Spóźnione rekolekcje

Jeden z najciekawszych portretów kobiecych w polskim kinie ostatnich lat zasłużył na lepszą oprawę.

07.12.2010

Czyta się kilka minut

Obecność "Joanny" w polskich kinach odnotować trzeba. Rodzimi twórcy rzadko decydują się oddawać pierwsze skrzypce postaciom kobiet - a szczególnie, kiedy akcja filmu odnosi się do czasów tak wybitnie "niekobiecych" jak wojna. Zamiast wielkiej batalistyki i mrożącej krew w żyłach konspiracji, trzeba odnieść się do cichego bohaterstwa dnia codziennego, do całej przyziemności bycia Penelopą, do niefotogenicznej krzątaniny szumnie zwanej walką o byt.

Najnowszy film Feliksa Falka buduje w tej scenerii sytuację tragiczną: młoda krakowianka z inteligenckiego domu w oczekiwaniu na powrót męża z oflagu ukrywa żydowską dziewczynkę. Ukrywa ją nie tylko przed Niemcami, ale właściwie przed całym światem. W czasach, kiedy na zamku wawelskim zamieszkał nowy smok, a ludzie szpiegują się nawzajem zza firanek i wizjerów, bliskość i obcość, wszelkie dotychczasowe relacje rodzinne, koleżeńskie, sąsiedzkie, nabrały zupełnie innego zabarwienia. Nikt nie może wiedzieć o istnieniu w życiu Joanny małej Róży. Nikt też nie może dowiedzieć się, jaką cenę płaci Joanna za swoją tajemnicę. W pierwszym przypadku bohaterce grozi śmierć z rąk okupanta, w drugim zaś grozi jej śmierć cywilna z rąk "swoich".

Róża

Joanna oddając się niemieckiemu oficerowi, wystawia na szwank reputację dobrej Polki. Niczym Felicja z "Jak być kochaną" zagrana niegdyś u Hasa przez Barbarę Kraftówną, by ratować drugiego człowieka, składa ofiarę ze swojego ciała. Ale tylko my, widzowie, znamy pełny wymiar tej ofiary. Największą tragedią Joanny jest bowiem jej całkowite osamotnienie w bohaterstwie. To postać, która nie mieści się w obowiązujących wówczas schematach, będąca jakimś przekręconym wariantem matki-Polki. Jej poświęcenie dla ciemnookiej Róży wznosi się ponad więzy plemiennej wspólnoty, a nawet podejmuje ryzyko ich definitywnego zerwania.

Jeden z najciekawszych portretów kobiecych w polskim kinie ostatnich lat z pewnością zasłużył na lepszą oprawę. Na mniej zgrzebną, niemalże telewizyjną inscenizację. Na dialogi, które nie zgrzytałyby deklaratywnością. Na lepsze poprowadzenie roli dziecięcej. Na paradoks zakrawa też sposób uhonorowania "Joanny" na ostatnim festiwalu w Gdyni: niezasłużone nagrody za scenariusz i reżyserię, zasłużone za kostiumy i charakteryzację, z całkowitym pominięciem tego, co było głównym atutem filmu - czyli tytułowej roli Urszuli Grabowskiej. To ona uwiarygodnia w naszych oczach tę postać. To właśnie dzięki wycyzelowanej aktorskiej kreacji jesteśmy gotowi uwierzyć, że w ciągu kilku tygodni możliwa była transformacja pięknej, młodej dziewczyny z wielką wolą życia w zniszczoną, starą kobietę z wyraźnymi oznakami obłędu. Film rozdaje swoje role w sposób wręcz podręcznikowy: heroiczna Joanna ratująca żydowskie dziecko, ohydny szmalcownik wpatrujący się w bransoletkę na małej żydowskiej rączce, a w tle biedni Polacy patrzący na getto w Podgórzu. W pierwszej scenie filmu żydowska dziewczynka cudem ocalała z łapanki znajduje schronienie w pobliskim kościele, podobnie zresztą jak w finale, choć będzie to już Kościół pisany wielką literą. Czy tak dalece posunięta poprawność nie kłóci się z gorzką prawdą o tamtych czasach, o nie zawsze chwalebnej postawie polskiego katolicyzmu wobec Zagłady?

Bożonarodzeniowa szopka

Film zrobiony z jak najlepszych intencji wygrywa wszędzie tam, gdzie przypomina o rzeczach niewygodnych czy wręcz bolesnych. Dzielni chłopcy z podziemia czasem mylili się, wykonując niesprawiedliwe, krzywdzące wyroki. Pośród znienawidzonych okupantów zdarzali się tak zwani "dobrzy źli Niemcy". Nie wszyscy sprawiedliwi doczekali się swojego drzewka w Yad Vashem, a prawdziwi polscy bohaterowie miewali twarze wybitnie niebohaterskie, jak grana przez Kingę Preis Staszka, plebejska i na pierwszy rzut oka moralnie dwuznaczna koleżanka Joanny. I wreszcie rzecz najtrudniejsza do przyjęcia: przy polskim stole wigilijnym brakowało czasem miejsca dla tych, których arbitralnie pozbawiono miana patriotów...

Jest zresztą coś zuchwałego w tej przekornej polskiej szopce bożonarodzeniowej, stworzonej przez Falka w filmie: leżąca w barłogu młoda kobieta, odrzucona przez wszystkich, i żydowskie dziecko, dla którego nie ma miejsca w żadnej gospodzie. Tak mocna figura aż woła o inny format dla filmu, który sprawia wrażenie wyjętego z lamusa. Rekolekcje z "Joanną" formalnie wydają się spóźnione o kilka dekad. Dzisiejsze polskie kino ciągle czeka na swoją "(A)pollonię" czy nowego "Dybuka". Na razie bliżej mu do "Sceny faktu" z teatru telewizji.

"JOANNA" - scen. i reż. Feliks Falk, zdj. Piotr Śliskowski, muz. Bartłomiej Gliniak, wyst. Urszula Grabowska, Sara Knothe, Stanisława Celińska, Kinga Preis, Halina Łabonarska, Izabela Kuna i inni. Prod. Polska 2010. Dystryb. ITI Cinema.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2010