Prawo wobec dramatu

Sprawa z Włodowa jest tak bulwersująca, bo znalazły w niej odbicie nie tylko niedostatki działania policji i wymiaru sprawiedliwości, ale także podstawowe spory, które od dawna toczą ze sobą prawnicy, moraliści i filozofowie prawa. Warto przynajmniej pobieżnie uświadomić sobie płaszczyzny tych sporów i ich prawny oraz kulturowy kontekst.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

Po pierwsze, Konstytucja RP oraz najważniejsze akty prawa międzynarodowego zobowiązują państwo do zapewnienia każdemu człowiekowi prawnej ochrony życia. Dotyczy to spokojnych obywateli, ale także wielokrotnego recydywisty, który z gazetowych opisów wyłania się jako wcielenie zła. Także ów agresywny, 60-letni przestępca, maltretujący słabszych i grożący śmiercią mieszkańcom wioski, znajduje się pod ochroną prawa i nie jest pozbawioną godności istotą, którą można skatować i zostawić pod płotem.

Po drugie, to samo państwo zobowiązując się do ochrony życia wszystkich swoich obywateli, a także ich zdrowia, wolności i mienia, zezwala im na użycie przemocy w obronie tych dóbr, wyznaczając wszakże tej przemocy pewne granice. Prawnicy będą się więc zastanawiać, czy istniała realna groźba powtórzenia przez Józefa C. ataku na mieszkańców wioski, czy użyte środki nie były zbyt drastyczne, czy nie wykorzystano sposobności, by poza unieszkodliwieniem napastnika, nie wymierzyć mu swoiście pojmowanej “sprawiedliwości".

Polskie prawo nie wymaga od broniącego się stosowania środków najłagodniejszych, nie wprowadza także wymogu pełnej proporcjonalności między sposobem obrony a niebezpieczeństwem. Przewiduje też, iż w przypadku, gdy przekroczenie wyznaczonych granic obrony koniecznej podyktowane było strachem lub wzburzeniem usprawiedliwionym okolicznościami, sąd zobowiązany jest odstąpić od ukarania tych, którzy prawa do obrony nadużyli.

Ci sami prawnicy będą jednak dociekać, skąd w rękach jednego z zatrzymanych resor samochodowy i czy rzeczywiście reakcja mieszkańców była emocjonalna i nagła. Będzie to rzutować na kwestię kwalifikacji prawnej czynu, o którego popełnienie niechybnie oskarży zatrzymanych mieszkańców wioski prokurator. Może być to zarówno popełnione we współsprawstwie zabójstwo, zagrożone nawet w dolnej granicy karą 8 lat pozbawienia wolności, jak i pobicie z nieumyślnym skutkiem śmiertelnym, gdzie minimalna kara wynosi rok pozbawienia wolności.

Ale oceny prawne sięgać mogą dalej. Brak reakcji osób powołanych do zapewnienia bezpieczeństwa publicznego w sytuacji realnego zagrożenia mieszkańców wioski może skutkować oskarżeniem policjantów o tzw. przestępstwo urzędnicze, czy też o przestępstwo nieudzielania pomocy. Nie można też zapomnieć, iż kodeks karny traktuje osobę, która umyślnie zaniechała wykonania ciążącego na niej obowiązku zapobieżenia popełnienia przestępstwa, jako pomocnika do popełnienia tegoż przestępstwa.

Przykład Józefa C. uświadamia również, iż na marginesie społeczeństwa funkcjonują sprawcy, w szczególności wielokrotni recydywiści, którzy nie mają szans wyrwać się z zaklętego kręgu kolejnych powrotów do zakładu karnego. Choć osoby takie wykazują głębokie cechy patologiczne i wymagają terapii, wymiar sprawiedliwości przyjmuje ich pełną poczytalność, bo tylko wtedy można im wymierzyć karę. Bez znaczenia jest fakt, iż poza prymitywną izolacją kara nie ma w takich przypadkach żadnego już oddziaływania na sprawcę i czasem nawet nie jest dolegliwa (by wspomnieć o klasycznych “powrotach" wielokrotnych recydywistów do zakładów karnych na zimę). Na kanwie sprawy z Włodowa rodzi się pytanie, czy żaden ze składów sędziowskich orzekających wobec C. kolejne kary, nie zadał sobie pytania, czy nie ma do czynienia z osobą o skrzywionej psychice, która stanowi zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Nie jest normą, iż ponad połowę życia (34 lata) ów 60-letni recydywista przesiedział w więzieniu.

We Włodowie zawiodło przede wszystkim państwo. Jego funkcjonariusze sprzeniewierzyli się swojemu podstawowemu obowiązkowi, jakim jest zapewnienie spokoju społecznego. Ofiarą tego sprzeniewierzenia stali się osadzeni w areszcie mieszkańcy wioski, ale także sam Józef C. Funkcjonariusze powinni ponieść konsekwencje swoich zaniechań.

Ale również lokalna społeczność, terroryzowana przez starszego mężczyznę, przez długi czas nie potrafiła państwa przywołać do porządku. Nie umiała czy też nie wiedziała, jak korzystać z instrumentów społeczeństwa obywatelskiego: prawa do zażalenia, odwoływania się do instytucji rządowych i pozarządowych chroniących prawa obywatelskie, albo w ostateczności - alarmowania mediów.

Doszło do dramatu, którego nie można już ująć w ocenach prawnych.

WŁODZIMIERZ WRÓBEL (ur. 1963) jest pracownikiem naukowym Katedry Prawa Karnego UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005