Marmurowy sen

Nowy Teatr Wielki mógł być równolatkiem Pałacu Kultury i Nauki, ale jego odbudowa przeciągnęła się o dziesięć lat. Architektowi Bohdanowi Pniewskiemu wymarzył się przepych w czasach gomułkowskiej szarości.

07.12.2015

Czyta się kilka minut

Teatr Wielki na jednym ze zdjęć Nicolasa Grospierre’a z cyklu „50/50” / Fot. Materiały prasowe / TEATR WIELKI OPERA NARODOWA
Teatr Wielki na jednym ze zdjęć Nicolasa Grospierre’a z cyklu „50/50” / Fot. Materiały prasowe / TEATR WIELKI OPERA NARODOWA

​Na fotografiach Nicolasa Grospierre’a z cyklu „50/50”, dokumentujących wnętrza Teatru Wielkiego w Warszawie, widać zaskakująco wiele podobieństw z Pałacem Kultury – zwłaszcza gdy fotograf zagląda za kulisy, w rozmaite zakamarki, w tym do licznych pracowni. Gdyby niektóre z tych zdjęć pokazać obcokrajowcowi, kładąc obok nich wizerunki wnętrz PKiN autorstwa Jacka Foty, który mniej więcej w tym samym czasie penetrował wytrwale wnętrza Pałacu, zapewne ten uznałby, że przedstawiają jeden i ten sam budynek.

Jest więc bogato. 500 tys. metrów sześciennych kubatury i 90 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej. Widownia na 1800 miejsc. Księżycowy sufit z charakterystycznym wzorem, uzyskanym dzięki kilku tysiącom ceramicznych misek obramowanych złoceniami – kojarzący się z pierwszą wyprawą człowieka w kosmos, bo powstawał w tym samym czasie. Scena główna pod względem technologii porównywalna z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Kryształowe żyrandole, kandelabry i kinkiety, drobne elementy zdobnicze inspirowane polską sztuką ludową, dobierane przez specjalną Komisję Artystyczną z udziałem architekta. Gobeliny, zdobiące monumentalny kuluar na pierwszym piętrze przy Foyer Głównym, tkane przez prawie dwa lata. 87 różnych instalacji elektrycznych, sprowadzanych m.in. z Austrii, Szwecji i Szwajcarii.

„Nie znam innego narodu, który potrafiłby stworzyć bardziej wspaniały teatr, z większą ilością marmuru i bardziej kosztowny. Polskie szaleństwo stworzyło ten teatr, odrobina »hochsztaplerstwa« tego narodu (...). Teatr ma wiele błędów. Wydaje się z tym wschodnim przepychem, ze swymi dysproporcjami statycznymi, technicznymi i praktycznymi, że jest trochę jak Pałac Kultury. (...) A jednak wspaniały jak marmurowy sen! Być tak biednym jak Twój kraj teraz i stworzyć teatr tak monumentalny – to szaleństwo godne najwyższego uznania!” – pisał po obejrzeniu wnętrz w liście do dyrektora teatru, Arnolda Szyfmana, zaprzyjaźniony z nim chorwacki pisarz Marijan Matković. Przypomnijmy, że w Polsce trwała wówczas epoka Gomułki.

Na miarę światową

„Wybudować Operę dziś, w połowie XX wieku, to niemal tyle, co stworzyć skomplikowane dzieło bez precedensu, odkrywając na nowo prawie wszystkie rządzące nim prawa – mówił architekt Bohdan Pniewski w wywiadzie z 1956 r. – To brzmi jak paradoks, ale jeśli się dobrze rozejrzymy po świecie, to się okaże, że ostatnią operę wybudowano w Europie w roku 1870 w Paryżu, a potem była już tylko odbudowa opery wiedeńskiej”.

Wybudować znaczyło w tym przypadku co prawda tyle, co „odbudować”, bo pod takim hasłem ogłoszono w 1950 r. zamknięty konkurs architektoniczny, ale Pniewski, którego projekt wygrał sześcioma głosami przy dwóch przeciw i dwóch wstrzymujących się, miał niemałe ambicje. W jego koncepcji ze starej bryły teatru, spalonego podczas wojny, zewnętrznie została tylko elewacja północna od strony placu Teatralnego. Stylem nawiązywał do oryginalnego gmachu projektu Antoniego Corazziego, którego budowa była największą w skali, szczytową inwestycją w Warszawie za czasów Królestwa Kongresowego.

Początek gmachowi teatru dał Piotr Aigner, wznosząc „gmach pod kolumnami” po lewej stronie pięciokątnego, XVII-wiecznego budynku, będącego czymś na kształt ówczesnej galerii handlowej i nazywanego Marywilem od imienia królowej Marii Kazimiery, która uczyniła zeń dochodowe przedsiębiorstwo dla swego dworu. Po zburzeniu Marywilu Corazzi zaadaptował lewe skrzydło i dobudował do fasady drugie, będące jego lustrzanym odbiciem. Jego projekt nie został jednak zrealizowany w pełni ze względu na korekty, jakie wprowadził doń samowolnie budowniczy gmachu Ludwik Kozubowski, kończący inwestycję w roku 1833. Po siedmiu latach bryłę teatru rozszerzono w kierunku ulicy Trębackiej.

Projekt Corazziego zakładał stworzenie gmachu na trzy tysiące widzów, mieszczącego pod jednym dachem największą polską scenę operową, dramatyczną i baletową. Na taki rozmach zabrakło jednak środków. Gmach o klasycyzującej fasadzie, oddany do użytku w 1833 r., już po powstaniu listopadowym, mimo to robił wielkie wrażenie. Odbywały się w nim prapremiery oper Stanisława Moniuszki, grywano też najważniejsze propozycje ze światowego repertuaru baletowego i operowego. Na scenie występowały największe gwiazdy z kraju i zagranicy, jak Sarah Bernhardt, Helena Modrzejewska czy Jan Kiepura.

