Śmierć idzie z Rosji

Późną wiosną na Ukrainie niebo jest gwieździste. Ale ludzie nie patrzą w niebo. Pytają, czemu opuściła ich Opatrzność. I dlaczego nikt Ukrainie nie pomoże.

01.06.2014

Czyta się kilka minut

Ewakuacja ze Sławiańska, 29 maja 2014 r. / Fot. Alexander Zemlianichenko / AP / EAST NEWS
Ewakuacja ze Sławiańska, 29 maja 2014 r. / Fot. Alexander Zemlianichenko / AP / EAST NEWS

Ukraina rozmawia dziś o śmierci. Nie wiadomo, ilu ludzi zginęło od czasu pierwszych ofiar na kijowskim Majdanie. Chyba nikt nie prowadzi statystyk. Na wschodzie kraju jeszcze miesiąc temu śmierć szokowała. Dziś powszednieje. Codziennie doniesienia: o tym, że antyterrorystyczna operacja trwa, że są liczby, ranni. Ukraińscy żołnierze, rosyjscy terroryści, czasem przypadkowi ludzie.

„Nogi już mieć nie będę"

Ołeh, 24 lata, jest ukraińskim żołnierzem. Jego batalion stacjonuje w Striełkowie. To obwód chersoński, w sąsiedztwie Krymu. Zajął tu stanowiska po aneksji półwyspu przez Rosję. Na wypadek, gdyby Rosjanie szli dalej. A oni są blisko, za zasiekami. Wkroczyli już do obwodu; niedaleko, ale jednak. Piechota, czołgi, snajper na wieży. Żołnierze na terytorium nie swojego kraju. Co to jest? Konflikt? Wojna? Zimna wojna?

Z ukraińskich stanowisk przez lornetkę jak na dłoni widać Rosjan i ich flagę – biel, czerwień, granat. Codziennie prowokują. Ukraińcy zaciskają zęby. Adrenalina buzuje.

Ołeh, zawodowy żołnierz, nigdy nie był na wojnie. Czasem się zastanawia, czy nie byłoby lepiej, gdyby jego oddział trafił do Doniecka lub Łuhańska. Tam mógłby się bronić jak żołnierz, a nie tylko przyglądać się wrogowi.

Ołeh: – Kolega dostał w Łuhańsku trzy kule. Amputowali mu nogę. Dzwonię do niego, pytam, co słychać. On odpowiada tylko: „Czuję się dobrze”, „z moją rodziną wszystko w porządku”. Sam od siebie powie tylko: „No, nogi już mieć nie będę”. A ma tylko 29 lat, żonę i dziecko. Przestałem do niego dzwonić. Boję się i wstyd mi.

Także Nikołaj twardo ćwiczy. Jego batalion stacjonuje w Czaplince. To również na południu. Czołgi i wozy opancerzone kilka razy dziennie biorą udział w ćwiczeniach – ukraińska armia na gwałt nadrabia zaniedbania z ostatnich lat.

Nikołaj codziennie telefonuje do kolegów, którzy walczą w Łuhańsku i Doniecku. Albo choć śle esemesa. W słuchawce słyszy tylko: „Tak, nie, tak, nie”. Żadnych emocji, zbędnych słów. Żołnierze nie są wylewni.

Nikołaj poczuł się nieswojo, gdy dowiedział się, że jego kolega poległ w Doniecku. Czyli śmierć jest tak blisko.

Szpiegomania na granicy

Pociąg relacji Moskwa–Briańsk, Rosja. Żołnierze rosyjscy mają mleko pod nosem i broń. Należą do wojsk stacjonujących na granicy z Ukrainą. Budzą respekt. Szczególnie wśród współpasażerów-Uzbeków. Uzbecy pracują w Rosji, teraz jadą na Ukrainę, tylko na moment – z powodów prawno-wizowych muszą choć na chwilę opuścić Rosję. Boją się: w telewizji słyszeli, że na Ukrainie banderowcy strzelają do ludzi. Rano pierwszym pociągiem wrócą do Moskwy. Czują ulgę, że nie muszą jechać dalej.

Briańsk: miasto przemysłowe, słynące z budowy wagonów kolejowych, koło granicy z Ukrainą i Białorusią. Ważny węzeł kolejowy: to, odkąd na Ukrainie jest niespokojnie, rosyjska „brama na zachód”. A w mieście – szpiegomania. „Agenci działają w szczególności wśród młodzieży. Na uczelniach jest ich tylu, że szpilki między nich nie wciśniesz” – mówią na ulicach.

Lokalna prasa opisywała niedawno przypadek studentów-Rosjan, którzy podczas protestów pojechali do Kijowa, na Majdan. Teraz są sądzeni i publicznie wyrażają ubolewanie z powodu „uczestniczenia w protestach politycznych w obcym kraju za pieniądze”. Miejscowi nimi gardzą. Ale Briańsk jest spokojny.

Znów w pociągu, na Ukrainie. Podróż po Ukrainie centralnej i wschodniej momentami prowadzi przez piekło. Do wagonów wchodzą ludzie obwieszeni ubraniami, zabawkami, zegarkami. Tym szajsem handlowano zawsze, ale nigdy nie był tak tani, może poniżej „rynkowej” ceny, a prośba o jego kupno nie brzmiała tak rozpaczliwie.

– Jestem ze Sławiańska. Wysadzili mi dom, nic nie zostało. Ludzie, pomóżcie!

– Jestem z Doniecka. Ludzie, wojna u nas!

– Ile możesz dać za placek z makiem? Daj cokolwiek!

Donieck, Łuhańsk: serce Donbasu, przemysłowe molochy z czarną legendą lat 90., gdy rządził tu kryminał. Słynne dziś miasta niedaleko Doniecka – Kramatorsk, Sławiańsk – nigdy nie miały dobrej sławy. Strzelano tu zawsze, ale nie do zwykłych ludzi, tylko biznesmenów i polityków. Dziś to centra (pro)rosyjskiego terroryzmu. Ludzie – ci, którzy poczuwają się do Ukrainy – na masową skalę uciekają z obwodu donieckiego i łuhańskiego. Wolą nie czekać, aż przyjdą uzbrojeni ludzie.

Przyspieszone dojrzewanie

W pierwszej kolejności wywozi się dzieci. Dzieci – także te w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym – wiedzą, że w kraju zaczęło się coś na kształt wojny. Szkraby w pociągu rozmawiają o polityce. Padają nazwiska: Poroszenko, Tymoszenko, Jaceniuk. Mówią o zabitych, o wybuchach, strzałach. Krzyczą: „Chwała Ukrainie!”. Śpiewają hymn. Dzieci wojny: wydoroślały w kilka dni.

Syn Mariny, górnik, mieszka w Doniecku. Kobieta chce jechać do niego. Przed wejściem do pociągu głos jej się łamie: – Syn codziennie ryzykuje, może zawalić się strop, wybuchnąć metan. Korytarz, gdzie świdruje, jest nieoświetlony, tyle co lampka na kasku. I tak cały dzień. Odkąd w Doniecku zaczęła się wojna, boję się o wnuki, że je porwą. Boję się o synową, że ją rozstrzelają na ulicy. Boję się tam jechać.

Ukraińskie telewizje – w tym Kanał 5, należący do nowego prezydenta Petro Poroszenki – pokazują relacje z Doniecka. Kadry chwilami przypominają czeczeńską stolicę Grozny z lat 90.: nad miastem słupy dymu, strzały, ludzie z bronią. Kostnica, na podłodze stos kilkunastu ciał: mężczyźni mają tzw. gieorgiejewskie wstążki, symbol separatystów. Komentarz: „To ciała terrorystów zabitych wczoraj podczas operacji specjalnej. Ukraińskie władze znają lokalizację wszystkich miejsc, w których ukrywają się terroryści. Jeśli nie złożą broni, podzielą los tych mężczyzn”.

Uchodźcy we własnym kraju

Jak jest w Doniecku i Łuhańsku, mówią uchodźcy. Uciekli, dziś żyją w Kijowie i innych miastach centralnej i zachodniej Ukrainy.

Maksim: – Tego dnia stałem na ulicy. Nawet nie miałem przypiętej do kurtki wstążki z ukraińską flagą. Po prostu stałem i milczałem. Podeszła banda, zaczęła mnie okładać. Rozbili mi głowę.

Luba: – 28 kwietnia byłam na wiecu w Doniecku. Nagrywałam na komórkę, jak ludzi z proukraińskiej demonstracji bito pałkami. Na moich oczach upadł człowiek zalany krwią. Milicja stała obok, była bierna. Opowiedziałam w telewizji o tym, co widziałam. Wywiad pokazała też później rosyjska telewizja. Zaczęło się polowanie na mnie.

Luba, filigranowa blondynka, dziś (tymczasowo) w Kijowie, zabandażowała Maksimowi głowę. Pomogła dojść do pociągu odjeżdżającego wieczorem do stolicy.

