Pacjencie, czy wiesz

W szpitalach przygotowanych do podjęcia strajku trudno odnaleźć atmosferę walki. Zawisło 10 tys. plakatów, rozdano trochę ulotek, ale wśród lekarzy dominuje raczej brak wiary w zmiany niż rewolucyjna determinacja.

12.05.2007

Czyta się kilka minut

fot. A. Kramarz /
fot. A. Kramarz /

Centrum Onkologii - Instytut im. Marii Skłodowskiej-Curie, jeden z najbardziej ponurych szpitali w Warszawie, nawet z daleka przypomina ogromny kombinat. To miejsce żyje własnym rytmem, niezależnym od tempa miasta. Od siódmej rano przewijają się tu tysiące chorych. Karteczki, książeczki, numery, rejestracje i kolejne pomieszczenia, z których pacjenci przechodzą z rąk do rąk. Wszystko przypomina bardziej urząd niż klinikę, ale ten system rozładowuje atmosferę: w ten sposób ktoś może nie myśleć, po co tu przyszedł.

Najpierw długa kolejka do rejestracji. Chory winien mieć, oprócz karteczki z kodem paskowym, książeczkę ubezpieczeniową. Nie wszyscy mają: a to ktoś zapomniał, a to komuś się zniszczyła tak, że nie można odczytać nazwiska. Ale panie w rejestracji nigdy nie odmawiają przyjęcia. Ostrzegają tylko, proszą, aby donieść ją w ciągu trzech dni. Oni prawie nigdy nie przynoszą, a one i tak chorych zapisują.

- Bo jak odmówić tym ludziom - tłumaczy jedna z lekarek - gdy u niektórych widać na pierwszy rzut oka, że są ciężko chorzy. Wychudzeni, ze skórą szarą, ziemistą. I tak zwykle trafiają tu zbyt późno.

Sytuacja najlepszego szpitala onkologicznego w Polsce jest dramatyczna.

- Mamy kłopoty ze sprawozdawczością - przyznaje dr med. Piotr Siedlecki, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Centrum Onkologii. - Wykonujemy więcej zabiegów, niż mamy zakontraktowane, ale przecież nie możemy ludziom odmawiać pomocy.

Na jednym z parapetów ktoś rozłożył ulotki Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. "Pacjencie, czy wiesz: Każdego roku ponad 130 000 obywateli w Polsce zaczyna chorować i ponad 85 000 umiera z powodu chorób nowotworowych. W krajach, w których przeznacza się odpowiednie środki na diagnozowanie i leczenie, można uratować połowę pacjentów (...). Ok. 20 000 Polaków rocznie można by uchronić od śmierci na raka, gdyby przeznaczyć odpowiednie środki na diagnozowanie i leczenie chorych na nowotwory".

W pokoju do radioterapii jedna z pacjentek komentuje: - Kiedy to czytam, cały czas się zastanawiam, czy to ja jestem wśród tych 20 tysięcy?

Na innych ulotkach są tylko suche fakty, liczby i porównania. "W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zatrudnionych jest ok. 500 osób. Kancelaria na swoją działalność dostaje 85 milionów zł. Szpital, który zatrudnia taką ilość osób, może liczyć na kontrakt w kwocie ok. 20 milionów, a oprócz wydatków na płace musi także zapewnić leczenie, posiłki i nocleg dla ok. 12 tysięcy hospitalizowanych w ciągu roku". I dalej: "Kancelaria Prezydenta na wydatki w 2007 ma 160 mln zł, Ministerstwo Rolnictwa na same bilety lotnicze ok. 2, 5 mln zł. Pięcioosobowa Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji ma roczny budżet 17 mln".

- Dyrektora nie ma - mówi Alina Kuc, z sekretariatu dyrektora Centrum Onkologii Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie. - Ale ja wiem, że my nie będziemy strajkować. Nasi pacjenci są i tak pokrzywdzeni przez los. Nie możemy zabierać im choćby pół godziny życia. Te ulotki to będzie jedyna forma protestu w tym miejscu.

Trwa odliczanie

Strajk rozpoczął się pogotowiem strajkowym 20 kwietnia. OZZL dał rządzącym czas na reakcję do 10 maja, gdy nastąpi dwugodzinne powstrzymanie się od pracy. Potem strajk całodniowy, 15 maja, i znów krótka przerwa na refleksję dla rządu. Od 21 maja ma być już strajk ciągły, polegający na udzielaniu pomocy tylko w przypadkach bezpośredniego zagrożenia życia. Według OZZL protest obejmie co najmniej połowę polskich szpitali. W Warszawie gotowych jest dziesięć, w tym największy polski szpital - Centralny Szpital Kliniczny Akademii Medycznej w Warszawie na Banacha.