Ku nowoczesności

Gdy ukończono budowę teatru, Warszawa miała ok. 300 tys. mieszkańców. W dwudziestoleciu międzywojennym ludności przybywało. Scena na tysiąc miejsc mogła nie wystarczyć. Dlatego już w 1938 r. profesor Lech Niemojewski na zlecenie prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego rozpoczął studia nad możliwością unowocześnienia gmachu Teatru Wielkiego, a potem kontynuował prace konspiracyjnie, podczas okupacji, na zlecenie polskiego Zarządu Miejskiego. Niemojewski zakładał, że „Teatr Wielki, znakomite dzieło zasłużonego architekta”, stanowiące wielką ozdobę miasta, powinno być unowocześnione pod względem technicznym, żeby dalej mogło dobrze służyć kulturze polskiej.

We wrześniu 1939 r. na teatr spadły niemieckie bomby. Po sali dla widzów i scenie zostały tylko wewnętrzne, porozbijane mury. Podczas powstania warszawskiego spłonęło wschodnie skrzydło, wszystkie zabudowania wzdłuż ulic Focha, Trębackiej i Wierzbowej, poważnie uszkodzone zostały fragmenty elewacji frontowej. Wschodnia część sceniczna uległa zniszczeniu w 90 proc. W pożarze z 1944 r. spłonęły też wszystkie dokonane podczas okupacji zabezpieczenia, które podjęto wskutek pogłosek o planowanej rozbiórce lub przebudowie, oraz lewe skrzydło z bogatym teatralnym archiwum. Architekci i historycy sztuki pocieszali się, że przetrwała przynajmniej bryła. Gmach był też placówką powstańczą – w jego murach rozstrzelano 350 Polaków.

Część rysunków z projektu przebudowy autorstwa Niemojewskiego przepadła w pożarze wraz z inną dokumentacją, część udało się ocalić. Pniewski nawiązał do nich w swojej koncepcji. Chodziło przede wszystkim o to, by obiekt, dotąd tworzący zlepek różnych wartości użytkowych i różnych funkcji, stał się jednolity.

Trumna we foyer

„Zależy nam na wybudowaniu Teatru Wielkiego, z którego moglibyśmy być dumni. Pod jednym tylko warunkiem: aby obywatel Polski, płacący dzisiaj jeszcze chętnie składki na SFOZ – mógł się spodziewać, że będzie obecny za swego życia przynajmniej na jednym przedstawieniu...” – pisał zgryźliwie w lutym 1958 r. reporter tygodnika „Stolica”, nazywając ślimaczącą się inwestycję „budową za żółtymi firankami”. Architekt w odpowiedzi zastrzegł sobie prawo projektanta do przygotowywania kolejnych wersji projektu konkursowego, prawo architekta-twórcy „do dążenia z biegiem czasu do kształtowania coraz pełniej własnego, indywidualnego oblicza”.

Obserwatorzy zachodzili w głowę: jakim cudem mimo wszystko w siermiężnych gomułkowskich czasach udało mu się to wszystko przeforsować? Wznieść gmach wyposażony z iście królewskim rozmachem i równie kosztowny? Odpowiedzią może być autorytet i osobowość Pniewskiego, architekta równie rozchwytywanego przed wojną, jak i po niej.

– Z tego człowieka coś emanowało – mówi w wywiadzie dla Polskiego Radia architekt Leszek Kołacz, wychowanek Pniewskiego. – Oprócz talentu i fachowej wiedzy miał w sobie mnóstwo osobistego uroku. Dlatego bez trudu uwiódł przedwojenną elitę towarzyską i intelektualną, nie mówiąc o politykach, jak prezydent stolicy Stefan Starzyński, z którym dzielił podobną wizję rozbudowy Warszawy; ale to samo zdarzyło się po wojnie. Ciche sympatie miał ponoć żywić do niego nawet prezydent Bolesław Bierut.

Przed wojną – autor projektów wyrażających mocarstwowego ducha młodej polskiej państwowości: siedziby Sądów Grodzkich na Lesznie, kompleksu gmachów Polskiego Radia, koncepcji przebudowy placu Piłsudskiego wraz z dzielnicą imienia Marszałka, Świątyni Opatrzności Bożej, Bazyliki Morskiej w Gdyni. Realizację części z nich przerwała wojna. W nowej rzeczywistości radził sobie równie dobrze, choć nigdy nie uległ socrealizmowi.

– „Szukajcie w renesansie” – radził studentom i sam czerpał zeń inspiracje, choćby projektując rozbudowę zespołu sejmowego. Choć zawód architekta upaństwowiono, zmuszając twórców do kolektywnych działań w ramach państwowych biur projektowych, Pniewskiemu jako jednemu z nielicznych udało się zachować uprzywilejowaną pozycję – choć postawił swoją pracownię w stan likwidacji, pracował w niej nadal, i to we własnej willi przy ulicy Frascati.

Końcowe prace nad przebudową Teatru Wielkiego – swojego ostatniego dzieła – nadzorował już ze szpitalnego łóżka. Zmarł 5 września 1965 r. Pogrzeb, zorganizowany na koszt państwa, był wydarzeniem. Przy trumnie, wystawionej we foyer Teatru, zaciągnięto wartę honorową.

Niespełna trzy miesiące później, 20 listopada, widzowie, którym udało się uzyskać zaproszenia, obejrzeli w nowych wnętrzach gmachu premierę „Strasznego dworu”. W pięćdziesiątą rocznicę odbudowy w Teatrze odsłonięto popiersie Pniewskiego. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2015