Psychologia episkopatu

Dlaczego argumenty naukowe dotyczące homoseksualizmu nie zmieniają myślenia biskupów i psychologów chrześcijańskich?

07.09.2020

Czyta się kilka minut

 / PRZEMEK WIERZCHOWSKI / REPORTER
/ PRZEMEK WIERZCHOWSKI / REPORTER

Dokument biskupów poświęcony „kwestii LGBT+” wywołał silne poruszenie jako antynaukowy i w pewnych kwestiach szkodliwy społecznie (pisałem o tym w poprzednim numerze). Kluczowymi jego pojęciami stały się rozróżnienia „naturalności-nienaturalności” oraz powiązanej z nią „normalności-nienormalności” orientacji nie­heteroseksualnych oraz transpłciowości. Dokument oparty jest na argumentach esencjalistycznych, które jednak nie we wszystkim znajdują odzwierciedlenie w badaniach naukowych albo mylnie interpretują istniejące. Na obronę jego sygnatariuszy można powiedzieć, że to teologowie, którym wiedza naukowa nie jest potrzebna do formułowania twierdzeń normatywnych o ludzkiej seksualności. W tle mamy jednak do czynienia z głębszym problemem.

Przeprowadzone przed kilku laty badania na grupie 200 polskich psycho­terapeutów (Iniewicz, Grabski 2015) ujawniły, że prawie połowa na pytanie, czym jest homoseksualność, odpowiedziała, że jest to nieprawidłowy wariant rozwojowy. Tak myśli zdecydowana większość tzw. psychologów chrześcijańskich. Można zapytać, jak to możliwe, skoro takie stanowisko jest niezgodne z wytycznymi towarzystw naukowych seksuologów, psychologów i psychiatrów oraz pokrewnych środowisk skupiających profesjonalistów od zdrowia psychicznego. Skąd ten upór, mimo że na polskim rynku wydawniczym dostępnych jest wiele rzetelnych pozycji odnoszących się do tej problematyki? Dlaczego argumenty naukowe nie zmieniają myślenia biskupów i psychologów?

Zacznijmy od pewnego eksperymentu myślowego. Przytaczam go za matematykiem i epidemiologiem prof. Adamem Kucharskim („Prawa epidemii”, 2020). Załóżmy, że po starannym przemyśleniu relacji z jakąś osobą, intensywnie zastanawiasz się nad małżeństwem. W tej sytuacji do zmiany twojego zdania potrzebny byłby naprawdę solidny powód. Jeśli jednak nie masz całkowitej pewności co do tego związku, łatwiej będzie cię przekonać do rezygnacji z małżeństwa. Tak więc coś, co może się wydawać banalne osobie zakochanej, może wystarczyć, by w umyśle osoby wahającej się przechylić szalę na stronę zerwania.

Myślenie racjonalne

Czy w sporze o prawa mniejszości seksualnych oraz w kwestiach związanych z przejawami różnorodności seksualnej jesteśmy racjonalni w ocenie nowych informacji i argumentów oraz gotowi do weryfikacji własnych poglądów?

Jeśli uważamy kogoś za osobę racjonalną, a tak o sobie zapewne myślą i biskupi, i psychologowie chrześcijańscy, to będziemy się spodziewać, że będą aktualizowali swoje przekonania, kiedy otrzymają jakieś nowe informacje. W nauce określa się takie podejście „wnioskowaniem bayesowskim” od nazwiska XVII-wiecznego statystyka Thomasa Bayesa. Koncepcja ta polega na tym, by traktować wiedzę jako przekonanie, co do którego mamy pewien poziom zaufania. Mówiąc skrótowo, chodzi w niej o to, że jeśli ktoś zaczyna od zdecydowanego przekonania, będzie z reguły potrzebował silnych dowodów, by je przezwyciężyć; a jeśli początkowo brakuje mu pewności, nie będzie potrzeba wiele, by zmienił swoje zdanie. Oznacza to, że posiadana opinia w jakiejkolwiek sprawie po kontakcie z nowymi informacjami zależy od dwóch rzeczy: siły początkowego przekonania i siły nowych dowodów. Analiza dokumentu biskupów sugeruje, że jego sygnatariusze, jak też ich zwolennicy, mają zdecydowane przekonania w kwestii LGBT+.

