Zdrowie w służbie partii

O ile koalicja PO-PSL przez osiem lat rządów nie garnęła się do przeprowadzania głębszych zmian w ochronie zdrowia, o tyle obecna ekipa ochoczo zabrała się do roboty. I oto są – niestety – pierwsze tego efekty.

02.04.2017

Czyta się kilka minut

Konferencja Beaty Szydło i Stanisława Karczewskiego przy Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, sierpień 2015 r. / Fot. Tomasz Rytych / REPORTER
Konferencja Beaty Szydło i Stanisława Karczewskiego przy Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, sierpień 2015 r. / Fot. Tomasz Rytych / REPORTER

Jeszcze w tym roku poznamy listę placówek wytypowanych do tzw. sieci szpitali. To te, na utrzymaniu których rządowi zależy w pierwszej kolejności. Znajdą się na niej tak centralne, wieloprofilowe molochy, jak i małe, zagubione gdzieś w terenie powiatowe szpitale. Kryteria tworzenia listy są szczegółowe i nie ma sensu, by je tu streszczać. Powiedzmy tylko, że faworyzowane będą placówki mające od co najmniej dwóch lat umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia, w których funkcjonuje izba przyjęć albo szpitalny oddział ratunkowy. Wyjątek zostanie uczyniony dla szpitali ogólnopolskich, onkologicznych i pulmonologicznych.

Sieć będzie się składać z kilku poziomów zabezpieczenia. Generalnie chodzi o to, by wytypowane placówki nie musiały lękać się o swój byt i aby nie były zmuszone np. walczyć z płatnikiem (dotąd był nim NFZ) o pieniądze za usługi medyczne, wykonane z przekroczeniem zakontraktowanego limitu. Środki miały zagwarantowane w ramach ryczałtu – ponad 90 proc. wszystkich pieniędzy przeznaczanych dotąd na leczenie szpitalne trafiać będzie teraz właśnie do sieci. O pozostałe kilka procent i związane z nimi kontrakty rozgorzeje walka wśród tych, którzy na rynku usług medycznych nie będą chcieli utonąć, a do sieci nie trafią.

My i korupcja? Niemożliwe!

Ta walka o byt właściwie już się rozpoczęła: na papierze. Władze samorządowe różnego szczebla, do których należą szpitale, widząc, co się święci, zaczęły na gwałt łączyć podległe im placówki w jednolite organizmy. Rozumowanie jest proste: skoro szpital A ma być w sieci, a szpital B nie, to dołączmy B do A, aby go ocalić. Tak właśnie Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego postanowił już jakiś czas temu postąpić ze Szpitalem Kolejowym w Wilkowicach Bystrej, łącząc go ze Szpitalem Wojewódzkim w Bielsku-Białej. Na Pomorzu powstał plan połączenia – z tego samego powodu – aż trzech placówek: w Gdyni, Gdańsku i Wejherowie.

Pomysłodawcom nie przeszkadza fakt, że jeden organizm tworzyć mają ośrodki oddalone od siebie o 50 km. Zmniejszy to czy powiększy biurokrację? W Chorzowie już nie o administrację chodzi, tylko o bezpieczeństwo pacjentów: tu postanowiono połączyć szpital miejski (dla dorosłych) z Chorzowskim Centrum Pediatrii i Onkologii – tym razem zaprotestowali lekarze, wykazując, że łączenie interny z pediatrią może się źle skończyć. Jest więc ferment i kreatywna księgowość, dostosowująca się do zmiennych okoliczności.

A skoro już jesteśmy przy protestach: rząd przeprowadza tę reformę wbrew opinii samorządu lekarskiego. Swoje negatywne zdanie na ten temat wyartykułowała nie tylko Naczelna Rada Lekarska, ale też ważna zawodowa reprezentacja środowiska – Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Obydwie organizacje mają w świecie polskiej medycyny autorytet i duże doświadczenie w merytorycznym towarzyszeniu tego typu politycznym decyzjom. Powiedzmy sobie jasno: nic dobrego nie może wyniknąć ze zmian, które są zgodnie przez nich krytykowane.

Tak NRL, jak OZZL przestrzegają przed powrotem do finansowania budżetowego. Bo w ramach tej reformy ma nie tylko powstać sieć szpitali, ale ma być też zlikwidowany Narodowy Fundusz Zdrowia. Składka na ubezpieczenie zdrowotne, którą zarządzał NFZ, dotąd wydzielona z budżetu, teraz do niego wróci – rząd obiecuje, że będą to „znaczone” pieniądze i nikt na nich ręki nie położy w chwili kolejnego kryzysu publicznych finansów. Musimy uwierzyć w te zapewnienia. Gołym okiem widać jednak, że wywracana jest do góry nogami reforma ochrony zdrowia, jaką w 1999 r. wprowadził rząd Jerzego Buzka. To właśnie wtedy została wyodrębniona z budżetu państwa składka na ubezpieczenie zdrowotne, która w kolejnych latach była zwiększana.

