Przywilej dla Edków

Immunitet to relikt czasów, gdy bycie w opozycji groziło śmiercią lub szykanami. A upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, przed którego skutkami immunitet ma dziś jakoby chronić, to nie wynalazek PiS.

17.04.2007

Czyta się kilka minut

rys. A. Pieniek /
rys. A. Pieniek /

Już blisko 10 lat temu grupa posłów na Sejm III kadencji, należących do nieco zapomnianego dziś AWS, złożyła dwa projekty legislacyjne radykalnie ograniczające zakres immunitetu parlamentarnego. Wcześniej o sprawdzenie immunitetu parlamentarnego do minimum walczyła w łonie Komisji Konstytucyjnej Unia Wolności. Kilka lat później Platforma Obywatelska w swoim programie wyborczym z 2005 r. ogłosiła podobne zamiary. Platforma wybory przegrała, do władzy doszedł PiS w koalicji z LPR i Samoobroną. Platforma zaś, będąc w opozycji, radykalnie zmieniła zdanie na temat przydatności rozległego immunitetu.

Donald Tusk, komentując nowe stanowisko swojej partii, powiedział: - Sam się nie spodziewałem jako zwolennik ograniczenia immunitetu i pełnej odpowiedzialności prawnej parlamentarzystów, że praktyka w wydaniu PiS tak szybko zniechęci mnie do moich radykalnych pomysłów. Immunitet jest potrzebny wtedy, kiedy do władzy dorywają się ludzie, którzy chcą wykorzystać aparat sprawiedliwości w politycznej konfrontacji. Głosowanie w sprawie Ostrowskiej pokazuje, że PiS coraz bardziej zależy na spektaklu, a nie na dochodzeniu do prawdy ("Gazeta Wyborcza", 31 marca - 1 kwietnia).

Tusk mówił o Małgorzacie Ostrowskiej, posłance SLD, bo to spór wokół wniosku o uchylenie jej immunitetu wywołał tak wielkie emocje. Czy słusznie?

Czym jest immunitet

Przypomnijmy najpierw parę rzeczy elementarnych, ale bywa, że uchodzących uwadze - szczególnie gdy do głosu dochodzi polityczne zacietrzewienie.

Immunitet parlamentarny wywodzi się z czasów, kiedy parlamenty zdobywały sobie dopiero prawo obywatelstwa w państwach na poły absolutnych. Z epoki, kiedy władza wykonawcza zniechęcała parlamentarzystów do działań opozycyjnych, stosując wobec nich brutalne represje. Te czasy dawno już minęły. Mimo to w szeregu krajów demokratycznych (choć nie we wszystkich) konstrukcja prawna instytucji immunitetu nie zmieniła się - także w Polsce.

Ten klasyczny, niezmieniony od czasów kruszenia absolutyzmu, immunitet parlamentarny, ma trzy wymiary. Po pierwsze, tzw. immunitet materialny czyli zasada, że parlamentarzyści nie ponoszą odpowiedzialności prawnej za swoją działalność jako reprezentanci narodu (np. głosowania, przemówienia, udział w pracach komisji, ale także np. interwencje u władz czy spotkania z wyborcami w okręgu). Po drugie, tzw. immunitet formalny zezwalający na odpowiedzialność karną parlamentarzystów tylko za zgodą izby. Po trzecie, tzw. przywilej nietykalności ustanawiający zakaz aresztowania lub zatrzymania parlamentarzystów bez zgody izby.

Nietrudno zauważyć, że o ile immunitet materialny nie stracił nic na aktualności w naszej epoce, o tyle dwa pozostałe (a szczególnie immunitet formalny) są instytucjami anachronicznymi. Zostały one powołane do istnienia w innej epoce. W rozwiniętej demokracji są reliktem. Nie dlatego, że rząd kocha opozycję, lecz dlatego przez ostatnich 200 lat ustrój demokratyczny wytworzył takie mechanizmy, które wprost uniemożliwiają rządowi gnębienie opozycji. Niebagatelną rolę odgrywa też zmiana obyczaju: powszechne i głęboko uwewnętrznione w kulturze politycznej przekonanie, że różnica zdań i różnica interesów jest czymś z zasady uprawnionym, a na dłuższą metę nawet twórczym. Generalnie biorąc, rząd demokratyczny nie reaguje uraźliwie na notoryczny w końcu fakt, że opozycja stara się przejąć w państwie władzę. Opozycja z kolei zakłada, że kiedyś dojdzie do władzy i wtedy będzie musiała tolerować otwarte starania przeciwników o jej odzyskanie. Konflikt w demokracji jest czymś uprawnionym, a zatem uprawianie opozycji przestało grozić utratą życia, zdrowia lub wolności.

Polski model

Główne zasady odnoszące się do immunitetu parlamentarnego reguluje Konstytucja. W art. 105 ust. 1 ustanawia ona immunitet materialny: "Poseł nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego ani w czasie jego trwania, ani po jego wygaśnięciu. (...) w przypadku naruszenia praw osób trzecich może być pociągnięty do odpowiedzialności sądowej tylko za zgodą Sejmu". Czyli naruszenie praw osób trzecich jest wyjątkiem od ogólnej zasady, że za swoją - by tak rzec - działalność zawodową posłowie (i senatorowie) nie odpowiadają. Zresztą, wyjątek ten jest w praktyce dość pozorny, ponieważ dla zaistnienia takiej odpowiedzialności potrzebna jest zgoda izby, a ta, jak wiemy, niezbyt często dochodzi do skutku.

