Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W„Słowniku języka polskiego” Linde tłumaczy, że „świadomca” to ktoś, kto jest „wiadomy czego z doświadczenia”, kto doświadczywszy czegoś (radości, smutku, bólu, miłości etc.), posiadł szczególny rodzaj wiedzy. Tej ostatniej nie można wywieść z formuł ogólnych, abstrakcyjnych teorii, oderwanych od rzeczywistości idei. Jest nam dostępna wyłącznie jako efekt przeżycia. W nim ma swój początek.
„Świadomość” Linde definiuje jako „wiadomość z doświadczenia”. Pierwsza rodzi się z drugiego i je przechowuje, zawiera w sobie jego ślad. Właśnie dlatego człowiek świadomy to według leksykografa także „świadek”. Można świadomcę wezwać do sądu, by złożył zeznanie w jakiejś sprawie, by opowiedział o zdarzeniu, które widział, którego doświadczył, którego stał się świadomy. Może to być również świadectwo przeżycia innego rodzaju: zmysłowego lub mistycznego. Linde podaje przykład zdania, w którym mowa o świadomcach Boga, czyli świadkach jego „spraw i sądów”.
Książkę Piotra Matywieckiego określiłbym najchętniej właśnie jako „wiadomość z doświadczenia”, wiadomość, którą autor – w pełni zasługujący na miano „świadomcy” – pozyskał w wyniku przeżycia, a następnie – jako świadek – postanowił się nią podzielić z czytelnikami. Treścią doświadczenia, a zarazem tematem książki jest sama świadomość, co zarówno dla autora, jak i dla jego odbiorców stanowi źródło kilku poważnych kłopotów.
Po pierwsze musimy – i autor, i my, jego czytelnicy – zadać sobie następujące pytanie: skoro świadomość rodzi się z doświadczenia, to w jaki sposób można doświadczyć świadomości? Czy nie jest przypadkiem tak, że wkraczamy wówczas na teren abstrakcji? Matywiecki przekonuje, że nie, albowiem świadomość jest dana każdemu – nie tylko ludziom, ale także wszelkiemu istnieniu, wszystkim bytom (ziemskim i nieziemskim). Każdy z nas ma świadomość, każdy jest świadomy, nawet wtedy, gdy śni lub z jakiegoś powodu na chwilę traci kontakt ze światem. „Zawsze jest się świadomością – pisze poeta – nawet w chwilach nieprzytomności, nawet w stanach snu bez snów”. Owszem, świadomość rodzi sie z doświadczenia, ale ona sama też może być przez nas doświadczana czy odczuwana, co jednak nie oznacza – to kolejny kłopot! – że łatwo nam o tym przeżyciu zaświadczyć i przekazać je innym w formie opowieści.
Dlaczego tak się dzieje? Świadomość jest tutaj rozumiana w szczególny sposób. Dla warszawskiego poety jest ona absolutem, który obejmuje swoim zasięgiem zarówno świat, jak i każdy z jego elementów. Jest pierwotna i nieograniczona. Jest wszystkim, co możemy pomyśleć, a także wszystkim, czego pomyśleć nie sposób. Więcej nawet: świadomość istnieje nie tylko w myślącym podmiocie, ale też poza nim i bez niego. Jak zatem o niej opowiadać?
Matywiecki sugeruje, że proste fomuły nie są w stanie przybliżyć nas do zrozumienia owego zjawiska. Znacznie łatwiej powiedzieć, czym świadomość nie jest: nie jest umysłem ani intelektem, nie jest podmiotem ani tożsamością, nie jest logosem ani mową, nie jest pamięcią etc. Mówić o niej można w zasadzie wyłącznie w trybie pytającym, co więcej: pytania te muszą być – jak pisze autor – „pierwotniejsze od pytań możliwych do zadania w mowie”. Skoro świadomość jest absolutem, skoro jest pierwotna i nieograniczona, to znaczy, że poprzedza słowa.
Matywiecki wyznaje, że dostęp do tej sfery mają dziś wyłącznie poeci, którzy wiedzą, że poza słowami istnieje coś jeszcze. To właśnie oni „odbierają wiadomość”, o której pisał Linde. Poeci zaglądają za zasłonę słów, próbują przedrzeć się na drugą stronę języka, by rozeznać się w naturze świadomości. Ale nie porzucają mowy całkowicie, nie żywią także naiwnego przekonania, że da się słowo uczynić tak przejrzystym, by niczym okno przepuszczało promienie bijące skądinąd. Ich praca polega raczej na tłumaczeniu, przekładaniu, przenoszeniu z jednego miejsca w drugie, przybliżaniu, dawaniu wyobrażenia. Są świadkami świadomości, którzy wciąż od nowa opowiadają o swym przeżyciu.
Warszawski poeta napisał niezwykłą książkę. Trudno określić jej gatunek. Czy to poemat? A może esej? Rozważania? Zbiór aforyzmów? Na pewno nie jest to rozprawa filozoficzna. Matywiecki doskonale zna filozofów świadomości, ale nie dołącza do ich grupy. Mimo że opowiada o świadomości, cały czas prezentuje się nam jako narrator niepewny i – chciałoby się powiedzieć: świadomie – niezdecydowany. W pewnym momencie wyrywa mu się zdanie: „Przecież nie wierzę w istnienie świadomości beztreściowej!”. Wydaje mi się, że zawiera ono klucz do zrozumienia całego dzieła. Jest bowiem świadectwem wiary w świadomość, które przedkłada nam jej wyznawca – świadomca, poeta Piotr Matywiecki.
Piotr Matywiecki „Świadomość” Instytut Mikołowski, Mikołów 2014