Stary człowiek z Manhattanu

70-letni bez mała Allen nie chciałby spocząć ze swą gorzką mądrością w bujanym fotelu i kapciach. Buntuje się przeciwko rozmazanemu, bezmyślnie dryfującemu światu, pełnemu ludzi bez właściwości.

18.04.2004

Czyta się kilka minut

Christina Ricci /
Christina Ricci /

Woody Allen, urodzony nowojorczyk, stworzył niegdyś jeden z najbardziej porywających portretów tego miasta. Któż nie pamięta olśniewającej feerii rozpoczynającej “Manhattan" - z “Błękitną rapsodią" Gershwina, czarno-białymi fotografiami i słynnym monologiem zza kadru, w którym bohater (wraz z reżyserem) składa romantyczny hołd temu wciąż zaskakującemu miejscu? Któż nie pamięta znakomicie uchwyconych portretów nowojorskiej bohemy - świata, którego introwertyk Allen jest, chcąc nie chcąc, nieodłączną częścią?

Lęk i fanfaronada

W większości filmów Allena Nowy Jork sam w sobie jest bohaterem. To zmitologizowany, całkowicie swojski mikrokosmos, ograniczony niemal wyłącznie do Manhattanu i miejsc związanych z życiorysem reżysera. Po 11 Września oczy całego świata zwróciły się w tamtą stronę - na mityczne centrum zachodniej cywilizacji. Allen-nowojorczyk, Allen-artysta od lat opiewający swoje miejsce na Ziemi, wreszcie Allen-Żyd dokonujący obsesyjnych rozrachunków z własną tożsamością nie mógł wobec tamtych wydarzeń pozostać obojętny. I choć, jak dotąd, nie przekuł owej traumy w żaden osobisty manifest, w filmie “Życie i cała reszta" wierna widownia filmów nowojorskiego twórcy natychmiast odnajdzie znajomy, a jednocześnie całkiem nowy ton, współgrający z nastrojami ostatnich lat.

Fobie i lęki związane z przemijaniem były znakiem rozpoznawczym większości dzieł Allena. Jako rasowy komik nie stronił od eschatologicznych wątków. Przy pomocy śmiechu próbował zażegnać niepokój, rozbroić dręczące pytania bez odpowiedzi, zanurzyć się w uzdrawiających oparach absurdu. Później przyszła fascynacja Bergmanem. “Wnętrza", “Wrzesień", “Inna kobieta" pokazały inną twarz Allena - subtelnego, wyciszonego diagnosty ludzkiej duszy. Ale protestancka melancholia nie była jego naturalnym żywiołem.

Bez większego echa przeszedł jeden z najciekawszych, a zarazem najbardziej mroczny film Allena - “Zbrodnie i wykroczenia", współczesna opowieść o zbrodni bez kary, mrożąca krew brakiem nadziei. Martin Landau grał tam szanowanego nowojorskiego lekarza, który z lęku przed utratą reputacji zleca zamordowanie niewygodnej kochanki. W tym nierównym dziele, napęczniałym od moralnych dywagacji, ujawnił się jeszcze jeden Allen: przerażony ciężarem zła apokaliptyczny prorok. Jednak najlepsze z jego filmów - “Manhattan", “Hanna i jej siostry", “Zelig" - zawsze miały mieszany rodowód, zachowując zarazem wyraźne odchylenie komediowe. Zawsze też podwójna obecność reżysera-aktora nadawała im rys szczerości i bezpretensjonalnej autoparodii.

W każdym ze swych wcieleń Allen był po części sobą, ale prawdziwy jego temperament ujawniał się właśnie w takich filmach - z pogranicza tragedii i komedii. Właśnie tam, gdzie paniczny lęk przed śmiercią spotykał się z życiową fanfaronadą. Gdzie zamiast ekwilibrystycznych popisów ze znajomości kina dochodził do głosu nieznośny, ale też do bólu szczery neurotyk, schowany za maską niepoprawnego komedianta.

"Nie bój się bać!"

W tym właśnie duchu utrzymany jest najnowszy film twórcy “Zeliga". Znajomy bohater odtwarzany przez Allena zszedł tu na drugi plan, by ustąpić miejsca młodszej generacji. Z dystansu swoich lat przygląda się zwariowanemu światu, uosabianego w filmie przez 21-letniego młodzieńca o nazwisku Jerry Falk (gra go znakomity Jason Biggs, znany dotychczas z mało wybrednej serii “American Pie"). Właściwie mógłby być on Allenem sprzed lat 40 (a raczej jego przystojniejszą wersją).

Jerry również jest nowojorskim Żydem, również próbuje sił w pisaniu, ale na razie hołduje zasadzie funny is money, zarabiając na życie pisaniem skeczy. Ma podobne jak Allenowski protagonista kłopoty z kobietami, przejawia identyczne młodzieńcze obsesje dotyczące “samotności w pustym wszechświecie" i podobnie jak on kocha Nowy Jork. Przypadkiem poznany w Central Parku akademicki nauczyciel David Dobel (Allen) staje się dla zagubionego w meandrach dorosłości młodzieńca nieocenionym partnerem do rozmów o najbardziej ważkich problemach tego świata.

