Do dyktatury i z powrotem. Głos z Sądu Najwyższego

Nie ma takiego prawa i takiej konstytucji, która sama chroniłaby nas przed bezwzględnymi politykami po tym, jak już zdobędą władzę. Obrona przed autokratami jest tylko jedna – niedopuszczenie ich do rządów.

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Marsz Miliona Serc. Warszawa, 1 października 2023 r. / fot. Pawel Wodzyński / EAST NEWS
Marsz Miliona Serc. Warszawa, 1 października 2023 r. / fot. Pawel Wodzyński / EAST NEWS

Miasta w świątecznym oświetleniu, pod choinką prezenty, w telewizji nieśmiertelny Kevin. Pokojowo przekazana władza. Spada społeczne napięcie. Na pozór wraca normalność, którą większość z nas ceni ponad wszystko. Jednak fundamenty naszej rzeczywistości wciąż pozostają mocno naruszone i nie gwarantują, że na kolejnym zakręcie politycznym nie pojawi się jakiś nowy demagog, wciągając nas w wir nienawistnych emocji.

Autorytarne dziedzictwo

Efekty trwających osiem lat autorytarnych rządów w Polsce są wciąż dobrze widoczne. Na polsko-białoruskim pograniczu trwa stan bezprawia i w lesie odnajdywane są kolejne ludzkie ciała. Zdemolowane zostały instytucje, które miały i mają pełnić funkcję bezpieczników na wypadek szaleństw władzy: Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa, sądy, prokuratura, media publiczne. Osoby pełniące rolę prezesów TK i Sądu Najwyższego zostały powołane na te stanowiska z jawnym naruszeniem Konstytucji. W tej panoramie trwałych pozostałości po autorytaryzmie nie można zapomnieć o prezydencie, który choć miał być „strażnikiem Konstytucji”, to aktywnie wspierał projekt jej niszczenia – odmawiając przyjęcia ślubowania prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, dokonując bezprawnych nominacji na stanowiska sędziowskie czy też tworząc sądy specjalne, z niesławną Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego na czele. Te działania prezydenta nie ustaną mimo odrzucenia wizji państwa promowanej przez odchodzącą władzę w wyborach 15 października, i to przez ogromne rzesze obywateli. 

Prawdopodobnie Pałac Prezydencki pozostanie schronieniem dla niedemokratycznych idei. Jest to o tyle istotne, że bez współdziałania prezydenta nie można dzisiaj uchwalać ustaw przywracających normalne funkcjonowanie państwa, bowiem nowa większość parlamentarna, choć gwarantująca stabilność gabinetu rządowego, jest jednak zbyt mała, by odrzucać prezydenckie weta do ustaw.

Jednak dziedzictwo autorytaryzmu to nie tylko wciąż funkcjonujące, niekonstytucyjne instytucje. To także bardzo rozległe obszary prawa zmieniane dla ochrony politycznych interesów władzy: podporządkowanie sądów prokuraturze, drakońskie kary jak bezwzględne dożywocie czy więzienie dla 14-latków, ustawy umożliwiające nepotyzm i zaludnianie publicznych instytucji politycznymi poplecznikami, albo spółki Skarbu Państwa przekształcone w partyjno-rządowe skarbonki.

Ten ponury krajobraz wynaturzonego prawa kryje w sobie wiele pułapek, które zagrażają powrotowi do normalności i naszemu bezpieczeństwu. Kilka lat temu ukazał się wywiad rzeka z prof. Andrzejem Zollem pod tytułem „Do państwa prawa i z powrotem”. Napisanie dalszego ciągu tego wywiadu, który mógłby mieć tytuł „do autorytaryzmu i z powrotem”, nie jest proste, bowiem mało kto dotychczas przebył taką drogę w warunkach, gdy część instytucji państwa albo w ogóle nie funkcjonuje, albo prezentuje wyraźną wrogość wobec planów przywracania praworządności. 

Bez grubej kreski

Nie da się uchwalić ustaw przywracających praworządność, nie da się też po prostu wysłać policji do budynku Trybunału Konstytucyjnego lub Sądu Najwyższego, by wyprowadzić stamtąd osoby bezprawnie zajmujące prezesowskie i sędziowskie gabinety, bo powtórzy się w ten sposób autorytarne metody stosowane przez poprzednią władzę. Wielu ekspertów wskazuje wręcz, że zastosowanie radykalnych metod przywracania praworządności, polegających np. na likwidacji całego Trybunału Konstytucyjnego czy generalnym unieważnieniu wszystkich powołań na stanowiska sędziów, dokonanych na podstawie decyzji neo-KRS – skończy się destabilizacją państwa. A po kolejnym politycznym zakręcie zostanie zastosowany ten sam mechanizm – nowa władza odwoła wcześniej mianowanych sędziów, znowu przejmie Trybunał Konstytucyjny oraz media publiczne. To najgorszy z możliwych scenariuszy, oznaczałby bowiem zgodę na to, że wszystkie wcześniej wskazane „instytucje bezpieczniki”, które stanowią symbol stabilnej praworządności i dojrzałej demokracji, stają się po prostu zwykłym łupem politycznym kolejnej ekipy rządzącej.

