Ukrywalne mieszkanie

Prowizoryczny azyl jedynie czasowo zapewniał iluzję bezpieczeństwa – ukrywający się byli ciągle zagrożeni przez Niemców, granatowych policjantów czy wścibskich sąsiadów tego, który im schronienia udzielał.

30.05.2022

Czyta się kilka minut

Dąb Józef w Wiśniowej, 2013 r. / DARIUSZ TYRPIN
Dąb Józef w Wiśniowej, 2013 r. / DARIUSZ TYRPIN

Miejsce i zdarzenia, które w swo- jej przejmującej książce „Już nie chcę być człowiekiem. Opowieść o przetrwaniu Zagłady” opisuje Pieter van Os, to symbole tragicznego losu tysięcy Żydów podczas II wojny światowej.

„Raz dziennie podczas karmienia świń gospodyni rozrzucała niezjedzone przez członków rodziny resztki obok koryta w chlewie. Przez niewielki otwór w podłodze trafiały one do pięciu wygłodniałych, przebywających w ukryciu osób. Mąż kobiety uważał, że Żydów nikt nie będzie szukał pod podłogą chlewu. Miał rację. Troje z nich przeżyło wojnę (...).

Fragment zabudowań jeszcze stoi. Służy obecnie za komórkę na narzędzia w ogrodzie otaczającym budynek z późniejszych czasów. Przez dziesięciolecia, pod wpływem słońca i deszczu, ściany nabrały odcienia mysiej szarości. Z nowego domu oddalonego o jakieś piętnaście metrów odpada tynk, spod którego wystają układane naprędce cegły. Komórka symbolizuje daleką przeszłość, dom – przyszłość, która też już minęła” (przeł. Iwona Mączka).

Ci, którzy nie uwierzyli w obłudne zapewnienia władz niemieckich, że zostaną tylko przesiedleni – albo których zdołano w porę ostrzec, czym owo „przesiedlenie” w istocie jest, albo też ci, którzy uciekli w ostatniej chwili z transportu bądź pacyfikowanego właśnie getta – musieli szukać ratunku poza miejscem dotychczasowego zamieszkania, w nieznanej okolicy, po częstokroć wśród obcych, nieprzyjaznych ludzi. Niekiedy sam zbawca i opiekun okazywał się bezwzględnym szantażystą lub denuncjatorem. Bywało i tak, że „wymawiał” raptem lokum ze strachu przed represjami, które mogły dotknąć jego rodzinę i całą wieś.

Ale nawet i przetrwanie wojny w ukryciu nie gwarantowało przeżycia, powrotu do świata. Żydzi z kryjówki pod chlewem w Godlewie Wielkim, o których napisał Os, rodzice i córka, wprawdzie szczęśliwie doczekali wyzwolenia, ale tuż po nim – i po wyjściu na powierzchnię – zostali brutalnie zamordowani przez miejscowych Polaków przeświadczonych, że mają do czynienia z żydowskimi bogaczami. „A ci ludzie nie mieli nic”.

Dąb, życie wewnętrzne

Wystawa Natalii Romik zatytułowana „Kryjówki. Architektura przetrwania”, którą oglądać można w warszawskiej Zachęcie, a od 4 sierpnia w TRAFO Trafostacja Sztuki w Szczecinie, to nowatorskie, wieloaspektowe ujęcie tematu kryjówek, w których Żydzi szukali ujścia przed śmiercią z rąk niemieckich nazistów i ich lokalnych antysemickich pomagierów na terenie okupowanej Polski i Ukrainy.

Dotąd „nie zajmowano się (...) architekturą kryjówek, ich materialnym kształtem, tym, jak wyglądają teraz. Tym, kto konkretnie się w nich ukrywał i kto był ich budowniczym” – wyjaśniała Romik w niedawnej rozmowie z Jakubem Majmurkiem na łamach portalu „Krytyki Politycznej”. Z kolei Aleksandra Janus, która współpracowała naukowo z Romik przy „Kryjówkach”, dopowiadała: „temat był opracowany przede wszystkim z perspektywy archiwów, pamiętników i wspomnień. My z kolei skupiałyśmy się na materialności, to ona była punktem wyjścia. Robiłyśmy oczywiście kwerendę, ale interesowało nas nie tylko to, co o kryjówkach napisano, ale też to, jak realnie były skonstruowane”.

