Głosy na czatach

W nowym tomie Sosnowski tworzy spektakl, sceniczne widowisko, w którym mieszają się ze sobą fragmenty pieśni, guseł, inkantacji i klipów muzycznych. Uczucie oszołomienia nie opuszcza czytelnika ani na chwilę.

16.03.2010

Czyta się kilka minut

"poems" -  okładka książki /
"poems" - okładka książki /

I nocą z małej czatuje galery.

Byron

Tłumacząc swoją koncepcję poezji, Andrzej Sosnowski powiedział niegdyś, że "wiersz nie jest przekładem czegoś, co istnieje zawczasu". Nie powinniśmy zatem szukać jego źródeł na zewnątrz języka: w rzeczywistości, w prywatnym lub zbiorowym doświadczeniu, w narzuconej lub przyjętej idei etc. Nie oznacza to oczywiście, że tekst poetycki nie ma z tymi sferami nic wspólnego. Związki między językiem i światem (wewnętrznym lub zewnętrznym, naturalnym i politycznym) są ściślejsze, niż skłonni bylibyśmy sądzić. Jeśli Sosnowski kwestionuje adekwatność pojęcia "przekładu", to dlatego, że w jego przekonaniu samo "istnienie" zaczyna się w mowie (albo lepiej: wraz z mową, w tym samym, co ona czasie) i w niej także się rozgrywa.

W nowym tomie Sosnowskiego ta "rozgrywka" jest szczególnie zaskakująca. Przede wszystkim dlatego, że w "poems" pojawia się narracja, która we wcześniejszych tomach była prawie całkowicie nieobecna (jeden z nielicznych wyjątków stanowi opublikowany w 2005 roku poemat "Gdzie koniec tęczy nie dotyka ziemi"). To prawda, że opowieść jest pokawałkowana, jej nić rwie się co krok, czytelnik gubi się w mgliście zarysowanych zdarzeniach, z trudem rozpoznaje pojawiające się postaci, jakby przeskakiwał z jednego łącza internetowego w drugie albo czatował na kilku forach jednocześnie i mylił kwestie (metafory sieciowe są w "poems" wszechobecne), ale jednak nie opuszcza go wrażenie, że rozwija się tutaj jakaś fabuła. Akcja rozgrywa się w ramach spektaklu, scenicznego widowiska, w którym mieszają się ze sobą fragmenty pieśni, guseł, inkantacji i klipów muzycznych (listę linków do tych ostatnich znajdziemy w zamykających książkę "Wybranych łączach" - odautorskim słowie do czytelnika, w którym poeta odsyła do różnych materiałów "pomocniczych").

Sosnowski: Można przyobiecać absolutnie wszystko, gdyż od tego są obietnice.

Tom składa się z trzech części: wiersza "zabawy wiosenne", poematu "dr caligari resetuje świat" oraz cyklu siedmiu utworów, które występują pod szyldem: "poems". Zarówno wiersz, jak i poemat zostały poprzedzone tekstami zatytułowanymi "Sortes", na które składają się wybrane losowo didaskalia dla chóru z tragedii Ajschylosa i Eurypidesa.

Jako pierwsza na scenie tekstu pojawia się obietnica. Sosnowski poprzedził całość epigrafem z piosenki Tricky’ego: "you promised me poems" ("obiecałeś/obiecałaś mi wiersze"). Nie wiadomo, kto tę obietnicę składa, nie wiadomo także, komu jest składana. Załóżmy jednak, że chodzi o poetę i czytelnika, pomiędzy którymi zawiązała się relacja oparta na zobowiązaniu. I to niezwykle poważnym zobowiązaniu, skoro nie chodzi jedynie o pojedynczy wiersz, lecz o cały cykl utworów. Bardzo istotny jest fakt, że zdanie z piosenki odnosi się do przeszłości: obiecałeś mi wiersze. Znaczy to, że ten, kto obiecywał, wciąż nie zdołał (nie chciał? nie mógł? nie potrafił?) wypełnić swego zobowiązania. Wydaje się, że sprawa jest jeszcze otwarta, że nie wszystko zostało zaprzepaszczone, choć w oryginalnym kontekście fraza Tricky’ego posiada bardzo negatywny wydźwięk.

Nie możemy zapominać, że obietnice posiadają szczególny status językowy. Są performatywami, ich funkcja polega na wywoływaniu określonego skutku, stwarzaniu pewnego stanu rzeczy, oddziaływaniu na odbiorcę. Za pomocą tego pozornie niewinnego cytatu Sosnowski podstępnie (angielski przymiotnik tricky oznacza: podstępny, skomplikowany, chytry) wciąga nas do gry, której stawką jest z jednej strony możliwość poetyckiego działania (stworzenie cyklu wierszy), a z drugiej podtrzymanie relacji między poetą, tekstem i czytelnikiem.

Sosnowski: Każdy inaczej słyszy samego siebie w gwarze innojęzycznych głosów.

