Święto w Alam Chail

Mieszkańcy wsi, która jeszcze niedawno była linią frontu, nareszcie mogą wrócić do swojej miejscowości i odbudować to, co zniszczyła wojna.
z Afganistanu

05.10.2021

Czyta się kilka minut

Fot. Paweł Pieniążek /
Fot. Paweł Pieniążek /

We wsi panuje wzmożony ruch. Przecina ją trasa łącząca dwie północne prowincje Balch i Dżozdżan. Przy drodze otwarte są sklepy, w których mężczyźni sprzedają warzywa, owoce i inne produkty spożywcze, ale są tu też zakłady spawalnicze czy wulkanizatorzy. Życie wydaje się tu buzować bardziej niż w innych wsiach. Jest to wręcz manifest życia – po tym, gdy walki wyparły stąd codzienność.

Gdyby nie wyłaniające się zza przydrożnych sklepów ruiny, trudno byłoby domyślić się, że jeszcze kilka tygodni temu Alam Chail było pierwszą linią frontu, a wszyscy jego mieszkańcy dawno temu opuścili wieś.

– Wyjechałem stąd trzy lata temu. To miejsce nie nadawało się do życia – mówi 22-letni Dżalil, właściciel skromnego sklepu z warzywami i owocami. – Tak też zrobiła reszta mieszkańców. W Alam Chail nie mieszkał nikt.

Wciąż nie wszyscy mieszkańcy wrócili. Wielu nie ma dokąd, bo z ich domów nie zostało nic, co je wcześniej przypominało.

W sklepie do końca

Wieś przechodziła z rąk do rąk – to talibów, to wojsk rządowych. O obecności tych ostatnich przypominają ruiny placówki sił bezpieczeństwa chronionej niedużymi wałami. Dzisiaj jednak nie ma po nich śladu.

Po wybuchu starć większość mieszkańców szukała schronienia w pobliskiej miejscowości Balch. Wystarczyło oddalić się o ok. 20 kilometrów od Alam Chail, by cieszyć się względnym spokojem.

Nim lata temu Dżalil musiał opuścić dom, również handlował warzywami i owocami. Początkowo sytuacja nie była aż taka zła, więc co jakiś czas wracał. Otwierał sklep, a jednocześnie miał nadzieję, że odprysk z co jakiś czas gorzejących starć go nie dosięgnie. Czasami, a to miejscowy, a to ktoś, kto zabłąkał się na tej trasie, zrobił u niego zakupy.

– Gdy było już bardzo źle, nie wracałem do Alam Chail – mówi Dżalil.

To on utrzymywał ojca, matkę, trzech braci i trzy siostry. W Balch nie mógł znaleźć pracy, więc wyjechał do Iranu, gdzie pracował na budowie, a zarobione pieniądze wysyłał rodzinie.

Ptak nie przeleci

Dżalilowi najbardziej szkoda było domu, lecz nie w abstrakcyjnym sensie. Szkoda mu było budynku. Rodzina zbudowała go kilka miesięcy przed wybuchem walk. – Nawet nie mieliśmy okazji, by w nim dobrze pomieszkać – mówi.

To skromny budynek zbudowany z cegieł obłożonych błotem. Grube ściany dawały przyjemny chłód podczas letnich upalnych dni. O tej porze roku w prowincji Balch temperatury często przekraczają 45 stopni Celsjusza.


Paweł Pieniążek, korespondent „TP” z Afganistanu: Młodzi Afgańczycy nie pamiętają lat 90., często nie widzieli taliba na oczy. Dziś powtarzają, że ich marzenia zostały rozbite w pył, że nie mają już przyszłości. Ale dla części społeczeństwa kluczową wartością jest bezpieczeństwo, nawet za cenę wolności. Słuchaj rozmowy w Podkaście Powszechnym 


 

Radość z ukończonej budowy szybko minęła, bo walki rozpętały się na dobre. Mieszkańcy twierdzą, że używano nie tylko karabinów i ręcznych wyrzutni rakiet, ale też artylerii i samolotów.

– Tu była taka wojna, że ptak nie był w stanie przelecieć, a pies przejść – mówi Rahmatullah, 42-letni kuzyn Dżalila. – Nie da się tu znaleźć domu, który nie nosiłby śladów walk.

Kolejne rodziny opuszczały Alam Chail. Wkrótce nie dało się tam znaleźć żywego ducha. Mieszkańcy Alam Chail znajdowali się jednak na tyle blisko, że nawet pod ich nieobecność docierały do nich plotki o tym, co się tam dzieje. Także o tym, kto stracił sklep, a kto dom.

