Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie chodziło przecież o to, by choć na moment przerwać pracę nad dociekaniem przyczyn katastrofy, konferowanie z ekspertami, realizację zaplanowanych spotkań. Nikt nie oczekiwał, że ktoś, komu to jest potrzebne, nie pójdzie na cmentarz, na mszę żałobną albo nie będzie tego dnia spisywał wspomnień o bliskim, który zginął. Nikomu to nie mogło nawet przyjść do głowy.
Przecież chodziło tylko o to, by media przez jeden jedyny dzień przestały zajmować się hasłem "Smoleńsk". Gdyby akurat owego projektowanego 3 lutego zdarzyło się w tej sprawie coś ważnego, byłoby podane do wiadomości, skomentowane, przedyskutowane i powtórzone dowolną ilość razy nazajutrz. A nie zrealizowałyby się co najwyżej doraźne sensacje kalibru niegodnego tak naprawdę istoty tamtego wydarzenia: jeszcze jedna kłótnia, jeszcze jedno obraźliwe zdanie, jeszcze jedna niesprawdzalna wersja wydarzeń. I oczywiście nie oznaczałoby to, że telewizje i stacje radiowe popadną w kompletną frustrację, iż nie mają o czym pisać, mówić, nie mają czego pokazywać. Byłoby miejsce i czas na tysiąc spraw dziejących się aktualnie w kraju i świecie, dobrych i złych, poruszających i budzących potrzebę reakcji, takich, na które nie starcza czasu wcale albo które trzeba "odfajkowywać", najciekawszemu rozmówcy przerywając w pół słowa, bo czeka już następny punkt programu.
Tak naprawdę wydaje mi się, że to kapitulacja nie przed jakimikolwiek politykami, ani przed opinią publiczną, ale przed światem mediów.