Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Biskupi przedstawili swoje stanowisko w kwestii LGBT+. 27-stronicowy dokument rozpisany na 105 punktów przypomina, jaką rolę odgrywa płciowość w chrześcijańskiej wizji człowieka, próbuje wskazać miejsce osób LGBT+ w Kościele oraz odnosi się do stanowiska LGBT+ w sprawie wychowania seksualnego dzieci i młodzieży.
Argumentacja nie wnosi niczego nowego dla zrozumienia kwestii różnorodności w obrębie ludzkiej seksualności, bo trudno za odkrywcze uznać użycie po raz pierwszy przez biskupów terminu „orientacja seksualna” (zresztą dzielona w dokumencie na „naturalną” i „nienaturalną” wedle preferencji raczej teologicznych niż naukowych). Podobnie jest ze skrótem „LGBT+” też po raz pierwszy użytym. Potwierdzenie, że przynależność do tego środowiska nie wyklucza z Kościoła, to z kolei żadna nowość, tylko stan faktyczny, poza Polską widoczny także w konkretnych parafiach czy wspólnotach. Nie jest więc również niczym rewolucyjnym potwierdzenie religijnych praw dzieci ze związków monopłciowych. Jedynie osoby transseksualne mogą powiedzieć o łucie szczęścia, biskupi bowiem uznają chrzest transseksualisty, który w młodości zmienił płeć.
Ciągłości kościelnego nauczania w kwestii ludzkiej seksualności, na którą powołują się biskupi, nie można z góry traktować jako dowodu rozstrzygającego w sporach światopoglądowych, ponieważ ani geneza seksualności, ani jej przejawy nie odnoszą się wprost do wiary. Biskupi stoją jednak na stanowisku, że odwoływanie się do rozróżnienia płci biologicznej od społecznej jest przejawem ideologii gender, jest niezgodne z Objawieniem, a nauka potwierdza, że o tożsamości seksualnej można mówić wyłącznie w odniesieniu do orientacji heteroseksualnej mężczyzn i kobiet. Twierdzą więc, że to, co nie jest biologicznie zdeterminowane, a więc homoseksualność i biseksualność, można „odwrócić”, ponieważ wrodzony jest jedynie heteroseksualizm. W przypadku rozbieżności tożsamości z płcią biologiczną czy orientacją heteroseksualną należy więc mówić o dewiacji. Dokument broni zatem stanowiska, że w odniesieniu do płci, jak i orientacji musimy mówić o determinizmie i wrodzoności (esencjalizm).
Z psychologicznego i psychoterapeutycznego punktu widzenia dokument biskupów ma charakter antynaukowy i w niektórych kwestiach jest wręcz szkodliwy. Jest antynaukowy, ponieważ badania nie potwierdzają istnienia jednego modelu rozwoju danej orientacji dla kobiet i mężczyzn, tak jak nie potwierdzają możliwości zmiany tej orientacji. Jest szkodliwy od strony duszpasterskiej, bo jedynie pogłębia wewnętrzne konflikty takich osób, jeśli uważają się za wierzące. Od strony psychoterapeutycznej dlatego, że legitymizuje szkodliwe interwencje psychologiczne zalecane z powodów religijnych, a mające negatywne konsekwencje dla psychicznego dobrostanu.
Czy w takim razie rozpoznają się w nim osoby, o których mowa w jego tytule? Sęk w tym, że ich w nim nie ma, o nich się tylko mówi, myląc godność osobową z religijnie narzucaną etykietą. Nie sądzę, aby w ten sposób udało się rozwiązać jakiekolwiek spory nie tylko o prawa mniejszości seksualnych, ale o zbawienie takich osób. Szkoda, że dokument nie stara się nawiązać dialogu pomiędzy teologią (religią) a nauką, tylko stanowi rozbudowaną obronę niektórych kontrowersyjnych społecznie wypowiedzi jego sygnatariuszy. Obawiam się, że w takiej postaci stanie się łatwą „ściągawką” dla rzeszy ignorantów, którzy uznają go za „pomoc niebios” w prowadzonych przez siebie „krucjatach”, i pogłębi stereotypy. ©