Gilotyna i teologia

Ogólnikowych tez na temat natury ludzkiej, które nie są poparte faktami ustalonymi przez naukę, nie da się usprawiedliwić przywoływaniem wyłącznie Biblii czy Katechizmu.

05.02.2017

Czyta się kilka minut

„Tygrys i Żółw – Magiczna Góra” – rzeźba spacerowa w parku w Duisburgu, 2015 r. / Fot. Ulrich Baumgarten / GETTY IMAGES
„Tygrys i Żółw – Magiczna Góra” – rzeźba spacerowa w parku w Duisburgu, 2015 r. / Fot. Ulrich Baumgarten / GETTY IMAGES

Kilka miesięcy temu na łamach jesiennego numeru czasopisma „The New Atlantis” dwóch amerykańskich naukowców z Johns Hopkins University, Lawrence S. Mayer i Paul R. McHugh w artykule „Sexuality and Gender” napisało, że nie ma naukowych dowodów, które potwierdzałyby pogląd, iż orientacja seksualna jest niezmienną, wrodzoną cechą biologiczną. A to znaczyłoby, że: nikt nie rodzi się homoseksualistą, tylko się nim staje. „The New Atlantis” nie jest pismem naukowym, tylko opiniotwórczym, podejmującym kwestie bioetyczne, związane z wpływem odkryć naukowych na życie społeczne. Współwydawcą tego czasopisma jest Ethics and Public Policy Center (EPPC – Ośrodek Etyki i Spraw Publicznych), „stawiający sobie za cel zastosowanie judeo-chrześcijańskiej tradycji moralnej do rozwiązywania krytycznych problemów w obszarze życia publicznego”.

Publikacja wywołała konsternację w świecie naukowców, po pierwsze dlatego, że Mayer i McHugh dokonali manipulacji danymi, powołując się wyłącznie na publikację zawierającą najniższe oszacowanie poziomu uwarunkowania genetycznego ze wszystkich dostępnych w tym przedmiocie badań. Po drugie dlatego, że niemal równocześnie w profesjonalnym piśmie „Psychological Science in the Public Interest” ukazała się szeroko zakrojona metaanaliza „Orientacja seksualna, kontrowersje i nauka”.

Porównując obie publikacje nietrudno zauważyć, że publikacja Mayera i McHugha stanowi wybiórcze zestawienie przestarzałych danych źródłowych i argumentów mających na celu zaciemnienie kwestii związanych z orientacją seksualną i tożsamością płciową. W nauce takie podejście do badań określa się jako tendencyjne, a konkluzje wywodu (analizę i interpretację danych) uważa za niewiarygodne.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego publikacja z „The New Atlantis” wywołała oburzenie – po raz kolejny okazało się, że wciąż istnieją instytucje religijne (w tym przypadku EPPC), które nie akceptują logiki badań naukowych, czyli dążenia do falsyfikacji hipotez, tylko kierują się nastawieniem na uzyskanie potwierdzenia z góry przyjętych teorii. Postępują więc według schematu: jeśli nauka nie potwierdza Biblii, to się myli. Ponieważ jednak wiara nie powinna sprzeciwiać się rozumowi, to uwzględnia się wówczas nawet niesprawdzone wyniki „badań”, byle tylko pasowały do przyjętej z góry tezy. Wszystko inne się odrzuca, jako przejaw spisku i manipulacji.

Władza czy wiedza

Religia, podobnie jak nauka, przekracza granice państwowe i kulturowe, więc i nad Wisłą mamy dzisiaj własną wersję batalii o orientację seksualną. I u nas jest ona zdominowana przez spór o rozumienie płci kulturowej (słynne „gender”) i genezę homoseksualizmu. Też rozgrywa się głównie na łamach pism, które chcą być opiniotwórcze. Angażują się w nią najczęściej publicyści niebędący naukowcami, ani nawet dziennikarzami naukowymi. Efekty widać gołym okiem. Mówią one nie tylko o ignorancji wobec nauki, ale również – teologii. Mówią też, niestety, o olbrzymiej frustracji ukrytej za fasadą pobożności. Okazuje się, że „siedliskiem zła” ma być dla nich „Tygodnik Powszechny” i „Znak”. Zarzuca się „Tygodnikowi”, że jest „tubą rewolucji seksualnej” i wylęgarnią „genderyzmu”. Jaki jest poziom merytoryczny krytyków „TP”, pokazały ostatnie wystąpienia luminarzy tego obozu: ks. Dariusza Oko oraz aktywisty Fundacji Życie i Rodzina – Jacka Januszewskiego.

