Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Odczytujemy ją w przekazie św. Łukasza. Odbiega ona nieco od wersji, jaką znamy z równoległej narracji Mateusza i Marka. Poprzez kilka niewielkich zmian redakcyjnych (prawdziwych „okruchów”) genialny Lekarz-Ewangelista wydobywa z opisywanego wydarzenia zupełnie nowe pytania. Najkrótszy jest zapis św. Mateusza: „do uszu tetrarchy Heroda doszła wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych, i dlatego moce cudotwórcze w nim działają” (Mt 14, 1n). Również w wersji św. Marka Herod jest przekonany, że zna „sekret” Jezusa, i aż dwukrotnie zdecydowanie stwierdza: „To Jan, którego kazałem ściąć, zmartwychwstał!” (zob. Mk 6, 14-16).
U św. Łukasza to nie Herod, lecz niektórzy ludzie twierdzą („mówi się”), że Jezus jest zmartwychwstałym Janem. Sam tetrarcha w to jednak nie wierzy. Chodzi mocno po ziemi. Jest przekonany, że zabił Jana raz na zawsze: „To ja ściąłem Jana – mówi. – Któż jest więc ten, o którym takie rzeczy słyszę?” (zob. Łk 9, 7-9). Nie przyjmuje ani nie powiela obiegowych odpowiedzi. Zaintrygowany (a nawet zaniepokojony) wieściami o wszystkim, co Jezus czyni, „chce Go zobaczyć” – w tłumaczeniu św. Hieronima nawet więcej: szuka/poszukuje (łac. quaerebat) po temu okazji. Nie czeka na przypadkowy traf; raczej dąży do spotkania. Jest w nim nie tylko pytanie, ale i pragnienie.
Św. Łukasz otwiera nas w ten sposób na ciąg dalszy owej perykopy, który odnajdujemy w 23. rozdziale jego Ewangelii. Oto marzenie Heroda się spełnia. W Wielki Piątek. Piłat – upewniwszy się, że Jezus jest Galilejczykiem (a więc podlega jurysdykcji Heroda) – odsyła Go do tetrarchy. Teraz już nie zdziwimy się, że „na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć” (Łk 23, 8; podkr. własne). To prawda. Czekał na to spotkanie przez cały czas publicznej działalności Jezusa, przedstawionej przez Ewangelistę w formie trzech kolejnych etapów drogi do Jerozolimy (Łk 9, 51 – 19, 27). Długo czekał; i doczekał się. Natychmiast zasypał Go pytaniami, które w sobie nosił i które w nim narosły. Miał też nadzieję, że Jezus wykona dlań jakiś znak (Łk 23, 9 i 8b).
„Lecz Jezus nic mu nie odpowiedział...”. Milczał. Oskarżany gwałtownie iciągle przez arcykapłanów i uczonych w Piśmie. Czy rzeczywiście oznacza to jednak, że Herod nie dostał żadnej odpowiedzi? Czy Chrystus zlekceważył jego oczekiwania i pragnienia? Nie dał mu żadnego znaku? Ależ dał. Największy znak! I jedyny przeznaczony dla pokolenia „szukającego znaku” – znak Jonasza (zob. Łk 11, 29nn) – znak Jezusa z odwagą i w milczeniu wchodzącego w Wydarzenie Paschalne, znak największej miłości, jaką ma Ten, który oddaje życie za swoich przyjaciół. Znak śmierci i wywyższenia na krzyżu – ku zmartwychwstaniu i wywyższeniu po Prawicy Ojca. Najwłaściwszy znak – ten, dla którego przyszedł na ziemię i do którego odsyłały wszystkie inne znaki czynione wcześniej i później – ważne nie same w sobie, lecz jako potwierdzenie Jego właściwego posłannictwa (por. Dz 2, 22). Jezus wyszedł Herodowi naprzeciw w najważniejszym momencie swojej misji. To nie jest tak, że Herod nie otrzymał odpowiedzi. On wzgardził odpowiedzią, którą otrzymał. Czy on jeden? ©