Stacja Daleki Wschód

Nieśmiałe zmiany na polskiej kolei szerokim łukiem ominęły dworce. Ich budynki pozostaną symbolem zastoju, póki gospodarzem będzie PKP.

19.01.2010

Czyta się kilka minut

Po ostatnich, nawet kilkunastogodzinnych opóźnieniach trudno w taką informację uwierzyć: polskie pociągi są jednymi z najbardziej punktualnych w Europie. Coraz lepiej jest też z taborem: choć wiele składów to relikty PRL-u, stan innych pozwala zapomnieć, że kolej ma się kiepsko (choć trzeba też pamiętać, że z powodu fatalnej infrastruktury nawet dobre pociągi nie mogą w Polsce jeździć szybko).

Dlaczego w takim razie jest tak źle, skoro niby jest trochę lepiej? Dlaczego kolejnym falom mrozów towarzyszą narzekania podróżnych, że gorzej na polskich kolejach być nie może?

Dworzec idealny

Pewnie dlatego, że ich wizerunek budują również dworce i ich okolice. To tam udaje się sfrustrowany i znękany czekaniem pasażer. Idzie nawymyślać odpowiedzialnym za opóźnienia, dowiedzieć się, o której ruszy jego pociąg, i odpocząć. Zamiast tego, jak mawia Adrian Furgalski, znany krytyk kolei z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, polski podróżny błąka się bez celu po dworcu, a pracownicy udają, że go nie widzą.

- Stan dworców ma gigantyczny wpływ na klimat społeczny wokół kolei - ocenia Piotr Rydzyński, inny ekspert TOR-u. - Jeśli są opóźnienia pociągów, to inne problemy, takie jak błoto w dworcowej hali, urastają do wielkiej rangi. Znam osoby, które mówią, że chętnie przejechałyby się polskim pociągiem, ale na dworzec nie wejdą nigdy.

Jak powinien wyglądać dworzec-ideał? - Powinno się zacząć od dostępu do budynku - snuje marzenia Krzysztof Chwalibóg, przewodniczący Polskiej Rady Architektury. - Nie tak, jak w pobliżu Dworca Centralnego w stolicy, gdzie podróżny, by dojść ze stacji metra, musi pokonać najeżony schodami odcinek kilkuset metrów.

Poza tym, kontynuuje, Chwalibóg, trzeba rozwiązać problem różnicy poziomów: wzorem wielu dworców zachodnich zbudować łagodne pochylnie. Idealna hala? Duża przestrzeń, równa, antypoślizgowa powierzchnia z ułatwieniami dla niepełnosprawnych, i oświetlenie, najlepiej dzienne. - Do tego czytelne informacje i wizualny porządek, włącznie z opanowaniem wszechobecnej agresji reklamy - wymienia Chwalibóg. - Oraz przemyślane rozmieszczenie kas i sklepów, z przyjaznymi warunkami dla niewidzących i niesłyszących.

Dodatkowo rzeczy, wydawałoby się, oczywiste: bezpieczeństwo, ogrzewanie zimą i szybka obsługa. Czy w Polsce istnieje choć jeden dworzec zbliżony do ideału? - Nie ma i długo nie będzie - mówi Chwalibóg. - Najlepsze zasługują na szkolną "tróję".

Jak mówi Piotr Rydzyński, dworce polskie to zamknięte koło, z którego nie ma wyjścia: negatywny klimat i otoczenie napędzają jeszcze bardziej złe zjawiska. -  Weźmy obsługę - mówi. - Kiedy prywatne osoby stają się urzędnikami publicznej i przez wszystkich krytykowanej instytucji, zamieniają się w ryczące lwy. Z budynkami jest tak samo: środowisko brudne i niezadbane przyciąga jak magnes tych, którzy chcą je jeszcze bardziej zabrudzić i zdewastować.