Równocześnie idea praworządności stałaby się swoją karykaturą, gdyby miała służyć zalegalizowaniu skutków całej epoki bezprawia, i gdyby przejść nad nią do porządku dziennego, bez rozliczeń. Perwersyjnie brzmią dzisiaj nawoływania do przestrzegania zasad Konstytucji przez osoby, które z jej naruszeniem zawłaszczyły najróżniejsze funkcje i stanowiska. Z istoty konstytucyjnej zasady państwa prawa wynika, że bezprawne nominacje muszą zostać zweryfikowane, niekonstytucyjne instytucje zniesione lub gruntownie zreformowane, a osoby świadomie łamiące prawo pociągnięte do odpowiedzialności, także majątkowej. Naiwnością jest także przekonanie, iż przyjęcie metody grubej kreski zapewni stabilność i przestrzeganie konstytucyjnych reguł gry w przyszłości, przy kolejnej zmianie władzy. Nie ma takiego prawa i takiej Konstytucji, która sama chroniłaby nas przed bezwzględnymi, autokratycznymi politykami po tym, jak zdobędą już władzę w rządzie i parlamencie. Obrona przed nimi jest tylko jedna – niedopuszczenie ich do tej władzy. 

Kwestia dublerów

Pogodzenie tych dwóch przeciwstawnych opcji nie jest łatwe, zwłaszcza w warunkach prawdopodobnej prezydenckiej blokady dla ustaw przywracających praworządność. Pozostaje sięganie po instrumenty czysto polityczne: można wydawać uchwały stwierdzające nieważność wcześniej podjętych rozstrzygnięć, powoływać komisje śledcze, można wstrzymać lub ograniczyć finansowanie określonych instytucji lub konkretnych funkcji i osób. Takie działania powinny mieć jednak swoje bezpośrednie źródło w rozstrzygnięciach sądów krajowych lub międzynarodowych. Wiele takich orzeczeń, oceniających i weryfikujących panujące w Polsce bezprawie, już zapadło i te właśnie rozstrzygnięcia, podejmowane z dala od bieżących układów politycznych, powinny stanowić kotwicę chroniącą nas przed scenariuszem „odbijania” instytucji publicznych przez kolejne ekipy rządzące. Innymi słowy, przywracanie praworządności, w warunkach braku Trybunału Konstytucyjnego i efektywnej możliwości zmiany ustaw, powinno polegać na wykonywaniu przez instytucje państwa orzeczeń sądowych, w tym przede wszystkim trybunałów międzynarodowych, lub inicjowaniu takich orzeczeń. 

Jak konkretnie miałoby to wyglądać? W odniesieniu do osób zajmujących bezprawnie stanowiska w Trybunale Konstytucyjnym, Sejm, wykonując orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, może podjąć uchwałę stwierdzającą fakt bezprawnego wyboru trzech sędziów dublerów, dokonanego na początku ery PiS. Jaki będzie efekt takiej uchwały? Bezpośrednio prawdopodobnie żaden. Przecież – jak już wspomniałem – nikt raczej nie wyśle policji do gmachu przy ul. Szucha, żeby opieczętować konkretne gabinety i uniemożliwić wejście do nich sędziom. Jednak taka uchwała, łącznie z wydanymi już wyrokami Sądu Najwyższego, stwierdzającymi brak znaczenia prawnego orzeczeń wydanych z udziałem sędziów dublerów, stałaby się podstawą oceny statusu owych osób w późniejszych postępowaniach sądowych. 

Odciąć od pieniędzy?

Pierwszy wyrok w tej sprawie otworzy drogę do wprowadzenia do Trybunału Konstytucyjnego legalnie wybranych jeszcze w 2015 r. sędziów. Równocześnie pojawi się kwestia dopuszczalności dalszego publicznego finansowania uposażeń osób, które bezprawnie zajmują miejsca sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ograniczenie budżetu Trybunału Konstytucyjnego w tym zakresie będzie pewnie rozważane przez odpowiednich urzędników w Ministerstwie Finansów, decydujących o przekazywaniu środków publicznych różnym instytucjom państwowym.

