Moc malarstwa

Najpewniej nikt nie będzie z tej wystawy zadowolony. Listy pominiętych - czyli niedocenionych - będą się różnić w zależności od środowiska, grupy wiekowej albo dzielnicy kraju. To nieuniknione, gdy próbuje się dokonać zabiegu porządkującego sztukę najnowszą. Nie ma możliwości, by spodobać się wszystkim. Co więcej, nie można do tego dopuścić.

03.01.2007

Czyta się kilka minut

Wilhelm Sasnal, bez tytułu, 2005, olej na płótnie / fot. J. Sielski /
Wilhelm Sasnal, bez tytułu, 2005, olej na płótnie / fot. J. Sielski /

Doprowadzając swój pomysł do szczęśliwego końca, kuratorka wystawy, a zarazem dyrektorka Zachęty Agnieszka Morawińska, pozwoliła nam określić stan malarstwa - najbardziej tradycyjnej dziedziny sztuki. Możemy zobaczyć jego bogactwo, wielość formalnych poszukiwań, koncepcji stylistycznych czy filozoficznych. A wreszcie, przekroczyć granice tradycyjnie rozumianego malarstwa i obejrzeć performerów mówiących o obrazach, filmy o malowaniu (a nawet o pływaniu, tyle że bardzo malarskie), a także malarskie przedmioty. To wszystko sprawia, że nie mamy do czynienia z konwencjonalną wystawą obrazów. To próba zrewidowania tego wszystkiego, co często wzajemnie się wyklucza, a co nazywamy malarstwem. Próba obiektywnego zrelacjonowania różnorodnych procesów, które zachodzą dziś w malarstwie polskim.

Mam wrażenie (a taka myśl rzadko przychodzi do głowy), że oglądamy wystawę historyczną, która stanie się punktem wielokrotnych odniesień i porównań. Emocje towarzyszące takim prezentacjom są ogromne.

Rozbudzone apetyty

Stan polskiego malarstwa jest bardzo dobry, może nawet znakomity. Nestorzy mają się świetnie, co dobrze widać w obrazach Fijałkowskiego, Gierowskiego, Sempolińskiego. Pokolenie pięćdziesięciolatków (Modzelewski, Susid, Tarasewicz) nie traci nic ze swej energii, a wśród młodszych panuje wręcz straszliwy ścisk.

W salach Zachęty czuć dążenie młodych do sukcesu. Nigdy wcześniej apetyty nie były tak rozbudzone. Przykład Wilhelma Sasnala potwierdza, że spektakularny sukces jest możliwy, choć trudny do osiągnięcia.

Znaczące urynkowienie sztuki to zjawisko dość nowe. Warszawska wystawa jest dowodem na wzmocnioną rolę galerii, które współtworzą obraz dzisiejszej sztuki. Prezentacja została przygotowana z pomocą kilku galerii komercyjnych, które od kilku lat wyznaczają mody w świecie sztuki polskiej. Rynek nie decyduje jeszcze o wszystkim, ale przynależność do odpowiedniej galerii coraz bardziej tak.

Wystawa nie ma jednego klucza ekspozycyjnego. Poza dwoma pomieszczeniami o jednolitym charakterze (sala wielkich mistrzów i kobieca), pozostałe układają się w intuicyjne raczej ciągi czy zestawienia. Spotykają się różne pokolenia i rozbieżne stylistyki, dzięki czemu pojawia się element zaskoczenia, budujący wewnętrzną dramaturgię prezentacji.

Już wchodząc do Zachęty, mamy wrażenie niezwykłości: sławne marmurowe schody zostały zalane kolorami. Stąpamy po malarskich schodach w świątyni sztuki. Leon Tarasewicz, wierzący w przemieniającą i sprawczą siłę koloru, zrobił to, o czym marzył od lat. Powstał największy "malarski konkret" w salach Zachęty. Wnętrze nigdy już nie będzie takie jak przed tą wystawą, bo pamięć podsuwać będzie jego przemalowany obraz.

Sama ekspozycja również zaprojektowana została przez malarzy, Małgorzatę Sadowską-Sobczyk i Marka Sobczyka. Aranżacja to właściwie osobne dzieło, trochę jakby z tradycji sali neoplastycznej Muzeum Sztuki w Łodzi, trochę jakby z utopijnej myśli o nieskrępowanej inwencji wystawienniczej.

