Po zakończeniu wieczorów wyborczych referendum zorganizowane razem z głosowaniem do parlamentu nagle wyparowało. W finalnym wystąpieniu szefa partii, która je wymyśliła i zawzięcie promowała, nawet o nim nie wspomniano. Pozostało kolejnym przykładem orwellowskiego udawanego prawa i zdeformowanych instytucji.
Referendum wymyślono jako przykrywkę do prowadzenia bezczelnej agitacji wyborczej jeszcze w czasie głosowania oraz wydawania pieniędzy na kampanię wyborczą jednej partii. Z uwagi na treść pytań i sposób jego przeprowadzenia było akcją propagandową i jako takie poległo razem z partią, która je propagowała.
Według danych exit poll liczba osób, która wzięła udział w referendum (ok. 40 proc. uprawnionych) jest zbyt mała, żeby miało jakiekolwiek znaczenie prawne. Ale przy okazji skompromitowano samą instytucję referendum, „wykarmiono” też zaprzyjaźnione fundacje i stowarzyszenia. W drastyczny sposób złamano również tajemnicę głosowania, zobowiązując obywateli do ujawniania swoich preferencji wyborczych – przez konieczność głośnego składania w lokalu wyborczym deklaracji o braku udziału w referendum.
Trzy kroki do władzy po wyborach
Referendum obnażyło także nieudolność, a może wręcz złą wolę jego organizatora, czyli PKW, która nie zrobiła nic, by zapobiec tym nadużyciom, głosząc przy okazji banialuki o tym, że przetarganie karty referendalnej czy jej wyniesienie z lokalu wyborczego jest przestępstwem.
Dobrze się stało, że tak wielu spośród nas potrafiło zrozumieć tę całą maskaradę i odesłało referendalne kartki tam, gdzie od początku było ich miejsce – między zużyte kubeczki, smętne baloniki i pomięte plakaty w sztabach wyborczych.
PROF. WŁODZIMIERZ WRÓBEL jest sędzią Izby Karnej Sądu Najwyższego, kierownikiem Katedry Prawa Karnego UJ.