Ogłoszone w 2008 r. wyniki raportu Najwyższej Izby Kontroli o polskich dworcach potwierdzają negatywne oceny. Według dokumentu, dworce do 2007 r., kiedy skończyła się kontrola, utrzymane były w fatalnym stanie technicznym. Dodatkowo na większości z nich nie zapewniono należytej obsługi pasażerów, do czego przyczynił się bałagan związany z brakiem współpracy między przewoźnikami; w prawie 80 procentach budynków nie utrzymywano czystości (zalegający brud był zagrożeniem dla zdrowia); nie zapewniono odpowiednich warunków dla niepełnosprawnych (podstawowe kryteria spełniało ledwie 5 proc. budynków!).

Od ogłoszenia raportu minęło półtora roku. PKP, jak mówi rzecznik Michał Wrzosek, zwiększyły w ostatnich latach wydatki na remonty i modernizacje, a pojedyncze dworce zmieniły wygląd. Jednak większość budynków i ich okolic pozostała bez zmian.

Dworzec fatalny

Za dworce polskie odpowiada spółka PKP S.A. Ponad 80 z nich jest pod opieką  Oddziału Dworce Kolejowe PKP. To stacje o strategicznym znaczeniu dla komunikacji, w większości położone w dużych miastach. Wśród nich te śląskie, których nazwy w raporcie NIK-u pojawiają się najczęściej (głównie Tychy, Gliwice i Katowice). Raport NIK nie zrobił najwyraźniej na władzach PKP wielkiego wrażenia: półtora roku po kontroli krajobraz budynków i okolic niewiele się zmienił.

Tychy, połowa stycznia, przypominający pawilon handlowy budynek dworca głównego. W środku smród i zimno, na posadzce kałuże. Tłumek oczekujących podróżnych miesza się z pojedynczymi bezdomnymi. Zapytana o poczekalnię, pani z kasy biletowej wskazuje na środek holu. Informacja? - Wszystko wisi na ścianach - tłumaczy zniecierpliwiona.

Ślady po istniejącej kiedyś toalecie to zaryglowane drzwi i informacja na wyrwanej z zeszytu kartce w kratkę: "Ubikacja nieczynna do odwołania od dnia 01.01.2010". Kelnerka z kawiarni obok (kiedyś wydawała klucz do toalety) tłumaczy krótko: - Podróżni wychodzą na zewnątrz.

Podziemia prowadzące na perony przypominają przejścia z większości śląskich stacji: egipskie ciemności, odpadające ze ścian tynki i kafelki. Przy końcu podziemnego przejścia stoi przymocowany do ściany metalową linką pojemnik na śmieci. Z rozpadających się schodów wystają kawałki czerwonych cegieł.  Na peronach nie ustawiono nawet jednej ławki.

Z budynku dworca, jakby rozmyślnie, zdjęto nawet napis z nazwą stacji, a na peronach pracowników kolei wyręczyli graficiarze, skutecznie zakrywając napis "Tychy" rysunkami i obelgami pod adresem znienawidzonych klubów.

Aleksandra Koniak z katowickiego oddziału Dworce Kolejowe twierdzi, że stan tyskiego dworca ostatnio się poprawił.

-  Dlaczego na budynku nie ma napisu "Tychy"? - pytam.

- Były ważniejsze remonty, choćby malowanie i wstawianie drzwi. A teraz jest zima, nieodpowiedni czas na zmiany.

- Co z poczekalnią?

- Taka jest konstrukcja dworca, można czekać w holu.

- A brak toalet?

- Nie ma ich dopiero od czternastu dni. Pracujemy nad tym.

Podobne obrazki - choć nie wszędzie na podobną skalę - można oglądać na wielu polskich dworcach w dużych miastach: brud i dewastacja w podziemiach, informacyjny chaos w holach, kolejki przy kasach biletowych, brak ułatwień dla niepełnosprawnych.

Przedstawiciele PKP zapewniają, że ten obraz zmieni się w najbliższych latach. Jak mówi Michał Wrzosek, przełomowy pod tym względem był już rok 2009, bo pojawiły się budżetowe gwarancje zwiększenia nakładów, perspektywy funduszy unijnych i plany komercyjnej przebudowy niektórych budynków. - Efekty widoczne dla podróżnych pojawią się w 2011 r. - zapewnia rzecznik.

Dworzec porzucony

Problem dworców to nie tylko duże miasta. Nie lepiej pod tym względem wygląda Polska prowincjonalna: dworce małe i średnie, z których część prowadzi sprzedaż biletów, a część została wyłączona z eksploatacji.