Ze względu na jego nieudacznictwo, tak w życiu zawodowym (niedoszły pisarz), jak i osobistym (kobiety), trudno byłoby nazwać Dobela mentorem. To raczej filozofujący błazen, usiłujący sprowokować pasywnego Falka do zrobienia czegoś sensownego ze swym życiem. Bohater grany przez Allena, pomny swoich porażek, usiłuje w ten sposób “odkupić" (bo przecież już nie naprawić) swoje przegrane życie. Przy okazji zaraża Falka własnymi fobiami, przypominając co i raz o wielkim antysemickim spisku i codziennych zagrożeniach czyhających na współczesnego nowojorczyka.

Jest groteskowy, gdy zabiera go do sklepu z bronią. Jest komiczny, gdy przy pomocy łomu - on, cherlawy intelektualista - bierze odwet na agresywnych osiłkach. Pokazuje jednak w ten sposób, że z życiem trzeba brać się za bary. Że wampiryczny psychoterapeuta i łakomy agent - osoby, którymi otacza się młody bohater, by ułatwić sobie życie (znów dwa wielkie Allenowskie tematy: psychoanaliza i show business) - dają jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa, które łatwo zamienia się w stagnację. Dobel przypomina wreszcie Jerry’emu, że zła miłość jest znacznie bardziej wyniszczająca od samotności, i namawia, by przerwał chorobliwy związek z emocjonalnie zwichrowaną początkującą aktoreczką Amandą (Christina Ricci). Albowiem 70-letni bez mała Allen nie chciałby spocząć ze swą gorzką mądrością w bujanym fotelu i kapciach. Buntuje się przeciwko rozmazanemu, bezmyślnie dryfującemu światu, pełnemu ludzi bez właściwości.

“Życie i cała reszta" nie jest jednak opowiastką antagonizującą świat młodych i starych. Starszemu pokoleniu Allen również nie szczędzi razów. Weźmy choćby nieustatkowaną życiowo mamuśkę Amandy, silącą się na młodzieżowy luz. 25-letni kochanek, tatuaż, kokaina - czemu nie? Ofiara wszechobecnego terroru młodości, rozpaczliwie próbuje oszukać swój czas. Co innego bohater Allena - całkowicie pogodzony z wiekiem, szalony, ale jednocześnie “rozumny szałem", żyjący na granicy prawdy i konfabulacji, a jednak w tym wszystkim autentyczny.

Nie ma złudzeń co do świata. Jego główna rada, jaką ostatecznie przekaże Falkowi, brzmi: uciekaj. Ale sam nie odważy się opuścić Nowego Jorku, by robić karierę w słonecznej Kalifornii. Podobnie jak i reżyser, który słynie ze swej awersji do Hollywood i Zachodniego Wybrzeża jako siedliska komercji i złego smaku. Dla młodego Falka ucieczka z Nowego Jorku może mieć jednak moc ozdrowieńczą - jako akt wypowiedzenia posłuszeństwa dotychczasowemu trwaniu. “Nie bój się bać!" - krzyczy Dobel swemu młodszemu koledze. W tym nowym świetle nawet miłość Falka do Amandy okaże się niczym więcej jak zakonserwowanym lękiem przed pustą sypialnią. A przywiązanie do miasta - najzwyklejszą pułapką.

***

W najnowszym filmie Allena Nowy Jork ożywa na nowo. Jakby reżyser chciał przywrócić temu miastu dawną energię. Zdjęcia kręcone na ulicach Manhattanu urzekają świeżym spojrzeniem, nie zapośredniczonym obecnością kamery. Szwendając się po tamtejszych knajpkach, parkach, sklepach z winylowymi płytami, niemal zderzając się z ruchliwym tłumem, Allen odnajduje w tym miejscu jego dawną swojskość. Wdychając jego atmosferę, jednocześnie - jako artysta - ładuje akumulator. W ostatnich stricte komediowych filmach nie roztrwonił, jak widać, całej swojej energii.

Allen to twórca, który potrzebuje płodozmianu. By odkryć coś, co jest na wyciągnięcie ręki, musi na moment uwolnić się od tego, musi zapomnieć o własnych neurozach, rzucić się w wir radosnej zabawy w drobnych cwaniaczków, hipnotyzerów czy ślepych filmowców. By zanurzyć się w głąb własnej psyche, potrzebuje czasem długiego rozpędu. W końcu zanim powstały “Annie Hall" czy “Manhattan", był czas zwariowanych, niemal burleskowych komedii - jak “Bierz forsę i w nogi". Nie ma bowiem jednego Allena. Rzeczywistość jest dlań tak samo inspirująca, jak tradycja popularnego kina, z której czerpie garściami. Zanim znów wkroczy na swoje ulubione terytorium i rozpocznie kolejny seans gorzkiej autoanalizy.

“ŻYCIE I CAŁA RESZTA" (“Anything Else"). Scen. i reż.: Woody Allen, zdj.: Darius Khondji, scenogr.: Santo Loquasto, wyst.: Jason Biggs, Woody Allen, Christina Ricci, Stockard Channing i inni. Prod. USA/Francja/Wielka Brytania 2003. Dystryb. SPInka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2004