W rezultacie sednem projektu byłoby pokazanie, twierdzi Romik, „jak narzędzia właściwe polu architektury mogą nam pomóc w dostarczeniu wiedzy o samych kryjówkach, ale także o złożoności Holokaustu, zwłaszcza w małych miastach, na obszarach wiejskich, w naturze”.

Obie mają świadomość, że za kilka, góra kilkanaście lat żaden ze świadków, ofiar i sprawców nie będzie już żył, a ilość świadectw holokaustowo-wojennych, wciąż czekających gdzieś tam na swoje odkrycie, nie jest przecież nieskończona. Stąd zauważalny zwrot badawczy ku temu, co długo uznawano za margines, kontekst albo tło Zagłady.

Kościec wystawy tworzą multimedialne opowieści o dziewięciu kryjówkach. Są to – dąb Józef w Wiśniowej na Podkarpaciu, liczący sobie obecnie ponad 650 lat, w którego pustym wnętrzu schronienie znaleźli bracia Denholzowie, okryty macewami dół na cmentarzu przy Okopowej w Warszawie, pomieszczenie wydrążone pod domem w ukraińskiej Żółkwi (ukrywało się tu osiemnaście osób!), schron w klasztorze sióstr niepokalanek w Jarosławiu, kryjówka w lwowskiej kanalizacji miejskiej, piwnica pod kamienicą we Lwowie, dwie jaskinie w Ukrainie i masywna, pakowna szafa z Huty Zaborowskiej z przeszywającą inskrypcją na jednej z wewnętrznych ścianek: „Ta szafa jest moim ukrywalnym mieszkaniem od dnia 21 lutego 43 r. do 25 kwietnia 43 r.”.

Obok konwencjonalnej narracji, na którą składają się opisy, nagrania wideo i audio, dokumentacja fotograficzna oraz utensylia z epoki, równorzędną część wystawy stanowi sztuka zmaterializowana w dziewięciu rzeźbach.

„Od początku zakładałam, że będziemy chcieli w ten sposób przedstawić ślad trudno dostępnych miejsc pamięci. Te rzeźby to odlewy fragmentów kryjówek: wejścia pod podłogę w Żółkwi, kamienia z kanalizacji we Lwowie, żarna z jaskini Ozerna czy fragmentu grobu-bunkra na cmentarzu żydowskim w Warszawie. Były robione wspólnie z Agą Szreder, Rafałem Żwirkiem i Oleksijem Konoshenko. Zostały pokryte srebrem o najwyższej próbie przygotowanym przez Piotra Pelca z Pracowni Konserwacji Zabytków we Wrocławiu. Idea wywyższenia w ten sposób brudnej, prowizorycznej, często niewidocznej architektury też jest bardzo ważna” – deklarowała Romik.

Efektem jest przenikanie się i uzupełnianie dyskursu naukowo-reminiscencyjno-opisowego z żywiołem artystycznym. Dzięki temu widzowi dane jest aktywnie uczestniczyć w licznych mikrowydarzeniach o wspólnej treści, ale jakże rozmaitych pod względem formy – od wyświetlanego na ekranie zapisu penetracji dębu Józef kamerą endoskopową, który przywodzi na myśl już to odkrywanie wraku na dnie morza, już to transmisję z wnętrza ludzkiego ciała, przez adorację połyskujących w lekkim półmroku rzeźb, po zgłębianie przeszłości w najobszerniejszej z trzech sal oddanych wystawie. Tam znajdziemy istną hydrę pamiątek – tyczą się one nie tylko owych dziewięciu kryjówek „wywyższonych” za pomocą rzeźb i srebra.

W gablotach wyeksponowano zdjęcia, modele, przekroje, mapki i zachowane detale żydowskich azyli, przedmioty codziennego użytku, które należały do ukrywających się, ich fotografie rodzinne, drzewa genealogiczne, dokumenty osobiste, powojenne relacje. Możemy zobaczyć, jak dzisiaj wyglądają same kryjówki – lub miejsca po tychże – ich otoczenie architektoniczne, przyrodnicze, ludzkie, i obejrzeć krótkie filmy, w których opowieści ocalonych, świadków oraz badaczy przeplatają się z riserczersko-eksploratorskimi działaniami Janus i Romik.

