Pistolet i zegarek

De Niro, Pesci i Keitel stają się na powrót krzepkimi żołnierzami mafii. A że czasu oszukać się nie da, ich odmłodzona obecność ma w sobie coś wzruszającego i niepokojącego jednocześnie.

25.11.2019

Czyta się kilka minut

Robert de Niro jako Irlandczyk i Joe Pesci jako Russell Bufalino / MATERIAŁY PRASOWE
Robert de Niro jako Irlandczyk i Joe Pesci jako Russell Bufalino / MATERIAŁY PRASOWE

Jest jak jest – siedemdziesięcio­siedmioletni Martin Scorsese nakręcił kolejny film, którym udowadnia, że czas działa na jego korzyść, i to w niejednym tego słowa znaczeniu. Cytowane zdanie w mafijnym słowniku oznacza ostateczny werdykt, czyli wyrok, i wypowiada je aktor Joe Pesci jako wysoko postawiony mafiozo Russell Bufalino. Oglądając „Irlandczyka” przez bite trzy i pół godziny, można chwilami kwestionować autentyczną żywotność mistrza, bo przecież próbuje on nie tylko odmładzać komputerowo swoich aktorów, ale też reanimować swój filmowy styl. Ostatnia godzina seansu nie pozostawia jednak wątpliwości, że twórca „Wściekłego byka” i „Ostatniego kuszenia Chrystusa” znowu nakręcił film wybitny.

Widmowa poświata

Czas pracuje w „Irlandczyku” na różnych obrotach: zwalnia i przyspiesza, tworzy pętle, martwe punkty i ramy. Spaja to wszystko opowieść tytułowego bohatera, czyli Franka Sheerana, byłego działacza związku zawodowego i bezwzględnego gangstera w jednej osobie. Czy mamy do czynienia z gawędą siedzącego na wózku pensjonariusza domu starców, czy może jego zeznaniem i wyznaniem, przekonamy się dopiero na końcu. Scenarzysta Steven Zaillian („Lista Schindlera”, „Gangi Nowego Jorku”) wziął na warsztat książkę dziennikarza śledczego Charlesa Brandta, wydaną u nas pod tytułem, który również nawiązuje do mafijnego kryptojęzyka: „Słyszałem, że malujesz domy”, i zamienił ją we fresk o związkach polityki i świata przestępczego. A także w rozpisaną na kilkadziesiąt lat przypowieść o zdradzie, winie i toksycznej męskości, która nawet w kinie głównego nurtu staje się znakiem naszych czasów. Patrz: „Joker” Todda Phillipsa.

Grający „Irlandczyka” Robert De Niro, podobnie jak Pesci czy Al Pacino w roli zamordowanego lidera związkowego Jimmy’ego Hoffy, są dziś mniej więcej w wieku reżysera. Na ekranie dostają cyfrowy lifting, dogęszczenie włosów oraz zastrzyk sterydów. Dla jednych efekty owych transformacji mogą wyglądać nieco upiornie, bo technologia ciągle nie jest w tej materii doskonała i naznacza twarze aktorów widmową poświatą, niemniej wyłania się z tej niedoskonałości jakiś egzystencjalny naddatek. Wszak kino to sztuka oszustwa, balsamowania żywych i martwych. Niedługo przekonamy się o tym najdobitniej, oglądając awatara zmarłego w 1955 r. Jamesa Deana. Bez tradycyjnej charakteryzacji sędziwe gwiazdy „Irlandczyka” znowu mają wyglądać niczym w latach 70. (wtedy rozgrywa się główna akcja), a że film, zupełnie jak „Chłopcy z ferajny” (1990) tego reżysera, stanowi jedną wielką retrospekcję, na dodatek przedśmiertną, owa podróż w czasie nabiera osobliwego konturu i autotema­tycznego wymiaru. De Niro, Pesci, Harvey Keitel – to ikony uniwersum Scorsesego. W „Irlandczyku” stają się na powrót krzepkimi żołnierzami lub generałami włosko-amerykańskiej mafii, a że czasu tak do końca oszukać się nie da, ich odmłodzona o kilka dekad obecność ma w sobie coś wzruszającego i niepokojącego jednocześnie.

