Ręka architekta

To rzeczywiście świetna ręka: projekty budowli, szkice dekoracji czy nagrobków przyciągają urodą. W Warszawie można oglądać wystawę archiwum rysunkowego najlepszego architekta działającego w XVII-wiecznej Rzeczypospolitej - Holendra Tylmana van Gameren.

13.07.2003

Czyta się kilka minut

Badacz twórczości Tylmana Stanisław Mossakowski wyliczył aż 75 budowli z nim związanych. To wielka spuścizna, nieporównywalna z żadnym innym działającym na ziemiach polskich architektem. A do tego rysunkowe archiwum, zachowane w 80 procentach. Około 800 architektonicznych rysunków jest „atrakcją na skalę europejską”, jak zapewnia Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego, w którym wystawa Tylmana jest pokazywana.

Znalazły się na niej przede wszystkim projekty i szkice do zachowanych dzieł Tylmana, ale także do tych, które już nie istnieją. Wreszcie możemy oglądać projekty, które zapewne nigdy nie zostały zrealizowane. W zbiorze Tylmana znalazły się też rysunki innych twórców, którymi architekt posługiwał się w swojej pracy. Wśród różnych ciekawostek można zobaczyć profil głównego gzymsu kościoła Sakramentek w Warszawie, czyli, mówiąc inaczej, szablon jego kształtu. Jest tu także „chiromantyczny diagram lewej dłoni niezidentyfikowanej osoby” oraz domniemany autoportret samego Tylmana. Katalog obejmuje ponad sto czterdzieści pozycji, starannie wybranych z bogatego zbioru przechowywanego w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Z tego niezwykłego zespołu przepadło 180 rysunków spalonych w Powstaniu Warszawskim.

Tylman van Gameren urodził się w 1632 roku w Utrechcie, w rodzinie znanych w mieście pasztetników. „Wytwórnia przysmaków z gęsich wątróbek i innych specjałów, prowadzona przez dziadka Tylmana, Jana Gerritszoona van Gameren, mieściła się w domu zwanym de Trapgans (Pod Dropiem), przy Teelingstraat, nieopodal gęsiego targu”. Te precyzyjne informacje pochodzą z tekstu holenderskiego znawcy Tylmana, Konrada Ottenheyma. O rodzinie da się powiedzieć wiele, sprawa edukacji Tylmana w Holandii jest już słabiej udokumentowana. Jeszcze gorzej rzecz ma się z włoskim, a ściślej - weneckim rozdziałem biografii przyszłego nadwornego architekta królów polskich. Musiał mieć dobrą pozycję, ale jako malarz, bo w takiej roli został wymieniony w poemacie Marco Boschiniego „Carta del navegar pitoresco”: „że kolory-stą jest szczególnie wytwornym, świetnym malarzem aktów i scen mitologicznych”. Nie znamy jednak żadnego zachowanego obrazu jego autorstwa ani w Holandii, ani w Wenecji, ani w Polsce.

Przebywającego nad laguną Holendra sprowadził nad Wisłę na zaproszenie Jerzego Sebastiana Lubomirskiego jego syn Stanisław Herakliusz. Sprowadził go jako inżyniera, specjalistę od fortyfikacji. Tylman przybywa do Polski w 1661 roku, w 1672 Michał Korybut Wiśniowiecki mianuje gonadwornym architektem, w 1676 Jan III Sobieski podczas swojej koronacji pasuje go na kawalera Złotej Ostrogi, tym samym nobilitując, w 1685 dekret sejmowy potwierdza jego szlachectwo. Ożeniony ze szlachcianką Anną z Komorowa, Tylman zmarł w 1706 roku, zamożny i szanowany.

Tylman z Gameren to nowy typ architekta: architekt-projektant, nie nadzorca i wykonawca. Jego działalność nie wykracza poza kartki żeberkowanego papieru, najczęściej z papierni Lubomirskich w PorębieWielkiej. Rysuje ołówkiem, potem poprawia piórem zanurzonym w brązowym tuszu. Używa linijki, cyrkli. Jest oszczędny i zdyscyplinowany, nie posługuje się perspektywą, nanosi swoje projekty płasko na papier, czasem dopełnia je kolorami. Inaczej rzecz wygląda, gdy zabiera się za projekty ołtarzy, nagrobków, rzeźb - wtedy jest swobodny, szkicowy, ekspresyjny. W te projekty wkracza teatralność i dramatyczny gest, są pełnoplastyczne, lawowane, bogate. Znać w nich umiejętności malarza i wielką sprawność. Tak jest w najlepszym może tego typu rysunku - projekcie nagrobka Pawła Jana Sapiehy dla kościoła Kartuzów w Berezie.

