małas. – Wywalczenie sprawiedliwej siatki płac jest obecnie jednym z naszych najważniejszych celów.

– Pielęgniarstwo nie jest dochodowym zawodem. Absurd polega na tym, że my nie podpadamy pod realia rynku – mówi Mateusz Sieradzan. – Bo zazwyczaj jest tak, że jeśli brakuje kadry specjalistycznej, którą trudno wykształcić, jest to kosztowne i czasochłonne, to taka kadra zarabia bardzo dobrze. A nasze płace są ustalane centralnie, braki kadrowe nie mają na nie żadnego przełożenia, jeśli mówimy o publicznym systemie.

– Często się słyszy, że jesteśmy darmozjadami, bo zarabiamy osiem tysięcy z czyichś podatków. Ale nikt nie zastanawia się, za ile to godzin pracy. Nie znam pielęgniarek czy ratowników, którzy pracują na jednym etacie. Standardem jest trzysta, czterysta godzin pracy miesięcznie – podkreśla.

Jak to dobrze, że wyjechałaś

Maria jako pielęgniarka pracuje od 38 lat: – Podczas pierwszego Białego Miasteczka, które powstało pod Sejmem w 2007 roku, działałam w związku zawodowym. Zapytano mnie wtedy, co będzie, jeśli nie uzyskamy poprawy warunków naszej pracy. Powiedziałam, że trudno, w takim razie wyjadę. I dziesięć lat temu wyjechałam z Polski. Pracuję w swoim zawodzie, w szpitalu w Belgii. Być pielęgniarką w Polsce a tutaj to dwa różne światy. W Polsce – i wiem, że to się od mojego wyjazdu nie zmieniło – są sytuacje, że na dyżurze są dwie pielęgniarki i mają oddział, na którym jest nawet osiemdziesiąt łóżek. Tutaj jest nas dwoje, ale mam dwudziestu pacjentów na oddziale. Jest różnica, prawda?

Pewnie że wolałabym pracować u siebie. Ale degradacja naszego zawodu trwała latami i nikt się tym nie przejmował. Rządzący nadal nie przejmują się tym, że jest nas coraz mniej, a dziewczyny, jeżeli mają możliwość, to wyjeżdżają – opowiada. – Gdy jestem w Polsce, to zawsze odwiedzam oddział, na którym pracowałam. Od jednej z koleżanek kiedyś usłyszałam: „Jak to dobrze, że wyjechałaś. Szkoda, że my nie miałyśmy tyle odwagi”. Niektórzy mówią, że jesteśmy roszczeniowe, a zarabiamy kokosy. W którym szpitalu? Proszę mi powiedzieć, a ja natychmiast wyjeżdżam z Belgii i wracam. Bo może i jestem tutaj, ale nikt nie wytrzebi ze mnie polskiej pielęgniarki – mówi Maria.

Krystyna: – Pod koniec lat 80. wyjechałam do Niemiec, zmusiły mnie to tego względy ekonomiczne. Powrót do kraju był twardym zderzeniem ze szpitalną rzeczywistością. Dziś mamy ogromny rozwój pielęgniarstwa pod kątem medycznym, można powiedzieć, że między tym, co było podczas moich początków w zawodzie, a tym, jak to wygląda teraz, są całe epoki. Ale jeśli chodzi o te warunki płacowo-socjalne, które lata temu skłoniły mnie do wyjazdu, to jak było źle, tak jest nadal.

W gablotach informacyjnych na korytarzach wydziałów pielęgniarskich wiszą dziś liczne oferty kursów językowych: szwedzki medyczny, norweski medyczny. Do izb pielęgniarskich przychodzą oferty firm pośredniczących w rekrutacji personelu za granicę.

Co się dzieje z absolwentami kierunków pielęgniarskich i położniczych, którzy nie podjęli pracy w systemie? Zofia Małas: – Część znalazła zatrudnienie w prywatnej ochronie zdrowia. Większość mówi wprost, że jeśli warunki zatrudnienia nie spełnią ich oczekiwań, wyjadą za granicę. Czekają jedynie na koniec pandemii. Popularne dzisiaj kierunki zawodowej emigracji to Szwajcaria, Niemcy, ale też Czechy.

Kamila: – Od liceum wiedziałam, że chciałam robić coś w kierunku medycznym. Gdy wybierałam studia, zdawałam sobie sprawę, jakie są zarobki, ale przekonało mnie to, że praca w pielęgniarstwie jest pewna. Mam dużo możliwości, znajdę ją wszędzie: nie tylko w szpitalu, ale też w gabinetach prywatnych. Zawsze mogę wyjechać, mam otwartą furtkę. Kilka moich koleżanek już podczas licencjatu uczyło się niemieckiego, by wyjechać.

Mateusz Sieradzan: – Młodzi ludzie wchodzący w zawód widzą, jak to wygląda na Zachodzie i do czego chcieliby dążyć. Nie chcą brać na siebie tego obciążenia, jakim jest publiczna ochrona zdrowia. Kształcimy więc świetnych medyków, ale na Zachód.

Magda: – Dlaczego młode dziewczyny jednak idą do tego zawodu? Często mają w rodzinie kobiety: mamę, ciocię, babcię, które im pokazały, że ten zawód jest, mimo wielu trudności, piękny. Moja mama jest pielęgniarką, tata też pracuje w tym zawodzie. Znają jego realia, więc bardzo mnie przed nim przestrzegali. Tata często mi powtarza: „Ucz się, dziecko, języków, kiedyś będziesz musiała wyjechać”. Bo wchodząc do tego zawodu, piszemy się na trudną, wymagającą pracę, ale nie na kołchoz. Bo można ciężko pracować, ale bez wypruwania sobie żył.