Z kolei w przypadku działań Julii Przyłębskiej, występującej dziś w roli prezesa TK (legalność jej wyboru kwestionują nawet sędziowie z jej środowiska politycznego), problemem jest ustalenie, czy faktycznie np. jej zarządzenie o publikacji wyroku Trybunału jest zarządzeniem konstytucyjnego prezesa TK. Ta kwestia także powinna być ustalona w niezależnym postępowaniu sądowym. 

Podobny schemat działania należałoby przyjąć w odniesieniu do Krajowej Rady Sądownictwa. Także w tym przypadku jest bardzo wiele orzeczeń różnych sądów stwierdzających niekonstytucyjny sposób wyboru większości jej członków, a uchwała sejmowa stwierdzająca nieważność ich wyboru jedynie potwierdziłaby tę ocenę. Odtworzenie KRS w konstytucyjnym składzie wymaga współdziałania prezydenta, co wydaje się bardzo wątpliwe, mimo deklaracji o współpracy z rządem, złożonej przez Andrzeja Dudę podczas uroczystości zaprzysiężenia gabinetu Donalda Tuska. Domniemana prezydencka obstrukcja nie zwolni jednak innych organów państwa z obowiązku wykonania orzeczeń trybunałów międzynarodowych. Przypuszczam, że rozważane są w tym zakresie dwie drogi: przeprowadzenie wyborów do KRS w środowisku sędziowskim w oparciu o samą Konstytucję, a nie ustawę, lub reaktywacja bezprawnie przerwanej kadencji poprzednich członków KRS.

Co zrobić z neo-sędziami

Najbardziej pracochłonnym obszarem przywracania normalności pozostaje sądownictwo. Wadliwość setek sędziowskich nominacji, potwierdzona przez wyroki trybunałów międzynarodowych i Sąd Najwyższy, ciążyć będzie nad całym systemem, bez względu na zawierane w Polsce kompromisy polityczne i zmianę władzy. Wyroki te otwarły drogę do kwestionowania orzeczeń sądowych wydawanych przez tzw. neo-sędziów z uwagi na naruszenie prawa międzynarodowego i żadną grubą kreską nie jesteśmy w stanie temu zapobiec. Musi dokonać się więc proces weryfikacji procedur nominacyjnych i ponowne przeprowadzenie konkursów na stanowiska sędziowskie, co leży także w najlepiej pojętym interesie osób poddanych takiej weryfikacji. Ostatecznie kończy bowiem stan zawieszenia, w jakim się znaleźli. Należy przy tym podkreślić, że w żadnym wypadku taka weryfikacja nie oznacza konieczności uchylania wyroków wydanych przez nieprawidłowo powołanych sędziów. Obowiązujące przepisy nie przewidują bowiem automatycznej nieważności orzeczenia, nawet gdy wydała je osoba nieuprawniona. 

Dla przeprowadzenia weryfikacji sędziów nie jest konieczna zmiana prawa (choć ta droga byłaby najlepsza), ale obalenie mitu zagnieżdżonego w głowach części prawników, w tym sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego, jakoby decyzje prezydenta o powołaniu kogoś na stanowisko sędziego nie podlegały kontroli sądu, bo mają charakter „prerogatyw” głowy państwa. Zdumiewająca jest ta nieuświadomiona tęsknota za monarchą odpowiadającym tylko przed Bogiem i Historią, który – anegdotycznie – nawet konia może uczynić senatorem. Tymczasem w Polsce jest już obecnie rok 2023, a nasza Konstytucja nie tylko nie przewiduje monarchii, ale wręcz wyraźnie wskazuje, że każda decyzja, w każdej indywidualnej sprawie podlega sądowej weryfikacji. To istota demokracji i państwa prawa.

Funkcja sędziego jest służbą publiczną, do pełnienia której każdy ma prawo na równych zasadach, oczywiście po spełnieniu określonych warunków. Decydując o nominacji kogoś na stanowisko sędziego prezydent rozstrzyga zarazem o prawach tych osób, które również kandydowały, ale danego stanowiska nie otrzymały. A jeżeli dojdzie do korupcji, kryminalnych nadużyć czy jakiejkolwiek bezprawności w procesie nominacyjnym, to prezydencki podpis pod aktem powołania na stanowisko sędziego nie ma cudownej mocy usuwania tych wad. Decyzje prezydenta muszą więc podlegać sądowej kontroli, choćby po to, by podobnym nadużyciom zapobiegać. Z kolei uchylenie przez sąd wadliwej nominacji sędziowskiej otworzy drogę do ponownego, w pełni już zgodnego z prawem przeprowadzenia konkursu na stanowisko sędziowskie.