Porządek intuicji

Kluczową postacią na tej prezentacji pozostaje jednak Wilhelm Sasnal. Jego obecność jest wyraźną próbą przedstawienia szerszej publiczności obrazów najdroższego polskiego malarza - niewiernego sobie samemu i niezamykającego się w jednej stylistyce. Może nadchodzi pora, by przygotować jego indywidualną wystawę?

Ignacy Czwartos, malujący dotąd skromne, kameralne abstrakcje w gamach szarości, pokazał trzy monumentalne portrety. Płasko ujęte postaci mają w sobie zarazem coś z ikon i z sarmackich portretów. Wydają się też dziełem jakiegoś odkrytego właśnie, radzieckiego modernisty, który wyzbył się potrzeby stosowania silnych, kontrastowych barw.

Znakomicie wypada także duży zespół obrazów Grzegorza Sztwiertni, przywołujących na myśl zarówno atlas anatomiczny, jak i podręcznik do malowania. Robert Maciejuk potwierdził, że jest jednym z najciekawszych analityków malarstwa.

Na granice niemożliwego przenosi nas Dominik Lejman. Jego ożywiany projekcją wideo obraz "Ogród francuski" (2005) zdaje się realizować odwieczną utopię sztuki o ruchomych obrazach. Fakt, że do malowania wraca Anna Myca, wydaje się bardzo korzystny. Spotkania świata ikony i pop kultury wyglądają dość niepokojąco, ale pewnie z czasem oswoimy się z nimi. Świetnie wygląda ścienna kompozycja Jarosława Flicińskiego. To malarz niezbyt znany, a z pewnością na to zasługujący (może także na większą obecność w Zachęcie).

Trudno nie podziwiać poczucia humoru performera Cezarego Bodzianowskiego, który niczego nie namalował, ale sfilmował bardzo wiele. Przybywa oto jako sławna postać, zamieszkuje w Hotelu Victoria i skupuje palety od studentów ASP.

Na uwagę zasługuje jeszcze wielu artystów. Każdy z innego powodu. Wymienić można Bańdę, Bogacką, Bujnowskiego, Huculaka, Jarodzkiego, Rogalskiego, Sawicką, Susida, Wałaszka...

Królowa sztuk

Daje się zauważyć pewna przewaga malowania figuratywnego. Brane jest ono w wielokrotne nawiasy, stylizowane na różne sposoby, ale wyczuwa się chęć wracania do postaci. Postać to chyba wciąż jeszcze najmocniejszy nośnik emocji. Skraca czas komunikowania - a sam komunikat staje się prostszy, jaśniejszy i łatwiej dociera do odbiorców.

Być może od autorki niezwykle ważnej wystawy "Artystki polskie" można się było spodziewać bardziej konsekwentnego przestrzegania ilościowych parytetów między obiema płciami. Na ponad 60 nazwisk (tylko albo aż) jedna trzecia to kobiety. Jednak brak rygoru w tej materii napawa optymizmem: nie ma dogmatyzmu.

W obrazach i filmach zastosowano wiele stylistyk, rodem głównie z minionego stulecia. Klasycy nowoczesności powracają, ale inspiruje nie tylko malarska przeszłość. Malarstwo przemienia się wraz z otaczającym je światem, wchłaniając go i ucząc się od niego. Estetyka ulicy, atrakcyjność komiksu, zmieniające się obrazy monitora telewizyjnego i komputerowego, wszechogarniająca fotografia cyfrowa - wymieniać można by długo. Wszystko to zostaje anektowane i przemienione na malarstwo. I bynajmniej mu nie szkodzi. Przeciwnie, pozycja malowania jako królowej sztuk pozostaje niezagrożona. A to, że w przyszłości zniknie ono bezpowrotnie, nie ma znaczenia, bo wraz z malarstwem zniknie wiele innych rzeczy budujących odmienność naszego świata.

Dostrzeżmy więc bogactwo malarstwa dzisiejszego: spoglądając na wielobarwne schody Tarasewicza, na znikające pod czernią obrazy Bujnowskiego i Sasnala, na podpatrującego dawnych Włochów Huculaka i umykającego w cyberprzestrzeń Liska, na hafciarkę Bańdę i wideo-wedutystkę Wójcik. Nie ma jednego malarstwa - i tak jest dobrze.

"Malarstwo polskie XXI wieku"; kurator: Agnieszka Morawińska; projekt ekspozycji: Małgorzata Sadowska-Sobczyk, Marek Sobczyk; Zachęta Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie 16 grudnia 2006 - 25 lutego 2007.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2007