Rok ów

Jeden temat, dwóch autorów i dwie książki. Czytane razem – dają lekturę idealną.

21.06.2015

Czyta się kilka minut

Od 1945 r., Polska i Czechosłowacja prowadziły spór graniczny o Ziemię Kłodzką, także poprzez demonstracje i msze polowe. Klęczą przedstawiciele władz, m.in. gen. Stanisław Popławski (trzeci z lewej), obok wiceprezydent KRN St. Grabski, 5 maja 1946 r. / Fot. PAP
Od 1945 r., Polska i Czechosłowacja prowadziły spór graniczny o Ziemię Kłodzką, także poprzez demonstracje i msze polowe. Klęczą przedstawiciele władz, m.in. gen. Stanisław Popławski (trzeci z lewej), obok wiceprezydent KRN St. Grabski, 5 maja 1946 r. / Fot. PAP

Ludzie koło dwudziestki wystają całymi dniami na dworcach małych miast, nie oczekując żadnego pociągu czy czegokolwiek innego. Można tam być świadkiem desperackich prób drobnych kradzieży podejmowanych przez nerwowych młokosów, którzy złapani na gorącym uczynku hardo potrząsają grzywką, patrzeć na młode podchmielone dziewczęta uwieszone u szyi alianckich żołnierzy lub wpółleżące na ławach poczekalni obok pijanych Murzynów”.


Obrazek ten pochodzi z przejmującego reportażu „Niemiecka jesień”, w którym szwedzki pisarz i dziennikarz Stig Dagerman opisał swoje gorzkie doświadczenia z podróży po Niemczech roku 1946. To, co wtedy zobaczył, wstrząsnęło nim do głębi. Ogromne zniszczenia, powszechny marazm, głód i niepewność jutra, farsa denazyfikacji, niesprawiedliwość. Rodziny gnieżdżące się w norach, mnóstwo sierot, tysiące ludzi bez zajęcia i celu. W rok po zakończeniu wojny prawie nikomu nie żyło się lepiej – poza grupą cwaniaków i oportunistów, którzy w bezwzględny sposób zapewnili sobie – i swoim bliskim – bezpieczeństwo i dostatek. Niemcy nie podnosiły się z kolan – Niemcy trwały w upadku.

Już nie wojna, jeszcze nie pokój

Choć sytuacja upokorzonego agresora, zaznającego słusznej zemsty aliantów – była najfatalniejsza z fatalnych, to jednak sceny, które Dagerman oglądał w Hamburgu, Berlinie, Monachium czy Zagłębiu Ruhry, były charakterystyczne również dla innych krajów wystawionych na straszny żywioł wojny światowej.
Koniec wojny nie oznaczał wcale nastania epoki dobrobytu, spokoju i prawości. Europa zmieniła się w krainę po spełnionej apokalipsie. Przerwana została ciągłość działania instytucji publicznych i władzy. Obyczaje i moralność zdominowała chęć przetrwania. Stąd tak liczne w latach powojennych akty przemocy, kradzieże, morderstwa, przypadki prostytuowania się w zamian za żywność, zajmowania cudzej własności i rekrutowania spośród pokonanych – albo po prostu: słabszych – quasi-niewolników, którym można było zlecać najcięższe prace. To również pora krwawych odwetów – na Niemcach, kolaborantach, zdrajcach, kochankach wroga etc.; samosądów, tumultów i napięć etnicznych, w efekcie których multikulturowe niegdyś wspólnoty obracały się w jednorodne społeczności. Europa tętniła od wędrówek ludów – miliony wracały do domów, uciekały, szukały dla siebie przyjaznych ojczyzn po wypędzeniu. A wszystko to w krajobrazie surrealnej destrukcji, wypalonych metropolii, miasteczek i wsi, obróconej w pył infrastruktury, świeżych grobów, zalegających wszędzie zwłok i wraków.
Z chaosu, terroru i anarchii wyłaniał się powoli nowy porządek – tworzono nową mapę kontynentu, do głosu dochodziły te pokolenia i klasy społeczne, których dotąd nie słuchano. Rozpoczęto mozolną odbudowę, przystąpiono do wymierzania kar za zbrodnie i niszczycielskie zapędy. Działy się niesamowite, fascynujące sprawy. Pewnie dlatego ów decydujący moment w historii od jakiegoś czasu przyciąga uwagę badaczy i pisarzy. Zorientowano się, że między masywnymi blokami dziejów najnowszych – II wojną światową i zimną wojną – jest paroletni okres, od drugiej połowy roku 1944 do roku 1947 lub 1948, który wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom. Już nie wojna, a jeszcze nie w pełni pokój, ład, normalność. Połowa rewolucyjnej wręcz dekady, w trakcie której demontowano stare i próbowano zbudować lepszą Europę.