Połowa stycznia, w Goczałkowicach-Zdroju (niedaleko Bielska-Białej), mroźny dzień. Wójt gminy, Krzysztof Kanik, w garniturze i pod krawatem brnie wzdłuż torów po kostki w skrzypiącym śniegu. Próbuje dotrzeć do budynku niegdysiejszego dworca. Po drugiej stronie linii kolejowej otwarte przestrzenie Kotliny Oświęcimskiej ze skutymi lodem rybnymi stawami.

Kanik, po pięćdziesiątce, na stanowisku wójta od ponad dekady, staje w końcu przed zniszczonym budynkiem (na górze napis: "WICE ZDRÓJ") i wyciąga z teczki rysunki. - To ten sam, tyle że 110 lat temu. - Kanik zaciąga się papierosem i pokazuje historyczny szkic wybudowanego drobną, czerwoną licówką pruskiego budynku z ozdobnymi wykończeniami okien i kominów. - Były czasy świetności, bo wysiadał tutaj, wracając z Berlina, sam Piłsudski. Budynek wyglądał zresztą podobnie aż do lat 70., kiedy w Goczałkowicach powstał drugi. Wtedy zmniejszył się ruch i przestali tego pilnować. W połowie lat 90. PKP zlikwidowały kasy, została poczekalnia. Wreszcie, po kilku pożarach, zamknęli i poczekalnię. Wynieśli meble, powykręcali ławki i zabetonowali drzwi do poczekalni i kas.

- No, a teraz?... - wójt zawiesza wzrok na stropie budynku, który w niczym nie przypomina tego z rysunku: na oknach kraty i dykty, w jedynym otwartym pomieszczeniu butelki po wódce; rozkradziono nawet kaflowy piec, który ogrzewał poczekalnię. - Teraz może się zawalić, bo stropy po pożarach coraz słabsze, a na dachu zalega śnieg.

Obiektów takich jak ten - kiedyś dworców, teraz niszczejących, zdewastowanych i rozkradzionych budynków bez gospodarza - jest w Polsce wiele. Jak ustaliła kontrola NIK, do końca 2007 r. Zarząd PKP S.A. zlikwidował prawie 300 obiektów dworcowych. Powód? Brak pieniędzy na remonty i utrzymanie budynków.

Niszczeją również budynki nadal spełniające rolę dworców. Tak jest w oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów od Goczałkowic Węgierskiej Górce. Gmina stała się w regionie znana po tym, jak Marian Kurowski, zastępca wójta, skierował do prokuratury zawiadomienie o popełnionym przez PKP przestępstwie, mającym polegać na (cytat za raportem NIK) "całkowitym zaprzestaniu przez właściciela budynku dbania o należyte utrzymanie i użytkowanie obiektu".

- Po prostu się wściekłem - tłumaczy znad laptopa w urzędzie gminy młody, ubrany w elegancki garnitur zastępca wójta. - Nigdy nie korzystałem z kolei, ale raz odwiozłem na stację znajomych i szlag mnie trafił. Najpierw chciałem po dobroci. Dzwoniłem do PKP z prośbą o remont. Obiecali coś zrobić, ale minęło pół roku i nic. Złożyłem więc zawiadomienie do prokuratora i na policji, ale sprawy umorzono.

Zastępca wójta prowadzi do oddalonego o kilkaset metrów od siedziby gminy budynku dworca. Z daleka widać obdrapaną elewację i starty napis z nazwą stacji. - Jedyne, co zrobili, to wyburzenie sąsiednich budynków, które stanowiły zagrożenie dla ludzi - Kurowski przechodzi wzdłuż budynku, pochylając się pod zwisającymi kablami telekomunikacyjnymi. Pokazuje tory kolejowe i perony: - Nie ma ławek ani przejścia przez tory.

W niszczejącym budynku z oknami zabitymi dyktą jest tylko jedno małe pomieszczenie: kasa biletowa. W środku, na jaskrawo seledynowej ścianie graffiti sąsiadują z plakatami kolejowych przewoźników ("W każdą stronę blisko Ciebie"). - Dopóki nie zmieni się gospodarz, będzie, jak jest - nie ma wątpliwości Kurowski.