Obaj adwersarze zachowują się w sposób podobny do uczestników eksperymentu, w którym rozdano spreparowane artykuły prasowe potwierdzające rozpowszechnione błędne stwierdzenia (w rodzaju obecności broni chemicznej w Iraku przed inwazją USA i państw sprzymierzonych). Gdy następnie zapoznano osoby badane ze sprostowaniem, że – jak się okazało – takiej broni w Iraku nie było, liberalni przeciwnicy wojny od razu zaakceptowali nową wersję, odrzucając poprzednią. Jednak badani popierający wojnę postąpili przeciwnie – po przeczytaniu sprostowania twierdzili wciąż, że broń jednak była w Iraku, ponieważ ich zdaniem sprostowanie świadczyło co najwyżej o tym, że Saddamowi Hussajnowi udało się ją skutecznie ukryć lub zniszczyć.

Jak zauważyli naukowcy prowadzący to badanie, „u wielu konserwatystów przekonanie, jakoby bezpośrednio przed inwazją wojsk amerykańskich Irak dysponował środkami masowego rażenia, utrzymywało się długo po tym, jak nawet sama administracja prezydenta G. W. Busha doszła do przeciwnego wniosku”. Zamieńmy dane dotyczące broni na dotyczące orientacji seksualnej, zwłaszcza homoseksualizmu, i mamy taki sam upór u krytyków „Tygodnika” w przyjęciu faktów.

Takie nastawienie jest „efektem sprzeciwu”, mechanizmu psychologicznego oznaczającego, że „wszelkie próby prostowania błędnych poglądów w istocie umacniają je u badanych”. Jeśli ma się taką nietykalną agendę przekonań, to powoływanie się na sprzeczne z nią fakty nie będzie przyjęte jako poszukiwanie prawdy, tylko jej atakowanie (pisał o tym Jakub Dymek w tekście „Wygaszanie rozumu”, „TP” nr 5/2017). Działanie tego efektu widać dobrze zarówno w sporach o gender, jak i homoseksualizm,

„Tygodnik Powszechny” nie jest polską wersją „The New Atlantis”. Kiedy więc Grzegorz Górny prorokuje, że po ingresie abp. Marka Jędraszewskiego „Kościół w Krakowie może się więc stać sceną konfrontacji dwóch wizji katolicyzmu” („Zachód tęczy nad Krakowem?”, „wSieci” nr 5/2017), to dostrzega problem, ale źle go formułuje i adresuje. Wystarczy rzetelnie śledzić, relacjonować i oceniać spory na styku religia-nauka, i tyle... Krytycy „Tygodnika” chcą jednak, by polała się krew i głowy: niech wróci cenzura, niech władza instytucjonalna Kościoła będzie „rękojmią Boga”.

Cofnijmy się na chwilę do historii. Znana średniowieczna mistyczka Mechtylda z Magdeburga w jednej ze swoich wizji żaliła się Bogu, że ściąga na nią niebezpieczeństwo śmierci, domagając się publikacji ich rozmów. W „Strumieniu światła Boskości” tak napisała: „Ostrzegano mnie przed tą książką / I tak pouczyli mnie ludzie: / Jeśli się jej nie zaniecha / Będzie spalona w płomieniach”. Gdy Mechtylda konfrontuje Boga z niebezpieczeństwem, zauważając, że „Ty mnie do tego nakłoniłeś”, Bóg odpowiada: „Kochana moja, nie martw się za bardzo / Prawdy nikt nie potrafi spalić”. Nie czyni obietnic, że głosiciele prawdy nie będą spaleni, tylko zapewnia, że władza i prawda nie są tym samym, ale prawda wymaga świadectwa i ostatecznie zwycięży.