Warto wymienić tutaj „Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej” Keitha Lowe’a, jak i szeroko komentowaną u nas książkę Marcina Zaremby „Wielka trwoga. Polska 1944–1947”, czy „Konteksty przełomu 1944–1945” Jacka Chrobaczyńskiego, „Paryż wyzwolony” duetu Beevor–Cooper i „Prześnioną rewolucję” Andrzeja Ledera, który sporą część swojego wywodu poświęca opisaniu tużpowojennego fermentu w Polsce, oraz początkowe partie monumentalnego „Powojnia” Tony’ego Judta. Ciekawą lekturą dla polskiego czytelnika może być ukazujące się właśnie (18 lat po angielskiej premierze) „Budowanie Polski Ludowej. Robotnicy a komuniści 1945–1950” Padraica Kenneya, rzecz o konflikcie młodego państwa ze społeczeństwem.

Nowe spojrzenie, nowe rozdanie

W 70. rocznicę zakończenia II wojny na polskim rynku pojawiły się dwa nader interesujące tytuły, które wpisują się w ten nurt, ale koncentrują na samym roku 1945. To „Rok zerowy. Historia roku 1945” Iana Burumy (wydanie amerykańskie – 2013) i „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej.


Burumie udało się zerwać z europocentryzmem. Tendencje typowe dla powojennej Europy okazują się być takimi również dla (północnej) Afryki czy Azji. Chodzi zarówno o eksplozje niepohamowanego okrucieństwa, których ofiarami padali okupanci, mniejszości etniczne i uznani za zdrajców, jak i pragnienie wolności – wyswobodzenia się po latach spod jarzma imperiów. Dawne potęgi – Anglicy, Francuzi i Holendrzy – chciały po zakończeniu wojny jak najszybciej wrócić do ułożonych pod siebie gier, ale okazało się, że ich partnerzy wywrócili stolik i zażądali nowego rozdania. Triumfalny pochód armii japońskiej w latach 1941-42 dowiódł, że biali nie są wcale tak silni i niepokonani; ta lekcja dodawała śmiałości. Mieszkańcy Holenderskich Indii Wschodnich, Indochin i Malajów nie myśleli dalej służyć kolonizatorom i godzić się na eksploatację swoich krajów; rozpoczęły się niepokoje i masakry. Takie same zajścia miały miejsce w Algierii. I choć na niepodległość wszyscy oni musieli jeszcze poczekać, to rok 1945 był tym, od którego zwieńczona triumfem walka się zaczęła.


Azjatycki wątek u Burumy nie ogranicza się do dekolonizacji. Równie ciekawa jest opowieść o wojnie domowej w Chinach i starciu Mao Zedonga i Czang Kaj-Szeka, o pokonanej Japonii, w której – jak i w Niemczech – elity i generalicja trzymały się nadal świetnie, a osąd winnych i oczyszczanie kadr często przeradzały się w farsę, o pękającej na pół Korei i zagładzie Mandżukuo.


Innym ważnym aspektem roku 1945, na który zwraca uwagę Buruma, są uwolnione dzięki wojnie procesy emancypacyjne. „Brytyjscy robotnicy, którzy ryzykowali życie za króla i ojczyznę, nie mieli już ochoty żyć w starym systemie klasowym i pozbyli się Winstona Churchilla ze stanowiska zaledwie dwa miesiące po kapitulacji Niemiec. (…) Kobiety z najlepszych rodzin chodziły pieszo na wieś, aby wymieniać rodzinne pamiątki na żywność. Ubodzy niegdyś chłopi mieli gotówkę. (...) Brytyjki i Amerykanki, które wojna wysłała do pracy, wcale nie miały ochoty wracać do domu i do stanu podporządkowania, rezygnując tym samym ze świeżo uzyskanej niezależności ekonomicznej”. W przypadku kobiet do zmian dochodziło także w sferze obyczajowo-erotycznej i politycznej; w latach 1944-48 prawa głosu otrzymały Francuzki, Włoszki, Belgijki, Japonki, Rumunki i Jugosłowianki.
Oczywiście „Rok zerowy” to nie tylko dekolonizacja i emancypacja. Buruma nie zapomina o bratobójczych walkach w Grecji, szoku i konsekwencjach wywołanych odkryciem przez aliantów niemieckich obozów zagłady, dipisach, tragicznym losie Żydów, którzy daremnie usiłowali powrócić do swoich rodzinnych miejscowości, okupacji Niemiec i Japonii czy powołaniu międzynarodowych organizacji stojących na straży światowego bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Cokolwiek po macoszemu potraktował jednak wydarzenia roku 1945 na wschód od Niemiec. Mało tu Europy Środkowej i Wschodniej – dziwić może też brak Indii i Palestyny – a Polska, choć to zarzut nie tyle może jakościowy, co ilościowy, ograniczona została do ponurego obszaru wyznaczonego przez Łambinowice i miejsca grabieży pożydowskiego mienia.