Wydobyte z antycznych tekstów "Sortes" stanowią rodzaj "teatralnego akompaniamentu" (określenie autora) dla właściwej historii. Oto próbka tekstu: "Pauza. Wbiega Chór. / Chór podchodzi ku wzniesieniu na orchestrze i siada na stopniach. / Chór wbiega na stopnie wzniesienia i chroni się u ołtarzy. / Chór pada na twarz, potem wstaje. / Chór wzdycha. / Chór jęczy". Tradycyjna rola chóru polegała m.in. na komentowaniu zdarzeń i dookreślaniu sytuacji scenicznej. U Sosnowskiego natomiast chór jest całkowicie niemy, pozbawiony prawa głosu, skazany na frenetyczną pantomimę. Jego obecność została zredukowana do samego ruchu, któremu towarzyszą nieartykułowane dźwięki.

W poemacie czytamy takie oto słowa: "warto słuchać jak chór pada na twarz i jęczy / wmanewrowany w tę historię jest bez szans". Bez szans na co? Przede wszystkim na budowanie i rozładowywanie napięcia. Zachowanie chóru przypomina mechaniczne ruchy statystów, miotających się bezładnie po filmowym planie. Reżyser kręci jedno krótkie ujęcie, z którego ostatecznie i tak wycina zbiorowe tło. Taki gest byłby niemożliwy w antycznej tragedii, w której postaci na własną rękę mierzyły się z losem, ale ich perypetie i działania zawsze posiadały oparcie we wspólnocie symbolizowanej właśnie przez chór. U Sosnowskiego ten wspólnotowy punkt odniesienia zostaje zniesiony.

Chór ustępuje miejsca poecie, który mimo panującej wokół niego ciszy nie może przemówić własnym głosem. Sosnowski pisze tak: "mój głos ma tyle warstw / sto warstw scenicznych szeptów i uskoków / zakamarków schodów wind to są rusztowania / dla utworów realizatorów dj montażystów". Ze sceny słychać całą orkiestrę głosów, dźwięków i tonacji. Sosnowski nie próbuje wskrzesić idei pojedynczego, dobrze ustawionego głosu, który gwarantowałby możliwość bezpośredniej ekspresji. Ten, kto przemawia ze sceny, działa jak generator dźwięków, które nakładają się na siebie, tworząc nieco upiorną kakofonię. Jeśli chór jest niemy, to poeta mówi wszystkimi językami, wypluwa z siebie cytaty, fragmenty zdań, pojedyncze słowa, nuci piosenki i deklamuje. Głos z łatwością się od niego uwalnia i już na własną rękę, zwielokrotniając swą skalę, podróżując po łączach, wywołuje komunikacyjny zamęt.

Sosnowski: Świat jest wielkim snem języka, w którym śnimy swoje króciutkie sny, przerzucając się dosłownymi i lekko zniekształconymi cytatami.

Na marginesie poematu "dr caligari resetuje świat" poeta powiedział, że zależało mu na tym, by utwór zawierał w sobie, "w swoim ustroju, swoim przebiegu, swoim rytmie - a więc jak gdyby »organicznie« - coś z ponurej dynamiki współczesności, coś z jej jałowej intensywności, spektakularnej bylejakości, infantylnej frenetyczności". Utwór otwiera bezpośrednie nawiązanie do filmu Roberta Wiene. Pojawia się Caligari, który "recytuje świat", jest także somnambulik Cesare i Alan, jego pierwsza ofiara.

Ciekawa w tym kontekście jest nie tyle sama historia szalonego doktora, zmuszającego Cesare do zabójstwa, ile zdarzenie, które zainspirowało scenarzystów filmu. Hans Janowitz i Carl Mayer wymyślili swą opowieść po jarmarcznym pokazie zatytułowanym "Człowiek i maszyna", podczas którego zahipnotyzowany mężczyzna wykonywał rozmaite czynności, m.in. przemawiał nie swoimi głosami i przepowiadał przyszłość. Uwspółcześniona wersja takiego człowieka-maszyny - mechanicznego upiora, złożonego z różnych głosów, obrazów, informacji i digitalnych protez - pojawia się u Sosnowskiego. Zarówno świat przedstawiony w poemacie (rozbity na atomy, przefiltrowany przez medialne i sieciowe przekaźniki), jak i bohater posiadają tę samą schizofreniczną strukturę. Nie chodzi mi tutaj o diagnozę stanu psychicznego, lecz o opis funkcjonowania języka, za pomocą którego Sosnowski powołuje do istnienia swe figury.