Czasem wieś zapełniała się mieszkańcami. Działo się tak, gdy walczące strony zawierały krótkie zawieszenia broni. Zazwyczaj dochodziło do nich podczas Id al-Fitr, czyli święta kończącego ramadan. – Gdy dowiadywaliśmy się, że wstrzymują walki, ludzie przyjeżdżali. A jak mówiono, że znowu będą strzelać, to wszyscy wyjeżdżali – mówi Dżalil.

Wieś żyła tym przerywanym rytmem latami.

Równanie z ziemią

To właśnie podczas krótkiego wstrzymania walk rodzina Dżalila zobaczyła, że ich dom został uszkodzony. Pocisk zniósł część budynku, zapewne inny zrobił ogromną wyrwę w murze odgradzającym działkę.

– Jak tu przyjechałem, dom stał, ale tylko do połowy, nawet kwiaty w ogrodzie były powyrywane – mówi Dżalil. – Na szczęście nikogo wtedy nie było w środku.

Najgorsze zniszczenia nie poczyniła jednak broń, tylko buldożery. Talibowie toczyli walki partyzanckie – byli zazwyczaj lżej uzbrojeni, chowali się za budynkami i urządzali zasadzki. Siły rządowe nie mogły sobie z nimi poradzić. Ktoś więc wpadł na pomysł, by zastosować najbardziej siermiężną strategię antypartyzancką, stosowaną przynajmniej od czasów sowieckiej interwencji. To znaczy wyburzyć z pomocą buldożerów przydrożne budynki-schronienia dla talibów.

Choć strategia rzeczywiście utrudniła talibom przeprowadzanie zasadzek, to jednocześnie zupełnie zraziła miejscowych do armii.

– Czy to, co się tu wydarzyło, jest realne?! – krzyczy mężczyzna, którego twarz wydaje się być purpurowa ze złości. – Pieniądze, które wydali na niszczenie tej wsi, wystarczyłyby na zbudowanie miasta!

Dom Dżalila znajdował się dalej od drogi, więc dosięgnęły go pociski, a nie pługi spycharek.

Pożegnanie

Podczas ostatniego Id al-Fitr Rahmatullah, którego dom też został trafiony w trakcie walk, wybrał się do Alam Chail. Wraz z innymi członkami rodziny wyniósł z niego to, co się dało. Zabrali nawet drzwi.

– Chcieliśmy wziąć wszystko, bo mieliśmy poczucie, że już nigdy tu nie wrócimy – mówi Rahmatullah.

Odkąd w maju Stany Zjednoczone, a także ich sojusznicy zaczęli wycofywać się z Afganistanu, walki się nasiliły. Rahmatullah i Dżalil pogodzili się, że domów już nie zobaczą. Dlatego rychły koniec walk w sierpniu był czymś zupełnie niespodziewanym.

– Wciąż cieszymy się, jakby nastało jakieś święto – mówi Rahmatullah. – Mam nadzieję, że mudżahedini będą w stanie utrzymać spokój.

Mówiąc „mudżahedini” ma na myśli rządzących krajem talibów.

Tych nie widać za bardzo w Alam Chail, tylko co jakiś czas któryś przejedzie na motorze z niedużą białą flagą. Rzadziej wieś minie pick-up, jeszcze niedawno na usługach policji, z grupą uzbrojonych mężczyzn.

We wsi widać, że walki ustały. Przy drodze mężczyźni pracują w pocie czoła. Odgruzowują, stawiają fundamenty lub kopią je na nowo. Taczki jeżdżą w tę i we w tę. Inni porządkują budynki, w których ściany rozerwały pociski. Sprzedawcy wypatrują klientów. Dżalil wraz z braćmi już odbudował dom, choć jeszcze stoi pusty, a jego rodzina wciąż mieszka w Balch. Teraz do naprawy została tylko wyrwa w murze, a już kwestią przyszłości jest zadbanie o ogródek. Dom Rahmatullaha też ma się już dobrze.

Mieszkańcy są wdzięczni za pokój. Obawiają się jednak, że to nie koniec problemów, bo na skutek gwałtownej zmiany władzy i ich izolacji przez wspólnotę międzynarodową właśnie tąpnęła gospodarka. Jak mówi Rahmatullah, pieniądze jakby wyparowały. Dlatego też tak szybko wrócili odbudowywać swoje domy, bo nie stać ich, by co miesiąc płacić czynsz.


Reportaże i korespondencje Pawła Pieniązka, analizy Wojciecha Jagielskiego, wiadomości i podkasty. Czytaj nasz serwis specjalny poświęcony sytuacji w Afganistanie

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej