Putin nie przejdzie

Na front chersoński przybyli dowódcy z Kijowa. Przez lornetkę spojrzeli na Rosjan. „Trzymajcie się, chłopcy” – poklepali. I odjechali.

09.06.2014

Czyta się kilka minut

Ukraińscy żołnierze w Striełkowie (południowa Ukraina), marzec 2014 r. / Fot. Sergei Grits / AP / EAST NEWS
Ukraińscy żołnierze w Striełkowie (południowa Ukraina), marzec 2014 r. / Fot. Sergei Grits / AP / EAST NEWS

Wioska Striełkowo leży 8 km od miejsca, gdzie zaczyna się Półwysep Krymski. To już obwód chersoński, Ukraina „kontynentalna”. Ale dla Krymu – i dla Rosjan – Striełkowo to miejsce strategiczne: zaopatruje półwysep w wodę pitną i gaz.

Od marca stacje przesyłowe gazu kontrolują tu rosyjscy żołnierze. Według dziennikarzy TV Ukraina na 68 tys. metrów sześciennych płynącego tędy błękitnego paliwa, 20 tys. otrzymuje Ukraina, a 48 tys. przepompowywanych jest na Krym – za co Rosja nie płaci. Najprościej byłoby zakręcić kurek z gazem. Ale tego Kijów nie może zrobić, bo kurek kontrolują już Rosjanie. Nielegalnie nawet z punktu widzenia oficjalnego stanowiska Rosji – bo to już nie Krym (przez Moskwę zaanektowany), lecz Ukraina „kontynentalna”. A na niej, jak zapewnia Putin, rosyjskich żołnierzy nie ma.

Zimna wojna pozycyjna

Ale pod Striełkowem – są. Od stanowisk ukraińskich dzielą ich zasieki i kilkadziesiąt metrów ziemi niczyjej. To linia frontu wojny – niewypowiedzianej, lecz wojny.

W marcu, gdy Rosjanie zaczęli zajmować Krym, do Striełkowa pospiesznie przerzucono batalion ukraińskich żołnierzy z Nowogrodu Wołyńskiego. Zajęli pozycje naprzeciw Rosjan, zbudowali stanowiska ogniowe – i odtąd czekają.

Ukraińska baza, na zapleczu stanowisk bojowych, to kilkanaście namiotów. Albo słońce nagrzewa drelich nie do wytrzymania, albo głośno dudni deszcz – pogoda na południu Ukrainy jest skrajna. W lecie upał, a jeśli leje, to jak z cebra. Z przodu: wozy opancerzone i czołgi; jama snajpera. Na tyłach: w polowej kuchni krzątanina; latryny.

A w powietrzu – nastrój niemocy. Ukraińscy żołnierze czują się tak, jakby ktoś związał im ręce i pluł w twarz: za wałami z piasku i zasiekami z drutu kolczastego jest obce wojsko, na ich maszcie powiewa rosyjska flaga, a dowództwo rozkazuje: „Czekać”.

Ukraińscy żołnierze mówią więc: „Obserwujemy”. I nerwowo drepczą po swoim obozie, z karabinami przewieszonymi przez ramię. Obserwują, czy Rosjanie nie przekroczyli cienkiej czerwonej linii.

A oni – prowokują codziennie. Rozebrali jedną z wież telekomunikacyjnych i wywieźli. Strzelają. Ich drony, bezzałogowe samoloty zwiadowcze, penetrują niebo nad pozycjami ukraińskimi. W nocy wysyłają sygnały świetlne w kierunku Ukraińców, niebo tną strugi mocnych promieni. Czasem pijani rosyjscy żołnierze w cywilnych ubraniach próbują przedostać się na stronę ukraińską, chcą się bić.

W piętnaście minut

W namiocie ukraińskiego dowódcy mapy satelitarne; zaznaczono na nich pozycje Rosjan. Plama przypomina pierwotniaka-pantofelka – rozlewa się nad Morzem Azowskim. Co chwilę burczy stacja radiowa – to płyną informacje z poszczególnych pozycji obserwacyjnych. Symboliczna jest godzina trzynasta: o tej porze, codziennie, na wieży przejętej przez Rosjan następuje zmiana snajpera.

Boją się wojny? Ołeh odpowiada formułkami: „Nie ma pokoju bez wojny”; „Żołnierz jest po to, by bronić ojczyzny”. Pewnie, że się boi. Ale nie może powiedzieć tego, co przyznają ludzie pomagający ukraińskiemu batalionowi – bo cywile pomagają, z dobrego serca. Uważają, że Kijów zostawił żołnierzy. Otóż Ołeh zdaje sobie sprawę, że gdyby Rosjanie zdecydowali się uderzyć, Ukraińcy broniliby się nie dłużej niż kwadrans. I że wszyscy by zginęli lub trafili do niewoli. Militarna przewaga Rosjan jest zatrważająca.