Zgodnie z logiką bayesowską, jeśli mamy zdecydowane zdanie na jakiś temat, będzie nam trudno rozpoznać skutki argumentów, które to istniejące przekonanie wspierają. Jeśli więc otrzymamy dowody spójne ze swoim przekonaniem – niezależnie od tego, czy są one przekonujące, czy słabe – w ostatecznym rozrachunku nie zmienimy swojego zdania. A jeśli ktoś wysunie jakiś argument przeciwko naszemu przekonaniu, to jeśli jest słaby, nie zmienimy zdania, gdyby jednak był niepodważalny, to być może wpłynąłby na zmianę naszego myślenia. Z bayesowskiego punktu widzenia ­ogólnie lepiej sobie radzimy z ocenianiem skutków argumentów, z którymi się nie zgadzamy.


Czytaj także: Michał Oleszczyk: Osoby LGBT+ są świetnie wyszkolone w umiejętności nadstawiania drugiego policzka. Ale właśnie nabierają nowej – wyrażania gniewu.


 

O ile bayesowska logika wnioskowania stosowana jest w nauce, to wiele badań psychologicznych wskazuje, że kwestie światopoglądowe są na nią oporne, zwłaszcza kiedy otrzymujemy nowe informacje w kwestiach spornych, które są sprzeczne z naszymi aktualnymi poglądami. Psychologowie społeczni ­Matthew Feinberg oraz Robb Willer poprosili ludzi, by podali dwa argumenty, które byłyby przekonujące dla kogoś o przeciwnych poglądach politycznych. Zauważyli, że wielu respondentów używało argumentów pasujących do ich własnego stanowiska moralnego, a nie stanowiska osoby, którą próbowali przekonać. Liberałowie próbowali apelować do takich wartości jak równość i sprawiedliwość społeczna, a konserwatyści argumentowali w oparciu o zjawiska takie jak lojalność i szacunek dla autorytetów.

Okazało się, że argumentowanie na znajomym terenie nie było skuteczne – ludzie byli o wiele bardziej przekonujący, kiedy dostosowywali swoje argumenty do wartości moralnych przeciwnika. Badacze doszli więc do wniosku, że jeśli chcesz przekonać konserwatystę, lepiej ci pójdzie, jeśli skupisz się na koncepcjach takich jak patriotyzm i wspólnota, natomiast liberała przekonają bardziej komunikaty promujące sprawiedliwość.

Odwrotny skutek

Z powodu silnych przekonań religijnych uważanych za nieomylne (autorytet Biblii i Magisterium) pochodzące z badań naukowych informacje o różnorodności seksualnej wytwarzają u przeciwników praw osób LGBT+ skutek odwrotny (tzw. backfire effect). Oznacza to, że przekonywanie ich w ten sposób może jeszcze bardziej utwierdzić ich w pewności co do swoich religijnych poglądów albo zaczną wierzyć w jeszcze coś innego. Nie jest to oczywiście „żelazne prawo”, bo grupa biskupów czy psychologów chrześcijańskich nie jest z definicji niereformowalna. Chociaż bowiem ciężko przekonać ludzi, że nie mają racji – zwłaszcza jeśli powołują się na Objawienie czy jakiś inny uprzywilejowany dostęp do prawdy (Magisterium), próba skorygowania ich przekonań niekoniecznie musi doprowadzić do tego, że ich przekonania tylko się wzmocnią („zdogmatyzują”). Należy bowiem odróżnić efekt odwrotnego skutku od zjawiska zwanego w psychologii „efektem zaprzeczania”, a więc od tendencji polegającej na tym, że argumenty sprzeczne z naszymi przekonaniami analizować będziemy dokładniej niż te, z którymi się zgadzamy.


Czytaj także: Marta, katoliczka i lesbijka: Moja wspólnota, mówiąca o Bożej miłości, nie chce pytać: co u ciebie? Co czujesz? Kim jesteś? Nie wchodzi w mój świat, a jeśli już, to jako kolonizator: „My ci powiemy, co jest dobre, gdy wyrzekniesz się grzechu”.


