Pożyteczne błądzenie

Aktorka grająca w hollywoodzkiej superprodukcji Marię Magdalenę tuż po nakręceniu sceny spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem postanawia rzucić wszystko i wyjechać do Jerozolimy. Dla niej film był czymś więcej niż tylko filmem.

19.04.2006

Czyta się kilka minut

Juliette Binoche (Marie Palesi) /
Juliette Binoche (Marie Palesi) /

Potem dowiemy się, że była to aktorka nie byle jaka. Że miała przed sobą obiecującą przyszłość. A jednak prosto z planu ruszyła do Ziemi Świętej, w dobie zamachów terrorystycznych miejsca raczej nieprzyjaznego turystyce. Co stało za tą tyleż dramatyczną, co ekscentryczną decyzją?

Czy Marie Palesi (Juliette Binoche) to schizofreniczka, czy też osoba głęboko duchowa, poszukująca wewnętrznej przemiany? Marie chce od tej pory służyć ludziom. I chce być blisko miejsc, w których żył i działał Jezus. Taki jest punkt wyjścia filmu Abla Ferrary, nowojorskiego reżysera wywodzącego się z katolickiej irlandzko-włoskiej rodziny, który w swojej twórczości od lat poszukuje we współczesnym świecie kontekstów biblijnych.

Tak było choćby w głośnym filmie "Zły porucznik" (1992), gdzie tytułową rolę zagrał Harvey Keitel. Ferrara pokazał postać moralnego degenerata, który prowadzi śledztwo w sprawie brutalnie zgwałconej zakonnicy. Pod wpływem spotkania z ofiarą, która zna sprawców zdarzenia, ale w geście miłosierdzia nie chce zdradzić ich nazwisk policji, tytułowy "zły porucznik" staje się innym człowiekiem. Zaczyna wierzyć, że nawet komuś takiemu jak on może być dana łaska. Utożsamiając się z osobą Chrystusa, składa w ofierze swoje życie.

Motyw ofiary pojawia się zresztą również w "Marii". Zacząć należy od tego, że akcja filmu przenosi się w pewnym momencie do Nowego Jorku. Tu właśnie ma miejsce kampania promocyjna wspomnianego na początku filmu, który nosi tytuł "To moja krew". Ted Younger (Forest Whitaker), gospodarz popularnego telewizyjnego show, zaprasza do studia reżysera filmu, który opowiada o okolicznościach jego powstania i stojącym za nim przesłaniem.

Sprytny Tony Childress (Mathew Modi-ne) postanowił wykorzystać apokryficzne przekazy ewangeliczne i przedstawić rewolucyjne odczytanie postaci Marii Magdaleny. Wedle tej koncepcji nie była ona prostytutką, jak się powszechnie sądzi, ale równoprawną uczennicą Jezusa, szczególnie przez niego umiłowaną. Ale nie w sensie seksualnym, jak chciał Nikos Kazantzakis, a za nim Martin Scorsese w "Ostatnim kuszeniu Chrystusa", nie wspominając o współczesnych mitologiach w rodzaju "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Browna. Childress chciał ukazać Marię w duchu teologii feministycznej: jako wybraną przez Jezusa, tę, która dotknęła jego tajemnicy bardziej niż którykolwiek z uczniów. Tym właśnie naraziła się na zazdrość i niechęć, w szczególności ze strony Piotra. A wszystko dlatego, że była kobietą.

Kiedy Marie Palesi znika ze sceny, bohaterem filmu staje się właśnie wspomniany popularny prezenter. Jego programy słyną z kontrowersyjnych tematów i wielkich nazwisk. Ted zaprasza do studia najwybitniejsze autorytety. Przy okazji dyskusji o filmie "To moja krew" będą to uznani bibliści (do tej roli Ferrara zaangażował autentyczne postacie, m.in. Amosa Luzatto, Jeana-Yvesa Leloupa czy Elaine Pagels). Ale Ted, roztrząsając w swym programie ważkie teologiczne kwestie, nie potrafi dojść do ładu z własnym życiem.

