Seul ustępuje talibom

Ci, którzy choć raz znaleźli się w takiej sytuacji, często wyznawali we wspomnieniach (spisywanych na emeryturze; aktywny polityk nie zwykł przyznawać się, że nie śpi po nocach), iż były to najtrudniejsze momenty w ich życiu. Że, bywało, obciążenie, jakiego wówczas doświadczyli, towarzyszyło im latami jako trauma. Bo jest to sytuacja, gdy nie ma dobrego wyboru, a decyzja, każda decyzja, skutkuje jakimś złem. Mowa o sytuacji, gdy polityk musi wybrać: ustąpić porywaczom czy trwać przy zasadzie, że z terrorystami się nie negocjuje - co może oznaczać czyjąś śmierć. To wybór między życiem konkretnych zakładników a racją stanu. Z tym wszelako, że pojęcie "racji stanu" nie jest tu abstrakcyjne: ustępstwo, czyli zaproszenie do kolejnych porwań jako metody skutecznej, stwarza w przyszłości zagrożenie dla życia innych ludzi, w tym momencie jeszcze nieznanych.

04.09.2007

Czyta się kilka minut

Rząd Korei Południowej wybrał pierwszą opcję: ustąpił talibom i w zamian za życie kilkunastu koreańskich zakładników zgodził się wycofać z Afganistanu do końca roku swój kontyngent wojskowy (dwustu ludzi, głównie lekarzy i inżynierów). Politycy południowokoreańscy postąpili przy tym bardzo "po azjatycku", byle nie utracić twarzy: argumentują, że decyzję o wycofaniu kontyngentu Seul i tak podjął już wcześniej. Kiepskie tłumaczenie, skoro talibowie i tak osiągnęli realny sukces - propagandowy i polityczny, bo stawiający w trudnym położeniu rządy państw, których obywatele staną się w przyszłości zakładnikami albo już nimi są - to np. przypadek Niemiec, które odmawiają wycofania swych 3 tys. żołnierzy w zamian za życie pojmanego inżyniera.

Innym rządom decyzja Seulu może wydać się tym bardziej oburzająca, że 23 Koreańczyków znalazło się w pułapce (co dla dwóch skończyło się śmiercią) poniekąd na własne życzenie: ci protestanccy misjonarze, "boży szaleńcy", ruszyli do Afganistanu nie po to, by budować np. studnie, lecz by nawracać muzułmanów. Ich misja byłaby ryzykowna nawet wtedy, gdyby nie było talibów. Ktoś mógłby rzec, że skoro beztrosko nie zachowali elementarnych środków ostrożności, powinni ponieść ryzyko swej misji do końca, jak XVII-wieczni apostołowie Azji... Dziś są wolni. Ale precedens został stworzony - i faktyczna wysokość rachunku za ich uwolnienie będzie znana dopiero, gdy (jeśli) dojdzie do kolejnych porwań.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2007