Tylko nie „siostruniu”!

W środowisku pielęgniarskim czuć tarcia płacowe i pokoleniowe. Płaszczyzną sporów bywają też relacje z lekarzami.

Grażyna: – Uważam, że stosunek młodych osób do pracy się pogorszył. Jak zaczynałam, to szacunek do starszych, bardziej doświadczonych koleżanek był większy, mam wrażenie, że częściej korzystałyśmy z ich rad. Spotykam się też niekiedy z bardzo lekkim podejściem do pracy, bez poczucia odpowiedzialności, że to ode mnie zależy, czy i jak konkretna czynność przy pacjencie będzie wykonana.

Kamila: – Stosunek moich rówieśnic a starszych koleżanek do lekarzy jest bardzo różny. Pamiętam sytuacje, jak moje starsze koleżanki nie mówiły o czymś, co działo się na oddziale, „żeby doktor nie był zły”, albo nie dzwoniły z nocnego dyżuru, „bo doktor spał”. Teraz to się zmienia, zarówno z naszej strony, jak i lekarzy. Coraz bardziej staramy się być na stopie partnerskiej, pracować jako zespół, a to dobrze oddziałuje na proces leczenia. Cieszę się, że mamy możliwość kształcenia się, pielęgniarki robią doktoraty, prowadzą badania naukowe. Może wreszcie niedługo przestaniemy być traktowane jak te „panie od pampersów”, bo nasz udział w leczeniu pacjenta jest naprawdę duży i ważny.

Natalia: – Pamiętam, jak moje starsze koleżanki były oburzone, gdy nie zrobiłam kawy lekarzowi, który przyszedł na dyżur. Jestem pielęgniarką, pracuję przy pacjentach. Nie przyszłam parzyć tu kawy. „Ale wiesz, bo to weszło w zwyczaj, my tak zawsze robiłyśmy”. Może i robiłyście, ale ja już tak nie chcę. Mogę się podzielić ciastkiem, ale jak równy z równym. Pamiętam to oburzenie, że takie zachowanie to niedocenienie lekarza, który przyszedł na dyżur. Ale przecież my też przyszłyśmy na dyżur!

Na szpitalnych korytarzach wciąż najpopularniejszym sposobem zwracania się do pielęgniarek bywa słowo „siostro” – do którego stosunek także bywa różny.

Kamila: – Bardzo nie lubię, jak ktoś mówi do mnie „siostro”, jeśli jeszcze jest to ktoś starszy, to puszczam to mimo uszu. Zdecydowanie wolę, by zwracano się do nas per „pani pielęgniarko”, i uważam, że do takiej formy powinnyśmy dążyć. Wiem, że to kiedyś siostry zakonne wykonywały czynności pielęgniarskie i taki sposób zwracania się do nas z tego się wywodzi, ale najwyższa pora uznać, że to już jest historia.

Natalia: – Zwrot „siostro” mi nie przeszkadza, dla mnie to jest wyraz sympatii pacjenta. Jak inaczej miałby się do mnie zwracać? Per pani? Nasz zawód sprawia, że między nami a pacjentem pojawia się pewna zażyłość, intymność. Dotykamy ciała, myjemy go, oglądamy w takich sytuacjach, w jakich nie widzi go nawet rodzina. I pacjenci nabierają do nas zaufania, nie wstydzą się, mówią nam czasem o rzeczach, o których nie powiedzieliby od razu lekarzowi – i my to przekazujemy dalej. Ten zwrot „siostro” mi odpowiada i według mnie pasuje do tej relacji. Ale już absolutnie nie „siostruniu”, co też zdarza mi się słyszeć.

Mamy jedno zdrowie i życie

Gdy kończymy ten artykuł, jest 8 października – jak długo potrwają protesty? I czy mają jeszcze szansę realnie wpłynąć na zmianę warunków pracy medyków?

Mateusz: – Strajk napędza młode pokolenie, które ma dość tego szantażu emocjonalnego o pielęgniarce czy ratowniku, którzy mają być stale przy łóżku i przy pacjencie, mimo że brakuje ludzi, pracują ponad swoje siły, a nikomu z zarządzających nie zależy, by coś zmieniać. Mam poczucie, że trzeba go popierać, promuję temat Białego Miasteczka, byłem na proteście. To okazja, by poinformować ludzi o problemach ochrony zdrowia. Ale uważam, że nie przyniesie on nic konkretnego. Bo przyjęło się, że obowiązkiem polskiej pielęgniarki jest strajkować i wychodzić na ulicę. I jak widać, nic to nie dawało i wciąż nie daje. Dopiero drastyczny brak kadr, który już teraz staje się faktem, zmieni sytuację. Bo nie będzie innego wyjścia.

Natalia: – Wielokrotnie podczas strajków i protestów pokazywano nam, że nie jesteśmy nawet godne, żeby z nami dyskutować, i co nam dadzą, to musimy przyjąć. Mam nadzieje, że koleżanki, które są w Białym Miasteczku, nie dadzą sobą manipulować, nie zgodzą się na „kompromis”, który tak naprawdę będzie nas dalej krzywdził. Mamy jedno zdrowie i życie, więc chciałybyśmy pracować komfortowo, mieć z tego konkretne pieniądze, nie musieć ciągle dorabiać w kilku miejscach. I nie być ciągle na dyżurze. ©℗

Imiona bohaterek zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2021