Ładowanie...
Pytania o pamięć
Pytania o pamięć
Strach przed zobojętnieniem i niepamięcią narasta. Może dlatego od kilkunastu lat do oświęcimskiego muzeum spływają dziesiątki pomysłów, które w przekonaniu ich autorów ożywią, uwspółcześnią, poruszą młodzież, pozwolą na nowo odczytać... Jedni chcieli usypać tuż przy drutach Auschwitz gigantyczny kopiec. Inni – ustawić w pustych przestrzeniach Birkenau 6 milionów macew, symbolizujących 6 milionów ofiar Holokaustu. Pewna artystka proponowała, by zwiedzający komorę gazową czuli zapach gorzkich migdałów, charakterystyczny dla cyklonu B. Ktoś inny, by na rampie w Birkenau zainstalować głośniki, z których dochodziłoby szczekanie psów, krzyki esesmanów i jęki deportowanych. Trzeba działać na wszystkie zmysły – tłumaczyli pomysłodawcy.
A co zrobimy, gdy zabraknie świadków? Za oceanem już toczą się prace nad awatarami byłych więźniów. To nie jest odległa przyszłość ani żart. Usiądziesz przed hologramem, który z detalami opowie o swoim życiu: od dzieciństwa, przez transport do obozu w bydlęcym wagonie i rozdzielenie z matką na rampie, ogolenie całego ciała i wytatuowanie numeru, niewolniczą pracę, głód i bicie, aż po wolność i syndrom obozowy. Naszpikowany danymi algorytm odpowie na twoje pytania, również te o koszmarne wspomnienia zatruwające Ocalałym noce. Przy tym bledną nawet powtarzane od lat jak mantra żądania, by dotykowe ekrany z materiałami audio i wideo poumieszczać wszędzie, gdzie się da: w barakach, latrynach, w bloku i bramie śmierci.
Ale nie tędy droga.
I
Mówimy: fabryka śmierci. To nie jest przenośnia, to trzeba brać dosłownie. Chodzi o miejsce, które naprawdę działało według reguł industrialnych: wyprodukować jak najwięcej, po jak najniższych kosztach, osiągając jak najwyższy zysk. Tyle że nie produkowało aut, pieluch czy gwoździ, lecz śmierć.
Za dowód niech posłuży „U nas w Auschwitzu” – słynne opowiadanie Tadeusza Borowskiego, przez dekady lektura szkolna. Finałowa scena przedstawia spotkanie z Abramkiem, Żydem z Sonderkommando, palaczem z krematorium w Birkenau, od którego narrator dowiaduje się, że „wykombinowali my nowy sposób palenia w kominie”. A mianowicie taki, że „bierzemy cztery dzieciaki z włosami, przytykamy głowy do kupy i podpalamy włosy. Potem pali się samo i jest gemacht”.
AUSCHWITZ: PYTANIA O PAMIĘĆ
27 stycznia 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej zajęli teren niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau, uwalniając ostatnich więźniów. W 75. rocznicę publikujemy dodatek poświęcony pytaniom o kształt pamięci o Holokauście >>>
Czy to literacka fikcja, inspirowana wprawdzie życiem, lecz stosująca wyostrzenia, parabole i symbole? Czy może zdarzyło się to naprawdę? Otóż tak: to czysta prawda o obozie. Żeby to pojąć, trzeba sięgnąć do pierwszego książkowego wydania „U nas w Auschwitzu” z 1946 r. Twardą okładkę wystylizowano na pasiak; limitowane, kolekcjonerskie egzemplarze oprawiono w autentyczny materiał powycinany z więźniarskich ubrań. Drukiem wyszła w Monachium, wydana przez Oficynę Warszawską na obczyźnie. Co ciekawe, to zbiór opowiadań nie jednego, ale trzech autorów. Obok Borowskiego (numer obozowy 119198) są to Janusz Nel Siedlecki (numer 6643) i Krystyn Olszewski (numer 75817). Całość nosi tytuł „Byliśmy w Oświęcimiu”. W krótkim wstępie od wydawcy Anatol Girs (numer 191250) zastrzega: „Na pewno książka ta nie jest potrzebna jako czyn artystyczny. Lecz jako dokument jest ona bardzo charakterystyczna”. Przedstawia bowiem „fragmenty tego, co autorzy jej sami przeżyli i co widzieli na własne oczy”.