A życie Ołeha dopiero się zaczyna. – Moja dziewczyna Rita i ja urodziliśmy się tego samego dnia, 17 sierpnia. W urodziny pijemy szampana. Rita skończyła szkołę wojskową, pracuje jako trenerka i tłumaczka. Chciałbym się z nią ożenić. Ale teraz nie ma czasu na wesele. Stąd nie ma nawet przepustek.

Zanim Striełkowo stało się wsią, gdzie toczy się „zimna wojna pozycyjna”, było wypoczynkowym kurortem dla dzieci. Kilkanaście metrów od obozowiska ukraińskiego jest plaża. Na niej – zasieki z drutu kolczastego. Spienione morze wylewa się na kamienisty brzeg. A obok plaży – kempingi dla dzieci: domki, namalowane postaci z kreskówek, place zabaw. Klimat sowiecki, ale przyjemny.

Piosenka z okopów

Choć w ukraińskich szkołach zabrzmiał już ostatni dzwonek, kurort świeci pustką. Ci, którzy nim zarządzają, pomagają ukraińskim żołnierzom. Tak jak Witalij: ogorzały od słońca, wesoły Ukrainiec. – Wspierają nas prądem, gazem, jedzeniem, można u nich wyprać ubrania – mówi Ołeh. – Witalij daje nam pospać w pensjonacie na wygodnym łóżku, obejrzeć telewizję w świetlicy.

Witalij obserwuje konflikt w Striełkowie od początku.

Najpierw, w marcu, z Krymu do Chersonia przyszła trauma: przywieźli ją żołnierze, którzy stacjonowali na półwyspie i oddali go bez strzału. To było jak gwałt. Żołnierze wspominali chwilę, gdy z masztu ściągano ukraińską flagę i wciągano rosyjską. Gdy opowiadali, jedni płakali, innych dławiła wściekłość.

Wraz z żołnierską traumą, do Chersonia przyjechał sprzęt wojskowy z półwyspu. Albo – jego resztki. Bo specjalistyczne urządzenia Rosjanie rozbili. Ukraińcy pokazują zdjęcia. Na nich: rząd ciężarówek, w każdej sterta blach. Tyle oddali. A w ślad za rozbitym sprzętem, wysadził się rosyjski desant: piechota morska. Witalij: – Najpierw byli pięć kilometrów od nas, potem dwa. Znajomy rozmawiał z nimi przy wódce, rosyjskie zastolie rozwiązuje języki. Pytał: „Po co przyszliście?”. Mówili: „Chcemy Krymu”. „A po co?”. „Rozkaz to rozkaz, kazali wziąć Krym, wzięliśmy”.

Ołeh wspina się na wieżę i przez lornetkę obserwuje rosyjskie pozycje. – To tacy sami młodzi faceci jak my, trochę ponad 20 lat. Po co tu są? Żeby grać nam na nerwach, prężyć muskuły? A może każą im do nas strzelać? – zastanawia się.

„Dawaj za was / dawaj za nas / i za Syberię / i za Kaukaz / i za desant / i za specnaz” – płynie nad okopami. To grupa Lube, ulubiony zespół Putina, kultywujący facetów w tielniaszkach (pasiastych podkoszulkach) z kałasznikowami.

Wśród ukraińskich żołnierzy popularna jest teza, że Putin planował (planuje?) zająć obwód chersoński i Odessę, a na podbitych terenach stworzyć parapaństwo graniczące z Naddniestrzem. To byłaby rosyjska „brama do Europy”. Nieopodal leży Rumunia. Teoria nie jest wzięta z kosmosu. Przejęcie stacji gazowej pokazuje, że bez ziemi chersońskiej na nic Rosji Krym.

Witalij: – Rosyjscy chłopcy w prywatnych rozmowach obiecują, że nie chcą do nas strzelać. Ale gdyby zaczęli... Wszyscy wiemy, jakie są proporcje sił. Nie mamy szans.

T-34 też pojedzie

We wsi Czaplinka, także w obwodzie chersońskim, również stacjonują ukraińskie wojska. Anton odpowiada w oddziale za logistykę. Rozkłada na stole mapę, przesuwa po niej ołówkiem. – Nasze wojska. Gdzie ich nie ma? Tu są i tu – wskazuje linię brzegową Morza Azowskiego.

Rozmowę przerywa telefon. Bezzałogowiec naruszył ukraińską przestrzeń powietrzną, jest tuż nad nami. „Co robić?” – pyta głos w słuchawce. – Nic nie robić, obserwować – odpowiada Anton. I rzuca: – Sukinsyny!

Wozy opancerzone i czołgi, które tu stacjonują, pamiętają czasy Breżniewa. Te same modele wchodziły do Afganistanu w 1979 r. – No co? Na parady wojskowe z postumentów ściągamy T-34, czołgi z II wojny światowej. Nalewamy paliwa i też jadą – Nikołaj próbuje śmiać się nad własnym losem.