Kiedy zastanawia się w towarzystwie ekspertów, czy Jezus był bardziej rebeliantem, czy mesjaszem, w pustym domu czeka na niego ciężarna żona. Zazwyczaj na próżno, bo praca angażuje Teda bez reszty. Dopiero kiedy dojdzie do tragedii i życie jego najbliższych zawiśnie na włosku, Ted zdoła przeskoczyć teoretyczny dyskurs i poważnie zastanowić się nad swoim życiem.

Kim jestem? Co jest dla mnie ważne? Jaka jest moja wiara? - Ferrara nie boi się stawiać takich pytań. Religia nie jest dla niego suchą doktryną, ale żywym, dynamicznym zdarzeniem. Jezus dlań to ktoś znacznie więcej niż charyzmatyczna postać z kart Pisma Świętego. Odradza się w każdej chwili - w drugim człowieku. Wierzyć, to znaczy przede wszystkim wyrzec się pogardy, kochać, ofiarować siebie. Na taką właśnie próbę wystawia reżyser swego bohatera. Powtarza się znany ze "Złego porucznika" modlitewny skowyt: oto zatwardziały grzesznik pada w kościele na kolana i błagając o łaskę, całkowicie oddaje się woli Boga.

Film Ferrary nie jest arcydziełem. Sprawia wrażenie wykoncypowanego, pęka w szwach od nadmiaru pytań, cytatów, metafor. Strzępy uczonego dyskursu mieszają się tu z melodramatyczną czułostkowością. Reżyser chciałby w ciasne ramy upchnąć zbyt wiele: nowatorskie odczytanie Ewangelii, dramatyczne studium nawrócenia, traktat o tolerancji religijnej i szaleństwie dzisiejszego świata, który po lekturze medialnych newsów z Izraela czy Iraku jawi się jako piekło nienawiści i bezsensownej przemocy. Do tego krytyczny eseik o demoralizacji sztuki i komercjalizacji mediów żerujących bez wstydu na tak intymnym ludzkim doświadczeniu, jakim jest przeżycie religijne (aluzje do "Pasji" Mela Gibsona i histerii, jaką ten film wywołał, są ewidentne). Jest też mowa o granicach wolności słowa i zderzeniu tej wolności z potrzebą istnienia tabu (gorący temat na krótko po aferze z karykaturami Mahometa).

Ferrara nie wyostrza żadnego z tych wątków. Nawet groteskowy reżyser Tony Childress tak naprawdę wcale nie jest aż tak prowokacyjnie cyniczny. Pikietujących przed premierą jego filmu też nie można osądzić jednoznacznie. Prócz tych, którzy dostrzegli w filmie motywy antysemickie, są również i ci, którym nie podoba się jego "postępowa" egzegeza. Ale czy broniąc czystości biblijnego przekazu, kierują się wyłącznie głupotą, czy może najszlachetniejszym aktem wiary? Gdzieś w tle zostaje przywołana postać matki Teda, która wcale nie tęskni za odważnymi reinterpretacjami biblijnego przekazu, bo "ma już wszystko, co potrzebuje wiedzieć".

Ale chropawy film Ferrary, nagrodzony na festiwalu w Wenecji m.in. Nagrodą Specjalną Jury, jest wart być może więcej niż niejeden "kompletny" film religijny, przeświadczony od początku do końca, że "tak było". Ferrara nie bojąc się śmieszności, pyta o miejsce religii w życiu współczesnego Amerykanina, a pośrednio każdego z nas. Momentami szarżuje, trywializuje, niefrasobliwie uogólnia. To film zbyt ambitny, a zarazem zbyt ułomny, by odnieść jakkolwiek rozumiany sukces. Dotyka jednak wielu istotnych spraw, które w dzisiejszym kinie zazwyczaj pomija się milczeniem.

"MARIA" ("Mary"), reż.: Abel Ferrara, scen.: Abel Ferrara, Mario Isabella, Simone Lageoles, Scott Pardo, zdj.: Stefano Falivene, Abel Ferrara, muz. Francis Kuipers, wyst.: Juliette Binoche, Forest Whitaker, Matthew Modine, Heather Graham i inni. Prod.: Włochy / Francja / USA 2005. W kinach od 21 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2006