Póki co, po dwóch stronach barykady (lekarze i Ministerstwo Zdrowia) trwa wymiana ognia.

- Toczą z nami wojnę psychologiczną - mówi Krzysztof Bukiel, przewodniczący Zarządu Krajowego OZZL. - Próbują nas przestraszyć. Stąd te informacje o dodatkowych kontraktach dla szpitali, które nie podejmą strajku, albo lekceważące stwierdzenia ministra Religi, że to tylko manifestacja, a nie strajk. Tylko że my się już pogróżek nie boimy, bo oni nie mogą nam już niczego zabrać.

Bagatelizowanie strajku przychodzi ministerstwu tym łatwiej, że społeczeństwo przywykło już do demonstracji, protestów i pikiet pracowników służby zdrowia.

- To te plakaty są nowe? Myślałem, że to z ubiegłego roku jakieś - dziwi się pacjent Centralnego Szpitala Klinicznego Akademii Medycznej w Warszawie, którego pytam, czy słyszał o strajku. - Czy się boję? Chyba nie. Czego tu się bać. Tyle ich już było, to i ten się przeżyje.

Dr n. med. Maciej Jędrzejowski, założyciel OZZL na Banacha, stara się policzyć wszystkie dotychczasowe protesty.

- Od czasu przemian to chyba jest... - chwilę się zastanawia -... trzeci. Chyba tak? To trzeci masowy strajk. Był protest anestezjologów, strajki pielęgniarek, w zeszłym roku nasz, OZZL, kiedy strajkowało około stu szpitali.

- Naprawdę rozumiemy sytuację lekarzy - mówi rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Paweł Trzciński. - Doszło do spotkania z przedstawicielami środowisk lekarskich, których namawialiśmy, by wsparli nasze reformy. Chcieli się spotkać z ministrem - było spotkanie, chcą z premierem - też się o to postaramy. Przy obecnym stanie finansowania nic się nie da zrobić. Pracujemy nad reformą, która w ciągu kilku lat powinna zacząć przynosić efekty.

- My też rozumiemy ministra i zdajemy sobie sprawę, że w tym systemie nie ma pieniędzy oraz że tych pieniędzy nigdy nie będzie - tłumaczy dr Jędrzejowski. - Nie jesteśmy grupą społeczną, która wyciąga rękę po coś, czego nie może uzyskać. Prawdziwym adresatem naszego protestu są Sejm i rząd. Oczekujemy, że zostaną podjęte inicjatywy ustawodawcze, które zmienią kształt systemu ochrony zdrowia w Polsce. Nasz związek zawodowy podjął próbę stworzenia projektu ustawy, która została złożona przez dwoma laty w Sejmie. Nosił nazwę "Program Racjonalnego Systemu Opieki Zdrowotnej", ale nikt się nim nie zainteresował.

Prawo Misia

"Finanse nie są naszym najważniejszym postulatem, chodzi przede wszystkim o godność i zmianę systemu" - twierdzą lekarze skupieni w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy. Na początek symbolicznie żądają, aby rząd przyznał, że za pieniądze, które otrzymują od NFZ, nie mogą wyleczyć wszystkich potrzebujących.

- Musimy podejmować dramatyczne decyzje, kto bardziej zasługuje na życie, bo w przypadku naszych chorych o ich losie waży czas - mówi jedna z lekarek Centrum Onkologicznego.

- Pieniądze nie są na pierwszym planie, bo jeżeli policzy się wszystkie prace dodatkowe, które z reguły wykonuje lekarz, to dochody wcale nie są tragicznie niskie - przyznaje Jędrzejowski. - Tylko o to, aby nie pracować po czterysta godzin miesięcznie na trzech etatach.

Dlatego podstawowym postulatem OZZL jest natychmiastowa zmiana sytemu finansowania opieki zdrowotnej.

- Nie może być jeden płatnik, bo żadna pojedyncza instytucja państwowa czy też prywatna nie jest w stanie zabezpieczyć finansowo takiej mnogości procedur medycznych - tłumaczy Maria Balcerzak, przewodnicząca OZZL Regionu Mazowsze. - To trzeba rozłożyć na państwo, firmy ubezpieczeniowe i pacjentów. Należy powiedzieć uczciwie: i pacjentów! Musimy określić, na co chory ma prawo liczyć, a za jaką usługę będzie musiał dopłacić. Skończmy wreszcie z tą fikcją.

Według lekarzy zmiana sytemu finansowania służby zdrowia automatycznie spowoduje wzrost pensji. Ma to być poziom trzech średnich krajowych pensji dla lekarza specjalisty oraz dwóch średnich krajowych pensji dla lekarza po stażu. Czyli ok. 7,5 tys. zł brutto dla lekarzy ze specjalizacją i do 5 tys. zł dla lekarzy bez specjalizacji. Według OZZL spowoduje to zatrzymanie odpływu lekarzy za granicę.