Pasterze i treserzy

Krytycy „Tygodnika” zapominają, że odwaga – jak nauczał Tomasz z Akwinu – jest fortitudo mentis, czyli „odwagą widzenia rzeczy takimi, jakimi są, i spoglądania na niebezpieczeństwo prosto i jasno” (ST, II.II.123.1). „Tygodnik” nie wybiera się na żadną „wojnę kulturową”. Dalej jednak stoi na stanowisku, że przyjmowany w naukach empirycznych podział na fakty i wartości istnieje. Ogólnikowych tez na temat natury ludzkiej, które nie byłyby poparte faktami ustalonymi przez naukę, nie da się usprawiedliwić przywoływaniem wyłącznie Biblii czy Katechizmu. Podział na fakty i wartości nie jest jednak bezproblemowy – np. mój redakcyjny kolega i filozof Piotr Sikora uważa, że ten podział jest raczej nie do utrzymania, ja zaś uważam, że gilotyna Hume’a nadal obowiązuje. Bo przecież należy unikać mylenia opisu z diagnozą i faktów z wartościami – co jest imperatywem w nauce. Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy chodzi o kwestię dobrego życia i interpretację prawa naturalnego, które w nauczaniu Magisterium stanowi pomost między faktami a wartościami i pozwala na formułowanie zdań normatywnych.

Mówiąc inaczej: w takim samym stopniu, w jakim tezy filozoficzne czy teologiczne dotyczące tego, jak należy żyć, opierają się na przekonaniach o ludzkiej naturze – filozofia czy teologia (jeśli nie mają być tylko pustą spekulacją albo irracjonalną wiarą) potrzebują rzetelnej nauki. Jak podkreślają sami filozofowie: nikt nie potraktuje poważnie twoich tez o tym, jak powinno być, jeśli nie rozumiesz, jak jest naprawdę, a tylko uzurpujesz sobie, żeby było tak, jak chcesz.
Należy również pamiętać, że tezy dotyczące zdrowia czy dojrzałości nie są wolne od aksjologii, bo opierają się na przekonaniach o tym, co jest dobre. Nie oznacza to jednak, że orientacja seksualna, jak twierdzą niektórzy, jest kategorią filozoficzną, a nie naukową, albo pozostaje w nauce niejednoznaczna.

I ks. Oko, i Jacek Januszewski w oskarżeniach „Tygodnika” o manipulację w debacie na temat genezy homoseksualizmu popełniają błędy związane zarówno z niezrozumieniem statystyki i ograniczeń technik eksperymentalnych, jak i interpretacją badań – zacierając różnicę między wyjaśnieniem (tym, co wiemy) a uzasadnieniem (tym, co z tą wiedzą robimy).

„Tygodnik” nie szuka komfortowych nisz, by przekonywać tylko przekonanych, i mylą się ci publicyści, którzy uważają, iż „nie ulega wątpliwości, że jeśli chodzi o szukanie nowych wiernych, to skuteczniejsza wydaje się strategia pozyskiwania ich po prawej (także przecież mocno zlaicyzowanej) niż po lewej stronie” (Tomasz Terlikowski „Przyspieszenie w Kościele”, „wSieci” nr 5/2017). Abstrahując od przesłanek teologiczno-duszpasterskich, które pokazują, że Kościół nie może pozwolić sobie na taką segregację wiernych, badania socjologów nad sumieniem Polaków oraz psychologów nad typami religijności wskazują, że zwłaszcza wśród ludzi młodych i wykształconych panuje nieufność do Kościoła, bo jest postrzegany jako instytucja autorytarna.
Prof. Krzysztof Kiciński, socjolog moralności, zwraca uwagę na fakt, że paternalizm moralny, a więc pojmowanie relacji kapłan–wierni w sposób sugerowany przez tradycyjną formułę „pasterz–owieczki”, już się w Polsce nie sprawdza, poza wąskimi i najczęściej mocno sklerykalizowanymi środowiskami. Nie znaczy to, że trzeba odrzucić tę teologiczną metaforę dusz-pasterstwa, tylko zmienić myślenie o dochodzeniu do prawdy zwłaszcza wśród tych osób, które miewają w sobie przynajmniej tyle samo pytań, co wiary. Sumienie można bowiem kształtować, ale nie da się go wytresować.

Zagadnienia na styku nauki z religią i polityką budzą, jak widać, wiele emocji. „Tygodnikowi” najbliżsi są jednak filozofowie dialogu, z ks. prof. Józefem Tischnerem na czele, i ich dziedzictwo. W tym przekonanie, że przyjęcie do wiadomości niepodważalnych faktów nie oznacza automatycznie zmiany całego światopoglądu. Te reguły wypracowano w debatach na Zachodzie i mogą być pomocne także nad Wisłą. Tylko fides et ratio mają przed sobą przyszłość. ©℗

Przeczytaj także tekst Łukasza Kwiatka "Posłowie do dyskusji o homoseksualizmie", w którym autor nawiązuje do artykułu ks. Prusaka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2017