Luba i Maksim uciekli z rodzinnego miasta. Nie zabrali nic z mieszkań, bali się do nich pójść. – Już z Kijowa zadzwoniłem do rodziców. Nasza klatka zawsze nocą jest pusta, ale tej nocy między piętrami stało kilku mężczyzn. Czekali na mnie – opowiada Maksim.

Oboje są zmęczeni życiem na walizkach, sfrustrowani. Ubrani w wymięte rzeczy. On odpala papieros od papierosa i klnie.

Prorosyjski terror zobił swoje. Praktycznie wszyscy działacze proukraińscy uciekli z Łuhańska i Doniecka. Ale zagrożeni są nie tylko ci, którzy publicznie opowiadają się za Ukrainą.

Na wschodzie „opłaca się” dziś porwanie obcokrajowca – można zażądać okupu. Uprowadza się żołnierzy: ukraińscy żołnierze z przerażeniem pokazują sobie nagranie, które umieszczono w sieci. Wzięty do niewoli Ukrainiec mówi, jak porzucili go towarzysze broni. Przesłuchująca go kobieta (twarzy nie widać) znęca się nad mężczyzną. Mówi: „Jesteście mięsem armatnim, koledzy cię zostawili”. Na twarzy mężczyzny widać ślady pobicia, wzrok ma błędny, siedzi wciśnięty w ścianę.

Nie ma danych, ilu zabitych – po stronie sił ukraińskich, prorosyjskich separatystów i obywateli – padło już w obwodach donieckim i łuhańskim. Ale są to już setki.

Donieck: władza i bandyci

Terroryści wiedzą, jak prowadzić wojnę. Także w internecie. Zimą Maksim jako jeden z pierwszych wyszedł na doniecki Euromajdan. Zrobił zdjęcie sobie i swemu koledze Jewhenowi, umieścił na Facebooku z podpisem: „Stoimy tu”. Wtedy sieć pomagała działaczom Majdanu, dziś pomaga separatystom i terrorystom. To cała machina: dane umieszcza się w internecie (dokładny adres, numer pesel, telefon); ludzie są śledzeni.

Maksim: – Odkąd do Doniecka wkroczyli żołnierze z Kaukazu Północnego, zwłaszcza Batalion Wostok wysłany przez Kadyrowa [prorosyjskiego prezydenta Czeczenii – red.], trwa terror. W ostatnim czasie operacje antyterrorystyczne przeprowadza się codziennie.

Ale przemoc wyrwała się spod kontroli samozwańczej „Republiki Donieckiej”. Dziś nawet jej sympatycy żyją w strachu. Bo broń przerzucana przez zieloną granicę z Rosji trafia i do separatystów, i do zwykłych bandytów (zresztą obie grupy czasem się mieszają). Rosja podłożyła pod Donbas bombę. Wschód Ukrainy jest dziś pocięty posterunkami: sterta worków z piaskiem, opony, ludzie z kałasznikowami. Na jednych – przedstawiciele samozwańczych „władz”. Na innych – bandyci. Mogą zatrzymać każdy autobus i auto.

Bywa tak: auto jest zatrzymywane. Właściciela prosi się o podpisanie deklaracji o „oddaniu wozu na rzecz Donieckiej Republiki Ludowej”. Dalej może iść na nogach. Bywało, że kierowcy nie chcieli stanąć. Zostali rozstrzelani.

Bohaterem dla (części) Doniecka jest duchowny, który w południe ogłosił modlitwę za jedność Ukrainy. Kiedy zabiły cerkiewne dzwony i zebrali się wierni, do świątyni wtargnęli ludzie z bronią i zażądali wydania księdza.

Mer Doniecka co chwila apeluje do mieszkańców o nieopuszczanie domów. Ukraińskie wojsko waży ryzyko: każda akcja antyterrorystyczna może skończyć się śmiercią przypadkowych ludzi. Terroryści wiedzą, że Ukraińcy starają się być ostrożni. Czują się bezkarni.

Maksim: – Średni biznes ucieka z Doniecka. Jak otworzyć rano sklep, gdy wchodzą ludzie z bronią i każą otworzyć kasę i wydać żywność? Jak pojechać do pracy, jeśli zatrzymają cię i spuszczą paliwo? Jak żyć, gdy w każdej chwili możesz stać się żywą tarczą?

Takimi żywymi tarczami stali się bliscy żołnierzy ukraińskiej Gwardii Narodowej z bazy pod Łuhańskiem: gdy nie powiódł się pierwszy atak na bazę, terroryści zabrali z pobliskiego „miasteczka wojskowego”, gdzie żyją bliscy wojskowych, grupę mężczyzn – ojców żołnierzy. Postawili proste ultimatum. Część żołnierzy złożyła broń.