Dworzec do wynajęcia

Co łączy Goczałkowice-Zdrój i Węgierską Górkę, poza zdewastowanymi budynkami dworców? Wielomiesięczne starania o przejęcie w dzierżawę budynków, których właścicielami są PKP. Dlaczego do dzisiaj się to nie udało? Bo, jak zgodnie mówią Kurowski i Kanik, PKP - mimo zapowiedzi, że dworce będą trafiać do samorządów - robi wszystko, by ich nie oddać.

Kurowski i Kanik, niezależnie od siebie, podają podobne scenariusze "negocjacji". Gmina występuje o wydzierżawienie budynku, a PKP formułuje niemożliwe do spełnienia warunki: wysoki czynsz, obowiązek generalnego remontu i utrzymywania całego budynku na koszt gminy oraz  dzierżawę na okres 29 lat, po upływie których PKP może, bez zwrotu zainwestowanej sumy, budynki odebrać. - Chcieliśmy zrobić muzeum i całodobowy posterunek policji - mówi o planach remontu dworca w Goczałkowicach-Zdroju wójt Kanik. - Ale warunki partnera były zaporowe.

Kanik nie kryje pretensji do PKP: - Jak ktoś nie ma pieniędzy na gospodarowanie budynkiem, to powinien go oddać, z obopólnym zyskiem. Ale logika zawsze była daleko od PKP.

Michał Wrzosek, rzecznik PKP: - Oddajemy dworce gminom, to tendencja ostatnich lat. Jeśli warunki jakiejś gminie nie odpowiadają, chętnie negocjujemy.

Kurowski: - W ogóle nie chcieli negocjować. Chcieli kasę. A sami nie zrobili z budynkiem nic.

Wrzosek: - Jeśli rzeczywiście zdarzyły się takie sytuacje, będą rozstrzygane na korzyść gmin. Trudno mi jednak w tych konkretnych przypadkach powiedzieć, która ze stron odmówiła rozmów.

Jak podaje PKP, gminy przejęły do tej pory ok. stu dworców. Nawet według ostrożnej oceny Michała Wrzoska, w połowie tych miejsc poprawiła się jakość budynków. Tyle że sto budynków to mniej niż 10 proc. ogółu czynnych polskich dworców.

Marek Chmurski, ekspert do spraw kolejnictwa, niechęć PKP do oddawania gminom dworców tłumaczy tak: - Polska kolej przechodzi reformy. Przewozami zajmują się różne spółki, a tych spod szyldu PKP ubywa. Dlatego główna działalność dawnej PKP będzie się w przyszłości koncentrować na administrowaniu dworcami.

Jak dodaje, dworce w rękach samorządów to jedna z bardziej realnych szans na uzdrowienie sytuacji. - I nie dotyczy to tylko małych i średnich budynków - mówi Chmurski. - Dlaczego Warszawa Centralna nie może należeć do miasta? Chodzi o to, by dworzec miał jednego gospodarza, w dodatku takiego, któremu zależałoby, aby stanowił atrakcyjną wizytówkę miasta.

Podobne wnioski pojawiają się też w wypowiedziach urzędników NIK. - Istnieje wiele przykładów świadczących o tym, że dworce będące pod opieką gmin mają się dobrze.  Niedawna kontrola w budynkach dworcowych zarządzanych przez grupę gmin Warszawskich Kolei Dojazdowych pokazała np., że stan bezpieczeństwa, dzięki skorzystaniu z usług firmy ochroniarskiej, jest niemal wzorcowy - mówi Tadeusz Pachowski, urzędnik, który uczestniczył w sporządzaniu raportu za 2008 r.

Co stanie się z polskimi dworcami, jeśli ich gospodarzem pozostanie spółka PKP S.A.? W aktualnym do dziś dokumencie NIK, poza opisem stanu faktycznego, znalazło się miejsce na prognozy: jeśli modernizacja będzie postępować w tym tempie, stan dworców w sposób widoczny poprawi się za sto lat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2010