Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trudno za ten chaos winić stronę rosyjską. Wprawdzie wstępny raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (tłumaczenie jest dostępne w internecie) może budzić wątpliwości: powstaje wrażenie, że Komitet bardzo chciał stworzyć przekaz, iż wśród czynników prowadzących do katastrofy nie ma absolutnie takich, za które odpowiedzialność ponosi ktoś po stronie rosyjskiej (kategorycznie brzmią stwierdzenia np. o pracy kontrolerów lotniska). Z drugiej strony Komitet poszedł "o jeden most za daleko", formułując równie kategoryczne tezy np. o procedurach w polskim lotnictwie. Brzmiałoby to wiarygodniej, gdyby nie ta asymetria w kategoryczności. Ale, mimo wątpliwości, raport dostarcza wielu informacji i zdaje się potwierdzać hipotezę, że przyczyną katastrofy był zbieg wielu czynników.
Ale to ciągle hipoteza. Choć więc jest coraz więcej danych, co się działo w ostatnich minutach lotu tupolewa, pogłębia się chaos wokół ich interpretacji - za co winę ponoszą polskie instytucje. Ich przedstawiciele często wypowiadają się tak, aby coś powiedzieć i uciec od odpowiedzialności za wnioski, jakie mogą z tego wynikać. Np. Pełnomocnik rządu przy rosyjskim Komitecie Edmund Klich rzuca newsa, że w kokpicie zarejestrowano jeszcze czyjś głos, i że wie, czyj, ale tego nie powie. Mówi też, że nikt nie naciskał na pilotów, a kilka dni później, że mogli być poddani presji. Wiele osób przyznaje, że zna zapisy "czarnych skrzynek" i puszcza sugestie o ich treści. I tak dalej. Trudno się dziwić, że "teorie spiskowe" i "teorie naciskowe" mają się dobrze. Czas, by swój wstępny raport o katastrofie przedstawiła strona polska.