Scena z Abramkiem dobrze oddaje realia fabryki śmierci. Jak w każdym cyklu produkcyjnym, Auschwitz-Birkenau też miało słabsze ogniwo, wąskie gardło. Gazowanie w komorach trwało krótko. Setki, tysiące uśmiercano w 20 minut, maksymalnie pół godziny. Trudności nastręczało spalanie, a przyczyna była banalna: ponad połowę objętości ludzkiego ciała stanowi woda. Zachowały się dziesiątki relacji i dokumentów ukazujących, że niemal przez cały okres istnienia obozów zagłady Niemcy zmagali się z tym problemem.
Do budowy nowoczesnych pieców krematoryjnych przyczynił się skuteczny marketing przedsiębiorstwa „Topf i Synowie” z Erfurtu. W piśmie z 28 czerwca 1943 r. zapewniano, że w pięciu krematoriach kompleksu Auschwitz-Birkenau, w ciągu 24 godzin nieprzerwanego cyklu produkcyjnego, spali się 4756 osób. Jednak SS nieustannie usiłowało podnieść wydajność. Leon Cohen – żydowski kupiec z Salonik, zmuszony do pracy w Sonderkommando – wspominał: „Jeśli nie były to zwłoki otyłego człowieka, to mieściliśmy w piecu cztery do pięciu ciał. Zwłoki układano w następującej kolejności: dwóch mężczyzn i trzy kobiety”.
Skąd ta proporcja? Tłuszcz podsyca spalanie. Ze względu na budowę ciała kobiety mają przeciętnie więcej tłuszczu niż mężczyźni, za to mniej mięśni. Tymczasem palenie w krematorium musi przebiegać płynnie. Temperatura w piecu powinna być równomiernie wysoka.
Inny sposób zapamiętał Jaakov Silberberg (urodzony w Zakroczymiu, rocznik 1918, także wcielony do Sonderkommando): „Niemcy wymyślili specjalny system. Stwierdzili, że mężczyźni są szczuplejsi, kobiety mają więcej tłuszczu, a dzieci są miękkie, dlatego mężczyzn, kobiety i dzieci trzeba palić razem. Spalanie jest wtedy skuteczniejsze. Kazali kłaść dziecko pomiędzy mężczyznę a kobietę. Dziecko było – jak mówili Niemcy – jako culaga” („culaga” to obozowy żargon, słowo pochodziło od niemieckiego Zulage, dodatek).
Na czym polegała metoda, którą opisał Abramek z opowiadania Borowskiego? Być może jego grupa robocza, na rozkaz SS, wykorzystywała niemowlęta i dzieci jako rozpałkę. Podobnie jak mniejszych szczapek używamy do rozpalenia ogniska.
Ten przykład – jeden z wielu – odzwierciedla kluczową prawdę: pamięć przetrwa dopóty, dopóki zdobywać się będziemy na wysiłek dotknięcia samego jądra ciemności. Dopóki będziemy szukać autentyzmu, a nie pożywki dla moralizowania, dydaktycznych banałów i kwiecistych metafor. Auschwitz i Zagłady nie wolno redukować do symboli i pomników, do politycznych czy publicystycznych sloganów, nawet wzniośle motywowanych. Pamięć przetrwa, o ile będziemy gotowi zmierzyć się z tamtą do bólu konkretną opowieścią palaczy z Sonderkommando.
II
Nigdy więcej – powtarzano przez długie lata, gdy tylko pojawiał się wątek Auschwitz, Zagłady i katastrofy II wojny światowej. Dobrze wiemy, że to szlachetne hasło pozostało pobożnym życzeniem. I nie trzeba tu sięgać po przywoływane (już nieco rytualnie i rutynowo) przykłady Srebrenicy czy Rwandy.