W tej chwili publiczny płatnik ma do rozdysponowania ponad 70 mld złotych rocznie, i to o te pieniądze trwa walka – kto ma je dzielić i w jaki sposób. Specjaliści przestrzegają, że nowy zawiły system sprzyjać będzie niejasnym i arbitralnym decyzjom – słowem, będzie korupcjogenny. Na te obawy politycy Prawa i Sprawiedliwości uśmiechają się z pobłażaniem. My i korupcja? Niemożliwe! Wszakże to właśnie my z korupcją zaczęliśmy walkę, wszakże to my CBA, my to Mariusz Kamiński, my moralnie górą jesteśmy! Owszem, ale najwyżej do wyborów…

Radziwiłł popierał, Radziwiłł likwiduje

Mamy niestety niedojrzałe rządzące elity, które niezależnie od politycznych barw skłonne są tworzyć prawo pod własne potrzeby i lekceważyć dokonania poprzedników. Rząd PiS-u demontuje nie tylko system ubezpieczeniowy, ale też całą ideę tworzenia ochrony zdrowia opartej na przychodniach specjalistycznych oraz zakładach podstawowej opieki zdrowotnej. Paradoksalnie, wykonawcą planu jest Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia, lekarz rodzinny, który właśnie w czasach rządów AWS w 1999 r. w rządowych wideoklipach firmował swoją twarzą tamtą – likwidowaną obecnie – reformę.

A założenia były wówczas sensowne i przez ponad dekadę nikt ich nie kwestionował: chodziło o to, by jak najwięcej usług medycznych wyprowadzić ze szpitali, żeby odciążyć molochy, by część ich obowiązków przejęły przychodnie specjalistyczne, a część – w miarę możliwości – lekarze rodzinni. Bo oczywiście taniej i efektywniej jest leczyć pacjenta w systemie ambulatoryjnym – kiedy chory dochodzi na badania z domu, a nie zalega w szpitalnym łóżku. Stąd też rozwijana była intensywnie tzw. opieka jednodniowa – pacjent rano trafiał do szpitala na zabieg, a wieczorem był wypisywany do domu.

To wszystko miało sens, choć o realizacji tych założeń można oczywiście dyskutować: np. niewątpliwie zbyt słabo kolejne rządy przykładały się do wzmacniania – także finansowego – podstawowej opieki zdrowotnej. Jaskrawym znakiem tych problemów były nawracające protesty lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego, których chciano – w myśl powyższych założeń – obciążać kolejnymi obowiązkami, nie dodając im odpowiedniej gratyfikacji.

Teraz ten kilkunastoletni wysiłek nas wszystkich (bo przecież nie tylko rządzących) ma zostać przekreślony: tworzenie sieci szpitali to bowiem nic innego jak odwrócenie kierunku myślenia o służbie zdrowia. W tej reformie w centrum zainteresowania jest szpital. Rząd wzmacniając finansowo wybrane placówki, wyświadcza im jednak niedźwiedzią przysługę: wyłączone z gry rynkowej, z walki o byt, mające zagwarantowany stały dopływ gotówki, będą mniej niż dotąd zainteresowane obniżaniem kosztów funkcjonowania. Co więcej, mogą również być – i to już brzmi groźnie dla pacjentów – mniej zainteresowane przyjmowaniem chorych. Pacjent generuje koszty. Skoro przychody szpitala będą na stałym poziomie, to rachunek jest prosty: im mniej chorych na oddziałach, tym większy zysk.

Rząd zapewnia, że tak się nie stanie. Jeśli szpital wykaże mniej przyjęć, obetnie mu się budżet. Tyle że kluczem może się w takiej sytuacji okazać… księgowość.

Kolejki nie znikną

Ta karkołomna reforma ma też ograniczyć rozwój szpitali niepublicznych – nikt tego nie mówi głośno, ale w dużej mierze o to właśnie chodzi. Rynek prywatnych szpitali, które coraz chętniej sięgają po publiczne pieniądze, rozwija się w Polsce bardzo dynamicznie. Placówki te – nieobarczone obowiązkiem prowadzenia np. generujących duże koszty szpitalnych oddziałów ratunkowych oraz stymulujące swój budżet przychodami z działalności komercyjnej – bywają w stosunku do dużych publicznych szpitali w uprzywilejowanej pozycji. Jest to sytuacja, która faktycznie wymaga nieustannej kontroli państwa. Pytanie tylko, czy do tego potrzeba wywracać cały dotychczasowy system?

Konstanty Radziwiłł, będąc działaczem samorządowym, latami podkreślał, że reformy systemu na niewiele się zdadzą, jeżeli jednocześnie nie będzie zwiększane finansowanie ochrony zdrowia. Rząd PiS-u jednak, podobnie zresztą jak koalicja PO-PSL, nie dosypał pieniędzy na leczenie pacjentów. Znaczne zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia ma nastąpić nie w tej kadencji, tylko w następnej i może jeszcze kolejnej. Takie obietnice zostały złożone przez rząd Beaty Szydło w zeszłym roku, i trzeba je uznać za niepoważne. W tej podstawowej dla służby zdrowia kwestii dobrej zmiany niestety nie ma.

Podczas sejmowej debaty minister zdrowia złożył deklarację, że po wprowadzeniu zmian mają zmniejszyć się kolejki na szpitalnych oddziałach ratunkowych, a na antenie TVN24 obiecał wręcz, że kolejki z SOR-ów> znikną. To czysta manipulacja. Teoretycznie jest możliwe, że tak się stanie, bo nowe przepisy obligują do tworzenia przyszpitalnych przychodni; tam pacjent znajdzie całodobową opiekę. I tam utknie… w kolejce. – To jedynie powielenie kolejek – ze smutkiem kiwa głową prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz.

Na przykładzie tej jednej obietnicy ministra zdrowia widać istotę zmian, które nas czekają: będzie inaczej, ale raczej nie lepiej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2017