Ustęp 2. tego samego artykułu tworzy immunitet formalny (nb. wyłączenie, o którym mowa wyżej jest jak gdyby immunitetem formalnym w ramach immunitetu materialnego): "Od dnia ogłoszenia wyników wyborów do dnia wygaśnięcia mandatu poseł nie może być pociągnięty bez zgody Sejmu do odpowiedzialności karnej."

Ustęp 5. zaś tworzy przywilej nietykalności: "Poseł nie może być zatrzymany lub aresztowany bez zgody Sejmu, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania".

To jest bardzo szeroki zakres immunitetu. Jeden z najszerszych w Europie, jeden z najszerszych w historii naszego parlamentaryzmu. Zauważmy, że immunitet formalny mówi o odpowiedzialności karnej, a więc dotyczy przestępstw pospolitych. Mimo to praktyka parlamentarna po 1989 r. notuje dużą solidarność partyjną, by nie rzec, korporacyjną posłów i senatorów, gdy dochodzi do decyzji o uchyleniu immunitetu. A przecież oskarżenia kierowane pod adresem tych posłów i senatorów to są sprawy, które po prostu nie licują z godnością parlamentarzysty: branie lub dawanie łapówek, wyłudzenia kredytów, pijaństwo za kierownicą... Systematyczne chronienie parlamentarzystów oskarżanych o takie przestępstwa dałoby się uzasadnić tylko wtedy, gdybyśmy żyli w państwie policyjnym. Takiej tezy jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie postawi.

Tarcza antyziobrowa

Mówi się za to - pobrzmiewa to także w cytowanej wyżej wypowiedzi Donalda Tuska - że mamy do czynienia ze stronniczością władzy naciskającej na wymiar sprawiedliwości. Coś na rzeczy jest, ale zastanówmy się, ile w tym jest cech systemowych, akceptowanych przez wszystkie kolejne ekipy po 1989 r., a ile specyfiki rządów PiS-u. Otóż upolitycznienie prokuratury jest w Polsce właściwością stałą od początku ustroju demokratycznego (dawniej też, a nawet tym bardziej, ale wtedy to nie dziwiło, teraz dziwić powinno). A skoro jest to stała właściwość akceptowana przez wszystkie ekipy, to minister Ziobro ze swoją zapalczywością prymusa nie stanowi na tym tle nowej jakości - jest może szczególnie widoczną i słabo skrywaną odmianą tego samego ustrojowego defektu, z którym żyjemy od 18 lat. Jeśli więc Donald Tusk stanowczo głosił konieczność likwidacji immunitetu formalnego jeszcze pod rządami SLD i upolitycznionej (na modłę SLD-owską) prokuratury, to co się takiego stało, że ten postulat wycofuje, kiedy rządzi PiS i upolitycznia prokuraturę na swoją modłę.

Zmieniła się tylko sytuacja polityczna. Opłaca się dołożyć PiS-owi, więc dokłada się, nawet zawieszając na kołku swoje reformatorskie (i nader słuszne, dodajmy) pomysły.

W kwestii immunitetu formalnego istota rzeczy polega na tym, że tak czy tak, oskarżenia formułowane w stosunku do parlamentarzystów trafią w końcu do sądu. Zatem trzeba sobie odpowiedzieć na jedno proste pytanie: sądy w Polsce są jeszcze (mimo Ziobry) niezawisłe, czy też już nimi nie są? Jeśli są niezawisłe, to żadne polityczne intencje, stojące za takim czy innym śledztwem dotyczącym polityka z opozycyjnej partii, nie ostoją się przed sądem.

Można wiele zarzucić PiS-owi, ale nie da się powiedzieć, że zniszczył niezawisłość sądownictwa. Owszem, niestabilny stan emocjonalny Pana Premiera stwarza czasem sytuacje nieco żenujące (casus: wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego na temat konieczności przemyślenia pozycji ustrojowej Trybunału Konstytucyjnego) i należy ubolewać, że takie słowa padły. Jednak na razie to są tylko słowa.

***

Immunitet formalny jest przeżytkiem. Dziś służy faktycznie ochronie rozmaitych Bigdów i Edków, których nam - niestety - ostatnio w Sejmie i w Senacie przybyło. Nie służy zaś w najmniejszym stopniu ochronie swobody wykonywania funkcji parlamentarzysty ani też ochronie wolności parlamentu.

Podobnie rozdęty do granic absurdu jest przywilej nietykalności. Należałoby go znieść w tym zakresie, w jakim decyzja leży w rękach sądu (np. w kwestii aresztowania), w pozostałym zakresie zaś złagodzić, tak by z jednej strony wymiar sprawiedliwości nie był automatycznie blokowany w swojej pracy, a z drugiej - by i parlament mógł pracować w pełnym składzie. Do tego celu wystarczyłoby, aby w przypadkach zatrzymania parlamentarzysty (np. in flagranti) obowiązkowo powiadamiać marszałka izby, a ten miałby prawo żądać zwolnienia zatrzymanego.

Krótko mówiąc, immunitet należy zredukować do takiej postaci, która zapewniając konieczną ochronę wykonywania mandatu, usunie wszystko co jest ponadto, czyli to, co daje parlamentarzystom niczym nie uzasadniony przywilej w stosunku do pozostałych obywateli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2007