Pod koniec lat 80. pracowało w Polsce 120 tys. lekarzy, teraz czynnych zawodowo jest około 87 tys.

- Część wyjechała, a część musiała odejść z zawodu - mówi Jędrzejowski. - Mamy w tej chwili jeden z najniższych w Europie wskaźników liczby lekarzy przypadających na 1000 mieszkańców.

- Brak lekarzy jest już odczuwalny - dodaje Balcerzak. - Wystarczy pójść do rejestracji w najbliższej przychodni i zapytać, jak długo trzeba czekać na wizytę u ortopedy czy kardiologa. Bywa, że i pół roku. Jeśli ten strajk nie przyniesie efektów, lekarze będą emigrować dalej. Ciekawe, jak władza zamierza spełnić konstytucyjny obowiązek zapewnienia obywatelom opieki zdrowotnej, kiedy wyjedzie kolejne 15 proc. Może sama włoży fartuchy i zacznie leczyć?

Trzeci postulat dotyczy dokształcania. Źle wynagradzani lekarze muszą się szkolić na swój koszt: jeździć na konferencje, sympozja... Związkowcy żądają, aby mogli się szkolić w ramach swojego zatrudnienia oraz aby otrzymywali na ten cel specjalny dwutygodniowy urlop szkoleniowy. Na razie muszą na to poświęcać urlopy wypoczynkowe.

- W aktualnej sytuacji jesteśmy głęboko dyskryminowani. W ramach etatu przez około 170 godzin jesteśmy zmuszani do pracy na dyżurach. Średnio osiem dyżurów w miesiącu, to w niektórych sytuacjach wychodzi niemal drugi etat - mówi Jędrzejowski. - Nie dość, że czas spędzony na dyżurze nie jest wliczony do naszych godzin pracy, to nie mamy płacone jak za pracę, ale jak za gotowość do pracy. Oczekujemy, że będziemy traktowani jak każdy obywatel w Polsce, i że za dyżury będą nam płacić jak za godziny nadliczbowe.

Akurat spełnienie tego postulatu może być wymuszone sądownie. Niedawno Czesław Miś, pediatra z Nowego Sącza, powołując się na unijne prawo, wygrał proces ze swoim pracodawcą: sąd uznał, że dyżur to dodatkowy czas pracy, za który przysługuje mu czas wolny. Idący w ślady Misia lekarze złożyli kilkaset podobnych pozwów, lecz domagają się nie czasu wolnego, lecz wynagrodzenia.

Strajk, czyli riposta

- Nie jesteśmy ani przeciwko PiS, ani przeciw PO czy SLD - tłumaczy Krzysztof Bukiel. - Jesteśmy generalnie przeciwko politykom. Jeśli 3,2 zł dziennie wydaje się na całą ochronę zdrowia jednego obywatela, a 900 zł dziennie na rzecz jednego posła, to jest tu coś nie tak. A przecież takie przykłady można mnożyć.

Mój rozmówca dodaje: - Nasz protest musi ich zaboleć. Bo tylko determinacja ze strony lekarzy sprawi, że politycy się ockną. Ten rząd ma swoje priorytety: lustrację i rozprawienie się z korupcją, prawdziwą czy wydumaną. My chcemy im przypomnieć, co jest dla Polski najważniejsze: zdrowie Polaków. Nie wierzę, że sami się tym zajmą.

Mimo że według kierownictwa OZZL ostatnie medialne zatrzymania lekarzy nie mają związku ze strajkiem, to wielu popierających protest lekarzy wysuwa także ten argument.

- Jeżeli w serwisach informacyjnych policji w zeszłym roku było sześć informacji miesięcznie o zatrzymaniach lekarzy, a teraz jest ponad 30, to nie jest przypadek - mówi Jędrzejowski. - To bardzo podważyło zaufanie naszego środowiska do rządu; uważamy, że specjalnie się eksponuje takie incydenty.

Podobną opinię ma Maria Balcerzak: - Domagamy się prawidłowego ustawienia zawodu lekarza w hierarchii społecznej. Nie ulega wątpliwości, że lekarze należą do grupy ludzi najlepiej wykształconych, którzy są elitą każdego społeczeństwa. Ale w Polsce, poszukując winnych kryzysu w służbie zdrowia,

robi się nagonkę na nas. Do niskiego wynagrodzenia, do stałego besztania lekarzy, dochodzi jeszcze poniżanie ich w oczach opinii publicznej. Przeciwko temu mówimy: nie. A czy to będzie łagodny strajk? Górnicy nam pokazali, jak walczyć o swoje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007