Wojsko, które stacjonuje w Czaplince, codziennie ćwiczy ten sam manewr: ze strony Rosji następuje atak, Ukraińcy mają go odeprzeć. Na polu, które rozjeżdżają czołgi, do niedawna rosło zboże. Pojazdy wojskowe robią huk, mieszkańcy Czaplinki mają dość.

Symbolem ukraińskiej armii i jej zdolności bojowej jest sterta złomu obok zaparkowanych wozów bojowych. – Przedwczoraj padł nam czołg, wczoraj też się jeden rozkraczył. Tu złożyliśmy gąsienice – mówi Nikołaj, oświetlając latarką zardzewiałe żelastwo.

Anton: – Od Krawczuka po Janukowycza nikt nie reformował naszej armii, nikt nie dotował. No to teraz mamy złom.

Gdy poligon zasypia, jeden namiot dyżuruje. Żołnierze usmażyli rybę, palą papierosy, śledzą wydarzenia w Łuhańsku i Doniecku, gdzie walczą i giną ich koledzy. Tam jest realna wojna. Nikołaj: – Gdzie nam do Rosjan... Nasze wojsko nie miało się gdzie ćwiczyć. Garstka naszych pojechała na misję do Iraku. A Rosjanie przeszli przez Czeczenię, Gruzję. I zbroili się na potęgę.

Drugi Donieck? Nie u nas

Rosyjskim żołnierzom, którzy wkroczyli do obwodu chersońskiego, udało się na pewno jedno: w mieszkańcach południowej Ukrainy obudzili ukraiński patriotyzm.

Maksim Eligulaszwili, wykładowca, lider organizacji młodzieżowej: – Nie zjednoczył nas Majdan. Zjednoczyło nas zagrożenie rosyjskie. Ludzie poczuli, że muszą bronić swojej ziemi.

Gdy wójt Striełkowa napisał do władz w Kijowie, aby wycofały wojsko ukraińskie ze wsi, bo „wzbudza niepokój miejscowej ludności”, mieszkańcy o mało go nie zlinczowali. Więcej: o liście wójta powiadomili prokuraturę.

Tak zwane blokposty – posterunki na drogach, gdzie sprawdzane są auta – kojarzą się dziś ze wschodnią Ukrainą; tam kontrolują je zakapiory w kominiarkach i z bronią. Tymczasem tutaj, w mieście Ciurupińsk w obwodzie chersońskim, powstał posterunek obywatelski. Jednym z pomysłodawców był Hienadij Rotonos, organizator miejscowej samoobrony – lokalne samoobrony, na wzór tej z Majdanu, powstawały na całej Ukrainie.

Rotonos: – Byłem na kijowskim Majdanie, także gdy strzelali. Wiedziałem, że na Krymie się nie skończy, że Rosjanie będą chcieli wejść do Chersonia, urządzić tu coś w stylu Doniecka i Łuhańska. W dodatku Partia Regionów nie chciała u nas łatwo oddać władzy i mogła ściągać różnych typów spod ciemnej gwiazdy. Trzeba było się bronić.

Posterunek zorganizowano na ruchliwej trasie z Symferopola do Kiszyniowa, stolicy Mołdawii. Już 2 marca Rotonos zwołał zebranie lokalnych aktywistów. Mówił: potrzeba płyt betonowych, worków, piasku, namiotów. Od lokalnych biznesmenów dostali materiały – i naprędce wznieśli posterunek.

Jak tata został patriotą

Wiosna na południu Ukrainy bywa zimna. Nocą hulał wiatr, nawet prószył śnieg. – A my staliśmy na głównej szosie, w czasie szczytu suną tu sznury aut. Przez kilka pierwszych nocy nie mieliśmy żadnego oświetlenia, nawet odblaskowych kamizelek. Betonowe bloki nie były pomalowane farbą. Nikt nas nie widział. Więc staliśmy całą noc i machaliśmy lampką. Rozumiesz, co to znaczy całą noc machać lampką? – pyta Rotonos.

Obwód chersoński to terytorium targane sprzecznościami. To nie jest Lwów czy Kijów. Lokalnym elitom – współpracującym z obalonym reżimem Janukowycza – zmiany nie były na rękę. Dlatego wójt Striełkowa nie chciał ukraińskich żołnierzy, dlatego lokalne władze patrzyły spode łba na samoobronę Rotonosa i na posterunek na trasie Symferopol–Kiszyniów.

Kilka dni temu Rotonosa dotkliwie pobito.

Maksim Eligulaszwili: – W moim ojcu płynie gruzińska krew. Wychował się na wschodniej Ukrainie. Nie zna ukraińskiego. Ale na fali tych wydarzeń stał się ukraińskim patriotą. Wywiesił w oknie flagę ukraińską. Bał się, że będzie tu drugi Donieck.

Na jednym z betonowych bloków, z których zbudowany jest posterunek Rotonosa, ktoś napisał sprayem: „Putin nie przejdzie!”.


MAŁGORZATA NOCUŃ jest redaktorką dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”, dziennikarką „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2014