Małe losy, wielkie dramaty

Książka Magdaleny Grzebałkowskiej jest od książki Iana Burumy krańcowo odmienna. Jej „1945” to narracja reporterska zorientowana na opowieści prywatne, indywidualne losy, poprzez które ujrzeć można dramaty całych narodów, wyroki Historii, mającej za nic czyjeś uczucia, przywiązanie do miejsca urodzenia i życie.
W przeciwieństwie do Burumy, który tylko raz czy dwa pozwala sobie na osobiste wtręty – tam gdzie nadmienia o wojennych doświadczeniach ojca – Grzebałkowska jest w swojej książce obecna. Z różnym natężeniem, ale jednak. Świadomie czyni siebie jedną z postaci – opisuje podróże szlakiem bohaterów „1945” i przygody przy poszukiwaniach ostatnich świadków tamtych zdarzeń, rozmawia z nimi – albo z tymi, którzy ich znali i pamiętają, dzieli się z czytelnikiem wątpliwościami natury etyczno-literackiej – nie jest przekonana, czy właściwe jest pisanie o cudzym bólu i stracie z bezpiecznego dystansu, komfortowej pozycji osoby, która nie zaznała tych horrorów.


Różni „1945” od „Roku zerowego” także sposób, w jaki została zorganizowana narracja. „Rok zerowy” to typowa praca eseistyczno-historyczna z pojedynczą wkładką fotograficzną, zaś „1945” stara się działać na różnych poziomach. Jest nasycony materiałem fotograficznym – zdjęcia oficjalne i prywatne podążają w ślad za opowieścią – zawiera też kalendarium i zbiory anonsów prasowych z tego szczególnego roku. W tych anonsach na przestrzeni dwóch-trzech zdań objawiają się bolączki Polaków, ich losy, klęski i nadzieje. „Dziennik Polski”, 10 października 1945 r.: „Nauczyciel, były więzień Oranienburga, prosi o pożyczenie lub ofiarowanie mu koca. Nauczyciel, Kraków, Lubicz 3, Schronisko”. „Życie Warszawy”, 24 sierpnia 1945 r.: „Oddam dziecko na własność w dobre ręce. Dziewczynka wiek 4 miesiące. Nieochrzczona. Zrozpaczona matka, Mokotów, Lewicka 14”.


Buruma miał ambicje globalne, Grzebałkowska zaplanowała książkę na mniejszą skalę – interesują ją sprawy polskie wymiennie ze sprawami polsko-niemieckimi. Choć zdarzają się relacje o stosunkach polsko-ukraińskich (Sanok) czy wątek żydowski, który reprezentuje reportaż o podopiecznych i wychowawcach domu dziecka w Otwocku.


W rezultacie „1945” jest zbiorem opowieści tyleż interesujących, co przewidywalnych. Szaber na Ziemiach Odzyskanych, dzieje przesiedleńców i brutalna niekiedy wymiana ludności z rdzennej na polską, życie i działalność Bolesława Drobnera ze szczególnym uwzględnieniem jego trwającej 36 dni prezydentury w zrujnowanym, wyzwolonym Wrocławiu, komendant Czesław Gęborski i bestialskie praktyki w obozie w Łambinowicach, Warszawa pierwszych miesięcy wolności – cuchnąca, zagruzowana i niebezpieczna, śmierć pasażerów storpedowanego „Wilhelma Gustloffa” w lodowatych wodach Bałtyku, paniczna ucieczka Niemców przed walcem sowieckiej ofensywy.
Mimo tej przewidywalności, książkę Grzebałkowskiej czyta się łapczywie. Autorka z wprawą dawkuje napięcie, umiejętnie łączy kolejne wątki i postacie, ma oko do detali i ucho do wychwytywania fraz. Ma rękę do bohaterów – ci, o których opowiada, są prawie bez wyjątku ludźmi frapującymi, wielowymiarowymi.
„1945” to kawał reportersko-historycznej roboty i solidny wkład do publicznej debaty o naszej pamięci i doświadczeniach tamtego roku, ale nie jest to książka bez wad.


Razi, że ze swojego pola widzenia autorka usunęła tak istotne punkty na tużpowojennej mapie Polski jak Łódź i Lublin; że pominęła wieś. Niektóre z reportaży sprawiają wrażenie budowanych pospiesznie, płytkich, niejako na siłę w takim stanie wprowadzonych do książki – jak choćby „Breslau/Wrocław” czy „Czerwone znamię”. Nieudanym zabiegiem są infantylne wtrącenia, w których pojawia się rodzina autorki, czy naiwne, pretensjonalne spekulacje w rodzaju: „(…) nigdy nie wyłam z rozpaczy nad przeręblą, do której przed chwilą wpadły moje dzieci. Nie wiem więc, czy mam prawo mówić, że potrafię sobie wyobrazić, jak było zimą 1945 roku”.
Czytane równocześnie, książki Burumy i Grzebałkowskiej dają wyobrażenie, jak mogłaby wyglądać książka idealna o roku 1945: połączenie epickiego oddechu i spojrzenia totalnego z wrażliwością i wyczuciem reportera, który potrafi oddać wyjątkowość, nieszczęścia i radości jednostek. Na taką książkę jeszcze poczekamy. ©

Ian Buruma, „Rok zerowy. Historia roku 1945”, PWN, Warszawa 2015

Magdalena Grzebałkowska, „1945. Wojna i pokój”, Znak, Kraków 2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2015