Ten schizofreniczny sposób działania mowy opisał Fredric Jameson, kładąc nacisk na zerwanie ciągłości zdania, które rozpada się na odizolowane od siebie części. Jedynie gdzieniegdzie pojawiają się lokalne skupiska sensu, które sprawiają wrażenie stabilnych. Schizofreniczna struktura języka wpływa także na doświadczenie przestrzeni i czasu. Podmiot koncentruje się na teraźniejszości i wybranych, konkretnych elementach rzeczywistości. Nie potrafi ogarnąć całości. Doskonale podkreślają ten stan pokawałkowania zamieszczone w tomiku fotografie Bianki Rolando z cyklu "Zachody", które przedstawiają - niczym wybrakowane puzzle - fragmenty teatralnej lub cyrkowej sceny. Z poematu Sosnowskiego wyłania się obraz szalonej, halucynogennej, widowiskowej intensyfikacji rzeczywistości, której nie sposób wytrzymać. Im większe nagromadzenie wrażeń, doświadczeń, informacyjnych bomb, tym silniejszy odruch obronny bohatera, który mówi: "z każdą chwilą coraz dotkliwiej czuję ciężar / światła które nie szuka chmury zmierzchu zmroku". W pewnym momencie dr caligari zmienia się w dr. charivari. To francuskie słowo, które oznacza rodzaj średniowiecznej pieśni, wywodzi się z łacińskiego caribaria lub greckiego kerebaria i pierwotnie odnosiło się do wywołanych intensywną zabawą zawrotów głowy, oszołomienia, letargu, z którego nie mogą wyjść postaci pojawiające się w poemacie.

Tytuł utworu łatwo potraktować jako zgrabną formułę opisującą totalną destrukcję rzeczywistości. Ale być może "resetowanie świata" powinniśmy rozumieć także jako powtórne uruchomienie maszyny, restart systemu, jak w przypadku zawieszającego się komputera.

Po "dr. caligarim..." następuje cykl siedmiu wierszy, których figury i obrazy są zdecydowanie mniej rozedrgane, głos staje się w nich bardziej jednolity, znaczenia jakby trochę bardziej stabilne. To są owe wiersze przyrzeczone na początku, na co wskazuje angielski tytuł całego zestawu: "poems". Czy zatem wyjściowa obietnica została spełniona?

Sosnowski: W gruncie rzeczy jest to "pusta zagadka", zagadka bez rozwiązania.

W nowych wierszach autora "Taxi" aż roi się od nawiązań. We wspomnianym już odautorskim komentarzu Sosnowski informuje czytelnika, że niektóre fragmenty zostały przeniesione skądinąd (z Shelleya, Mickiewicza, Johna Lennona, Malcolma McLarena, Hölderlina, Agambena, Heideggera, Nietzschego, średniowiecznych legend, z filmu Wienego etc.). Ale poeta wcale nie zachęca czytelnika do lektury intertekstualnej. Przeciwnie - w ironiczny sposób daje do zrozumienia, że tego rodzaju podejście zaprowadzi nas donikąd. Pisze tak oto: "Nie tylko tytuł, ale też ogólny ton i plan tomiku poems (ang. »wiersze«, »poema«) powstały pod wpływem książki Harrisa »Kult cargo. Kredyt i czas«, będącej zgrabną polemiką z »Sein und Zeit« Heideggera. Tak wiele jej zawdzięczam, że po prostu wszystkich do niej tu odsyłam - wszystkich, którzy sądzą, że wyjaśnienie moich prób warte jest jakiegokolwiek trudu". Marvin Harris to postać autentyczna, znakomity antropolog i socjolog amerykański, który rzeczywiście zajmował się kultem cargo. Ale sama książka nie istnieje, została przez Sosnowskiego wymyślona (mistyfikację przygotowano w najdrobniejszych szczegółach - w internecie można znaleźć dwie sfabrykowane wzmianki na jej temat).

Taki pusty gest poetycki doskonale wpisuje się w ideę kultu cargo. Tubylcza ludność niektórych zakątków świata, stykając się z technologią białych, tworzyła rytuały, których podstawą było przekonanie, że można ową technologię zdobyć za pomocą pewnych pozornych działań. Widząc, że biali budują pas startowy, tubylcy robili to samo, wierząc, że to wystarczy, by posiąść umiejętność latania samolotem. Sosnowski wykorzystuje ten koncept w kilku celach. Po pierwsze - jak już wspomniałem - daje nam do zrozumienia, że tropiąc intertekstualne zagadki, nie doprowadzimy wcale do restytucji trwałego sensu i ostatecznej prawdy. Po drugie kult cargo służy mu jako autoironiczna uwaga dotycząca wykorzystania sieciowej technologii (pisze wyraźnie: "Nie wiem dokładnie, na czym polega sieciowa technika, którą posługuję się tutaj dowolnie dla własnych celów"). I wreszcie, po trzecie, komplikuje sprawę złożonej na początku obietnicy. Bo czy pisanie wierszy nie przypomina dziś kultu cargo? Próbując ogarnąć poszatkowaną rzeczywistość, recytując świat, wykonujemy gesty, które ostatecznie okazują się pozorne i puste. Dlatego natychmiast składamy kolejne obietnice.

W tekście wykorzystałem cytaty z wywiadów udzielonych przez Andrzeja Sosnowskiego (większość z nich pochodzi z książki "Trop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim", Biuro Literackie, Wrocław 2010; jedną wypowiedź wydobyłem z internetowego wywiadu, który przeprowadził z poetą Kamil Zając). Motto pochodzi z Byronowskiego "Giaura", przy czym dziś słowo "galera" oznacza przede wszystkim nowoczesny komputer.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010