Trudno myśleć o sztuce polskiej XVII i XVIII wieku bez Tylmana. Trudno przecenić jego rolę, znaczenie i wpływ. Na jego indywidualny styl wpłynęła zarówno chłodna barokowa architektura Holendra van Campena, jak i dojrzały barok włoski Lon-gheny i Berniniego. Jednak, jak podkreślają badacze, „niebo i zwyczaj polski” wywarły na artyście również swoiste piętno.Polegało to również na respektowaniu krajowego poziomu wykonawczego. „Stąd owe pseudopilastry, lizeny czy podziały ramowe, uproszczone do minimum belkowania i skromne profile gzymsów, unikanie kolumn i bogatszego decorum, cegła i tynk, a tylko wyjątkowo kamień czy marmur” -pisze Mossakowski. I trudno temu zaprzeczyć, patrząc z bliska choćby na detale pałacu w Nieborowie. Jednak gdy przedsięwzięcie było lepiej nadzorowane czy zwyczajnie lepiej opłacane, od razu zyskiwało na artystycznych i estetycznych walorach, jak warszawski Pałac Krasińskich.

Warszawska wystawa była w ubiegłym roku pokazywana w Amsterdamie, podobno została tam dobrze przyjęta. Z myślą o Holendrach wykonano makiety kilku budowli Tylmana, także tych nieistniejących (np. tzw. Pałac Sandomierski, zwany później bruhlowskim). Szkoda, że nie ma więcej makiet, bo są znakomitej jakości. Zresztą cała strona plastyczna ekspozycji, autorstwa Agnieszki Putowskiej-Tomaszewskiej, zasługuje na komplementy. Jest skromna, prosta i właściwie niedostrzegalna, co dla dzieł tak delikatnych jak szkice rysunkowe i projekty architektoniczne jest niesłychanie ważne. Podobało mi się wprawienie obrazu z kościoła czerniakowskiego w powiększenie projektowego szkicu Tylmana; na co dzień w kościele widzimy ową oprawę w kształcie, jaki nadał jej wykonawca, gdańszczanin Schluter. Poza tym zwykłe proste ramki, jakby pożółkłe passe-parto-ut, by nie odbijało od koloru Tylmanowskich papierów.

Pozostaje tylko żal, że niektóre z budowli zaprojektowanych przez Tylmana nie istnieją, że nie można ich podziwiać, bo byłyby ewenementem architektonicznym nie tylko na polską skalę. Na przykład kościół-pomnik na planie centralnym, zapewne dla Marywilu, dla uczczenia Jana III, z wielkim obeliskiem w zwieńczeniu. Jeszcze bardziej niezwykły kształt miało przybrać mauzoleum i kościół rodziny Morsztynów; prawdziwa nadwiślańska piramida schodkowa, jakby wprost z traktatu Sebastiana Serlia. Niestety Jan Andrzej Morsztyn, wykonawca testamentu swego brata Tobiasza, musiał uciekać z Rzeczypospolitej i rzecz cała pozostała niedokończona, potem zaś ją rozebrano.

To ważne, że Warszawa oddaje wreszcie hołd jednemu z najważniejszych artystów w jej dziejach. Jak wiadomo, są to dzieje dziwne i często tragiczne. Nie mogę zapomnieć zdania, które jak refren powraca w „Pamiętniku z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego: „A Sakramentki płoną”...

„TYLMAN Z GAMEREN - ARCHITEKT WARSZAWY. HOLENDER Z POCHODZENIA, POLAK Z WYBORU”. Zamek Królewski w Warszawie, maj-lipiec 2003. Komisarz: Anna Kuśmidrowicz-Król; projekt plastyczny: Agnieszka Putowska-Tomaszewska; makiety: Zbigniew Cheda.
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2003