Steinbach kontra krytycy

Erika Steinbach nie pojawiła się na rozprawie we własnej sprawie. Szkoda. Bo przynajmniej miejsce, w którym rozpatrywano jej skargę przeciw dziennikarce krytykującej działalność Związku Wypędzonych, na pewno by się pani Steinbach spodobało.

07.03.2004

Czyta się kilka minut

Sieverkingplatz w Hamburgu to kompleks kanciastych gmachów: Sąd Krajowy, po prawej Sąd Karny, po lewej Sąd Cywilny, wszystko masywne budowle z czasów wilhelmińskich. Kto chce przestąpić ich progi, musi minąć odlany w brązie konny pomnik cesarza Wilhelma I. A za budynkiem Sądu Cywilnego strzela w niebo betonowa wieża: bunkier przeciwlotniczy z lat II wojny światowej. Zaprawdę, niemieckie to miejsce.

Zamiast przybyć osobiście, Erika Steinbach przysłała adwokata, w towarzystwie blond asystentki, aby reprezentowali jej pozew, w którym przedmiot sporu wyceniono na, bagatela, 60 tys. euro. Cel pozwu: zmusić pozwaną do “zaniechania określonych sformułowań w publikowanych tekstach". Pozwana, Gabriela Lesser, korespondentka wielu niemieckich dzienników mieszkająca w Polsce, przybyła osobiście z Warszawy, aby wspólnie z adwokatką bronić swoich racji.

Przewodniczący rozprawie sędzia Andreas Buske nie przypomina prawnika: z długimi, opadającymi na ramiona włosami wygląda jak muzyk z tria smyczkowego. Ale pozory mylą: sędzia Buske uważany jest za eksperta od prawa prasowego. Jakiś czas temu to on rozstrzygał słynną kwestię, czy gazety mogą twierdzić, że Gerhard Schröder farbuje sobie włosy.

Dziś sędzia Buske nie ukrywa, że sprawa “Steinbach przeciw Lesser" to, jak mówi, “przypadek trudny", z którym sąd musi się zapoznać wnikliwie i ostrożnie. W końcu przedmiotem sporu jest nie artykuł informacyjny, ale komentarz - a więc interpretacja, opinia. Aby podjąć decyzję, sędzia Buske postanawia, po godzinnej rozprawie, dać Związkowi Wypędzonych (Bund der Vertriebenen, BdV) więcej czasu, by mógł rozszerzyć swą argumentację w jednym z trzech punktów pozwu; rozprawa zostaje odroczona do 28 maja.

Ale zanim sąd odroczy rozprawę, musi przeanalizować wszystkie punkty pozwu. Musi się zastanowić, o co tu chodzi? Czy o dopuszczalną krytykę Związku Wypędzonych - jak uważa Gabriela Lesser, a wraz z nią grupa 39 polskich dziennikarzy i polityków, którzy z inicjatywy “Tygodnika Powszechnego" podpisali list otwarty w jej obronie, proponując przewodniczącej Związku Wypędzonych, by pozwała do sądu także ich, bo mają podobne poglądy - czy też, jak uważa Erika Steinbach, o nieprawdziwe stwierdzenia i fałszywe cytaty? Czy rzeczywiście jest to, jak chciałby Związek Wypędzonych, zwykły proces dotyczący mediów? Czy może próba zastraszenia tych, którzy krytykują poczynania Eriki Steinbach?

Spór zaczął się jesienią ubiegłego roku wraz z krytycznym komentarzem prasowym Gabrieli Lesser, którego tematem był projekt “Centrum przeciw Wypędzeniom" i obawy, jakie wywołuje on w Polsce. Erice Steinbach nie spodobały się trzy zdania z tego tekstu.

W swym komentarzu Lesser napisała, interpretując wypowiedzi Eriki Steinbach, że przewodnicząca BdV stwierdziła (w tekście opublikowanym w sierpniu 1999 na łamach dziennika “Süddeutsche Zeitung"), iż dziś nie trzeba wysyłać już bombowców, by uświadomić Polakom, co to są zachodnie wartości. Steinbach zakwestionowała ten fragment komentarza, uważając, że wypacza on jej myśl, gdyż pisała nie o bombowcach, ale o “samolotach bojowych" i nie o zachodnich wartościach, lecz o “prawach człowieka".

W tym punkcie sędzia Buske nie zajął jednoznacznego stanowiska, która strona ma rację: uznał, że musi jeszcze rozważyć, czy kwestionowany fragment to wartościujące streszczenie poglądów Eriki Steinbach (tak uważa Gabriela Lesser), czy też cytat. W pierwszym przypadku chodziłoby o wyrażenie opinii, do czego każdy dziennikarz ma prawo; w drugim o niedokładny, a więc niedopuszczalny cytat. Ale nawet gdyby w maju sąd miał rozstrzygnąć tę kwestię na niekorzyść Lesser, dla Eriki Steinbach byłoby to zwycięstwo pyrrusowe. Gabriela Lesser i wszyscy inni dziennikarze musieliby wtedy ni mniej, ni więcej, tylko skorzystać z oryginału: z tekstu w “Süddeutsche Zeitung".