Na podorędziu mamy świeższe wydarzenia. W Syrii do władzy triumfalnie wraca Baszar al-Asad i trudno się spodziewać, by kiedykolwiek poniósł odpowiedzialność za wymordowanie gazami bojowymi niewinnych dzieci, kobiet i mężczyzn. Zamiast stanąć przed międzynarodowym trybunałem – z uśmiechem pozuje do zdjęć, ściskając dłoń swego sojusznika Władimira Putina.
Ile czołówek europejskich gazet poświęcono tragedii muzułmańskich Rohingów, mordowanych i wypędzanych z Mjanmy (zwanej niegdyś Birmą)? Na razie prawnicy i dyplomaci wiodą definicyjny spór, czy była to (tylko) czystka etniczna, czy (aż) ludobójstwo. Ciekawe, czy gdy w 2022 r. będziemy ekscytować się walką polskich skoczków o medale XXIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, nadal będą trwały prześladowania ponad 11 mln Ujgurów z regionu Sinciang? Czy ujgurskie kobiety wciąż będą sterylizowane, a dzieci odbierane rodzicom?
Żeby było jasne: przywoływanie tych przykładów nie ma na celu wywołać w czytelniku poczucia winy czy bezradności, ani też nie jest moralną naiwnością. Oczywiście, że świat to skomplikowany system naczyń połączonych, a polityka – zwłaszcza międzynarodowa – rządzi się własnymi prawami, nie wykluczając bolesnych i nadgniłych kompromisów. Ale tu chodzi o coś zupełnie innego.
Wtedy, w obliczu tragedii Auschwitz – obozu założonego w 1940 r. dla polskich więźniów politycznych, od 1942 r. stanowiącego ośrodek zagłady Żydów i Romów – zawiodło wszystko. Zawiodły europejska cywilizacja i tradycja, chrześcijańskie Kościoły i oświecony humanizm, kultura, prawo i demokracja. A skoro zawiodły raz, to znaczy, że historia będzie się powtarzać.
W przedmowie do wspomnianego zbioru „Byliśmy w Oświęcimiu” trzech autorów podkreślało, że w obozie wszystkich więźniów – „żywych i umarłych, złych i dobrych” – wiązała „mistyczna wiara w lepszy, sprawiedliwszy świat”. Ale już w 1946 r. wiedzieli, że nic z tego. Pisali: „My, którym dane było przeżyć, patrzymy na ten dobry, sprawiedliwy świat z ogromną goryczą. Spalono nam dom rodzinny, wymordowano przyjaciół, zniszczono kraj. Ale nie to nas boli. Boli nas, że w świecie, który miał być dla nas wyzwoleniem, panują te same reguły życia, które tak znienawidziliśmy w obozie: rozbój, kradzież i oszustwo”.
III
Wtedy zawiodło wszystko, ale to nie znaczy, że wszyscy zawiedli. Nie ma bowiem tak potężnego zła, które byłoby w stanie pozbawić człowieka możliwości dokonywania indywidualnych wyborów. Nawet w obozowym piekle każdego dnia każdy decydował: uderzyć czy podzielić się chlebem?
Naiwnością byłoby wierzyć, że świat po Auschwitz i Zagładzie stanie się lepszy; że już nigdy nie spłynie krwią niewinnych albo nie będzie milcząco przyzwalał na zło i niesprawiedliwość. Jednak my możemy stać się lepsi. O ile odważnie, z mądrością i wrażliwością będziemy wciąż spoglądać w otchłań wygasłych krematoriów.
Również dlatego warto podejmować wysiłek, by pamięć o tej przeszłości nie ostygła, nie zamieniła się w suchą encyklopedyczną wiedzę. ©
MAREK ZAJĄC jest przewodniczącym Rady Fundacji Auschwitz-Birkenau. Przez 12 lat był sekretarzem Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej.
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]