Wygrywa czyste kino

To samo rzec by można o zderzeniu awanturniczej fabuły filmu z jego refleksyjną ramą. Co jednak istotne, kiedy Scorsese opowiada historię przyjaźni Sheerana i Hoffy oraz gangsterskich porachunków, i kiedy dokłada do tego wielką historię amerykańską (inwazja w Zatoce Świń, zabójstwo Kennedy’ego, zniknięcie Hoffy, afera Watergate) oraz historię własnego kina, nie chodzi mu o jakąś nostalgiczną rewizytę. Starzenie się bohaterów, ich niedołęstwo i samotność, od których uciec mogą tylko w barwną anegdotę, staje się refleksją samego reżysera, który rozlicza się poniekąd ze sobą i z własnym kinem. Oskarżane było ono często o mitologizację przemocy i schlebianie fascynacji światem zorganizowanej przestępczości. Nawet dzisiaj zarzuca się „Irlandczykowi”, że w dobie politycznego cyrku i powszechnej w tych sferach nieuczciwości stworzył nazbyt epicki, zbyt uwodzicielski obraz oszustwa i zdrady.

Scorsesemu dostaje się również za ponowne zmarginalizowanie postaci kobiecych, które w filmie zajmują się głównie nerwowym paleniem papierosów, wizytami u fryzjera, tudzież serwowaniem zupy pomiędzy kolejnymi „akcjami” małżonków. Ta znacząca nieobecność („jest jak jest” – powiedziałby bezlitosny Russ Bufalino) znajduje przedłużenie w równie znaczącym i niemym spojrzeniu Peggy Sheeran, jednej z córek Franka, granej przez Annę Paquin. Stereotypowy portret męskości, na który składa się władza, pieniądze i fizyczna siła, rozsypuje się u Scorsesego w proch, odsłaniając postać niedołężnego starca, który przegrał własne życie, a już na pewno swoje ojcostwo.

Tu trzeba zaznaczyć, iż kaznodziejstwo pozostaje Scorsesemu całkowicie obce. Jako niedoszły ksiądz i człowiek, który przez lata mocował się z wiarą katolicką, w pełni odzyskaną dopiero w okolicach „Milczenia” (2016), reżyser oszczędnie gospodaruje symboliką religijną, a wizję człowieka w „Irlandczyku” tworzy tyleż ludzka słabość, co ciemny fatalizm. Ostatecznie wygrywa jednak czyste kino. W jednej ze scen odmłodzeni, ubrani w piżamy De Niro i Pacino konwersują w pokoju hotelowym, a kamera zatrzymuje wzrok na szafce nocnej, gdzie spoczywa pistolet i zegarek. Trudno o bardziej zwięzłe podsumowanie tego, czym „Irlandczyk” jest, dlaczego ma metraż dwóch filmów, nieco „geriatryczną” aurę i dlaczego Scorsese przeżuwa poszczególne sceny czy dialogi niczym krwisty stek.

Przeszłość i przyszłość

Równocześnie reżyser ma swój osobisty problem z czasem, w którym żyje. Jako kustosz filmowych archiwów, a zarazem jeden z ojców chrzestnych kinematografii współczesnej, o czym świadczy chociażby wspomniany „Joker” otwarcie pasożytujący na „Taksówkarzu” i „Królu komedii”, Scorsese zdaje się żyć gdzieś ponad czasem, próbując na siłę spinać ze sobą przeszłość i przyszłość. Wygłasza np. gniewne manifesty przeciwko filmowej rozrywce spod znaku Marvela, choć sam czerpie garściami z osiągnięć tego studia w dziedzinie cyfrowej obróbki obrazu. On, dla którego kino zawsze było świątynią, decyduje się nakręcić „Irlandczyka” dla platformy Netflix, a tym samym znacznie ograniczyć jego dystrybucję kinową, bo tylko internetowy gigant zapewnił mu należyty budżet, który w tym akurat przypadku przełożył się na wolność twórczą.

Najnowszym filmem wskrzesza Scorsese lata 70. nie tylko w wymiarze najbardziej cielesnym, ale także pewien zanikający model kina, rozwijany kiedyś przez Coppolę, Kubricka i jego samego. Udowadnia, że między filmowym popcornem a hermetycznym artyzmem nadal istnieje przestrzeń dla ambitnego kina środka, dla twórczości autorskiej i jednocześnie popularnej, pozwalającej na co najmniej dwukodową lekturę.

Żeby spełnić ten ideał, dobrze mieć jeszcze jakieś 159 mln dolarów. ©

IRLANDCZYK (The Irishman) – reż. Martin Scorsese. Prod. USA 2019. Film dostępny w wybranych kinach, a od 27 listopada na Netfliksie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2019