Tekst ten jest dla przewodniczącej Związku Wypędzonych dostatecznie kompromitujący. Steinbach pisała: “We wspólnym interesie Europy i w interesie młodych demokracji, aspirujących do Unii Europejskiej leży, by akurat w kwestii przestrzegania praw człowieka nie obniżano wymagań. Do tego nie potrzeba samolotów bojowych. Wystarczy zwykłe weto, które zablokuje przyjęcie do Unii tych kandydatów, którzy się nie dostosują".

Polski czytelnik tych słów miał prawo zinterpretować je tak, jak Lesser (która w komentarzu, przypomnijmy, chciała wyjaśnić niemieckiemu czytelnikowi polski punkt widzenia): że zdaniem szefowej BdV Niemcy nie muszą dziś bombardować Polski (każdy “samolot bojowy" jest dziś także bombowcem), tak jak kilka miesięcy wcześniej bombardowali razem z innymi samolotami NATO wojska serbskie w Kosowie, by zmusić Polaków do spełnienia żądań BdV, które to żądania Steinbach usiłowała przedstawić jako element kanonu zachodnich wartości (w końcu prawa człowieka są tożsame z wartościami zachodnimi, a nie azjatyckimi, a Polska, aspirując do Unii, chce być częścią Zachodu). Istotny jest kontekst: tekst Steinbach ukazał się wkrótce po wojnie o Kosowo, którą przewodnicząca BdV wykorzystała w swej strategii. Społeczeństwo niemieckie identyfikowało się z losem Albańczyków, Steinbach konstruowała więc fałszywą analogię historyczną: los wypędzanych z Kosowa przedstawiała jako podobny do losu Niemców po 1945 r., choć prawidłowe byłoby porównanie inne: do losu Serbów. Ich to bowiem przywódcy rozpętali wojnę (jak przywódcy Niemiec), po przegraniu której ludność serbska musiała uciekać z Bośni czy Kosowa. Ta identyfikacja z Bośniakami czy Albańczykami była ważna: miała dać legitymizację moralną projektowi “Centrum przeciw Wypędzeniom".

Wróćmy na salę sądową: dając sobie czas do namysłu w tej sprawie, sędzia Buske nie miał wątpliwości, kto ma rację w drugim punkcie pozwu. W swym komentarzu Lesser pisała mianowicie, że Związek Wypędzonych nigdy nie odpowiedział na list polskich biskupów z 1965 r., ze słynnym zdaniem “Wybaczamy i prosimy o wybaczenie", a wszystko, co BdV oferował Polakom, to nienawiść i pogarda. Sędzia nie krył, jaką tu wyda decyzję: “To jest opinia i tym samym jest okay".

Kiedy sąd i strony zajęły się trzecim punktem pozwu, obserwator nie mógł nie odnieść wrażenia, że na nim właśnie Erice Steinbach zależy najbardziej. BdV domaga się mianowicie, by sąd zakazał Gabrieli Lesser (a tym samym wszystkim innym niemieckim dziennikarzom) posługiwać się stwierdzeniem, że postulat zbudowania w Berlinie “Centrum przeciw Wypędzeniom" był związany z decyzją Bundestagu o budowie Pomnika Pomordowanych Żydów Europy (Holocaust-Mahnmal). I także w tym punkcie Gabriela Lesser osiągnęła przed sądem - do “przerwy" - zwycięstwo na punkty. Sąd uznał, że wolno twierdzić, iż istniał związek czasowy między decyzją o budowie Holocaust-Mahnmal a projektem “Centrum".

A czy istniał też związek przyczynowy? Czy fakt, że w Berlinie ma powstać Pomnik Holocaustu, miał wpływ na zgłoszenie przez BdV postulatu budowy “Centrum"? W tym momencie adwokat Eriki Steinbach poprosił sąd o odroczenie decyzji, argumentując, że w tej kwestii chciałby swój pozew doprecyzować i zaostrzyć. Wydaje się jednak, że także w tym punkcie Lesser może ze spokojem oczekiwać na majową rozprawę, gdyż o związku przyczynowym między Pomnikiem Holocaustu a projektem “Centrum" mówiło i pisało wielu dziennikarzy i polityków - nie tylko w Niemczech.

Choć ostatecznej decyzji sędzia Buske nie podjął, jedno można już powiedzieć na pewno: Erice Steinbach nie udało się (jeszcze nie) nałożyć “kagańca" dziennikarce krytycznej wobec jej działalności - i tym samym również wszystkim innym krytykom, bo sprawa ta ma charakter precedensowy.

Zainteresowanie mediów rozprawą było duże: w sądzie zjawiła się duża grupa dziennikarzy nie tylko polskich, ale także niemieckich. Nie tylko w Polsce Erika Steinbach jest - jak pisał niedawno berliński dziennik “Tagesspiegel" - “postacią znienawidzoną". Jest taką również dla wielu Niemców.

Przeł. WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2004