Maksim i Luba, którzy jeszcze zimą cieszyli się, że ich Donieck się zmienia, że „coś w nim kiełkuje”, dziś nie mają nadziei. Maksim: – Mieszkańców, którzy czują się Ukraiń­cami, należy stamtąd wywieźć. Reszta niech żyje w tym syfie. Niech już Donbas oderwie się od Ukrainy i zdechnie. Niech się zapiją.

Z niewoli na wojnę

Wieś Czułakowka koło Chersonia. Znów południe Ukrainy. Tutejsze kobiety pracują głównie za granicą – w Moskwie. Ukraiń­com przysługuje pół roku pobytu w Rosji (jednorazowo 90 dni). Jeśli przekroczą limit, otrzymują zakaz wjazdu na pięć lat. W Rosji pracuje ponad 200 tys. Ukraińców.

Kobiety z Czułakowki, a także z pobliskiej wsi Basteskinsk, specjalizują się w opiece nad ludźmi starszymi. Pracują w trybie wahadłowym: część wsi jedzie na dwa-trzy miesiące, potem zmieniają je sąsiadki. Zarabiają 200 tys. rubli miesięcznie (ok. 2 tys. zł). Przez pół roku muszą zarobić na rok życia.

Ałła z Czułakowki wróciła właśnie do domu. W torbach przywiozła walonki i płaszcz. Gdy w lutym jechała do Moskwy, leżał śnieg. Babcia mówiła jej, że męża należy witać chlebem i solą, że spory łagodzić pieszczotą. I tak Ałła 30 lat wita męża chlebem i solą. Cierpi, gdy zostawia go samego z gospodarstwem na trzy miesiące. Mówi: – Babcia przeżyła rewolucję, Wielki Głód i II wojnę. Czy teraz wojna przyjdzie do nas? Rosjanie wzięli Krym, niech im będzie. Niech się nim udławią. Ale niech już nie strzelają. Niech nasi już nie giną.

A przyszłość? W Czułakowce nie ma pracy. W Chersoniu, gdzie mieszkają córki Ałły, też z pracą ciężko. Dziewczyny skończyły studia, siedzą w domu i opiekują się dziećmi. Pracują ich mężowie: jeden kolejarz, drugi budowlaniec. Ałła pomaga córkom finansowo. Mówi: – Praca w Moskwie to niewola. Babuszka sama chodzi do toalety, nie ma demencji, ale ja nie mam prawa wyjść z domu, tyle co na plac i do apteki. Babuszka cały dzień ogląda telewizję. Muszę słuchać rosyjskich wiadomości.

Ałła chciała mieć syna, ale, jak mówi, Bóg dał dziewczynki. Zięciów traktuje jak synów. Córki Ałły urodziły wnuczki: dziewczynki przyszły na świat dzień po dniu. Ałła nie ma wygórowanych marzeń. Modli się o zdrowie. I o pokój.

Także Katia opiekuje się w Moskwie 75-letnią panią, z demencją. W domu, pod opieką swej mamy, zostawia 6-letniego syna. Z mężem się rozstała. Swoją podopieczną Katia może zostawiać tylko na chwilę, kobieta jest jak dziecko. Gdy Katia wraca z zakupów, talerze są rozbite, gazeta porwana.

Opowiada: – W Rosji mnie pytają: „Katia, ty za kim, za Rosją czy za banderowcami?”. Jak pokazywali Odessę i Sławiańsk, Rosjanie przytulali mnie ze łzami. Mówili: „Katia, u ciebie w domu wojna”.

Ukrainki spod Chersonia mówią, że Moskwa jest zimna, nieprzyjemna. Nie lubią stolicy Rosji i często się jej boją. Ale nie mają wyjścia: muszą utrzymać rodzinę.

Moskwa. Ze stołecznego Dworca Kijowskiego pociągi jadą nadal na Ukrainę, w różnych kierunkach. Jakby nie było wojny i śmierci.

Na peronach – pociągi w barwach Ukrainy, z tryzubem, godłem państwowym. Kobiety, które wracają na lato do domów, nawet jeśli się znają, nie miały czasu spotkać się w Moskwie. Szczęście mają te podróżujące w spokojne regiony kraju. Te, które pojadą do zapalnych jego części, z niewoli jadą na wojnę.

Teraz witają się na peronach ze łzami w oczach. „Dzień dobry, Ukraino” – mówią cicho do siebie. Język ukraiński nigdy nie brzmiał tak dumnie.


MAŁGORZATA NOCUŃ jest redaktorką dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”, dziennikarką „Tygodnika”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2014