Odcięte części

Przy powstawaniu wystawy korzystano z pracy i wiedzy osób spoza kręgu profesjonalnych „zagładologów”. Angażujący umysł i zmysły projekt nie jest wyłącznie owocem mrówczej pracy pojedynczej autorki, ale efektem użycia najnowszej techniki – w tym przypadku między innymi echogramu, skanów 3D, datowania radiowęglowego techniką LSC, pomiarów geodezyjnych i optycznych, wizualizacji, czułych, niewielkich kamer – oraz nieortodoksyjnego podejścia do tematu i doświadczeń specjalistów z najróżniejszych dziedzin: historii, dendrochronologii, archeologii, geodezji, architektury. Nad odszyfrowaniem tej swoistej wiadomości sprzed blisko osiemdziesięciu lat trudził się więc kolektyw, zawiązywane były długotrwałe, pożyteczne sojusze ponad granicami dyscyplin i krajów (bo z udziałem naukowców i naukowczyń z Ukrainy). Dopiero ów zbiorowy wysiłek pozwala nam lepiej zrozumieć i przede wszystkim z o b a c z y ć, czym tak naprawdę były kryjówki w czasie wojny.

By wyjść z wystawy, należy minąć wielką, białą tablicę, na której uwieczniono cytat z Emanuela Ringelbluma: „Gdy Żyd znalazł się po aryjskiej stronie, miał przed sobą dwie ewentualności: zostać »na powierzchni« albo pójść pod ziemię”. Ringelblum między zimą 1943 a zimą 1944 r. ukrywał się wraz z rodziną w bunkrze poza obszarem getta i stamtąd zawiadywał organizacją Oneg Szabat, dokumentującą zagładę narodu żydowskiego.

W eseju „Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej”, z którego pochodzi ów wyimek, pisał: „Większość Żydów po aryjskiej stronie przebywa »pod powierzchnią«. Mieszka w schronie albo po prostu w ostatnim pokoju. Od osoby, która przez pół roku mieszkała w ostatnim pokoju, słyszałem, ile kunsztu trzeba w to włożyć, by sąsiedzi ani znajomi nie dowiedzieli się, że w mieszkaniu przebywa Żyd”. Ringelblum dokonał jednej z pierwszych prób opisu i klasyfikacji kryjówek: „do najpopularniejszych należały odcięte części pokojów lub zamaskowane pokoje, alkowy, odcięte części strychów, piwnic itp. W mieszkaniach parterowych przerabiano piwnice na schrony, łącząc je klapami z mieszkaniem”.

Choć po wojnie o kryjówkach pisali tacy wybitni badacze jak Barbara ­Engelking czy Jacek Leociak, to ­dopiero opublikowana dekadę temu praca Marty ­Cobel-Tokarskiej zatytułowana ­„Bezludna wyspa, nora, grób. Wojenne ­kryjówki Żydów w okupowanej Polsce” wydaje się ujęciem najpełniejszym, kompleksowym, w perspektywie którego uwzględniono także kryjówki małomiasteczkowe, wiejskie, polne i leśne. Istotne wzbogacenie stanowią ponadto publikacje z serii Biblioteka Świadectw Zagłady, przygotowywanej przez zespół Centrum Badań nad Zagładą Żydów, ze szczególnym uwzględnieniem takich tytułów jak „Tyleśmy już przeszli... Dziennik pisany w bunkrze (Żółkiew 1942-1944)” Clary ­Kramer (to właśnie ta kryjówka jest jedną z opisywanych na wystawie w ­Zachęcie), „Czytając gazetę niemiecką... Dziennik pisany w ukryciu w Warszawie w latach 1943-1944” Jakuba Hochberga, „Sny chociaż mamy wspaniałe. Okupacyjne dzienniki Żydów z okolic Mińska Mazowieckiego” czy „Nie wiemy, co przyniesie nam kolejna godzina... Dziennik pisany w ukryciu w latach 1943-1944” Moszka Bauma.

Jolanta Brach-Czaina napisała w jednej ze swoich książek, że „schowki budujemy w świecie nieprzyjaznym”. Fakt, że tuż obok nas, u naszych sąsiadów Ukraińców, z lęku przed bombardowaniami i ostrzałem ludzie tygodniami wegetują w schronach, piwnicach i tunelach metra – albo kryją się w ruinach i lasach, by nie paść ofiarą morderców i gwałcicieli w mundurach armii rosyjskiej – uświadamia nam z pełną goryczą i mocą, że wciąż niestety odległy jest dzień, gdy kryjówki będą tylko eksponatami bądź zapisanym wspomnieniem z dziwacznej, zamierzchłej przeszłości. ©

Natalia Romik, KRYJÓWKI. ARCHITEKTURA PRZETRWANIA, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki (31.03–17.07.2022); TRAFO Trafostacja Sztuki w Szczecinie (4.08–6.11.2022).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2022