 

Zjawisko kontrproduktywności zakłada, że ludzie ignorują argumenty drugiej strony i wzmacniają swoje przekonania, natomiast efekt zaprzeczania oznacza po prostu, że częściej ignorują argumenty, które uznają za słabe. Różnica może wydawać się subtelna, ale jak podkreśla prof. Kucharski, ma kluczowe znaczenie. Jeśli bowiem „backfire effect jest powszechny, oznacza to, że nie możemy przekonać osób o opiniach sprzecznych z naszymi, by zmieniły stanowisko. Nieważne, jak przekonujące będą nasze argumenty, oni tylko głębiej okopią się na swoim stanowisku. Dyskutowanie staje się beznadziejne, a dowody bezwartościowe. Z drugiej strony, jeśli ludzie cierpią z powodu efektu zaprzeczania, oznacza to, że ich poglądy mogą się zmienić, jeśli dostaną wystarczająco przekonujące argumenty”.

Czy w takim razie możliwa jest zmiana myślenia biskupów i psychologów chrześcijańskich w kwestiach niezwiązanych wprost z wiarą, wpisanych jednak w rozumienie moralności?

Wierzyć czy wiedzieć

Antynaukowy charakter dokumentu biskupów o kwestiach LGBT+ pokazuje, że nie będzie to łatwe, bowiem nie chodzi w nim tylko o rozumienie fundamentów moralności, ale relacje wiary z nauką, teologii z naukami społecznymi i przyrodniczymi. Obrońcy dokumentu przestrzegają przed „bałwochwalczym podejściem do nauki” i uważają, że jeśli ktoś się przeciwstawia mainstreamowi „ideologii gender”, to z definicji musi mieć rację, bo to „święty upór”.

Badania pokazują, że czasowniki „wiem” i „wierzę” należą do najczęściej używanych przez ludzi, i to niemal we wszystkich językach świata. Zgodnie ze słownikami opartymi na założeniach językoznawczej kognitywistyki, która nawiązuje do kognitywistyki psychologicznej, zdania „wiem, że...” oraz „wierzę, że...” implikują odniesienia do „prawda” i „prawdziwy”, a to oznacza – jak podkreśla prof. Tadeusz Zgółka – „że mówimy o wiedzy zawartej w zdaniach wyrażających moje sądy, bo tylko one mogą być prawdziwe lub fałszywe” („Wiedzieć czy wierzyć”, „Charaktery”, wrzesień 2020). Różnica między nimi sprowadza się zaś do dwu kognitywnych czasowników: „wiem” oznacza „jestem świadomy”, a „wierzę” – „jestem przekonany”.

Autorzy dokumentu, jak i psychologowie chrześcijańscy, przyjmują, że wiedzą, bo wierzą, i znają prawdę, bo są głęboko przekonani, że nie mogą się mylić, skoro za ich wiarą „stoi” Bóg. Wiedza nie jest wolna od wiary, ale jest to wiara oparta na założeniu, że mogę być w błędzie. Takiej postawy nie znajdziemy w dokumencie biskupów i popierających ich psychologów chrześcijańskich. Czy w takim razie ich wiara nie jest irracjonalna?


Ks. Jacek Prusak SJ, psychoterapeuta: Rozumienie szacunku i tolerancji względem osób homoseksualnych w Kościele oznacza często postawę: nie ujawniaj się, a skoro to uczyniłeś, niczego się nie domagaj.


 

Nie wystarczy iść pod prąd, żeby mieć rację. Ma się rację, ponieważ ma się przekonujące argumenty czy dowody, a nie dlatego, że się jest w mniejszości. Biblii nie można traktować jak podręcznika biologii, klasyfikacji zaburzeń psychicznych oraz konstytucji. W przypadku biskupów i psychologów chrześcijańskich wypowiadających się negatywnie na temat LGBT+ nie mamy bowiem tylko ani przede wszystkim do czynienia z brakiem wiedzy naukowej, lecz musimy wziąć pod uwagę głęboko osadzone uprzedzenia racjonalizowane religijnie. Tak bowiem w świetle badań psychologicznych działają stereotypy. Pocieszające jest jednak to, że uprzedzenia są podatne na zmianę wtedy, gdy poznamy tych, których się tak obawiamy – ale nie przez pryzmat opinii na ich temat, lecz przez to, co nam pokażą na swój temat swoim życiem. Ostatecznie bowiem Prawda ma charakter osobowy, a „wierzyć” i „wiedzieć” nie muszą być alternatywami. Wiara niepoparta wiedzą to ideo­logia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2020