Usuwanie resztek autorytaryzmu i prawnych pułapek, nawet z niechętnym lub wręcz wrogim prezydentem w tle, jest do przeprowadzenia w sposób zgodny z zasadami państwa prawa, choć na pewno będzie to wymagało wysiłku i czasu. Dewastacja instytucji konstytucyjnych spowodowała bowiem szkody niezwykle poważne, dla których usuwania nie wystarczą tylko prawnicze umiejętności. Przez bezprawne procedury awansowe przeszło kilka tysięcy młodych i starszych sędziów, podobnie wielu prawników skusiło się politycznymi awansami w prokuraturze czy różnych instytucjach publicznych. Podstawowa zasada sprawiedliwości wymaga, by uzyskane przez nich bezprawnie awanse i przywileje zostały odebrane. Także dlatego, by oddać sprawiedliwość bardzo wielu innym prawnikom, którzy pozostając lojalni wobec Konstytucji, oparli się pokusie. 

Prawnik jako obywatel

Minione osiem lat stało się potwierdzeniem prawdy, że od postawy prawników w dużym stopniu zależy skuteczność w zawłaszczeniu państwa przez autorytarną władzę. Współczesny autorytaryzm nie jest bowiem krwawą dyktaturą, ale bazuje głównie na ludzkiej słabości, chęci zysku, oportunizmie. Gdyby nie znalazło się tych kilkudziesięciu sędziów, którzy podpisali listy poparcia dla politycznych nominatów do Krajowej Rady Sądownictwa i gdyby wszyscy sędziowie odmówili udziału w procesach bezprawnych nominacji, stopień destrukcji w sądownictwie byłby znacznie mniejszy. Dlatego tak istotne jest dzisiaj wysłanie jasnego sygnału na przyszłość – kolaborowanie z politykami w niszczeniu rządów prawa się nie opłaca i prędzej czy później kończy się odpowiedzialnością. 

Równocześnie trzeba mieć jednak świadomość, że powszechna weryfikacja nominacji w wymiarze sprawiedliwości łatwo stanie się pożywką dla resentymentów i konfliktów w środowisku sędziowskim. Z ochotą wykorzystają to cyniczni politycy przy jakieś kolejnej recydywie autorytaryzmu. Zresztą już dziś powstają stowarzyszenia obrońców neo-sędziów, a pewnie wkrótce także rozliczanych ze swoich działań prokuratorów. Niebezpieczeństwo pojawienia się specyficznego poczucia krzywdy u osób poddanych tej weryfikacji dotyczyć może zarazem osób, które skądinąd w sposób rzetelny wykonywały swoje obowiązki, a do ubiegania się o stanowiska w niekonstytucyjnych procedurach były czasami namawiane przez środowiskowe autorytety, „żeby miejsc nie zajęli jeszcze gorsi”. Teraz okazuje się, że mieliby podlegać weryfikacji na równi z owymi „gorszymi”. 

Kiedyś rozmawiałem ze znajomym, który zdecydował się na objęcie funkcji sędziego w stworzonym przez polityków sądzie specjalnym – Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym. Miał on pełną świadomość, że cała procedura konkursowa przed neo-KRS jest czystą fikcją, a lista osób, które miały się znaleźć w owej Izbie, została już wcześniej ułożona na biurkach polityków. Twierdził on wszakże, że w ten sposób przynajmniej część miejsc w Sądzie Najwyższym nie wpadnie w ręce prokuratorów od ministra Zbigniewa Ziobry. Można było odnieść wrażenie, że gdzieś w powietrzu unosi się duch Konrada Wallenroda. Tyle tylko, że Wallenrod ostatecznie coś zrobił, natomiast ówczesny mój rozmówca, jak też wiele innych osób, które podejmowały decyzje o przyjmowaniu awansów, by „uniknąć większego zła”, konsekwentnie milczała przez kolejne lata podporządkowywania sądów politykom. Tyle zostało z ich rzekomego wallenrodyzmu. 

Kryzys ostatnich ośmiu lat i szukanie sposobów jego pokonania uczą nas jednego – to ostatecznie nie prawo i jego instytucje są w stanie uchronić nas przed autorytarną władzą, ale obywatele, którzy w sposób masowy ów autorytaryzm odrzucą. A wśród tych obywateli także prawnicy. Jeśli więc chcemy normalności w przyszłości, to już dziś potrzebna jest nam masowa edukacja obywatelska – a najlepiej obowiązkowy egzamin maturalny z wiedzy o funkcjonowaniu społeczeństwa. 

Prof. Włodzimierz Wróbel – sędzia Izby Karnej Sądu Najwyższego, kierownik Katedry Prawa Karnego UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Do dyktatury i z powrotem