Summa Chatwina

Bruce Chatwin: PIEŚNI STWORZENIA - kiedy umierał w roku 1989, mając zaledwie czterdzieści osiem lat, jego nazwisko znane było u nas tylko wtajemniczonym. Dziś mamy po polsku prawie wszystkie książki Chatwina - wyjątkiem jest powieść "On the Black Hill" (1982). Jedną - o czym za chwilę - nawet w dwóch przekładach.

06.05.2008

Czyta się kilka minut

Pisałem już tutaj o pośmiertnym zbiorze szkiców i reportaży "Co ja tutaj robię?", o "Wicekrólu Ouidah" (1980) i o tomie "W Patagonii" (1977), który przyniósł Chatwinowi sławę, nie będę więc przypominać biografii ekscentrycznego podróżnika i pisarza. "Pieśni stworzenia" ("The Songlines", 1987) były jego książką przedostatnią. Po niej ukazała się jeszcze niewielka powieść "Utz"; świetna, jak wszystko niemal, co Chatwin napisał, odbiegająca jednak tematem od głównego nurtu jego prozy. "The Songlines", opowieść o podróży po Australii tropem "ścieżek pieśni" - zapisanego w krajobrazie i w śpiewie mitu kosmogonicznego pierwotnych mieszkańców kontynentu - stała się więc summą koronującą dzieło Chatwina, wyznaniem wiary wędrownika-nomady i wizją początków ludzkiej kultury.

Dodajmy, że tropienie tajemnicy Aborygenów odbywa się w skrupulatnie oddanych realiach australijskiego interioru, a przewodnikiem w tych poszukiwaniach jest... syn Kozaka-emigranta. Mit zderza się z przyziemnymi, czasem groteskowymi realiami współczesności. Narrację przerywają retrospekcje, w drugiej połowie książki dominują wypisy z podróżnych notatników - słynnych notesów "Moleskine", dostarczanych niegdyś do paryskich księgarń przez prowincjonalną manufakturę (dziś ich nowi producenci posługują się w reklamie nazwiskiem Chat­wina). Wypisy te - cytaty, obrazy z podróży, refleksje - tworzą osobny, komentujący nurt całości.

Książka wywołała zarówno zachwyt, jak i krytykę, zwłaszcza ze strony antropologów i badaczy kultury Aborygenów. Autorowi zarzucano (jak zwykle) swobodne obchodzenie się z faktami, a także fałszywe czy powierzchowne interpretacje, idealizowanie nomadyzmu, nawet "mentalność kolonialną". Wśród niezadowolonych znalazł się Toly Sawenko, pierwowzór postaci Arkadego Volchoka, wspomnianego już Australijczyka o kozackich korzeniach. Sam Chatwin bronił się, tłumacząc, że nie napisał klasycznej relacji z podróży, lecz powieść. Tak czy inaczej - jest to wspaniała lektura, a jeśli ktoś po jej zakończeniu zechce zweryfikować tezy autora i sięgnie po poważne studia na temat Aborygenów, uczeni autorzy powinni być tylko zadowoleni.

"Pieśni stworzenia" to drugie polskie wydanie "The Songlines". Pierwsze, w przekładzie Janusza Ruszkowskiego (nazwijmy go Tłumaczem I), ukazało się w 1998 r. nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka. Tym razem przekład wyszedł spod pióra Krzysztofa Puławskiego (nazwijmy go Tłumaczem II). Nie dysponuję oryginałem, jednak porównanie obu książek rodzi szereg pytań.

Pomińmy tytuł (może najlepsze byłyby "Ścieżki pieśni"?), ale kłopot już z początkiem pierwszego zdania. U Tłumacza I czytamy: "W Alice Springs - gdzie sieć krzyżujących się ulic przypomina rozpalony ruszt...". U Tłumacza II: "W spalonym słońcem Alice Springs, mieście poprzecinanym regularną siatką ulic...". Czy Tłumacz I wymyślił porównanie do rusztu, czy Tłumacz II go nie uwzględnił? W wersji I Arkady "na Akropolu przeżył zamieć śnieżną"; w wersji II Akropol jest tylko "lekko zaśnieżony". Przewróćmy kilka stron: narrator wspomina dziecięce lata wojennej tułaczki i wielką walizę, gdzie znajdowała się między innymi "maska gazowa, w której wyglądałem jak Myszka Miki" (I). A może była to "maska gazowa w kształcie głowy Myszki Miki" (II)? W wersji I cioteczna babka narratora "wymawiała słowa takie jak »Xanadu«, »Samarkanda«". W wersji II zamiast "Xanadu" - miasta, gdzie Kubla Chan ze słynnego wiersza Coleridge’a wzniósł swój pałac - mamy "sanadu".

Dotarłem tylko do piętnastej strony z blisko czterystu, miejsca na dalsze pytania brak - a byłoby ich sporo. Jeszcze więc tylko zagadka ostatnia, z finału. W wersji II rozdział 37. bogatszy jest o obszerny fragment, w którym mowa o ślubie Arkadego z jedną z bohaterek książki. Przecież Chatwin niczego chyba po śmierci nie dopisał? No i komu tu wierzyć? (Świat Książki, Warszawa 2008, ss. 384, seria "Lemur".)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2008